W internecie pojawiło się nagranie wideo dokumentujące niezwykłą odwagę pewnego syryjskiego chłopca. Do zdarzenia miało dojść w Aleppo.
Filmik trwa minutę. W sieci umieściła go grupa syryjskich opozycjonistów Shaam News NetWork, która dotąd zamieściła w internecie już setki nagrań wideo z Syrii. Od chwili pojawienia się filmiku (w poniedziałek niemal dwa tygodnie temu) obejrzało go grubo ponad pół miliona użytkowników.
Widzimy na nim ulicę pod ostrzałem karabinowym. Niezidentyfikowany chłopczyk w wieku około 10 lat próbuje dotrzeć do dziewczynki mniej więcej w tym samym wieku i osłonić ją przed ogniem snajperów. Chce ją ukryć za szczątkami spalonego samochodu.
Kule biją w bruk brudnej ulicy i otaczające chłopczyka gruzy. Ten pada o krok od wraku samochodu - najwyraźniej udając, że został ranny - by za chwilę poderwać się i pociągnąć przerażoną dziewczynkę w różowym ubranku za szczątki auta. Oboje biegną w tę stronę pod gradem kul, trzymając się za ręce.
Nagranie notuje wiele odsłon mimo uwag co do jego autentyczności. Syryjscy opozycjoniści twierdzą, że filmik został zapewne nakręcony wAleppo. Tak wynikałoby z akcentu uczestników.
Tymczasem rzecznik mającej siedzibę w tym mieście grupy bojowników Armia Islamska stwierdził, że zna wszystkie operujące tu grupy i nie słyszał żadnych doniesień o tego typu zdarzeniu. Jego zdaniem chodziło o ustawkę. Nie wiadomo jednak, kto miałby na tej fałszywce skorzystać.
Preparowanie nagrań, po to by zdyskredytować przeciwników lub przedstawić błędny opis jakiegoś zdarzenia, nie jest dziś w Syrii zjawiskiem wyjątkowym. Na niektórych wcześniej zamieszczanych w sieci nagraniach pokazywano akty okrutnego beshalstwa z poprzednich wojen, które miały być dowodem na obecnie popełniane w Syrii zbrodnie. Świadomie fałszowano też nagrania. Na jednym z nich widać uzbrojony po zęby rzekomy oddział sił specjalnych Syryjskiej Wolnej Armii. Okazuje się, że postacie z filmiku niosą dziecinne pistolety i karabiny.
Reżim syryjski oskarżano o wykorzystywanie fragmentów niskobudżetowego horroru z 2005 roku "Inner Depravity" (Głęboka demoralizacja). Miało ono dowodzić, że w mieście Kessab w sposób rytualny zamordowano pewną chrześcijankę, a do gardła wciśnięto jej krucyfiks. Do dramatu miało dojść tuż po tym, gdy w marcu br. miasto zajęli dżihadyści.
Niedawno też w sieci pojawiało się nagranie pokazujące rannego Abu Bakra Al-Bagda- diego, przywódcę Państwa Islamskiego (PI). Już przedtem pojawiły się pogłoski, że doznał on obrażeń w wyniku nalotów koalicyjnego lotnictwa. Analiza po- kazałajednak, że ten sam filmik pojawił się w internecie już we wrześniu br.
Zmistyfikowany wspomniany filmik z syryj skiego Aleppo to kolejny dowód na to, że ludzie uwielbiają oszukiwać innych. Oszukiwanie przynosi bowiem wymierne korzyści - w polityce, nauce, nie mówiąc już o popkulturze.
