Siedmioletnia Maja spod Opola czyta „Plastusiowy pamiętnik”, pierwszą szkolną lekturę (Boże, wybacz pani nauczycielce). Maja czyta z babcią, bo nawet jej mama już nie potrafi tego przetłumaczyć z polskiego na nasze. Drewniany piórnik? - dziwi się dziecko - jak to drewniany? Ale to jeszcze nic. Co to jest stalówka, co to kałamarz, bibuła?
Babci Basi, która sama była 7-latką pod koniec lat 60. XX wieku, łzy się kręcą ze wzruszenia. Pierwsze w życiu litery kreśliła stalówką, czyli cienkim, rozdwojonym na końcu ostrzem, umocowanym w obsadce i maczanym w ciekłym atramencie. Stalówka była następczynią stosowanych przez całe wieki piór gęsich. Pióra złożone z obsadki i stalówki weszły do użycia na przełomie XVIII i XIX w i przetrwały sto kilkadziesiąt lat. - W moim dzieciństwie dominowały dwa kolory. Ręce uwalane były atramentem, a kolana pomazane dezynfekującą zielonką - śmieje się Barbara Olejarczyk.
- Za kleksa w zeszycie dostawało się uwagę. - Babciu, co to są kleksy? - przerywa Maja.
Zeszyty pierwszaków do wczesnego Gierka usiane były atramentowymi plamami. Wystarczyło nieostrożnie przenosić pióro po zanurzeniu stalówki w kałamarzu. To naczynie na atrament pojawiło się w użyciu, kiedy tylko ludzie nauczyli się pisać piórem i stosowane było powszechnie aż do wynalezienia pióra wiecznego. W szkołach były to szklane, niezakręcane słoiczki. Dla zabezpieczenia przed rozlewaniem atramentu w blatach szkolnych stolików (wtedy jeszcze łączonych w całość z ławką) wycinano okrągły otwór o średnicy 45 mm, do którego wkładano kałamarz. Takie ławki w szkołach Opola służyły do końca lat 60. Rozmazywaniu się atramentu zapobiegało stosowanie bibuły. To cienki papier - biały, różowy lub niebieski - o dużych właściwościach chłonnych.
Przycięty do rozmiarów kartki zeszytowej był podstawowym wyposażeniem każdego ucznia. Na początku lat 70. największym szkolnym szpanem było posiadanie czterokolorowego długopisu. Z długopisami szkoła początkowo walczyła, twierdząc, że psują charakter, nie tylko pisma. Szkoła przymuszała do wiecznych piór, których obsługa wymagała pewnego namaszczenia i staranności. Wieczne pióro powstało wcześniej niż ołówek. W 1922 roku Howard Carter odnalazł w grobowcu Tutenchamona pierwsze narzędzie pisarskie, które bardzo je przypominało.
Była to zaostrzona z jednej strony trzcinowa rurka umieszczona w miedzianej oprawce z atramentem. Projekty przyrządów pisarskich z zapasem atramentu pojawiły się w 1508 roku w pracach Leonarda da Vinci (czego ten człowiek nie wymyślił!). 200 lat później pierwsze pióro pozwalające pisać nieprzerwanie przez dłuższy czas pojawiło się w Wersalu za sprawą Nicolasa Biona, nadwornego inżyniera Króla Słońce. Maszynowo wieczne pióra zaczęto produkować w 1822 roku, gdy Adam Mickiewicz ogłosił swe „Ballady i romanse” (początek romantyzmu). 60 lat później Waterman opracował „zasilanie kanalikowe”, które zapobiegało robieniu kleksów, a Parker – specjalny system uniemożliwiający samorzutne ściekanie atramentu ze stalówki.
Najdroższe pióro świata (125 tysięcy dolarów) wyprodukowała firma Montblanc. Cacko, zrobione ze szczerego złota, pokryte zostało w całości malutkimi brylantami. Jest ich tyle, ile metrów nad poziomem morza wznosi się szczyt Alp. - Pióro zmieniło swój charakter. Z narzędzia pracy przekształciło się w przedmiot luksusowy. Pod naporem wszelkiego rodzaju długopisów, cienkopisów, piór żelowych, producenci piór wiecznych z przedmiotu użytku codziennego uczynili obiekty pożądania, dostępne osobom zamożnym, wrażliwym na piękno i przywiązanym do tradycji - podkreśla Rafał Dębowski, adwokat, członek Polskiego Klubu Miłośników i Kolekcjonerów Piór.
Z królestwa biurokracji
Piętnujący absurdy biurokracji Franz Kafka powiedział, że „kajdany udręczonej ludzkości są z papieru kancelaryjnego”. Kiedyś pisało się na nim wszelkie urzędowe podania i pisma. Nawet taka jest jego słownikowa definicja: „papier o ustalonym formacie używany do pisania akt urzędowych, podań itp.”. Służył też za jednostkę miary szkolnych wypracowań z języka polskiego: „Napisz na trzy strony papieru kancelaryjnego”.
Na nim też rozwiązywało się zadania maturalne. W 1980 roku klasa IVa matematyczno-fizyczna w II LO w Opolu zapełniła na maturze 128 stron papieru kancelaryjnego Kochanowskim (była podwójna rocznica poety i temat obstawiano jako pewniak). Rekordzistka wypisała się na 13 stron i było to wielokrotnie więcej niż wymagane współcześnie 250 słów. Dziś papier kancelaryjny jest w odwrocie, ale nie zniknął zupełnie.
Na forum internetowym młoda mama apeluje: „Pomocy, dziewczyny! Piszę odwołanie do przedszkola i nie zmieści się ono na jednej stronie papieru kancelaryjnego. Gdzie mam kontynuować?”. Życzliwa odpowiedź: „Nie dziwię się, że ci dziecka nie przyjęli, jak taka nieogarnięta jesteś. Napisz na kompie, drukuj dwustronnie i podpisz”. - Nie przypominam sobie w ostatnich latach, by ktoś przyniósł podanie na papierze kancelaryjnym - mówi Zofia Grabarek, opolska urzędniczka. Tak jak kasta petentów przestała używać tego papieru, tak kasta biuralistów odwykła od maszyn do pisania. Kiedyś przez wszystkie urzędy niósł się charakterystyczny stukot klawiatury i odgłos przesuwania wałka zakończony dzwoneczkiem.
- Dziś maszyny mechaniczne i taśmy barwiące kupują najczęściej starsi ludzie, którzy nie chcą lub nie umieją korzystać z komputerów. Mieliśmy też zamówienia z kół łowieckich i agencji celnych. Te ostatnie używają maszyn do wypełniania druków, gdzie konieczne jest uzyskanie kopii przez przebitkę - mówi Joanna Bartoszek, współwłaścicielka firmy Biuro-Tech z Lublina, największego w Polsce sklepu z maszynami do pisania. Firma handluje zarówno starymi maszynami, jak i nowymi. Na rynku pozostał już tylko jeden producent z jednym modelem maszyny elektronicznej - niemiecki Triumph Adler.
Taka maszyna kosztuje 1,5 tys. zł. Z biur zniknęły też kalki i ołówki kopiowe. Młody internet pyta „a co to takiego?”. Kalka kopiująca to papier powleczony z jednej strony tuszem lub pigmentem zmieszanym z woskiem, służący do jednoczesnego sporządzania wielu kopii tekstu. Wymyślona została w 1806, a od 1871 produkowana masowo i przez kolejnych ponad 100 lat stanowiła podstawowy artykuł w każdym biurze. Wyparła ją kserokopiarka (w Polsce w latach 90. XX wieku). W dobie powszechnej komputeryzacji wyszła niemal całkowicie z użycia, chociaż wciąż jeszcze jest produkowana.
W dawnych czasach urzędnika można było rozpoznać po fioletowych ustach - od ślinienia ołówka kopiowego, zwanego też chemicznym. Rdzeń ołówka zrobiony był ze ścieralnej glinki, nasączonej barwnikiem rozpuszczalnym w wodzie, np. fioletem metylowym. Ponieważ jego śladu nie dawało się zetrzeć gumką, używany był - nim popularny stał się długopis - do wypełniania np. dokumentów finansowych. Określenie „kopiowy” pochodzi stąd, że dokument zapisany takim ołówkiem można było skopiować (uzyskując obraz w lustrzanym odbiciu) przy użyciu specjalnej wilgotnej bibuły i prasy - dzięki temu można było na przykład przechowywać kopie wysyłanej korespondencji.
Dziś można go kupić na aukcjach internetowych. 70 ołówków znanej marki Koh-I-Noor poszło niedawno za 30 zł. Internetowy „pomysłowy Dobromir” podpowiada, że ołówek kopiowy może służyć jako tester miodu. Prawdziwy miód nie zmieni swojej barwy po zetknięciu z ołówkiem, a sztuczny zabarwi się na ciemno.
Pudełko z dziurkowaną tarczą
W sieci można obejrzeć zabawny filmik, pokazujący reakcje współczesnych amerykańskich dzieci na widok telefonu tarczowego. Są na tyle bystre, by domyślić się, że to coś służy do dzwonienia, ale z samą operacją już sobie nie radzą. Paluszki nawykłe do klawiatury i ekranów dotykowych z trudem kręcą tarczą, a młode główki nie rozumieją sensu wkładania palca w otworki, podpisane kolejnymi cyframi. Notabene reagują tak samo jak ich prapradziadkowie, gdy połączenia przestała realizować miła pani z centrali telefonicznej, a bakelitowy cud techniki trzeba było obsłużyć samemu.
Amerykańscy operatorzy telefoniczni robili instruktażowe filmy, pokazywane w kinach, jako część seansu filmowego. Siedmiominutowy film z 1927 roku szczegółowo pokazuje, jak dzwonić: „Najpierw znajdź właściwy numer w książce telefonicznej… Uwaga: kreski nie wykręcamy!”. Stary telefon przetrwał w muzeach techniki, w zwrocie „wykręcić numer” i pamiętnym dzwonku (kiedyś, młody Czytelniku, wszystkie telefony wydawały ten sam jednoznacznie rozpoznawalny dźwięk). Miłośnicy retro instalują go sobie w swych wypasionych smartfonach. Mechanicznych maszyn do pisania używają dziś głównie ludzie starej daty, którzy skapitulowali przed komputerem