W masowej mogile znajdującej się przy kamiennej drodze pogrzebano 24 osoby. Na początku lat 80. przeprowadzono pierwszą ekshumację oraz postawiono pomnik z ociosanych kamieni. Na tablicy został umieszczony napis „Miejsce uświęcone krwią męczeńską ofiar hitleryzmu 1939-1945". Wydobyte wówczas szczątki pochowano w zbiorowej mogile na cmentarzu parafialnym w Zdziechowie.
12 września przeprowadzono ponowne prace ekshumacyjne, a ich wynikiem było odnalezienie kolejnych szczątków. Prace w całości zostały sfinansowane ze środków Województwa Wielkopolskiego, a były one możliwe dzięki dużemu zaangażowaniu miejscowego proboszcza, ks. Pawła Gronowskiego.
Co się wydarzyło w 1939 roku w Zdziechowie? Niewiele osób pamięta
W dniach 10-11 września 1939 roku w Zdziechowie, na polach należących wówczas do rodziny Wendorffów, hitlerowcy rozstrzeliwują grupę Polaków. To w większości ludzie zatrzymani na wystawionych przez Niemców posterunkach na drogach dojazdowych w miejscowościach: Napoleonowo, Krzyszczewo, Mączniki i Bojanice.
W książce "Ludność cywilna Kłecka w obronie Ziemi Gnieźnieńskiej" pod redakcją Bogusława Polaka czytamy:
"W dniu 9-10 września w rejon Zdziechowy dotarł jeden z batalionów 12. pułku Straży Granicznej. Aresztowano tam 300 Polaków z Zdziechowy i okolicy oraz wielu uchodźców z powiatu wągrowieckiego, obornickiego i chodzieskiego. W odwet za rozstrzelanie miejscowego dywersanta Koppa (świadkowie podają nazwisko Kropp, był to człowiek, który wskazywał niemieckim samolotom drogę, a także właściciel cegielni z Pyszczynka) oraz jego zięcia, wybrano z grupy 24 osoby, wyprowadzono wszystkich na pole Bojańskiego, gdzie przed egzekucją musieli wykopać sobie zbiorczą mogiłę. Rozstrzelani zostali między innymi szesnastoletni chłopcy, jeden Zaremba ze Zdziechowy, jego kuzyn z Poznania i Kowalscy z Bojanic, po tych ostatnich Niemcy przyszli do domu osobiście. Obecnie w masowej mogile spoczywa 21 ofiar terroru hitlerowskiego, a zwłoki 3 pomordowanych zabrały rodziny i pochowały na cmentarzu. Przy płocie majątku ziemskiego Wendorffów dokonali Niemcy dalszej egzekucji na 3 Polakach ze Zdziechowy. Na skutek fałszywego oskarżenia miejscowego Niemca aresztowano dalsze 3 osoby i przejściowo więziono je w spichlerzu folwarcznym, po czym jednego z nich rozstrzelano, drugiego powieszono, a trzeciego uduszono, jednym z nich był Mrówczyński ze Zdziechowy".
Agata Rezgui, sołtys Zdziechowy, pewnego dnia otrzymała telefon od kolegi, Piotra, który powiedział, iż jego wujek 85-letni Zygmunt ze Szczecina szuka swojego ojca. Pan Zygmunt w momencie śmierci ojca miał 4 lata. Przez parę lat jeździł pod pomnik w polu i palił znicze. Okazało się, że zamordowanym jest Ludwik Kubiak, syn Ewy Halt i Michała Kubiaka. Ludwik Kubiak z Łopienna, mając 32 lub 33 lata, ginie od strzału w Zdziechowie. 28 października szczątki m.in. Ludwika Kubiaka znalazły się na cmentarzu.
- Kolejny nieżyjący świadek, tym razem mój wujek, mąż siostry mojej babci, Ludwik Janka, opowiadał swojemu synowi Grzegorzowi o tych wydarzeniach, o uratowaniu go przed śmiercią. Młody wówczas, niespełna 14-letni Ludwik Janka z Mącznik wracał z obrony cywilnej Przysieki wraz z bratem Gerwazym drogą bydgoską, przez Kustodię. Zatrzymał się jadący drogą rowerem starszy pan, pochodzenia niemieckiego, który zabrał chłopca na ramę roweru i nakazał milczenie. Zostali oni zatrzymani do kontroli w Zdziechowie, gdzie wszystkim sprawdzano dokumenty. Ludwik Janka widział ludzi z łapanki, patrole Niemców, którzy prowadzili segregację i ustawiali ludzi w rzędach, byli także wojskowi oraz cywile. Wuja wspominał zarządcę niemieckiego Hertla, który również uczestniczył w tej akcji segregacji. W stodole u Hertla koło młyna przetrzymywano dwóch ludzi. Jeden uciekł ze stodoły, kopiąc dziurę, drugi był okropnie bity, potem rozstrzelany. Z zeznań wynikało także, iż Pani Zaremba całowała Hertla po stopach, ażeby wypuścili jej syna. Nie zdało to rezultatu. Został zamordowany. Ciało matka dostała z powrotem. Przez jakiś czas pochowała zwłoki w ogrodzie, dopiero później na cmentarzu św. Piotra w Gnieźnie. Ludwik Janka widział także, jak rozstrzelano nauczyciela. Oficer zlecił żołnierzowi zabicie, gdzie żołnierz nie spełnił rozkazu. Oficer wziął krótką broń i zabił nauczyciela. Zwłoki leżały na kupie odchodów zwierzęcych. Wuja wspominał, że jak był w Mącznikach, słychać było strzały na polu. Ogromna tragedia. Pani Pękała także widziała z ostatniego piętra domu, jak ich prowadzili na śmierć. Będąc na polu wraz z Pawłem Noskiewiczem, który pokazał mi mapę drogi śmierci z około 1934 roku, którą szły 24 osoby, bardzo się wzruszyłam. Strzelano do nich z krótkiej broni. Mam nadzieję, że kiedyś prawda ujrzy światło dzienne. Liczę, iż pamięć o tych wydarzeniach nie zostanie zapomniana. Dziękuję wszystkim zaangażowanym w realizację tego zadania, kolejnej ekshumacji i pochówku
- dodaje sołtys wsi.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: wydawca@glos.com
Źródło: gniezno.naszemiasto.pl