Minęła 30. rocznica ujawnienia depozytu broni z Rudawy w gminie Zabierzów. Historię w ramach cyklu "Archiwalne środy" przypomniał pochodzący z Rudawy Piotr Kuruc, pracownik krakowskiego archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Opowiada o żołnierzach Armii Krajowej, ludziach, którzy z niezwyczajną odwagą zbierali broń, gromadzili, przechowywali i przygotowywali do powstania. A przecież szykowało się na to powstanie całe zbrojne podziemie zjednoczone w 1942 r. pod szyldem AK. Przechowując broń konspiratorzy ryzykowali życiem własnych rodzin, bo na utratę swojego byli przygotowani, znali cenę swoich działań. Antoni Wiśniowski ryzykował tak przez całe dziesięciolecia.
Konspiracja antyhitlerowska w Rudawie działała podobnie jak w innych częściach kraju, czyli najpierw do podziemia zeszli żołnierze wracający z kampanii wrześniowej, potem dołączały kolejne osoby, nawet bardzo młodzi ludzie. W Rudawie w gromadzeniu broni zasłużyli się przede wszystkim bracia Wiśniewscy - wspomina konspiratorów Piotr Kuruc z IPN.
W rodzinie Wiśniewskich było czterech braci i dwie siostry. Szczególną rolę odegrali starszy Kazimierz Wiśniewski ps. "Jawor" i młodszy Antoni Wiśniowski ps. "Szerszeń". Cała rodzina zapisywała nazwisko przez "e" Wiśniewski, a Antoni biorąc ślub dowiedział się, że nazwisko ma zapisane przez "o" Wiśniowski i przy tym pozostał.
Konspiratorzy z Rudawy nigdy się nie ujawnili i nie dali się złapać. Jak się okazało - tej broni tylko spisanej na zachowanych do dziś listach - było sporo: ponad 20 sztuk pistoletów krótkich i karabinów (rodzina twierdzi, że jeszcze więcej), granaty ręczne oraz setki sztuk amunicji do kbk i do pistoletów, zapalniki tarciowe, dwa ładunki materiałów wybuchowych po 1 kg, naboje sygnalizacyjne, petardy, zapalniki do granatów ręcznych.
Zgromadzenie i ukrycie broni dla całego oddziału AK (z Rudawy i okolic) dla wielu może być czymś nieprawdopodobnym, ale nie dla rodziny Wiśniewskich.
Wszystko zaczęło się z początkiem wojny od zbierania broni po polach po potyczkach. Gdy bracia Wiśniewscy zaczęli to robić, to Antoni miał zaledwie 16 lat. Pierwsze sztuki ukrywali w wieżyczce remizy strażackiej. Ale po tym jak do centrum Rudawy przybyli Niemcy bracia przenieśli broń na swoją posesję, tam ukrywali i nadal gromadzili m.in. kradnąc z transportów kolejowych. Ponadto konserwowali, naprawiali, czyścili, a nawet dorabiali brakujące elementy - podkreśla Kuruc.
Opowiada, że posesja Wiśniewskich na uboczu wsi za Rudawką nadawała się na depozyt broni. Najpierw posesja rodzinna była schowkiem, potem sąsiednia, którą zakupił i zamieszkał Antoni Wiśniowski z żoną Marią. Niektórzy twierdzą, że w domu Kazimierza też była broń, być może pojedyncze egzemplarze, inni temu zaprzeczają.
W podziemiu tutaj działało wiele osób także z sąsiednich wiosek, zakonspirowani byli nienagannie, niektórzy się ujawnili. Jednak Wiśniewscy nigdy nie ujawnili swojej przynależności do AK i nie zdali broni. Choć część arsenału z tych okolic została wydana w 1947 r. do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie, jednak sporo broni wciąż zostało w Rudawie. Dopiero dwa lata po śmierci obu braci, która nastąpiła w 1990 r. Antoniego w marcu, a Kazimierza w kwietniu, ujawniono depozyt. Trafił w 1992 r. do obecnej 6. Brygady Powietrznodesantowej w Krakowie.
Miejsca ukrywania broni na przestrzeni lat były różnorodne - dach wychodka - podwórkowej toalety, spróchniały pień drzewa, stodoła, piwniczka i pojemnik zakopany na podwórku. Rodzina wiedziała o tej broni. Wszyscy wiedzieli, jak niebezpieczne to przechowywanie, a jednak pistolety były także w domu. Konserwowane wieczorami.
Widziałam tę broń u taty. Czyścił nocą. Byłam dzieckiem, ale nigdy o tych pistoletach nie mówiłam, nikt nie mówił. Wszyscy wiedzieli, co za to grozi. Żyliśmy z tym ryzykiem. Potem okazało się, że tata miał zawsze zapakowany osobno nabity pistolet, a z nim 2 - 3 naboje. To zapewne dla siebie, bo znał konsekwencje tego, co robił i był gotowy na wszystko. Po dwóch latach od śmierci taty, mama zdecydowała się oddać broń - opowiada Renata Wiśniowska, córka "Szerszenia".
Gdy odbierano tę broń, przyjechali saperzy, sprawdzili wskazane miejsca i stwierdzili, że broń jest bardzo dobrze zabezpieczona. - Tata miał przeszkolenie saperskie, wiedział jak obchodzić się z bronią, jak ją przechowywać - dodaje córka konspiratora.
Przypomina też, że Antoni Wiśniowski należał do Związku Walki Zbrojnej, dostawał stamtąd zadania. - Pierwszym z nich było sprawdzanie przelotów samolotów, godzin, kierunków. Do tego dostał lornetkę, kompas i zegarek. Obserwował loty całą dobę i przekazywał informacje swojemu przełożonemu Henrykowi Tatarze ps. "Kostur". Innym zadaniem było blokowanie niemieckich transportów z uzbrojeniem. Sypanie piasku w tryby - do maźni. Po wsypaniu na stacji w Rudawie pociągi ulegały awarii już za Zabierzowem, do Krakowa nie dojeżdżały - opowiada Renata Wiśniowska.
Za swoją działalność bracia z Rudawy nie byli doceniani. Antoni Wiśniowski otrzymał jedynie pośmiertnie stopień podporucznika.
- Co zjeść, podróżując po Małopolsce? Oto regionalne przysmaki!
- Amerykański Rajd kantYny w gminie Wielka Wieś. Kowboje i rumaki pod maskami aut
- Wielka Wieś. Nietypowe dożynki. Korowody, wieńce, przyśpiewki na Wielkowiejskim Targu
- Piknik Rodzinny w Ojcowskim Parku Narodowym. Atrakcji nie brakowało!
- Gminne święto plonów. Przybył korowód z 13 wieńcami i przyśpiewkami
- Z wizytą w kozim gospodarstwie, czyli tam, gdzie zbierają suchy chleb
FLESZ - Oczekiwania wobec rynku pracy w 2022 r.