rok ten uzasadniano koniecznością „ochrony” dóbr cerkiewnych opuszczonych w toku wojny i w czasie tzw. bieżeństwa, czyli ewakuacji aparatu rosyjskiego. Cerkwie były nie tylko miejscem kultu, ale przede wszystkim symbolem rosyjskiego panowania nad Wisłą. I to nie tylko w Warszawie.
Potęga pięciu kopuł
Sobory i cerkwie stały w dziesięciu byłych gubernialnych i w prawie każdym z 84 powiatowych miast Kongresówki, przy wojskowych poligonach, komorach celnych i wsiach zasiedlanych osadnikami z Rosji oraz np. nawróconymi staroobrzędowcami z Prus. Świątynie budowano w różnych odmianach stylu ruskiego oraz rusko-bizantyjskiego. Niektóre architekturą nawiązywały do świątyń greckich z pierwszych wieków chrześcijaństwa i kościołów ormiańskich. Cerkiew w Częstochowie była kopią warszawskiej św. Marii Magdaleny, a pięć bliźniaczych cerkwi stanęło w Grajewie, Mławie, Aleksandrowie Pogranicznym, Słupcy i Granicy koło Sosnowca. Największe wrażenie robił wyświęcony w 1912 r. w Warszawie sobór katedralny św. Aleksandra Newskiego na placu Saskim. O jego budowę w 1884 r. wystąpił generał gubernator Josif Hurko, podnosząc, że prawosławnym w tym mieście brakuje miejsca na modły. Sobór zbudowano wedle projektu Leoncjusza Benoisa. Robił wrażenie i nawiązywał do bazyliki św. Marka w Wenecji. Posiadał pięć kopuł i stojącą obok 73-metrową dzwonnicę z tarasem widokowym. Największy z 14 dzwonów ważył 26 ton i był piątym co do wielkości w całej Rosji. Kiedy bryła soboru już stała, powołano komisję artystyczną dla opracowania projektu wyposażenia wnętrza. Do jego realizacji zaproszono najznakomitszych wówczas rosyjskich malarzy, którzy zaprojektowali bądź też sami wykonali malowidła, mozaiki i ikony (m.in. Wasilija Bielajewa, Mikołaja Charłamowa i Wiktora Wasniecowa).
Przegląd cerkwi
W RP dni soboru były policzone. Ale wcześniej zaczęła się prawno-parlamentarna przepychanka, bowiem problem przyszłości cerkwi wielokrotnie stawał na porządku dziennym obrad sejmowych, z wniosku różnych ugrupowań. Np. 28 lipca 1922 r. na wniosek komisji administracyjnej Sejm uchwalił rezolucję, w której rząd został wezwany do przedłożenia uchwały, która miała uregulować sprawę zwrotu obiektów skonfiskowanych przez carat katolikom (bez informacji, czy mowa jedynie o obiektach rzymskokatolickich, czy również o mieniu unickim). Ponieważ jednak stosowna uchwała nie powstała, Komisja Konstytucyjna zaczęła na wielką skalę otrzymywać pisma dotyczące konkretnych kościołów i klasztorów, pisane przez miejscowych katolików. „Komisja nie podjęła się (poza wyjątkami) rozpatrywania otrzymywanych wniosków, jedynie problem rewindykacji został poruszony na forum sejmowym 8 lutego 1924 r.” - pisze Mirosława Papierzyńska-Turek w tomie „Między tradycją a rzeczywistością. Państwo wobec prawosławia 1918-1939”. Akcja rewindykacyjna znacznie szybciej przebiegała na poziomie lokalnym. Warszawski magistrat już w marcu 1919 r., powołał komisję pod kierunkiem prof. Tadeusza Tołwińskiego, która dokonała przeglądu cerkwi i wskazała, które należy zburzyć, które przebudować, przywracając im wcześniejszą architektoniczną formę i które pozostawić wyznawcom prawosławia. Komisja wymijająco wypowiedziała się jednak w sprawie losu soboru na placu Saskim. Protokół wymienia trzy warianty: zburzyć, przebudować i pozostawić, ale ostatecznej decyzji komisja nie sugerowała, bo tę można podjąć „dopiero po wszechstronnym wyjaśnieniu tych zagadnień drogą opracowań rysunkowych”.
„Pomnik nietolerancji”
Sprawa soboru stała się w pewnym momencie jedną z najbardziej dyskutowanych kwestii światopoglądowych. Pojawiły się propozycje przebudowy go na kościół katolicki. Inną propozycją, zgłoszoną przez Stefana Żeromskiego, było umieszczenie w budynku muzeum martyrologii narodu polskiego. Z kolei przeciwnicy soboru argumentowali, że „szpeci ideologicznie” jeden z najpiękniejszych placów stolicy. Wreszcie latem 1921 r. przystąpiono do rozbiórki dzwonnicy, a ostatecznie, mimo kilku protestów, świątynia została rozebrana w latach 1924-1926, podobnie jak większość cerkwi w Warszawie. Z rozbiórki uczyniono wydarzenie polityczne i narodowe, wypuszczono nawet obligacje, aby – jak pisała rządowa prasa – „dać każdemu Polakowi szansę uczestniczenia w rozbiórce”. Papiery były zabezpieczone wartością materiałów odzyskanych z budynku. Przeciwko rozbiórce protestowała część polskiej elity kulturalnej, m.in. Antoni Słonimski. Próby ratowania soboru były podejmowane jeszcze wtedy, gdy rozbiórka trwała w najlepsze. Jeszcze latem 1924 r. senator Wiaczesław Bogdanowicz, teolog prawosławny i białoruski działacz społeczny, wygłosił płomienną mowę w obronie soboru. Rozbiórkę nazywał wprost „haniebnym pomnikiem nietolerancji i szowinizmu!”.
Świątynia wojskowych
Nim pierwsze kilofy zaczęły kruszyć sobór Aleksandra Newskiego, niemal niezauważenie zniknęła inna prawosławna świątynia w Warszawie - Cerkiew św. Michała Archanioła Archistratega na Placu na Rozdrożu. Jej budowę rozpoczęto w 1892 r., zaś uroczyście wyświęcono dwa lata później. Nie szczędzono na nią funduszy ani prac projektowych. W dodatku jej lokalizacja przy Alejach Ujazdowskich, nieopodal koszar, powodowała, że korzystali z niej także najzamożniejsi Rosjanie, którzy chętnie osiedlali się w tej okolicy, znanej z malowniczości i ekskluzywnych posiadłości. Na budowę cerkwi przeznaczono niebagatelną sumę 130 tys. rubli. Wybudowana z cegły świątynia w starorosyjskim stylu miała pięć kopuł i dzwonnicę. Swą konstrukcją nawiązywała do świątyń moskiewskich z okolic Placu Czerwonego, zwłaszcza do słynnej cerkwi Wasyla Błogosławionego i Soboru Kazańskiej Ikony Matki Bożej. Zadbano również o jej wkomponowanie w otoczenie i dopasowanie do okolicznych parków. Po odzyskaniu niepodległości przekazano ją parafii ewangelickiej, która jednak użytkowała ją dosyć krótko. Pozostawiona bez opieki, popadała w ruinę. Ostatecznie rozebrano ją w latach 1923 r. Co ciekawe, zniszczenie świątyni, jeden z epizodów akcji rewindykacji prawosławnych cerkwi, zostało nagłośnione za granicą jako „dowód nietolerancji wyznaniowej panującej w Polsce” - dowodzi Ryszard Mączewski w opracowaniu „Cerkiew św. Michała Archanioła Archistratega”.
Reakcja prawosławna
Spójrzmy na statystykę wyznaniową Polski u progu niepodległości. Według spisu z 1921 r. katolicy stanowili 63,8 proc., grekokatolicy 11,2 proc., prawosławni 10,5 proc., żydzi 10,5 proc., ewangelicy 3,7 proc. Wynika z tego, że znaczna część Polaków mogła być i była do akcji rewindykacyjnej nastawiona negatywnie. Podobnie jak hierarchia Kościoła prawosławnego. O ile zajmowanie niektórych cerkwi nie spotykało się z oporem, gdyż i tak były one nieczynne, to silne kontrowersje wywołało dopiero rozprzestrzenienie się akcji na obszary zamieszkane przez duży odsetek ludności prawosławnej, kiedy kontrowersyjne obiekty były czynnie użytkowane przez miejscową ludność. Przedstawiciele cerkwi przyjęli stanowisko, że rewindykacja prawosławnych obiektów sakralnych i majątków cerkiewnych jest częścią polityki państwa, u podłoża której leżała koncepcja budowy jedności państwowej i narodowej na gruncie wyznania rzymskokatolickiego. Po stronie prawosławnych występowały również organizacje białoruskie i ukraińskie, co jeszcze wzmocniło związki sprawy cerkwi z polityką narodowościową Polski. Np. Stanisław Moskalewski, pierwszy wojewoda lubelski, stwierdzał, iż „zagadnienie zamkniętych cerkwi (...) jest punktem wyjścia akcji antypaństwowych elementów wywrotowych, żerujących na niezadowoleniu ludności, jak i nacjonalistów ukraińskich szukających wpływów wśród ludności”. Często dochodziło do starć i niszczenia mienia cerkiewnego, byli ranni i aresztowani. W 1919 r. w trakcie siłowego przejmowania soboru Narodzenia Bogurodzicy na Górce w Chełmie tłum zniszczył nagrobki prawosławnych i unickich biskupów. Z kolei uroczystości wyświęcania cerkwi na katolickie kościoły urządzano w sposób niezwykle wystawny, urządzając przy okazji „manifestacje polskości”. Niekiedy dochodziło wtedy do konfliktów między wiernymi obydwu wyznań.