Gęsty las na peryferiach Kędzierzyna-Koźla, pomiędzy Azotami a Sławięcicami. Daleko stąd do jakiejkolwiek asfaltowej drogi czy większej osady. Miejsce nosi nazwę Dąbrowa Leśna (przed wojną Dombrowa).
Można tu znaleźć niewielki kopczyk i kilka potężnych głazów. Ktoś musiał sobie kiedyś zadać sporo trudu, żeby wyryć na nich kilka starogermańskich run. Aby je rozszyfrować, trzeba znać alfabet zwany "starszym futharkiem", będącym w istocie pierwszym typem pisma północnoeuropejskiego.
Pierwsza z run - w kształcie grotu strzały - nazywa się Tiwaz. Związana jest Tyrem, synem Odyna, jednorękim bogiem wojny. Według starogermańskich wierzeń ów Tyr był strażnikiem etyki wojownika.
Druga runa - w kształcie litery S - to Sigel. Symbolizuje słońce i zwycięstwo. Na kamieniach jest jeszcze wyryta zakrzywiona swastyka.
- Taka sama występuje na emblemacie niemieckiego towarzystwa okultystycznego Thule - opowiada Edward Haduch z kędzierzyńskiego stowarzyszenia miłośników historii Blechhammer 1944, które od lat wyjaśnia, co podczas II wojny światowej działo się na terenach Opolszczyzny.
- Kiedyś w miejscu, gdzie znajdują się te kamienie, stał zameczek. Jedna z teorii mówi, że zbierała się w nim grupa okultystycznego, nacjonalistycznego towarzystwa Thule, która po I wojnie światowej była wylęgarnią kadr dla ruchu nazistowskiego i inspiratorem rasistowskiej ideologii NSDAP.
Rudolf Hess bywał w Sławięcicach
Dąbrowa Leśna pod Kędzierzynem-Koźlem, niewielki kopczyk i kilka potężnych głazów z wyrytymi starogermańskimi symbolami. Prawdopodobnie to było miejsce spotkań towarzystwa okultystycznego Thule
(fot. Daniel Polak/NTO)
Lista najważniejszych członków towarzystwa wygląda, jakby została zdjęta z wokandy Norymbergi. Należeli do niego: uważany za twórcę narodowego socjalizmu w Niemczech Alfred Rosenberg, gubernator generalny Hans Frank, organizator pogromów Żydów Julius Streicher i zastępca Adolfa Hitlera - Rudolf Hess.
Ten ostatni co najmniej raz, dokładnie 8 grudnia 1939 roku, odwiedził sławięcicką siedzibę rodu Hohenlohe. To właśnie do tej rodziny należał zameczek w Dąbrowie. Hess oficjalnie przyjechał tam, bo w okolicy otwierał Kanał Gliwicki.
Jego tajemniczej ucieczce do Anglii w 1941 roku i śmierci w 1987 poświęcimy więcej miejsca. Na razie wróćmy jednak do początków towarzystwa Thule, bo to właśnie ono miało mieć wielki wpływ na to, co wydarzyło się w XX wieku na świecie.
Jest rok 1918. Niemcy przegrali wojnę, naród czuje się upokorzony. Wielu obywateli wierzy, że światem rządzi żydowsko-masoński układ. Tak przynajmniej mówi się na ulicach.
Na tajemniczych spotkaniach, w atmosferze przygnębienia, podejrzliwości i chęci odwetu zbierają się przedstawiciele arystokracji, wysocy szczeblem urzędnicy, profesorowie, lekarze. Oficjalnie… studiują historię Niemiec. Ale to nie jest taka "historia od - do". Ich interesują konkretne informacje. Na przykład te o mitycznej praojczyźnie Aryjczyków - czyli najdalej wysuniętej na północ wyspie Europy - Thule. To od niej bierze się nazwa stowarzyszenia.
Kto dostał legitymację z nr 555
Na spotkania przychodzi m.in. dziennikarz Karl Harrer. Jest mocno zaangażowany w całą inicjatywę, jednocześnie jako pierwszy zaczyna głośno mówić, że od samych spotkań przy świecach i książkach Niemcy świata nie zmienią.
Wreszcie przyjaciele namawiają go do utworzenia politycznego związku zawodowego, którego podstawą będzie wspomniane Towarzystwo Thule. I tak wspólnie ze ślusarzem Antonem Drexlerem zakłada Niemiecką Partię Robotniczą (DAP). 5 stycznia 1919 roku kilkudziesięciu założycieli spotyka się w monachijskim hotelu "Fürstenfelder Hof".
Na zebraniu jest 20 osób. Ustalają, że na początek ludzi będą werbować m.in. w knajpach.
Jedno z kolejnych zebrań odbywa się 12 września w piwiarni Sterneckerbräu w Monachium. Do baru wchodzi 30-letni mężczyzna z modnym krótkim wąsem. Kształt zarostu podpatrzył u Niemców, którzy wracali do ojczyzny z dalekiej Ameryki, najczęściej dlatego, że sobie tam nie poradzili. To była taka awangardowa odpowiedź na obfite "kajzerowskie" wąsy. - Ein Bier bitte. Ciekawa dyskusja się tu u was toczy - zagaduje do kelnera.
Ten mężczyzna to Adolf Hitler, weteran I wojny światowej. Na początku siedzi cicho, przysłuchując się jedynie, o czym mówią członkowie nowo założonej partii. Odzywa się dopiero wtedy, gdy jeden z nich przekonuje, że Bawaria powinna oddzielić się od reszty Niemiec.
- Nie można naszego kraju rozbijać, trzeba sprawić, aby był wielki - krzyczy Hitler.
Dyskusja staje się coraz ostrzejsza. Jeden z profesorów wychodzi z baru na znak protestu przeciwko tezom Hitlera, chwilę później wszyscy rozchodzą się do domów. Drexler zaprasza jednak Hitlera na kolejne spotkanie. Trzy tygodnie później otrzymuje on kartkę pocztową z informacją, że został wpisany do DAP. Dostaje legitymację nr 555. W celu zawyżenia liczby członków wydaje się je dopiero od numeru 500.
Wróżka przepowiada, kto będzie fuhrerem
Drexler i reszta założycieli partii wypada jednak kiepsko w knajpianych dyskusjach, łatwo dając się przegadać przy piwie. Zupełnie inaczej niż Hitler. Jego kwieciste mowy są przyjmowane oklaskami, głównie przez weteranów I wojny światowej, którzy najczęściej przychodzą na spotkania DAP.
Wśród członków partii pojawia się m.in. Rudolf Hess. Podczas jednego ze spotkań w knajpie pijany gość łapie za kufel i rzuca nim w Adolfa Hitlera. Hess zasłania go własnym ciałem, a kufel rozbija się na jego głowie. Od tego momentu ma charakterystyczną szramę na twarzy, która jednak zniknie w tajemniczych okolicznościach już po wojnie.
Niedługo potem powstaje NSDAP, czyli Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników. Na jej czele staje nie kto inny jak Adolf Hitler. W 1924 roku, gdy siedzi w więzieniu po nieudanym puczu monachijskim, niemiecka wróżka ze Zgorzelca Elsbert Ebertin rozkłada karty. Po chwili już wie. - On będzie wodzem… - stwierdza. Wieść o tej przepowiedni lotem błyskawicy rozchodzi się po całych Niemczech. Ta legenda będzie towarzyszyć Hitlerowi do końca III Rzeszy.
Podczas jego pobytu za kratami partią dowodzi Alfred Rosenberg. Uważany jest za głównego ideologa, twórcę teorii rasistowskich. Zawiera je m.in. w swojej książce "Mity dwudziestego wieku", która pełni równie ważną rolę co "Mein Kampf" Hitlera.
To właśnie on jest autorem teorii "rasy panów". Jej ideologiczne założenia oraz informacje o relacjach pomiędzy poszczególnymi politykami NSDAP Rosenberg spisuje w pamiętniku. Będzie on potem bardzo ważnym dowodem podczas procesu norymberskiego, kiedy to świat będzie sądzić hitlerowskich zbrodniarzy.
W tajemniczych okolicznościach 400 stron ważnych zapisków Rosenberga zaginie jednak podczas śledztwa. Zostaną odnalezione dopiero w czerwcu 2013 roku w jednym z domów pod Nowym Jorkiem. Obecnie są one analizowane. Mówi się, że mogą rzucić nowe światło na problem Holocaustu podczas drugiej wojny światowej.
Chcieli być jak rycerze króla Artura
Erik Hanussen (w środku) przepowiedział sukces nazistów, ale nie własną śmierć z ich ręki
(fot. Archiwum NTO)
Przełom lat dwudziestych i trzydziestych w Niemczech był czasem wielkiej popularności astrologów, a ich przepowiednie były ważnym elementem nazistowskiej propagandy.
Niejaki Erik Hanussen w 1930 roku ogłosił publicznie, że Hitler w ciągu roku zostanie kanclerzem. Faktycznie stało się to trzy lata później.
Ów wróżbita stał się bardziej wiarygodny, gdy spełniła się jego przepowiednia, że "niedługo Berlin stanie w ogniu". W nocy z 27 na 28 lutego 1933 roku faktycznie spłonął Reichstag, gmach parlamentu Rzeszy. O podpalenie oskarżono komunistów.
NSDAP wykorzystała ten incydent do przekształcenia republiki weimarskiej w państwo totalitarne.
Z Towarzystwa Thule wywodził się także Heinrich Himmler, który w 1929 roku został szefem formacji paramilitarnej Schutzsteffel, znanej jako SS. Himmler założył także Towarzystwo Badawcze nad Pradziejami Spuścizny Duchowej zwane Ahnenerbe, które zostało włączona w struktury SS. Celem Ahnenerbe było udowodnienie nazistowskich teorii o wyższości rasy aryjskiej przez badania historyczne, etnograficzne, antropologicznee i archeologiczne. To miała być swoista akademia nauk SS.
Himmler kazał swoim ludziom zbierać strudzone lotami ptaki wędrowne i otaczać opieką. Część biografów Himmlera twierdzi, że uważał się za reinkarnację Henryka I Ptasznika, księcia Saksonii żyjącego na przełomie IX i X wieku. Przydomek ów Henryk zawdzięczał właśnie temu, iż bardzo lubił polowania z drapieżnymi ptakami. W historii zapisał się tym, że zjednoczył niemieckie plemiona i zapewniał silnemu państwu obronę przeciwko najeźdźcom, m.in. Węgrom.
W latach 30. XX wieku w Niemczech trwa w najlepsze zabawa w duchy. Na rozkaz Himmlera w 1933 roku odrestaurowany zostaje zamek w Wewelsburgu, gdzie esesmani zbierają się przy okrągłym stole, niczym rycerze Króla Artura. W podziemnym sanktuarium odbywają się chrzty krwi członków SS. Organizacji stworzonej na wzór zakonu.
Gdy tuż po wojnie w ręce funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Polski Ludowej wpadają akta oznaczone sygnaturami "H-Sonderkommando", większość jest przekonana, że litera H oznacza skrót od nazwiska Himmler. Dopiero po czasie wychodzi na jaw, że H oznacza "Hexen", czyli czarownice…
Licząca zaledwie kilku ludzi tajna jednostka H-Sonderkommando pojawiała się wszędzie tam, skąd pochodziły jakiekolwiek informacje o pochodzeniu czarownic. Gros spraw dotyczyło XVII i XVIII wieku, kiedy w Europie najczęściej walczono z kobietami rzekomo uprawiającymi czarną magię.
Członkowie SS założyli blisko 30 tysięcy akt domniemanym wiedźmom, nie tylko z Europy, ale również ze Stanów Zjednoczonych, Turcji, a nawet Indii. Najstarsza historia pochodziła z IX wieku, najbardziej aktualna z… 1936 roku. W aktach wpisywane były wszystkie dostępne informacje, nie tylko o danych czarownicy, ale również rodzajach tortur, jakim została poddana, nazwiskach oskarżyciela i kata.
Część badaczy twierdzi, że Himmler uważał czarownice za ofiary Kościoła katolickiego, którego sam nienawidził. Jedną z wiedźm, którą odnotowało archiwum H-Sonderkommando, okazała się spalona na stosie w 1629 roku Margharet Himbler z Marklelsheim. Himmler uważał, że pani Himbler była jego prababką.
Pod Himalajami szukali zaginionych miast
Jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej SS za pomocą Ahnenerbe zorganizowała kilka tajemniczych ekspedycji, m.in. do Tybetu. Brytyjski pisarz Trevor Ravenscroft, który badał związki nazizmu z okultyzmem, twierdził, że stojący na czele ekspedycji niemiecki zoolog Ernst Schäfer spotkał się z tybetańską wyrocznią Neczung. Wyrocznia miała wówczas zdradzić, że wojna Niemiec z Wielką Brytanią skończy się fatalnie dla tego pierwszego narodu.
"Celem tych ekspedycji było odnalezienie aryjskich przodków w Szambali i Agharti, czyli ukrytych podziemnych miastach pod Himalajami, a następnie podtrzymanie kontaktu z nimi. Tamtejsi mistrzowie mieli być strażnikami tajemnych mocy okultystycznych, a uczestnicy wypraw chcieli pozyskać ich pomoc w opanowaniu tych sił w celu stworzenia aryjskiej rasy nadludzi" - przekonywał Ravenscroft.
Tu wracamy do historii Rudolfa Hessa, który od 1925 roku był osobistym sekretarzem i zastępcą przywódcy Trzeciej Rzeszy. Hess jest jedną z najbardziej tajemniczych postaci II wojny światowej. 10 maja 1941 roku przyjechał na lotnisko w Augsburgu z celem wykonania misji, której sensu historycy nie znają do dziś.
Przed wejściem na pokład messerschmitta włożył do kieszeni swojego kombinezonu kilka amuletów, w których moc bardzo wierzył. Hess był bowiem zafascynowany okultyzmem. Zanim ze swoją żoną Elsą spłodził syna, kazał sobie wysłać woreczki z ziemią z różnych zakątków Niemiec, po czym rozsypał je pod łóżkiem. U astrologów zamawiał także różne mikstury, które popijał, wierząc, że przyniosą mu siłę i szczęście.
Celem podróży miała być Szkocja. Zastępca Hitlera chciał się tam spotkać z księciem Hamiltonem i z jego pomocą dostać się do premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, aby namówić go do sojuszu. Co jednak skłoniło go do tak desperackiego kroku? Jeśli przepowiednia tybetańska o porażce w wojnie z Anglią była faktem, to Hess musiał ją znać. A jeśli ją znał, czy mogła ona wpłynąć na decyzję o samobójczej misji?
Historyk prof. Bogdan Musiał uważa, że Hess być może chciał odgadnąć zamiary Hitlera, który mógł chcieć uniknąć wojny na dwa fronty. - Ale prawdy dowiemy się prawdopodobnie dopiero po ujawnieniu dokumentów, które zostały złożone w archiwach brytyjskiego wywiadu i wciąż tam spoczywają - podkreśla prof. Musiał.
Na zdjęciu zrobionym przez jego adiutanta Karlheinza Pintscha, rzekomo podczas startu samolotu z Hessem na pokładzie, nie widać pod skrzydłami dodatkowych zbiorników z paliwem. A bez nich nie sposób było dolecieć do Szkocji. Hess nie zabrał także żadnego dowodu tożsamości, co również stawia sens jego misji pod znakiem zapytania.
Jeszcze ciekawsze jest jednak to, że Hitler, gdy dowiedział się od adiutanta o locie swojego zastępcy do Anglii, kazał aresztować wielu wróżbitów i astrologów, a następnie umieścić ich w obozach koncentracyjnych. Przekonywał, że człowiek nr 2 w Trzeciej Rzeszy po prostu zwariował.
A może to właśnie Hitler wysłał go do Anglii, a potem udawał, że nie ma z tym nic wspólnego? Takiej wersji nie wyklucza Bogusław Wołoszański, autor słynnych "Sensacji XX wieku". - Takie zagranie mieściło się w jego niekonwencjonalnym podejściu do polityki - przekonuje Wołoszański w jednym ze swoich programów dotyczących tajemniczego lotu do Anglii.
Hess wyskoczył ze spadochronem 16 kilometrów od Glasgow. Został zatrzymany przez funkcjonariuszy Gwardii Krajowej. Najpierw podawał się za fikcyjnego kapitana niemieckich sił lotniczych, wreszcie przyznał się do swojej prawdziwej tożsamości. Anglicy początkowo podchodzili do niego z dużą rezerwą, a nawet z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru.
- Panie premierze, Rudolf Hess chce z panem rozmawiać - oznajmił Winstonowi Churchillowi jeden z jego doradców.
- Nie mam czasu - odparł szef rządu brytyjskiego.
- Ależ to jest zastępca Adolfa Hitlera, panie premierze - doradca nie dawał za wygraną.
- Hess, nie Hess, ja idę teraz na film braci Marx - odpowiedział Churchill.
Nazista został potraktowany jak zwykły jeniec wojenny i osadzony w więzieniu. 10 października 1945 roku przywieziono go do Norymbergi, gdzie toczył się proces zbrodniarzy hitlerowskich. Kiedy na salę rozpraw przyprowadzono dwie jego byłe sekretarki, nie rozpoznał ich.
Na wiele pytań odpowiadał formułką "nie wiem, nie pamiętam". W trakcie procesu miał wyraźną huśtawkę nastrojów. Zachowania racjonalne przeplatały się z momentami bujania w nierzeczywistości. Ostatecznie za zbrodnie przeciwko pokojowi został skazany na dożywocie.
Jako osadzony z numerem 7 trafił do więzienia Spandau na terenie późniejszego Berlina Zachodniego. Ze swoją żoną Elsą pozwolono mu się spotkać dopiero w 1969 roku. Co prawda rozpoznała ona w nim swojego męża, ale zaniepokoił ją bardzo niski głos Rudolfa. Mało tego, jej ukochany nie miał kilku charakterystycznych blizn na twarzy i ciele, z których jednej nabawił się, popijając piwo z Adolfem Hitlerem w piwiarni w Monachium.
Między innymi te szczegóły dały powód do spekulacji, że w Spandau nie siedział prawdziwy Hess, ale jego sobowtór. Z czasem wszyscy przywódcy Trzeciej Rzeszy zostali straceni albo umarli w więzieniach. Tymczasem więzień nazywany Rudolfem Hessem żył aż do 1987 roku. Niedługo przed śmiercią jednemu ze strażników miał się zwierzyć ze szczegółów swojej misji do Anglii.
- Gdyby mi wtedy z Churchillem wyszło, świat wyglądałby zupełnie inaczej, a ja byłbym murowanym kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla - miał powiedzieć.
Hess powiesił się na kablu elektrycznym w wieku 93 lat, tuż po tym więzienie Spandau zburzono. Archiwa brytyjskiego wywiadu dotyczące jego tajemniczego lotu do Anglii i dalszej przyszłości mają zostać odtajnione w 2016 roku.
TOMASZ KAPICA
Korzystałem ze źródeł:
"Szatan i swastyka: okultyzm w partii nazistowskiej" - King Xavier
"SS - czarna gwardia Hitlera" - Karol Grunberg
"Sekretne życie Rudolfa Hessa" - Stephen McGinthy.
.