Badacze obyczajów twierdzą, że zjawisko mistyfikacji, czyli pokazywanie czegoś inaczej, niż ma się w rzeczywistości, sięga początków ludzkości. Już nasi przodkowie jaskiniowcy prześcigali się wzajemnie w pokazywaniu swojej siły i zręczności. Tysiące lat dziejów homo sapiens to udoskonalenie tej sztuki do perfekcji
Gumowe czołgi Anglików
Najbardziej spektakularne mistyfikacje przynależą do sfery polityki. Posługują się nią rządzący, dyplomaci, służby specjalne. "Protokoły mędrców Syjonu", które rosyjska ochrana spreparowała ponad wiek temu, do dziś uważane są przez miliony ludzi za autentyczne świadectwo żydowskiej przebiegłości. Z kolei kulisy "Operacji Himmler", w efekcie której hitlerowcy oskarżyli Polaków o atak na radiostację w Gliwicach, w wielu podręcznikach historii podawane są jako przykład mistyfikacji, której skutki przerosły najśmielsze oczekiwania jej autorów.
II wojna była okresem, w którym mistyfikacje wykorzystywano na największą skalę. Przenieśmy się do czerwca 1940 r., kiedy włoski dyktator Benito Mussolini wypowiedział wojnę Wielkiej Brytanii. Pierwszym celem, którzy upatrzyli sobie Włosi, była Aleksandria, a potem Kanał Sueski. Ich przewaga nad Brytyjczykami była sześciokrotna (Anglicy mień w Egipcie tylko 30 tys. żołnierzy) i kwestia następujących wydarzeń wydawała się przesądzona. Wówczas do akcji ruszyli mistyfikatorzy - by stworzyć wrażenie wielkiej armii, fabrykowano setki gumowych i nadmuchiwanych czołgów, dział, ciężarówek, układano fałszywe drogi, a nawet kazano wynajętym Arabom odciskać w piasku ślady czołgowych gąsienic.
Gdy Anglicy pozwolili dodatkowo Włochom "złamać" rzekomo tajny szyfr, efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Włoski marszałek Graziani, obawiając się okrążenia, natychmiast kazał zatrzymać armię, okopać się i czekać na rozwój wypadków. Okazja pobicia garstki przeciwników uciekła
Sobowtór Stalina
Podobnym majstersztykiem aliantów była tzw. Operacja Husky z lata 1943 r., związana z inwazją na Sycylię. W jej wyniku Niemcy byli zmuszeni zakończyć bitwę pod Kurskiem, co sprawiło, że sytuacja na froncie wschodnim stała się korzystniejsza dla Rosjan. Ale historycy za wzór wojennej mistyfikacji podają kulisy związane z lądowaniem Amerykanów w Normandii w 1944 r. Nie dość, że w pobliżu Calais zbudowano sztuczną flotę, co miało zdezorientować Niemców co do miejsca operacji, to jeszcze podrzucono im spreparowanego nieboszczyka, który przypadkiem miał przy sobie komplet dokumentów na temat inwazji.
Mistyfikację na swój własny polityczny użytek stosowali też Rosjanie. Gdyby wierzyć choć części dokumentów, które krążą w internecie, trzeba by uznać, że od końca lat 30. do swojej śmierci w 1953 roku Stalin miał przynajmniej czterech sobowtórów. Pierwszy pojawił się po śmierci Kirowa - był nim buchalter z ukraińskiej winnicy, Jewsiej Łubickoj, nie do odróżnienia od oryginału. Tak samo zapalał fajkę, trzymał rękę, mówił z podobnym akcentem, nawet wódkę pił w ten sam sposób.
O istnieniu sobowtóra wiedzieli jedynie zaufani Stalina: Bułganin, Chruszczów, Moło- tow i Beria, a historycy do dziś zastanawiają się, w jakich okolicznościach Łubickoj zastępował przywódcę światowego proletariatu. Kilka lat temu w Rosji gruchnęła sensacyjna wieść, że towarzyszył Stalinowi w Teheranie, a nawet pozował zamiast niego do oficjalnych fotografii.
Kto strzelał na Ukrainie
Badacze, którzy zastanawiają się nad żywotnością i skutecznością mistyfikacji politycznej, wiążą to zjawisko z prowokacją i so- cjotechniką. Przyjrzyjmy się im na przykładzie niedawnych wydarzeń związanych z zestrzeleniem nad wschodnia Ukrainą malezyjskiego boeinga 777.
