Większość cywilnych wspomnień z powstania odnosi się do tragicznej sytuacji aprowizacyjnej Warszawy. Innymi słowy - głodu. Wyżywieniem ludności cywilnej zajmowały się tzw. komendy placu oraz oddziały RGO - Rady Głównej Opiekuńczej, nakazującej organizowanie w mieście kuchni polowych, piekarni i kopanie studni. Z biegiem czasu zapasy żywności stopniały tak bardzo, że organizację zastąpiła improwizacja i czarny rynek.
Szczęściarze jedli czekoladę
Po zdobyciu magazynów browaru Haberbusch i Schiele przy Ceglanej głównym posiłkiem cywilów stała się tzw. zupa- plujka, gotowana z jęczmienia zmielonego w młynkach. Zdobyczny jęczmień roznosiły kolumny tzw. słoni, ochotników, którzy za wysiłek dostawali część przyniesionego towaru. Organizacja wyżywienia dowodziła, że cywilna administracja dobrze zdała egzamin z logistyki. Od 1 sierpnia, na terenie jednej tylko Rejonowej Delegatury, działało prawie 180 kuchni i punktów dożywiania, które wydawały dziennie do 20 tys. posiłków. Poza tym każda dzielnica miała swoją żywnościową specyfikę. Na Mokotowie i Żoliborzu, z uwagi na dużą ilość ogródków działkowych, łatwiej było o warzywa, na Starym Mieście natrafić można było na fasolę, cukier i mąkę ze zdobytych magazynów na Stawkach i wino ze składów Fukiera. Liczne wspomnienia odnotowują pojawienie się dużych ilości pumpernikla z PWPW. Na Śródmieściu szczęściarze jedli czekoladę z zapasów Fuchsa i chleb wypiekany u Urszulanek. Dzienna racja żywnościowa powstańca wynosiła w sierpniu 300 gramów chleba oraz 30 gramów tłuszczu. Cywile otrzymywali przydziały nieregularnie, a ich potrzeby szacowano na 32 tony dziennie.
Najmłodsi
Jan Radecki „Czarny” z baonu „Iwo” wspomina wyprawę do płonących magazynów na Pierackiego, skąd powstańcy wynieśli kaszę, cukier, nawet wódkę. Po 14 sierpnia, gdy zostały unieruchomione wodociągi, zaczęło dramatycznie brakować wody. Studnie zaczęto kopać w piwnicach, a przed jeszcze czynnymi studniami na zewnątrz ustawiały się gigantyczne kolejki. „Wody należy używać tylko do najkonieczniejszych potrzeb i w najmniejszej niezbędnej ilości” - apelował „Biuletyn Informacyjny”. Powstanie było pierwszą polską insurekcją, w której tak masowy udział wzięli najmłodsi. Jeszcze w konspiracji zrzeszonych w Szarych Szeregach podzielono na trzy kategorie: „Zawiszaków” (12-14 lat), „Bojowe Szkoły” (15-17 lat) i „Grupy Szturmowe” (powyżej 17 lat). Ci ostatni służyli w dywersji i brali udział w walce, na przykład w zamachu na Kutscherę. Lato 1944 widziało sporo małych bohaterów. Najmłodszym kawalerem Virtuti Militari był 14-letni Jerzy Bartnik z „Parasola”. Odznaczył go osobiście gen. Bór-Komorowski. Tylko o parę dni młodszy był Stanisław Shoen- Wolski, który też dostał Virtuti za to, że zniszczył granatem niemieckie gniazdo karabinu maszynowego. Najmłodszym jednak powstańcem był 10-letni Marek Słomczyński „Bimbo”, który nosił środki opatrunkowe i lekarstwa do szpitala na Starym Mieście. Zginął 22 sierpnia w eksplozji na Długiej. „Faworytem i dumą całego Powiśla jest 12-letni »Stefek«, łącznik ochotniczy AK. Malec ten w dniu zdobycia Poczty Głównej podjął się zaopatrzyć swój oddział w amunicję z magazynu broni zdobytego na poczcie. Pod ogniem czołgów patrolujących Nowy Świat »Stefek« czterokrotnie przedzierał się ku poczcie, przenosząc jednorazowo po 40 granatów ręcznych” - podawał na łamach radia powstańczego 9 sierpnia o godz. 12 Władysław Bartoszewski. Najmłodsi wykonywali też inne zadania: roznosili broń, rozkazy, prasę, byli przewodnikami kanałowymi. Gdy 6 sierpnia padło Powiśle i zabrakło prądu, grupa najmłodszych została wyznaczona do obsługi agregatów jednej z powstańczej drukarni. Chłopcy pedałowali, wprawiając w ruch maszyny, które generowały prąd. W ten sposób drukarnia działała do końca walk. Oblicza się, że wraz z oddziałami powstańczymi do niewoli trafiło ok. 3,5 tys. młodych ludzi w wieku 11-18 lat. Największa grupa trafiła do osławionego obozu w Lamsdorfie.
Rannych palono żywcem
Oddzielny rozdział heroizmu cywilnych warszawiaków to powstańcza służba zdrowia. W czasie walk działało w mieście 25 szpitali, 122 szpitale polowe i 200 punktów ratowniczo- sanitarnych. Pracowało w nich setki lekarzy, pielęgniarek i zwykłych ludzi, którzy w ten sposób pomagali walczącym. Towarzyszyły im przerażająco trudne warunki, praca 24 godziny na dobę, ciągły brak lekarstw, opatrunków i podstawowego sprzętu. A także okrucieństwo Niemców, którzy mścili się na personelu i rannych. Szczególnie okrutny los spotkał szpitale kapitulującej Starówki. Pierwsi Niemcy, którzy weszli na ich teren, zachowywali się z początku dość poprawnie. Niektórzy oficerowie obiecywali nawet dostarczenie rannym żywności i środków opatrunkowych. Sytuacja uległa jednak radykalnej zmianie po rozkazie SS-Gruppenführera Reinefartha - Niemcy i kolaboranci ze wschodnich jednostek ochotniczych wpadali do szpitalnych pomieszczeń, nakazując personelowi oraz lżej rannym opuścić budynek w ciągu 5-10 minut. Po upływie wyznaczonego czasu podpalali szpital i przystępowali do mordowania rannych Polaków. Wielu rannych spalono żywcem (m.in. w szpitalach na Podwalu i przy ul. Kilińskiego 1/3). Dochodziło do przypadków mordowania członków personelu medycznego. Powstańcze sanitariuszki oraz lżej ranne pacjentki padały ofiarą gwałtów.
Powstańcza Temida
Powstańcy stanowili pod względem umundurowania pstrą zbieraninę. Najlepiej prezentowali się żołnierze batalionów harcerskich, ubrani w niemieckie sorty zdobyte w magazynach na Stawkach. Reszta walczyła w zdobycznych niemieckich mundurach, kurtkach, płaszczach, a nawet cywilnych marynarkach, co sprawiało na postronnych mało militarne wrażenie. Sytuacja zmusiła nawet komendanta Warszawskiego Okręgu AK „Montera” do wydania specjalnego rozkazu 11 sierpnia: „Wobec stwierdzenia wśród żołnierzy AK różnorodności w oznakach zewnętrznych na nakryciach głowy i ubiorze, polecam wszystkim d-com bezzwłocznie przystąpić do uregulowania tej sprawy w myśl powyższych wytycznych: każdy żołnierz AK występuje w opasce biało-czerwonej, na białej części opaski - litery WP, między literami pośrodku - godło państwowe (orzeł), pod orłem - nr oddziału”. Ryszard Górecki z „Parasola” wspominał po latach: „Opuszczając stanowisko, szedłem amfiladą pokoi i raptem znalazłem się przed lustrem. Nie poznałem siebie, mundur zmienił mnie i dziwnie postarzył. Plamista bluza i takiż pokrowiec na hełmie silnie wciśniętym na oczy. Panterka spięta czarnym pasem z ładowniczymi szelkami podtrzymującymi trzonkowe granaty (...) Zielone spodnie puszczone w kamasze”. Prawdziwa moda zapanowała wśród powstańców na niemieckie chusty, których znaczną ilość zdobyto na Stawkach wraz z panterkami. Chusty były głównie białe z czerwonymi grochami. Noszenie ich było największym powstańczym szykiem. W chwili wybuchu powstania w sztabie pułkownika Chruściela znajdował się tylko jeden przedstawiciel Temidy - Witold Majewski. To on w imponującym tempie zorganizował podstawową strukturę sądowniczą walczącej Warszawy, likwidując spontanicznie organizujące się samosądy oficerskie, polowe czy wojenne. Funkcję szefa Służby Sprawiedliwości Okręgu Warszawskiego AK objął Włodzimierz Sieroszewski. Komendanci obwodów otrzymali rozkaz utworzenia sądów podległych strukturze państwa podziemnego, powołano także Komisję Sądzącą Walki Podziemnej. Od tej chwili dochodzenie odbywało się pod nadzorem prokuratora, a prowadziła je żandarmeria AK. Rozprawy odbywały się jawnie, z udziałem publiczności. Karę śmierci na kolaborantów, SS-manów i gestapowców wykonywano przez rozstrzelanie, zakazano tortur i znęcania się nad skazanymi.
7 minut i po ślubie
23-osobowy sztab żandarmerii znajdował się na Starym Mieście, a po jego upadku na Śródmieściu. Jej szefem do 23 sierpnia był Jan Czyżewski „Bukszpan”, później Czesław Smoczyński „Pożan”. Mieli pod sobą 20 plutonów żandarmerii, z czego tylko w Śródmieściu 14. Zabezpieczały one kwatery dowództwa, łapały kryminalistów i wyłapywały defetystów. Do ich obowiązków należała też ochrona włazów kanalizacyjnych. Żandarmi nie cieszyli się szczególną sympatią. Wspomnienia pełne są uwag na temat ich brutalności i arogancji. Czasami poczynania żandarmów zahaczały o jawny kryminał - na przykład żandarmeria czerniakowska kaprala Izydora Sosnowskiego posunęła się nawet do próby zamordowania jednego z oficerów. Dowódcę w konsekwencji skazano na karę śmierci, uratowała go odniesiona rana i wyrok zawieszono. Trafił do więzienia już po wojnie. Sporym wyzwaniem dla żandarmerii była walka z lichwą i spekulacją. Na początku walk ceny chleba skoczyły dwukrotnie (do 150 zł), a nadający się do przechowywania groch aż dwunastokrotnie. Natychmiast pojawiła się zmodyfikowana wersja czarnego rynku walut. Za papierowego dolara żądano 2000 złotych. „Niektórzy handlarze starają się wykorzystywać obecną koniunkturę, żądając fantastycznych cen za dostarczone produkty. Paskarzom tym przypominamy, że znajdują się na terenie wojennym, na którym wszelkie przestępstwa są karane według prawa wojennego. Osoby popierające lichwiarskie ceny będą jako zagrażające bezpieczeństwu publicznemu internowane w obozie izolacyjnym wraz z volksdeutschami i Ukraińcami” - donosił w połowie sierpnia „Biuletyn Informacyjny”. Formalnie powstała 4 sierpnia, zorganizowana przez harcerzy Szarych Szeregów. Jej szefem został harcmistrz Przemysław Górecki „Kuropatwa”. Główny Urząd mieścił się przy Świętokrzyskiej 28 i miał siedem ekspozytur w różnych częściach miasta. Skrzynki zawisły w czterdziestu punktach. Początkowo korespondencja ograniczona była do 25 słów i podlegała powstańczej cenzurze. Ilość dziennych przesyłek wahała się od 3 do 6 tysięcy listów - 13 sierpnia wpłynęło ich aż 10 tysięcy. We wrześniu Powstańcza Poczta Harcerska została wcielona do AK. Przez 63 dni powstańcze harcerze przenieśli ok. 200 tys. przesyłek. Statystyka podaje, że na każdy dzień powstania przypadały cztery śluby. Łącznie było ich ponad 250. Zawierali je głównie żołnierze, choć do żeniaczki nie brakowało chętnych wśród cywilów. 18 sierpnia „Monter” wydał rozkaz, który regulował, w świetle prawa, sposób zawierania małżeństw w trakcie trwania walk. W sukurs szły zarządzenia kościelne zapowiedzi wygłaszano tylko raz, a sama ceremonia była ekspresowa. Na przykład w przypadku ślubu Jana Nowaka-Jeziorańskiego i Jadwigi Wolskiej trwała ona jedynie siedem minut. Jeziorański wspominając o tym w „Kurierze z Warszawy” nie mógł się powstrzymać od lekkiego sarkazmu.
Obcokrajowcy
13 sierpnia odbył się najsłynniejszy ślub powstania - Eugeniusza Biegi i Alicji Treutler. Przeszedł do historii dzięki fotografii Eugeniusza Lokajskiego: Gośćmi byli pacjenci powstańczego szpitala, za obrączki posłużyły kółka od firanek. Mundur pana młodego był pożyczony, a spod niego wystawała zagipsowana ręka. Prezenty ślubne były dość prozaiczne: mydło, skarpetki i naboje do pistoletu. W czasie wojny trudno o rozrywkę, ale i tej w powstaniu nie zabrakło. W oswobodzonych częściach miasta odbywały się setki koncertów i wieczorków śpiewanych, zarówno dla żołnierzy, jak i dla cywilów. Na zaimprowizowanych scenach pojawiali się m.in. Mieczysław Fogg czy Mira Zimińska. Prawdziwy kulturalny hit miał miejsce 13 sierpnia w kinie Palladium przy Złotej. Wyświetlono wówczas pierwszą powstańczą kronikę „Warszawa walczy”. Znalazły się w niej sceny z walk w okolicach placu Narutowicza i Marszałkowskiej. Potem powstały jeszcze dwie kolejne - trzecią, wyświetloną 28 sierpnia, obejrzało ponad 2 tys. osób. Do walk z Niemcami przyłączyło się w powstaniu kilkuset obcokrajowców, m.in. Węgrzy, Słowacy, Francuzi, Belgowie, Holendrzy, Grecy, Brytyjczycy, Włosi, Ormianie, Rosjanie, uciekinierzy z armii niemieckiej, a nawet Australijczyk i Nigeryjczyk. Ten ostatni - czarnoskóry August Agbola O’Brown - mieszkał w Warszawie przed wojną. Najliczniej zaprezentowali się Słowacy, pracownicy gazowni na Czerniakowie. W czasie powstania utworzyli 535. pluton Słowaków, który 1 sierpnia wziął udział w natarciu na Belweder. Walczyło również kilkuset Żydów, uratowanych przez żołnierzy „Zośki” z więzienia na Gęsiówce. Liczba wszystkich Żydów, którzy wzięli udział w walkach powstańczych, mogła osiągnąć nawet 1000.