O zbrodni i karze w XVII-wiecznym Gdańsku. Jak publicznie karano skazanych

Mariusz Grabowski
123rf
Sprawy kryminalne, w których szło o morderstwo, rozpatrywał burgrabia, korzystając z pomocy ławników. Ówczesna Temida bywała niezwykle surowa. Pobyt w celi Wieży Więziennej o suchym chlebie i brudnej wodzie, z serwowaną co kilka dni chłostą, mogło załamać skazańca.

Nic dziwnego, że marzeniem przestępców było dostanie się do domu poprawczego, gdzie mogli się przyuczyć do nowego zawodu, a i chłosta praktykowana była rzadziej. „Chłosta była karą bardzo popularną i stosowaną szeroko, a pręgierz wystawiony pod ratuszem przyciągał licznych widzów” - pisze Piotr Rowicki, historyk, znawca dziejów kryminalnego Gdańska.

Egzekucja-widowisko

Jeszcze bardziej pożądana przez publikę była egzekucja. Podzielone były głosy, który rodzaj pozbawienia życia jest najatrakcyjniejszy. Zwolennicy wieszania spierali się z miłośnikami kata czyniącego swoją powinność jednym pewnym cięciem. Byli też tacy, którzy nie opuścili ani jednego łamania kołem, a jeszcze inni zacierali ręce na widok układanego stosu. Nawet najnikczemniejszy łotr mógł liczyć na efektowny pochód urzędników sądowych, kata duchownego oraz zgromadzonej ciżby. Np. 9 kwietnia 1636 r. odbyła się w Gdańsku egzekucja, której świadkiem był francuski dyplomata Charles Ogier. „Żałosne nadarzyło mi się widowisko. Widziałem jak człeka na śmierć skazanego prowadzono przed sędziów, aby wysłuchał wyroku na siebie; kapłan mu towarzyszył, a za skazanym, z rękoma w tył skrępowanymi kroczącym, szedł kat” - pisał w swoim „Dzienniku podróży” .

Z kolei 7 marca 1650 r. na śmierć skazano trzech młodzieńców. Na miejscu kaźni mogli wysłuchać pocieszenia z ust kapłana. Protestanci na trzy dni przed egzekucją mogli odbyć rozmowę z pastorem, a katolicy wyspowiadać się przed księdzem, pod warunkiem, że ten nie był jezuitą.

Diabeł imieniem Klaus

Gdańskie księgi ławnicze z XVII wieku zawierają opisy dość licznych procesów o czary. Ostatnia czarownica spalona została na terenie miasta, na Targu Drzewnym, w roku 1659. Była nią niejaka Anna Krüger, lat 80, której w wyniku przesłuchania i tortur udowodniono szkodzenie bydłu, nasyłanie duchów na sąsiadów, a także kontakty z diabłem o imieniu Klaus.

Jeszcze głośniejszy był proces z roku 1664, kiedy w Oliwie wykryto aż trzy czarownice - Annę, Urszulę, Krystynę. Litościwie wszystkie zostały ścięte, a ich zwłoki dla pewności spalono. Tym razem diabeł miał na imię Szymon.

„Sam opis tortur z tamtych czasów przyprawia o dreszcze. Wśród metod »dochodzenia do prawdy« były: zgniatanie palców, sznurowanie ciała za pomocą różańca lub liny z węzłami i ściąganie skóry oraz ciała aż do ukazania się kości, rozciąganie na łożu sprawiedliwości lub drabinie, zgniatanie nóg za pomocą »buta hiszpańskiego« lub jednocześnie nóg i rąk za pomocą »raka«. Ponadto przypalanie ogniem i rozżarzonymi cęgami” - dodaje Rowicki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia