O Jędrku, co tworzył dusiołki

Legendarny bieszczadzki bard i rzeźbiarz Jędrek Połonina
Legendarny bieszczadzki bard i rzeźbiarz Jędrek Połonina Aleksander Baranowski
Rogata dusza. Pełen humoru i fantazji pędziwiatr. Artysta, którego inni mogli tylko naśladować. Za życia stał się legendą Bieszczad. 20 lat temu zginął Jędrek Połonina

Kruszy się Stara Bieszczadzka Brygada twardych "zakapiorów". Na Niebieskie Połoniny odszedł słynny rzeźbiarz Zdzichu Rados. A po nim tą samą drogą podążył legendarny bard i rzeźbiarz Andrzej Wasielewski, znany w kraju i świecie jako Jędrek Połonina.

To właśnie Jędrek był twórcą słynnych dusiołków, czyli rzeźbionych w lipowym drewnie pogodnych bieszczadzkich diabełków biesów i czadów. Artysta ma dziś w Bieszczadach wielu naśladowców, ale wszyscy przyznają, że Jędruś był pierwszy.

Odwiedziłem ostatnio grób Jędrusia znajdujący się na cmentarzu w Kulasznem, przy drodze do Komańczy. Zapaliłem znicz. Bieszczadzcy przyjaciele położyli na grobie Jędrka potężny głaz, nad którym góruje oryginalny krzyż, wykonany przez Janka Mazura zwanego "Betonem", z pospawanych końskich podków, wszak zmarły artysta całe życie bardzo kochał konie.

Słuchał pieśni sumienia wyrytej czekanem na kamieniach

Na nagrobnym głazie wyryto napis: "Słuchałem pieśni sumienia wyrytej czekanem na kamieniach." Grób Jędrka znajduje się na szczycie wzniesienia, a w ramionach krzyża, późnym jesiennym popołudniem, świszczy górski porywisty wiatr, przygrywając artyście wieczną melodię.

W zamierzeniach zmarłego nagle Połoniny ten wicher powinien wygrywać muzykę na "Fletni Pana". Przygotowywał ją rzeźbiarz w urokliwej chatynce w Kulasznem, w której mieszkał przez ostatnich kilka lat swego życia. Fletnia składa się z dziwnych rur, czyli suszonych przez Jędrka łodyg "dzięgielu". Owe organy miały być ustawione na wzgórzu obok drewnianej chatki artysty.

Był Połonina przyjacielem wielu znanych artystów, w tym Magdy Umer, Kazimierza Grześkowiaka, czy pieśniarza i poety Wojtka Bellona.

Ale w równym stopniu przyjaźnił się z rwącymi górskimi potokami, których szumu mógł słuchać godzinami. A także tajemniczymi biesami i czadami, czyli pogodnymi diabełkami, nazywanymi przez siebie dusiołkami oraz przydrożnymi świątkami, które pobudzały jego twórczą wyobraźnię i których wyrzeźbił w swym młodym życiu spore ilości.

Artysta zakochany w górach

Jędruś bardzo zakochany był też w górach, zwłaszcza Połoninie Wetlińskiej i Caryńskiej, gdzie zawsze czuł się najlepiej, wszak przed laty po raz pierwszy zatrzymał się w schronisku prowadzonym przez Lutka Pińczuka na szczycie Wetlińskiej. Właśnie tam rodziła się w nim życiowa miłość do gór.

Sam rzeźbiarz w życiu posiadał niewiele z rzeczy materialnych, gdyż nigdy nie przywiązywał do nich wagi. A tym, co akurat miał, dzielił się zawsze z przyjaciółmi. Pewnego jesiennego dni odwiedziłem Połoninę z Ryśkiem Czerwińskim z Sanoka, miłośnikiem gór i znawcą przygód rzeźbiarza, w jego chatce w Kulasznem.

Jędrek był mocno zajęty, gdyż właśnie nad ranem spotkał w górach potężnego, poranionego owczarka, którego porzucili górale wypasający owce w okolicy. Jędruś przygarnął zwierzaka, nazwał swojego nowego przyjaciela Ajaksem, po czym przez kilka godzin obmywał i opatrywał mu głębokie rany na brzuchu oraz grzbiecie, gdyż nocą owczarek został zaatakowany przez dziki. Po ukończonych zabiegach artysta przygotował Ajaksowi legowisko w pracowni, a potem dzielił się z nim sprawiedliwie bochenkiem chleba i konserwą.

Na zgliszczach swego domu w Orelcu zaśpiewał ulubioną balladę - Jeszcze nie czas chować marzenia do szaf.

Był też Jędruś pełnym humoru oraz fantazji wesołym pędziwiatrem, często otaczanym przez gromadkę urodziwych dziewcząt, wielbicielek jego talentu, zawsze gotowych podtrzymać strzemię, słynnego kanadyjskiego siodła, kiedy wskakiwał na swą ulubioną klacz "Gwiazdę". Z biegiem lat Połoninie pozostało już tylko siodło, które często zarzucał na jedno ramię, zaś na drugie worek z dłutami do rzeźbienia i ruszał przed siebie.

