To olbrzymie przedsięwzięcie nie zakończyło się na budowie tylko jednego, głównego cieku biegnącego przez teren 18 gmin. Kanał łączący dwie rzeki to skomplikowany system rowów doprowadzających i odprowadzających wodę, zbiorników retencyjnych i innych budowli hydrotechnicznych obejmujący swoim działaniem dodatkowo 29 gmin, tworząc łączny obszar składający się z 47 gmin położonych w 9 powiatach. Cały system wodnomelioracyjny kanału swoim działaniem obejmuje 6210 km kwadratowych terenu, co stanowi prawie 25 proc. powierzchni województwa lubelskiego.
„Staliniec”
Rozpoczęcie budowy poprzedziła dokładna analiza geodezyjna. Jedna grupa pomiarowa zaczęła pracę w Borowicy od rzeki Wieprz i przesuwała się na północ. Druga grupa zaczęła od Krzny w Międzyrzecu Podlaskim i kierowała
się na południe. Obie ekipy poruszały się po wododziale, czyli po granicy między zlewniami Bugu i Wieprza. Geodeci nie natrafili na przeszkody terenowe uniemożliwiające powstanie kanału. Końcowy etap pomiarów i planowania inwestycji zbiegł się w czasie z II zjazdem PZPR w marcu 1954 r. W „Trybunie Ludu” triumfalnie obwieszczono, że budowa kanału rozpocznie się jeszcze w tym roku. Głównym projektantem inwestycji był inż. Jan Kwapiszewski, który jest również autorem książki „Budujemy kanał Wieprz - Krzna” (Warszawa 1956). Książka powstała jeszcze przed ukończeniem prac. Dużo miejsca zajmują w niej opisy ówczesnego „pospolitego ruszenia”. Autor traktuje je jako bezgraniczne poparcie socjalistycznej władzy w dążeniu do poprawy warunków bytowych społeczeństwa. Może trudno to sobie dzisiaj wyobrazić, ale kanał W-K w znacznej części wybudowano ręcznie w czynie społecznym. Dopiero w późniejszym etapie budowy zaczętowykorzystywać „nowoczesny” sprzęt, m.in. spycharki gąsienicowe „Staliniec” - nazwane tak na cześć zmarłego niedawno „wielkiego wodza”. Ci, co interesują się mechanizacją, zauważą duże podobieństwo maszyn budujących kanał do tych, które zasypywały masowe groby polskich oficerów zamordowanych w Katyniu.
„Zryw melioracyjny”
Socjalistyczna propaganda skutecznie zachęcała mieszkańców okolicznych wsi do wzięcia udziału we wspólnej budowie. Zapewniano, że dzięki „sztucznej rzece” w dużym stopniu poprawią się warunki gospodarowania na zabagnionych terenach. Chodziło głównie o zwiększenie powierzchni łąk i pastwisk do wypasu bydła. Ludzie mieli dosyć ręcznego wynoszenia siana z podtopionych łąk. Niemal w każdym wiejskim domu była przynajmniej jedna krowa, której trzeba było zapewnić pastwisko i spory zapas siana na zimę. Ponadto bydło stanowiło dobre źródło obornika, którym nawożono mało urodzajne pola. Dlatego na obszarach, gdzie przez długi czas występowały podtopienia, dosłownie każde źdźbło suchego siana było na wagę złota. Rolnicy chętnie organizowali się w duże grupy i całymi wsiami na furmankach przybywali na miejsce budowy, aby dokładając swoją „cegiełkę” w powstanie kanału, polepszyć i ułatwić sobie życie. Społeczny „zryw melioracyjny” rozpoczęła wieś Dorohucza, której mieszkańcy nie tylko postanowili pomóc partii w budowie, ale również zachęcali do tego inne, leżące przy kanale chłopskie gromady. Książka inżyniera Kwapiszewskiego to jedna wielka laurka wystawiona władzy ludowej, dlatego zawarte tam informacje należy traktować z mocnym przymrużeniem oka. Jej autor podaje, że w dniach od 12 do 14 lipca 1954 r. przy budowie kanału pracowało ponad 8 tysięcy chłopów, młodzieży i robotników. Socjalistyczne media wciskały w usta pracującego ludu wzniosłe hasła: „Na naszych stołach nigdy nie zabraknie chleba, a później zawsze będzie i masło…”.
W czynie społecznym
Wiejskie życie podporządkowane było pracom w polu. Władza wiedziała, że chłopi przed zbiorem plonów mają trochę wolnego czasu i jeśli mają pomóc w budowie, zrobią to tylko w „czynie przedżniwnym”. Aby jeszcze bardziej zachęcić do pracy darmową siłę roboczą, wykorzystano względy zdrowotne. Podkreślano, że nadmierna wilgotność zwłaszcza w środkowej części projektu, czyli na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim, jest przyczyną wielu chorób. Ciężka praca rolników przy pozyskiwaniu siana, często w wodzie i w błocie, plaga komarów i zwyczaj picia surowego mleka od wychudzonych krów miały być przyczyną gruźlicy, gorączki błotnej, reumatyzmu czy astmy. Już pół wieku przed rozpoczęciem budowy kanału lekarz Władysława Reymonta użył tych samych argumentów, aby odradzić przyszłemu nobliście zakup dworu w Sosnowicy leżącej niemal w centrum pojezierza. To właśnie w Sosnowicy założono Bazę Zaplecza Technicznego Kanału W-K. Były tam kosiarki, koparki, spycharki i dużo innego sprzętu służącego do konserwacji i remontu kanału. Obok bazy wybudowano jaz, który po odpowiedniej regulacji pozwala na poprowadzenie wody do sosnowickich stawów wybudowanych na początku XX wieku przez Teodora Libiszowskiego. Aby woda dopłynęła do rybnych zbiorników, musi pokonać akwedukt nad rzeką Piwonią i przepłynąć doprowadzalnik, który w 1963 r. przeciął zabytkowy park zaprojektowany przez samego Tadeusza Kościuszkę. Warto zaznaczyć, że to urokliwe miejsce, w którym często spacerował ze swoją ukochaną Ludwiką młody oficer Kościuszko, było już wcześniej doszczętnie zniszczone. W czasie II wojny światowej Niemcy wycięli większość starych, pięknych drzew posadzonych przez przyszłego naczelnika insurekcji. Olbrzymia inwestycja była nie lada wyzwaniem. „To nie było łatwe przedsięwzięcie. Koparki, nowoczesny sprzęt, ale przede wszystkim praca robotników i czyn społeczny tysięcy chłopów…” - z dumą obwieszczała socjalistyczna Kronika Filmowa. „Z radością i wdzięcznością witano tu Władysława Gomułkę i innych działaczy państwowych, którzy przybyli do wsi Jabłoń w powiecie parczewskim na uroczystość otwarcia kanału”. Jednak mało kto wie, że uroczyste przecięcie wstęgi przez pierwszego sekretarza KC PZPR planowano początkowo w Sosnowicy. Dlaczego to się nie udało?
Partia otwiera
Najstarsi mieszkańcy Sosnowicy dobrze pamiętają panikę ówczesnych lokalnych władz. Przed przyjazdem towarzysza Władysława Gomułki most, na którym planowano uroczystości otwarcia kanału, podmyła woda. W konstrukcji pojawiło się olbrzymie pęknięcie, a cała stawiana w pośpiechu budowla groziła rychłym zawaleniem. Działacze ludowi nie mogli pozwolić sobie na wizerunkową porażkę. Imprezy nie dało się już odwołać, ale udało się ją przenieść. Licznej delegacji z Warszawy nie robiło różnicy, gdzie zawiśnie wstęga. Ważne było tylko to, aby ją teraz przeciąć. Sosnowicę od Jabłonia dzieli jedynie 30 km, więc nikt z władz centralnych nie odczuł wielkiej różnicy. Odtrąbiono wielki sukces. Już w dniu otwarcia znane były pierwsze wyniki melioracji: „Wzrost plonów - rozwój hodowli bydła. (…) Będzie więcej chleba i masła do chleba. (…) Ale to dopiero początek - powiedział Władysław Gomułka do zebranych. - Trzeba maksymalnie wykorzystać wodną nić biegnącą przez pola i łąki. Musi jej towarzyszyć rozwój mechanizacji, rozwój techniczny i kulturalny. Wspólna praca chłopów i państwa dla dobra polskiej wsi”. Wybujała wyobraźnia dygnitarzy PRL przewidywała wykorzystanie kanału jeszcze w jednym celu. Miała to być również arteria komunikacyjna do transportu towarów. Szybko obliczono, że przy średniej głębokości 1,2 m i średniej szerokości lustra wody równej 12 m będą mogły po nim płynąć płaskodenne barki o ładowności 30-40 ton. To nawet więcej niż jeżdżące dzisiaj ciężarówki zwane potocznie tirami. Ale w tamtych czasach, aby zobrazować ogrom możliwości transportowych kanału, użyto nieco innego porównania. Jedna barka miała zastąpić 40 furmanek i to zaprzężonych w dobre konie. Towar miał być spławiany oczywiście z prądem wody z południa na północ. Z powrotem, pod prąd, puste krypy miały być ciągnięte przez traktory jadące po wybrukowanych koronach wałów kanału. W praktyce byłoby to bardzo trudne i nieekonomiczne. Liczne jazy wymuszałyby konieczność częstych przeładunków. Towar płynąłby tylko w jednym kierunku. Ponadto niemożliwe byłoby minięcie się barek płynących w przeciwne strony. Pewnie dlatego kanał W-K nigdy nie był wykorzystany do celów transportowych.
Szkody
Mimo to całe przedsięwzięcie robi duże wrażenie. Na kanale wybudowano 72 mosty: 2 kolejowe, 4 drewniane i 66 żelbetonowych. Płynącą wodę na całej długości cieku piętrzy 15 jazów. Inne rowy i rzeczki przepływające w poprzek kanału poprowadzone są pod nim za pomocą „bezkolizyjnych skrzyżowań”, tak zwanych syfonów. W systemie kanału W-K ogólna długość doprowadzalników wynosi 570 km. Wykonano w nim 11 zbiorników retencyjnych. Różnica w wysokości nad poziomem morza pomiędzy początkiem a końcem kanału to około 27,5 m. Koryto wyłożone jest betonowymi płytami. Wzdłuż kanału posadzono setki drzew. Kanał Wieprz - Krzna i jego oddziaływanie na środowisko naturalne stał się tematem wielu opracowań. Naukowcy zgodnie twierdzą, że jego wpływ na przyrodę jest wybitnie szkodliwy. Budowa kanału spowodowała przesuszenie gruntów leżących w jego pobliżu. Następstwem tego jest murszenie torfów i erozja gleb. Zniknęło wiele naturalnych siedlisk roślin i zwierząt. Szkody powstałe przez zachwianie stosunków wodnych objęły olbrzymi obszar i są w zasadzie nieodwracalne. Co prawda na początku odnotowano silny wzrost plonów pochodzących ze zmeliorowanych gruntów, jednak z biegiem czasu plony te stawały się coraz mniejsze, osiągając poziom niższy niż ten sprzed budowy kanału. Degradacja przyrodnicza wskutek jego działania wciąż się pogłębia. Popularna ponad pół wieku temu idea osuszania terenów podmokłych okazała się wielkim błędem. Chciałoby się powiedzieć: Miało być tak dobrze, towarzyszu Gomułka, a wyszło jak zawsze…