Należała do najbardziej lubianych postaci polskiego kina i poznańskiego teatru, choć nie była gwiazdą. Reżyserzy najczęściej powierzali jej role drugo- i trzecioplanowe. Powszechnie uważano ją za aktorkę charakterystyczną. W filmach grała sekretarki, gosposie, dozorczynie, woźne, służące, ciotki, matki, babcie. Jej znakiem rozpoznawczym, choć w tym przypadku raczej należałoby powiedzieć dźwiękiem, było przebijające się w słowach, charakterystyczne, przedniojęzykowe, miękkie, lwowskie „ł”. Specjalizowała się także w… rolach męskich. 24 stycznia 2017 roku minie 10 lat od śmierci Krystyny Feldman.
W „Naszej Historii” opowiadaliśmy wielokrotnie o twórcach, dla których Poznań był istotnym etapem artystycznej kariery. Przyjeżdżali do naszego miasta, by tu pozostać i pracować lub z niego na zawsze odchodzili. Trafnie zdefiniował to zjawisko Jan A.P. Kaczmarek, zdobywca Oscara. W jednym z wywiadów powiedział, że artyści zawsze będą wyjeżdżać, chociażby po to, aby zmieniać środowisko, szukać nowych inspiracji. To także najprostsza droga, by się kształcić i rozwijać jako człowiek. Do Poznania w 1947 roku sprowadziła się Kazimiera Iłłakowiczówna. Mieszkała w małym pokoiku na Gajowej, gdzie napisała swoje najpiękniejsze wiersze i tłumaczyła książki. W Poznaniu urodził się Krzysztof Komeda. Tu zaczynał jazzową karierę, w studio Radia Merkury nagrywał pierwsze utwory. Przed II wojną światową z Poznania wyemigrowali Romuald Gantko-wski, aktor Teatru Polskiego i Lilly Palmer, wtedy jeszcze dziewczynka, ale za kilkanaście lat wielka gwiazda kina. Oboje największe sukcesy odnieśli za oceanem, w Hollywood. Wyruszył tam też przed końcem 1967 r. Komeda, by przygotować muzykę do „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego. Krystyna Feldman przyjechała do Poznania w połowie lat 70. Jak wspomina, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Wcześniej słyszała, że miasto jest zimne, poważne, nieprzyjazne dla artystów. W kolejnych miesiącach zaczęła odkrywać Poznań taki, jakim jest naprawdę. Miejscem z własną duszą i charakterem, z zasadami, które nie są pustosłowiem, z urokliwymi zakątkami. Ale przede wszystkim z wyjątkowymi ludźmi, potrafiącymi docenić kunszt jej aktorstwa, zaangażowanie i otwartość na innych. Pracę sceniczną zaczynała w Teatrze Polskim, ale skrzydła rozwinęła w Nowym. I właśnie wspominając tamte czasy podkreślała, że trafiła do ludzi ze sobą związanych, zaprzyjaźnionych, otwartych.
Popularność przyniosły jej role kinowe i telewizyjne, choć główną powierzono jej tylko raz. Ale co to była za rola! W wieku 88 lat, w filmie „Mój Nikifor” Krzysztofa Krauze, zagrała… Nikifora Krynickiego, malarza prymitywistę. To było aktorstwo kunsztowne i wypracowane. Być może także dlatego, że pani Krystyna, mając 7 lat, spotkała Nikifora osobiście. Tą rolą zdobyła uznanie krytyków oraz wiele filmowych nagród. Inną, babki Rozalii w serialu „Świat według Kiepskich”, ugruntowała swoją popularność telewizyjną. Na tle rodzinki i sąsiadów babcia Kiepska, choć przebiegła i złośliwa, była oazą rozsądku i kopalnią życiowych mądrości. Okazuje się, że wiele z nich nie straciło na znaczeniu, jak chociażby ta, idealnie wpisująca się w polityczne wydarzenia minionego roku: Co się polepszy, to się popieprzy, co się zbuduje, to się zrujnuje, co się ustali, to się obali. Polak musi mieć łeb i dupę ze stali.
Przypominając tę niezwykłą postać, życzymy Państwu inspirującej lektury.