Była zimowa środa 9 stycznia 1991 r. Na ulicy Iwana Koniewa robotnicy zabierali się za demontaż pomnika sowieckiego marszałka. Posąg usuwała ekipa z Przedsiębiorstwa Robót Technicznych w Gliwicach. Tego samego, które niemal cztery lata wcześniej, w 1987 r., montowało monument. Przez otwór w plecach Koniewa robotnicy dostali się do wnętrza spiżowej figury i tam odkuli zaczepy. Odłączyli też od korpusu wyciągniętą prawą rękę, która przeszkadzałaby w transporcie.
Następnego dnia przystąpiono do operacji podniesienia i załadowania 11-tonowej figury. W sukurs marszałkowi ZSRR przyszła stacjonująca jeszcze w Polsce Północna Grupa Wojsk Radzieckich. Dowodzeni przez płk. Aleksandra Paszinkowa sołdaci przywieźli do Krakowa czołgową naczepę, na której z niemałym trudem złożono w dwóch częściach (osobno korpus, osobno rękę) figurę dwukrotnego Bohatera Związku Radzieckiego. Duży dźwig, którym przeniesiono Koniewa, wypożyczył Mostostal. Gdy wszystko było już gotowe, a sam posąg zabezpieczony na naczepie, kolumna radzieckich pojazdów z leżącym na boku marszałkiem wyruszyła w kierunku Olkusza. Tak wyglądał koniec krakowskiego pomnika Iwana Koniewa. A jaki był jego początek?
Mit manewru
Podczas wojny Koniew dowodził 1. Frontem Ukraińskim. W styczniu 1945 r. nacierał znad Wisły w kierunku Krakowa. Zdobycie dużego miasta dodawało prestiżu, więc rywalizował na tym polu z dowódcą 4. Frontu Ukraińskiego gen. Iwanem Pietrowem. Niemcy tymczasem ogłosili Kraków twierdzą i zamierzali bronić go, jak długo się da. Wybudowali liczne pozycje obronne na wschód od miasta, a w samym Krakowie rozmieścili zapory przeciwczołgowe, stanowiska karabinów maszynowych i schrony. Koniew nie zamierzał jednak atakować Krakowa od wschodu, czyli od najbardziej umocnionej strony, lecz postanowił obejść miasto i zaatakować od strony zachodniej. Radzieckie oddziały uderzyły więc od północnego-wschodu i północnego-zachodu. Zaskoczeni Niemcy zrezygnowali z obrony i wycofali się do Podgórza, a następnie w kierunku Śląska.