Kalkstein zdradę miał we krwi

Ludwik Kalkstein wraz z Blanką Kaczorowską wydał gestapo ok. 500 akowców oraz ich dowódcę generała Grota-Roweckiego
Ludwik Kalkstein wraz z Blanką Kaczorowską wydał gestapo ok. 500 akowców oraz ich dowódcę generała Grota-Roweckiego Wikimedia Commons
Jak to możliwe, że działacz konspiracji i kawaler Krzyża Walecznych został agentem gestapo i donosicielem UB?

- Nie wygasła nienawiść, uraza w naszym rodzie do Prus, prusactwa. W tym duchu byłem wychowany: zamiast bajkami karmiono mnie mitami rodzinnymi. Z takimi uczuciami wciągnięty przez kolegę znalazłem się w 1940 roku w konspiracji. Miałem 20 lat, przeszkolenie morskie i maturę - powie po latach Ludwik Kalkstein-Stoliński.

Człowiek, który jest określany mianem najgłośniejszego zdrajcy w szeregach Armii Krajowej, wielokrotnie nawiązywał do swojego pochodzenia. Zresztą niedługo po jego aresztowaniu mieli je również wykorzystać gestapowcy. Żeby opowiedzieć historię agenta III Rzeszy działającego pod kryptonimem: 97, trzeba się cofnąć aż do XVII w. To wtedy rozpoczęła się legenda Christiana Ludwika von Kalksteina. Rycerza znanego z talentu do ucieczek i wzbudzania oporu Prus Książęcych wobec rządzącego elektora - Fryderyka Wilhelma Hohenzollerna.

Ród von Kalksteinów od dawien dawna zamieszkiwał rejony Prus. Kiedy Christian nabył Stolno, postanowił dodać sobie polski przydomek: Stoliński. Szlachcic mówił zarówno po polsku, jak i po niemiecku. Walczył i pod polskimi, i pod pruskimi - a może raczej szwedzkimi - sztandarami. Z upływem czasu, ze względu na walki o spadek po ojcu, stosunki Kalksteina i elektora ulegają pogorszeniu. Bliska rodzina oskarża go o spisek. Ułaskawiony arystokrata, którego obłożono jednak wysoką grzywną, ucieka do Rzeczypospolitej, żeby rozpocząć otwartą działalność przeciw elektorowi. Rycerz proponuje nawet królowi Michałowi Korybutowi Wiśniowieckiemu, że zmusi Fryderyka Wilhelma do hołdu przed polskim panem. Władca pozostaje głuchy na propozycję.

"Dużo pomysłowości, energii i odwagi"

Tymczasem trwa wojna Polski z Turcją. Niedługo Kamieniec Podolski nieuchronnie upadnie. Na skutek intrygi pruskiego dyplomaty Christian zostaje podstępnie porwany i wywieziony do Prus. Chociaż wcześniej uciekał już z niewoli, chociażby moskiewskiej, to tym razem los stawia na nim krzyżyk. W obliczu niekorzystnej sytuacji politycznej protesty wysyłane z Rzeczypospolitej spełzają na niczym.

Elektor osobiście zajmuje się sprawą Christiana. Wysyła go na tortury i za sprawą kata przypieka żelazem, rozciąga oraz funduje niewymowne cierpienie. Ale von Kalkstein-Stoliński pozostaje nieugięty i nie wydaje ani jednego pruskiego szlachcica, który z nim współpracował. Rzuca jedynie nazwiskiem kogoś, kto od dawna ma zapewniony azyl w Rzeczypospolitej. 8 listopada 1667 r. wchodzi na szafot. Wszystkiemu przyglądają się jego żona i sześciu synów ukrytych w tłumie okolicznej gawiedzi.

Zanim głowa Christiana von Kalksteina spadnie pod naporem miecza, zdąży on napisać list do matki swoich dzieci i nakaże im wyjechać do Rzeczypospolitej. Kobieta usłucha, a jej potomkowie będą później walczyć w polskich powstaniach. Rodzina będzie pielęgnować wartości patriotyczne. Warto dodać, że ta historia posłuży potem za pierwowzór kultowego serialu "Czarne chmury".

Dwieście pięćdziesiąt trzy lata po śmierci Christiana Ludwika von Kalksteina na świat przychodzi najbardziej znany zdrajca w historii AK. Dziecko otrzymuje imię po swoim wielkim, nieugiętym przodku. Starsza siostra Ludwika Nina jest aktorką. Chłopak dorasta w warszawskiej rodzinie handlującej tekstyliami. Wiedzie się im całkiem nieźle. Wiosną 1939 r. Ludwik kończy gimnazjum, a we wrześniu wyjeżdża do Wilna. Tymczasem nad Stary Kontynent nadciągają czarne chmury. Ale Kalkstein doskonale mówi po niemiecku, więc łatwiej będzie mu sobie poradzić.

Z konspiracją, a konkretniej Tajną Organizacją Wojskową Ludwik zetknął się już na terenach dzisiejszej Litwy. Stamtąd wysłano go z pocztą do stolicy. W Warszawie trafia do sieci wywiadowczej "Stragan". I decyduje się w niej pozostać, chociaż kierownictwo proponuje mu wyjazd do ZSRR. Szef Kontrwywiadu KG AK Bernard Zakrzewski ps. Hipolit, Oskar napisze o Kalksteinie w samych superlatywach: ,"dużo pomysłowości, energii i odwagi". Miał się wyróżniać dobrymi wynikami pracy i uchodzić za jednego ze zdolniejszych pracowników wywiadu ofensywnego AK. Należy pamiętać, że w tamtych czasach o pozycji decydowały zdolności, a nie stopień.

Patrzył na tortury ojca

W wieku 21 lat Ludwik Kalkstein zostaje podporucznikiem i ma pod sobą starszych stopniem oficerów. Wiosną 1941 r. przybiera pseudonim Hanka i zaczyna organizować własną grupę wywiadowczą "H". Wciąga do niej rodzinę - szwagra Eugeniusza Świerczewskiego oraz brata ciotecznego Jerzego Kopczewskiego "Krzysztofa". W komórce wywiadowczej pojawia się także przyszła żonę Kalksteina Blanka Kaczorowska "Sroka". Podczas późniejszego przesłuchania "Hanka" wyznał, że jego grupa liczyła siedem osób. IPN twierdzi natomiast, że grupa Kalksteina składała się z 10 pracowników i 150 informatorów. Największe sukcesy?

Przejęcie wzoru chemicznego stopu aluminium opracowanego przez hitlerowskich naukowców czy zdobycie planu sytuacyjnego lądowisk w okupowanej Europie.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Blance Kaczorowskiej. Budząca pożądanie mężczyzn kobieta "o typie urody Marleny Dietrich" jest kluczową postacią w całej tej historii. Zdradziła akowców razem ze swoim przyszłym mężem. Najpierw pracowała dla polskiego wywiadu w Siedlcach. Tam młodziutka dziewczyna zakochała się w niemieckim oficerze Johannesie Berencie. Była zagrożona aresztowaniem i kierownictwo zdecydowało, żeby przerzucić ją do stolicy. Traf chciał, że wylądowała pod skrzydłami Kalksteina. Ten zakochał się bez pamięci w 18-latce i zamieszkał z nią w konspiracyjnym mieszkaniu przy al. Niepodległości.

To, co wydarzyło się w tym lokalu, miało spowodować, że sukcesy komórki "H" przeszły do historii. Okoliczności tamtych wydarzeń do dzisiaj nie są do końca wyjaśnione. Pewnego wiosennego poranka - w marcu bądź kwietniu - do domu Kalksteina zapukali ojciec i jego siostra. To o tyle ważne, że jak dotąd Ludwik i Blanka próbowali skrzętnie ukrywać swoje uczucie. Tymczasem najbliżsi krewni Kalksteina przyłapali ich w łóżku. Twierdzili, że pewien gestapowiec, któremu Jerzy Kopczewski był winien pieniądze za współpracę, szantażuje kuzyna Ludwika. Po wojnie Kalkstein wyzna, że cała ta sytuacja - zwłaszcza łóżkowa - bardzo go zestresowała. Kiedy się ubierał, zapomniał założyć ubrania z wszytą trucizną. Nie zabrał nawet pistoletu, ale pobiegł zrugać kuzyna. Tyle że w mieszkaniu przy ul. Opoczewskiej czekało już gestapo. Ludwika schwytano z biżuterią i pieniędzmi. Dlaczego Kalkstein poszedł do mieszkania, które było spalone? Jak to się miało do jego powiązań rodzinnych? To pytania, na które dzisiaj ciężko odpowiedzieć. Tym bardziej że to wersja wydarzeń przedstawiona przez samego Kalksteina.

Faktem jest, że Ludwik Kalkstein trafił na al. Szucha. Początkowo udawał zwyczajnego pionka. Po czterech miesiącach ciężkich tortur chłopak nie wytrzymał. Irena Chmielewicz, tłumaczka i maszynistka w warszawskim gestapo, twierdziła później, że tajna policja Hitlera obchodziła się bardzo łagodnie z więźniami z wywiadu. Zeznała również, że razem z Kalksteinem aresztowano w pierwszym rzucie ok. 52 osób. W każdym razie gloryfikacja gestapo ponad wszelką wątpliwość odbiera wiarygodność jej zeznaniom. Warto dodać, że niedługo po "Hance" do aresztu Niemców trafiły jego matka oraz siostra. W nocy z 27 na 28 kwietnia 1942 r. aresztowano również Mieczysława Rutkowskiego "Goszczyńskiego", kierownika referatu zachodniego "Straganu". A to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Dwadzieścia jeden lat później, 4 kwietnia 1963 r., podczas pobytu w peerelowskim więzieniu Kalkstein powie Krzysztofowi Kąkolewskiemu, że torturowano przy nim jego ojca.

"Czuję się Niemcem. Proszę o możność rehabilitacji"

Kiedy podobny los miał zostać zafundowany matce i siostrze, Ludwik pękł. - Wtedy powiedziałem prowadzącemu śledztwo po niemiecku: nim pan wyda decyzję sprowadzenia tu matki, chciałem coś powiedzieć bez tłumacza. Ja wychowałem się na terenie Polski, chodziłem do polskiej szkoły, uważałem, że mam wobec mojej nowej ojczyzny obowiązek bronić jej. Teraz, po głębszym zastanowieniu, uważam, że mnie jako Niemcowi wolno już poczuć się zwolnionym z przysięgi. Czuję się Niemcem. Jestem człowiekiem młodym, proszę o uwzględnienie pomyłki, danie mi możności rehabilitacji siebie i rodu wobec III Rzeszy - wspominał.

Kiedy Kalkstein trafił do niemieckiego więzienia, miał zostać obsypany ulotkami propagandowymi NSDAP. Wśród wschodniopruskiej szlachty na pierwszym miejscu wymieniano tam ród Kalksteinów. - Sądziłem, że będąc arystokratą, dostanę się do przybocznej gwardii Hitlera - powie później Kalkstein. Oświadczenie chłopaka wywołało taką sensację na Szucha, że z Berlina wezwano specjalną komisję. Przyjechało pięciu urzędników i trzy stenotypistki. Naziści uwierzyli, że to chwila triumfu teorii rasowej. Dlatego "Hanka" zostaje poddany badaniom antropologicznym. Mierzą mu czaszkę czy grubość włosów. Co więcej, chłopak dowiaduje się, że jego rodzina dostanie zwrot ziem z terenów dawnych Prus Książęcych. Jednocześnie zdrajca sypie kilkaset osób. Ale SS-Untersturmführerowi prowadzącemu przesłuchania Erichowi Mertenowi to nie wystarcza. Ostrzy sobie zęby na samego Grota-Roweckiego.

Kalksteina wypuszczono z Szucha w listopadzie 1942 r. Z aresztu wyszedł już jako agent "97". W tym czasie w szeregach AK dawno rozpuszczono plotkę, że Ludwik Kalkstein nie żyje. Z kolei on przez jakiś czas funkcjonował bez nazwiska. Z czasem staje się etatowym pracownikiem gestapo. Zakłada okulary, rozjaśnia włosy wodą utlenioną. Otrzymuje pierwsze niemieckie nazwisko - Paul Heuchel. Dostaje niemiecką eskortę, mieszka w aryjskiej dzielnicy i zawsze nosi przy sobie dwa pistolety. Ale zanim to się stanie, do współpracy z gestapo werbuje jeszcze dwie osoby: swojego szwagra Eugeniusza Świerczewskiego i ukochaną Blankę Kaczorowską "Srokę". Kobiecie opowiada, że tak naprawdę jest Konradem Wallenrodem i chce się zbliżyć do Hitlera, żeby za cenę własnego życia zabić szaleńca. Niedługo później para bierze ślub, a rzeczywistość weryfikuje słowa zdrajcy.

Pod koniec czerwca 1943 r. wpada gen. Stefan Grot-Rowecki. Źródłem wsypy ma być Eugeniusz Świerczewski, agent gestapo o kryptonimie: 100. - Świerczewski znał się z Roweckim od 1920 r., to jest od czasu, gdy służyli w armii generała Szeptyckiego na Wschodzie. Świerczewski w tej armii był oficerem kulturalno-oświatowym, a Rowecki - oficerem Oddziału II. Do 1939 r. obaj przebywali w Warszawie, z tym że Świerczewski wyszedł z wojska i pracował jako dziennikarz oraz był generalnym sekretarzem TKKT, a Rowecki służył... ostatnio jako dowódca KOP... W końcu czerwca 1943 r. Świerczewski po wyjściu z domu z rana spotkał Roweckiego na Solcu i zaczął go śledzić.

Tramwajami dojechał za Roweckim do pl. Narutowicza i tam Rowecki skręcił w jedną z ulic, o ile pamiętam - w ul. Spiską, i zatrzymał się w jednym z domów. Świerczewski wówczas telefonicznie z pl. Narutowicza powiadomił gestapo, które w kilka minut później obstawiło dom, i przy udziale Świerczewskiego rozpoczęto rewizję. Grot w tym domu miał swój lokal konspiracyjny - w mieszkaniu, gdzie był zameldowany na swoje fałszywe nazwisko lub na kogoś innego, i tam go gestapo zastało. Po stwierdzeniu przez Świerczewskiego, że to jest faktycznie Grot, został zabrany na al. Szucha, a po kilku dniach przewieziono go samolotem do Berlina - zezna w 1953 r. Kalkstein.

Zainteresował Kiszczaka

Kalkstein, Kaczorowska i Świerczewski mają na sumieniu wiele istnień. W końcu kontrwywiad AK wpadł jednak na trop zdrajców. 25 marca 1944 r. Wojskowy Sąd Specjalny skazał całą trójkę na karę śmierci. 20 czerwca 1944 r. szwagier Kalksteina został zlikwidowany przy ul. Krochmalnej. Stefan Ryś "Józef", który razem ze swoimi ludźmi powiesił zdrajcę na piwnicznej belce, w swoich zeznaniach z 1954 r. nie wspomina o tym, że Świerczewski przyznaje się do wydania Grota-Roweckiego. Przedstawia natomiast długą listę nazwisk tych, którzy pracowali w wywiadzie i łączności AK. Wszyscy zostali zdradzeni. Kontrwywiad nie był w stanie dosięgnąć Kalksteina, a jego żonę uratowało to, że była w ciąży. Ze względu na jej błogosławiony stan odstąpiono od wykonania kary śmierci.

Dwa tygodnie przed wybuchem powstania warszawskiego Ludwik Kalkstein otrzymał nową tożsamość. Od tej pory przybrał nazwisko Konrad Stark i miał prawo nosić mundur esesmana. Podczas powstania warszawskiego walczył przeciwko własnej rodzinie, głównie na Mokotowie. Pod koniec sierpnia 1944 r. Kalkstein wyjechał z Warszawy. W Łowiczu i Skierniewicach nawiązała z nim kontakt jego małżonka. Razem spędzili sylwestra. Później dawny "Hanka" wyjechał na placówki w Grójcu, Skierniewicach i Sochaczewie. Blanka, przez Zgierz, przedostała się do Łodzi.

Po wojnie Kaczorowska ponownie wyszła za mąż. Wpadła w ręce peerelowskich organów ścigania 19 grudnia 1952 r. Zdążyła się już zapisać do PPR i ukończyć studia na Wydziale Humanistycznym łódzkiego uniwersytetu. Kiedy zamykano jej śledztwo, przyznała, że od listopada 1942 r. do lutego 1944 r. wydała Niemcom wiele osób z Oddziału II KG AK, ale zaprzeczyła doniesieniom o swojej współpracy z gestapo. Sąd zdecydował skazać ją na karę dożywotniego pozbawienia wolności z utratą praw publicznych i obywatelskich praw honorowych. Karę zmniejszono i w rezultacie Kaczorowska opuściła celę 1 lipca 1958 r. Donosiła na współtowarzyszki z celi. Po wyjściu na wolność kontynuowała współpracę z Departamentem II (kontrwywiad) co najmniej do kwietnia 1972 r. Jakiś czas później wyjechała do Francji.

Z kolei Kalkstein przebywał po wojnie przez kilka miesięcy w Krakowie. Później mieszkał w Koszalinie, Przyborowie, Chorzowie i Szczecinie. Legitymował się jako Wojciech Świecki oraz Wojciech Mieczysław Świerkiewicz. Był zatrzymywany dwukrotnie, najpierw w 1949 r., a później 20 sierpnia 1953 r. Wyszedł z więzienia najprawdopodobniej 12 lipca 1965 r., co wywołało protesty żołnierzy AK i Radia Wolna Europa. Wykorzystując swoje kontakty z różnymi kobietami, podróżował po Polsce, a potem za granicę. Nawet nieźle się dorobił - chociażby na fermie drobiu. Wielokrotnie zmieniał nazwisko, a jego sprawą osobiście zainteresował się gen. Czesław Kiszczak.

Jakub Szczepański

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia