Badania archeologiczne w Dolinie Śmierci pod Chojnicami prowadzone są od dwóch lat pod nadzorem prokuratorów z Instytutu Pamięci Narodowej. W tym roku, jak wspomina kierownik zespołu archeologów dr Dawid Kobiałka, ostatniego dnia badań odnalezione zostało miejsce masowego grobu Polaków zamordowanych jesienią 1939 roku i na początku 1945 roku przez formacje niemieckie.
- Weryfikowaliśmy zeznania świadka, który twierdził, że w 1939 roku brał udział w kopaniu rowów, które następnie były miejscami egzekucji. To było główne miejsce naszych tegorocznych badań. I ostatniego dnia, kiedy wszyscy byli już przekonani, że nic z tych badań nie będzie, postanowiłem wraz z panem prokuratorem, że spróbujemy jeszcze sprawdzić sprawę tej pierwotnej Doliny Śmierci, czyli pól igielskich, które znajdują się na wysokości dzisiejszych Igieł. To jest teren, który tak naprawdę jesienią w 1939 roku został nazwany przez lokalną społeczność Doliną Śmierci. I proszę sobie wyobrazić, że te długie badania były bezowocne, a tu gdzie przyjechaliśmy, trafiliśmy na miejsce, gdzie była duża koncentracja polskich monet przedwojennych i łusek. Po dwóch metrach natrafiliśmy na przemieszaną ziemię, co znaczy, że coś się tu działo i za chwilę mieliśmy pierwszą łuskę pistoletową, a potem pierwsze szczątki. Jakie emocje nam wtedy towarzyszyły, nie nadaje się do publicznego opowiadania. Byliśmy po prostu szczęśliwi – mówi dr Dawid Kobiałka.
Naukowiec zaznacza, że odnalezione artefakty wskazują, że zamordowana tutaj została ludność cywilna oraz żołnierze. - Znaleźliśmy pozłacane spinki do mankietów. Chłopi w takich na pewno nie chodzili, więc byli to prawdopodobnie nauczyciele i urzędnicy państwowi. Jesteśmy na początku tej konkretnej sprawy, która w całości będzie w przyszłym roku kontynuowana – dodał Kobiałka.
Teren, o którym mówi naukowiec to dolina tuż przy terenie dzisiejszej oczyszczalni ścieków pod Chojnicami. Wśród znalezionych artefaktów były guziki, przedwojenne monety, brzytwa, szczoteczka do zębów, fragmenty tkanin, spinka od paska, guzik z polskim orzełkiem…
- Ustaliliśmy przebieg kilkusetmetrowej transzei wojskowej i przeprowadziliśmy wstępne badania. Już na tym etapie ujawniliśmy szczątki pochodzące od kilkunastu osób. Ujawniliśmy i zabezpieczyliśmy również pociski i łuski kaliber 7,62 dziewięć milimetrów, które pochodziły od broni powszechnie używanej przez formacje niemieckie. Co ważne, na dole, pod szczątkami, odnaleźliśmy pociski, co oznacza że oddawano strzały do ofiar, wykonując je z krawędzi – informował podczas konferencji prasowej szef Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu prok. Andrzej Pozorski. - Przeprowadzimy badania, także genetyczne i wierzymy że doprowadzimy do identyfikacji ofiar i w konsekwencji Instytut Pamięci Narodowej weźmie udział w godnym pochowaniu Polaków, ofiar zbrodniczego okupanta niemieckiego – dodał Pozorski.
Z kolei prezes IPN-u Karol Nawrocki zwrócił uwagę na statystyki. Nie tylko te, które dotyczyły Chojnic i Doliny Śmierci, ale także te z całego Pomorza.
- Chciałbym państwa zostawić z jeszcze jedną refleksją. Po 1945 roku rodzące się do demokracji i dobrobytu państwo niemieckie miało wszelkie narzędzia, żeby osądzić zbrodniarzy, wszystkich ustalonych 1701 sprawców. Wszczęto 258 postępowań prokuratorskich, a 233 z nich zostało umorzonych. Skazano 10 osób, a zmordowanych na Pomorzu było 30 tysięcy osób w 400 miejscowościach. To brutalna i okrutna statystyka. Czemu zbrodniarze nigdy nie ponieśli odpowiedzialności? - powiedział Nawrocki.
Wytypowane miejsce na polach igielskich, które mają powierzchnię około dwóch kilometrów, zostanie przebadane w przyszłym roku. Jak wyjaśniali naukowcy i prokuratorzy, na podstawie m.in. badań lotniczych, a nawet roślinności, można powiedzieć, że jest to transzeja, która latem 1939 roku wykopało Wojsko Polskie, a po wejściu do Chojnic hitlerowców, rowy zostały wykorzystane na miejsce egzekucji i ukrycia zbrodni.