Za swą wolność płacił wysoką cenę

Artysta cenił swą wolność ponad wszystko. Często zwykł powtarzać: - Nie wyobrażam sobie przeszkody, która by mi stanęła na drodze. Płaciłem za to nieraz wysoką cenę.

Przed laty nagły pożar strawił chatkę rzeźbiarza w Orlecu. Potem przez długi czas leżała w tym miejscu sterta osmalonych brewion. Kiedyś Jędrek odwiedził to miejsce, zapalił na nim ognisko, chwycił w dłonie nieodłączną gitarę i zaśpiewał ulubioną balladę - Jeszcze nie czas chować marzenia do szaf…

Potem mieszkał w różnych miejscach. M.in. w piwnicy Domu Kultury w Lesku, zatrzymywał się na trochę u różnych przyjaciół, których miał w górach bez liku.

Pewnego wieczoru Rysiek Czerwiński spotkał Jędrusia w jednej z sanockich restauracji. Ponieważ robiło się późno, a rzeźbiarz był mocno zmęczony, przyjaciel zaprowadził go na nocleg do hotelu. Wychodząc z pokoju postawił na stole kartkę - Jędrek! Kiedy się obudzisz, nie denerwuj się. Papierosy masz obok łóżka, a "setkę" na stole.

Niezwykła chatka w Kulasznem, w której mieszkał Jędrek w ostatnim czasie, na każdym przybyszu sprawiała niezatarte wrażenie. W jednej izbie artysta ustawił wyrzeźbiony przez siebie stół i ławę pokrytą skórami dzikiej bieszczadzkiej zwierzyny. W kącie stary cerkiewny krzyż. Na ścianach wisiały obrazy z cyklu "Strażnice", przedstawiające ginący świat starych, rozlatujących się cerkiewek otoczonych górskim pejzażem. Na honorowym miejscu zawisł portret Andrzeja Kmicica z wąsami i… rogami. - To mój patron - rogata dusza - powtarzał gospodarz. Po drugiej stronie sieni mieściła się pracownia, a w niej zawsze sporo porozrzucanych pieńków i kilka rozpoczętych prac.

Wracaj Jędrek w ukochane Bieszczady

Często odwiedzał Jędrusia Połoninę legendarny poeta i pieśniarz, Wojtek Bellon. Nasłuchały się wtedy okoliczne świerki i sosny śpiewu przyjaciół. Przyjeżdżali też inni znani artyści. Jednak najbardziej cenił sobie odwiedziny najmłodszych, harcerzy, studentów. Kiedy czasem proponował im nocleg na podłodze, powtarzali: -Nie przejmuj się. Siadali w oknie jego chatki i do rana słuchali szumu pobliskiego strumienia.

Wtedy Jędrek powtarzał: - Rosną nam wspaniali ludzie. Następcy Starej Bieszczadzkiej Brygady. Nie piją, nie palą, wyznają swój własny świat wartości

Zdarzało się, że sam Jędrek wyruszał na długie wyprawy w głąb kraju. Jechał wtedy do Rzeszowa, Lublina, Warszawy, Krakowa. Zatrzymywał się u zaprzyjaźnionych artystów, malarzy, poetów, pieśniarzy. Połonina wspominał, że gdy pewnego razu zasiedział się nazbyt długo w stolicy, Magda Umer powiedziała:

- Wracaj Jędrek w te swoje ukochane Bieszczady, gdyż w nich czujesz się najlepiej. Wracaj do swych ukochanych rzeźb, świątków i dusiołków, a my będziemy się odwiedzać. Posłuchał tej rady.
Był Jędrek niezwykle utalentowanym rzeźbiarzem i malarzem. Jego prace kupowali koneserzy ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec. Sporą ich część posiadają bieszczadzcy przyjaciele, inne zdobią kilka bieszczadzkich kościołów.

Zabierał się do wykonania nietypowej mapy Bieszczadów, specjalnie dla turystów. Chodziło o Szlak Zakapiorów, wiodący do najbardziej znanych bieszczadników.

Czytaj również: Mistrz Pękalski z Hoczwi. Przyjaciel Biesów i Czadów

Snuł Jędruś plany, by cykl swych pięknych rysunków przepojonych bieszczadzkimi motywami opublikować w "Nowinach", w cyklu "Z teki Jędrka Połoniny". Nagła śmierć przerwała te plany. Artysta zginął w 1995 roku potrącony przez samochód.

Kiedy rzeszowska TV relacjonowała pogrzeb Jędrusia na cmentarzu w Kulasznem, pokazała młodego człowieka, który szarpiąc struny gitary śpiewał przez zaciśnięte gardło ulubioną balladę rzeźbiarza z refrenem: - On zawsze mówił prosto w oczy, że kląć nie trzeba na ten świat, że można leżeć nawet w błocie i patrzeć na niebo pełne gwiazd. Pieśń wykonywał wielki przyjaciel Połoniny - "Beton". To właśnie on pospawał krzyż z końskich podków, który stoi na grobie Połoniny, największego z bieszczadzkich bardów i najbardziej utalentowanego rzeźbiarza.

Stanisław Siwak
NOWINY

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia