Ryszard Siwiec płonie na Stadionie X-lecia

Jaromir Kwiatkowski
Ryszard Siwiec (ur. 7 marca 1909 w Dębicy, zm. 12 września 1968 w Warszawie) – żołnierz AK, filozof, księgowy z Przemyśla. Protestując przeciwko inwazji na Czechosłowację dokonał 8 września 1968 samospalenia w czasie ogólnokrajowych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie w obecności szefów partii, dyplomatów i 100 tysięcy widzów.
Ryszard Siwiec (ur. 7 marca 1909 w Dębicy, zm. 12 września 1968 w Warszawie) – żołnierz AK, filozof, księgowy z Przemyśla. Protestując przeciwko inwazji na Czechosłowację dokonał 8 września 1968 samospalenia w czasie ogólnokrajowych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie w obecności szefów partii, dyplomatów i 100 tysięcy widzów. Nowiny/Archiwum
"Niech żyje wolna Polska!" - krzyczał na trybunie stadionu X-lecia. Mało kto dostrzegł płonący punkcik...

- Najgorsze były dni zaraz po jego śmierci. I powracające pytanie: czy ta ofiara była komuś potrzebna? - mówi łamiącym się głosem Elżbieta Szabaga, córka Ryszarda Siwca. W jej oczach pojawiają się łzy. Po chwili: - Jestem dumna z taty.

Jej brat, Wit Siwiec, który przyjechał na uroczystości rocznicowe z Kanady, przytakuje. Stoimy we trójkę nad grobem ich ojca i babci na przemyskim cmentarzu.

8 września 1968 r. przemyślanin Ryszard Siwiec dokonał samospalenia w proteście przeciw agresji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Zrobił to podczas ogólnopolskich dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, w obecności 100 tys. ludzi i najwyższych władz państwowych. Liczył, że będzie to krzyk protestu rozlegający się na całą Polskę.

Byśmy byli prawdomówni i uczciwi

Ryszard Siwiec spoczywa na Cmentarzu Zasańskim w Przemyślu
(fot. Dariusz Delmanowicz)

Urodził się w 1909 r. w Dębicy. Po śmierci ojca rodzina przeniosła się do Lwowa. Tam ukończył filozofię na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Po przeprowadzce do Przemyśla pracował w urzędzie skarbowym. Gdy wybuchła wojna, zrezygnował. Nie chciał służyć okupantom. Zarabiał na życie jako robotnik w zakładach utrzymania zieleni. Walczył w Armii Krajowej.

Po wojnie nie przyjął propozycji pracy w charakterze nauczyciela historii. Nie chciał uczestniczyć w indoktrynacji młodzieży. Zrobił kurs księgowego i zatrudnił się w przemyskim oddziale Tarnobrzeskich Zakładów Spożywczych. Skromna pensja nie wystarczała na utrzymanie siedmioosobowej rodziny, dorabiał więc hodowlą kur i uprawą ogrodu.

Córka i syn zapamiętali ojca jako człowieka łagodnego, ale wymagającego.

- Gdy coś zbroiliśmy, brał nas na poważne rozmowy. Baliśmy się ich - przyznają.
Ryszard Siwiec i jego żona Maria mieli piątkę dzieci: córki Elżbietę i Innocentę oraz synów Adama, Wita i Mariusza. Tylko Elżbieta pozostała w Przemyślu. Reszta rodzeństwa wyemigrowała do Kanady i USA. Żona Ryszarda Siwca, dziś już sędziwa pani, jest w dobrej formie. Mieszka obecnie w Kanadzie.

- Tato chciał, byśmy byli prawdomówni i uczciwi - wspomina pani Elżbieta.

Godzinami słuchał Wolnej Europy

Interesował się polityką, głęboko przejmował się sytuacją w Polsce i na świecie. Przychodził z pracy i całymi godzinami słuchał Radia Wolna Europa. Elżbieta Szabaga:

- Rzucał ze złością naszymi podręcznikami do historii o podłogę i krzyczał: "Czego was uczą!".

Na prywatnej maszynie pisał, a potem powielał ulotki, podpisując je "Jan Polak".
Dużo czytał. W rodzinnej bibliotece na poczesnym miejscu stały dzieła Sienkiewicza i Mickiewicza. Córka:

- Bawił go angielski humor, lubił "Klub Pickwicka". Lubił też geografię, kupował "Poznaj Świat" i "Dookoła świata".

Czytelniczą pasję Ryszarda Siwca podkreśla tablica pamiątkowa na grobowcu. Ma kształt otwartej księgi.

Czuję spokój wewnętrzny

Wydarzenia Marca 1968 były dla niego wstrząsem. Elżbieta Szabaga: - Bardzo się interesował studenckimi strajkami. Bezskutecznie szukał kontaktu z ich przywódcami.

Zdaniem córki i syna, już wtedy podjął decyzję, że trzeba zrobić coś, co wstrząśnie sumieniami Polaków. Formę samospalenia wybrał prawdopodobnie pod wpływem podobnych samospaleń mnichów buddyjskich, protestujących przeciw wojnie w Wietnamie. 30 kwietnia spisał testament.

Do protestu przygotowywał się niezwykle starannie. Świadczą o tym zapiski, które zostawił. Córka:

- Choć mieszkaliśmy pod jednym dachem, nic nie wiedzieliśmy.

Pani Elżbieta wspomina, jak w sierpniu wyjeżdżała do Wrocławia, gdzie miała podjąć pracę.

- Tato odprowadził mnie na dworzec. Zawsze w takich sytuacjach całował nas w czoło. A wtedy tak patrzył na mnie, patrzył… Tak, jakby się żegnał… - opowiada łamiącym się głosem. Miała wtedy 20 lat, brat Wit - 16.

Przed wyjazdem na dożynki nagrał na taśmę magnetofonową antykomunistyczne przesłanie. Kończyły je słowa: "Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie, opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!".

Ryszard Siwiec powiedział w domu, że jedzie na delegację do Tarnobrzega. W pociągu napisał pożegnalny list do żony: "Kochana Marysiu, nie płacz. Szkoda sił, a będą ci potrzebne. Jestem pewny, że to dla tej chwili żyłem 60 lat. Wybacz, nie można było inaczej. Po to, żeby nie zginęła prawda, człowieczeństwo, wolność ginę, a to mniejsze zło niż śmierć milionów. Nie przyjeżdżaj do Warszawy. Mnie już nikt nic nie pomoże. Dojeżdżamy do Warszawy, piszę w pociągu, dlatego krzywo. Jest mi tak dobrze, czuję spokój wewnętrzny jak nigdy w życiu".

Zwracał się też do dzieci: "Nie dokuczajcie mamie, uczcie się, bo to wasze najważniejsze zadanie na teraz. Niech was Bóg ma w swoje opiece. Całuję was ojciec".

Nie zauważyli płonącego punkcika

Prosto z pociągu poszedł na stadion. Miał bilet do sektora nr 37. Jednak na miejsce protestu wybrał trzecią ławkę od dołu sektora nr 13, umieszczonego niemal dokładnie naprzeciwko trybuny głównej.

Pierwszą zapałkę zapalił 15 minut po południu, gdy na płycie boiska pojawiła się młodzież w strojach ludowych, poruszająca się w rytmie poloneza. Trzymał w rękach polską flagę, na której napisał słowa "Za naszą i waszą wolność, honor i ojczyzna". Płonął, krzycząc: "Niech żyje wolna Polska" i "To jest krzyk umierającego wolnego człowieka".

W skórzanej teczce miał 29 ulotek z protestem przeciw agresji na Czechosłowację. Stojący wokół ludzie byli przerażeni. Próbowali go gasić, ale on ich odganiał. Chciał wstrząsnąć Polską, ale ludzie z dalszych sektorów nie zauważyli małego, płonącego punkcika. Oczy wszystkich były zwrócone na płytę boiska, głośna muzyka wszystko zagłuszała.

Wokół Siwca natychmiast pojawili się milicjanci i esbecy. Po ugaszeniu płomieni, został przewieziony do Szpitala Praskiego. Jego stan był bardzo ciężki, miał poparzone 80-85 proc. powierzchni ciała. Esbecy wmówili bezpośrednim świadkom, że był niezrównoważony psychicznie. Dożynek nie przerwano.
Bohater z Przemyśla został pośmiertnie uhonorowany najwyższymi odznaczeniami czeskimi i słowackimi, m.in. orderem Tomasza Masaryka.

W 2003 r. jego rodzina odmówiła przyjęcia Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski, przyznanego mu przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Dlaczego? - Tamta władza nam się nie podobała - wyjaśniają córka i syn. - A teraz byście przyjęli? - pytam. - Teraz tak.

Zawołał żonę w nocy

Do mieszkania Siwców w Przemyślu przyszli esbecy. Niczego nie wyjaśniali, zrobili rewizję. Byli bardzo aroganccy. Wit Siwiec:

- Mama zapytała: "co się stało z mężem?". "Dowie się pani w swoim czasie". "Przecież mąż pojechał na delegację do Tarnobrzega". Na to esbecy: "Oooo, o wiele dalej". Na drugi dzień przyszedł telegram z warszawskiego szpitala. Mama pojechała tam z drugą siostrą. Zatrzymały się u rodziny.

W szpitalu Ryszard Siwiec na chwilę odzyskał przytomność. Zdążył zamienić z żoną kilka słów. Wit Siwiec:

- W nocy przyśnił się mamie. Zawołał: "Marysiu!". Mama zebrała się i pojechała do szpitala. Tato już nie żył.

To był 12 września. Ryszard Siwiec zmarł o godz. 1.45. Przeżył cztery dni.
Na pogrzeb w Przemyślu przybyły tłumy ludzi. Wit Siwiec:

- To była milcząca manifestacja ludzi, którzy chcieli oddać hołd ojcu.

Elżbieta Szabaga:

- Niewiele z pogrzebu pamiętam. Może jedynie to, że mama stała nieruchoma jak posąg.

Rodzina Siwców długo trawiła ból. Elżbieta Szabaga:

- Nie mogliśmy się pozbierać. Żal mi było mamy. Nie chciała nic mówić o tym, co się stało. Widziałam, jak cierpi.

Inwigilowała ich bezpieka. Kolportowała plotki o rzekomym alkoholizmie Ryszarda Siwca. Jego czyn miał zostać zapomniany.

Napisany w pociągu list do żony i dzieci trafił do nich po… ponad 20 latach. Ryszard Siwiec przekazał go znajomemu o nazwisku Tchórzewski, który jechał tym samym pociągiem. Ten na drugi dzień dał go żonie, by dostarczyła go adresatom. Pani Tchórzewska w mieszkaniu Siwców nikogo nie zastała, zostawiła więc list w drzwiach. "Zaopiekowała" się nim bezpieka. Przeleżał do "lepszych czasów" w teczce operacyjnej sprawy Ryszarda Siwca. Córka: - Odgrzebał go reżyser Drygas.

Dokumentalista Maciej Drygas w 1991 r. zrobił poświęcony Ryszardowi Siwcowi film "Usłyszcie mój krzyk". Dzięki niemu świat dowiedział się o bohaterze z Przemyśla.

JAROMIR KWIATKOWSKI

Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia