Na samolot mówią furgocz, na sufit pokłod - choć urodzili się za oceanem, a ich przodkowie wyemigrowali 160 lat temu. Kiedy przyjeżdżają na kolorowy, zielony Śląsk, nie mogą się nadziwić, że ich przodkowie wyjechali stąd do suchego Teksasu.
- Jo jest Dorka. Jo się urodziyła w Teksasie. Moi ojcowie byli Aleksander Pollok i Anna Moczygemba. Łoni mieli siedym dzieci, a jo boła ta najmodszo - opowiada Dorothy Pawelek gwarą tak czystą, jakby mieszkała od małego w Błotnicy Strzeleckiej. A przecież jej przodkowie od siedmiu pokoleń są Teksańczykami. Ale i Ślązakami nie przestali być.
- Jak jo boła 23 lot staro, toch się wydała do Alojza Pawelka. My mieli jedna dziołcha. Sie nazywo Suzette. Jak żech boła 59 lat staro, to żech owdowiała i teroz miyszkom sama - ciągnie opowieść Dorothy. - Jak żech boła mało dziołszka w doma, to my ino rzondziyli po polsku. Ale to nie było za tyla do moi mamy. Łoni chcieli, co by jo się nauczyła pisać i czytać po polsku. A my mieli siostry felicjanki. Łone nos uczyły angielskiego. Ale jak ftoś chcioł się nauczyć pisać i czytać po polsku, łone nos uczyły przed szkołom, abo po szkole.