Według analiz ekspertów samolot został strącony najprawdopodobniej rakietą ziemia-powietrze odpaloną z terenów zajmowanych przez prorosyjskie oddziały separatystów. Jednak na fotografii, którą opublikował Kanał Pierwszy rosyjskiej telewizji, można znaleźć wskazówki podważające tę tezę. Widać na niej samolot myśliwski i smugę, którą mogła pozostawić rakieta powietrze-powie- trze, skierowana wjego stronę. Ponadto na zdjęcie naniesiono nazwy miejscowości, które leżą poza terenami zajętymi przez separatystów. Pokazowi towarzyszył komentarz, z którego wynikało, że fotografię wykonał jeden z "amerykańskich lub brytyjskich satelitów".
Prowokacja? Zapewne, a jej celów nietrudno się domyślić. Cóż z tego, że eksperci natychmiast dopatrzyli się przekłamań. Po pierwsze logo "Malaysia Airlines" znalazło się po niewłaściwej stronie kadłuba, po drugie typ samolotu jest inny niż strąconego, po trzecie nie zgadza się układ chmur, który towarzyszył tragedii. Informacja jednak poszła w świat i jej sprostowanie wymagało zmasowanej ofensywy propagandowej władz Ukrainy. Utrudnionej dodatkowo tym, że działalność ekip badawczych na terenie katastrofy jest do dziś blokowana przez działania wojenne.
Hitler i wojna atomowa
Z materiałów na temat politycznych i historycznych mistyfikacji można by spokojnie już stworzyć prawdziwą bibliotekę. Weźmy taki przykład: w kwietniu 1983 r. wpływowy niemiecki magazyn "Stern" zapowiedział opublikowanie nieznanych pamiętników pisanych przez Adolfa Hitlera od 1932 r. do końca wojny.
Choć historycy przestrzegali przed mistyfikacją, rzekome papiery zakupiono za blisko 10 min marek. Okazały się sfabrykowane, choć do dziś nie brak i takich, którzy nie wątpią w ich autentyczność. Inny przykład: zimą 2006 r. belgijska telewizja publiczna RTBF podała informację, że Flandria oderwała się od Belgii w wyniku secesji. Nim uspokój ono nastroje, kraj stanął wręcz na granicy wojny domowej. Oba przykłady dowodzą, że mistyfikacja, której dodatkowo towarzyszą emocje, może wywołać nieprzewidywalne konsekwencje.
Tak było np. w 1989 roku, gdy dwóch amerykańskich fizyków, Stanley Pons i Martin Fleischmann, ogłosiło, że dokonali zimnej fuzji atomów deute- m. Prasa natychmiast podchwyciła temat, roztaczając wizję powszechnej katastrofy jądrowej . Nie pomogły sprostowania i stanowcze dementi innych naukowców - przez długi czas Ameryka żyła w potwornym strachu przed rzekomą wojną atomową.
Strach, tym razem przed atakiem zombie, zapanował po tym, jak w 2004 r. Hwang Woo-suk z Korei Południowej zapowiedział masowe klonowanie ludzi. Niebawem stało się jasne, że zamiast człowieka Woo-suk sklonował psa, ale do dziś wielu naukowców spogląda na eksperymenty genetyczne podejrzliwie.
Czy yeti istnieje?
Mistyfikacje pojawiające się w kręgach naukowych zasługują na szczególną uwagę, łączą bowiem manipulację z przemożną dziś wiarą w postęp. Przez dziesiątki lat naukowcy przestrzegali przed katastrofą płynącą z powiększającej się dziury ozonowej. Już w 1987 r. wprowadzono zakaz stosowania szkodliwych dla ozonu gazów, takich jak choćby freon, a Organizacja Narodów Zjednoczonych wieszczyła, że jeśli ludzkość spotka koniec - będzie to skutek używania przestarzałych gaśnic, lodówek i dezodorantów.
Jednak według najnowszego raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych ozonowa pokrywa Ziemi wzrasta, co dowodzi, że kasandryczne głosy sprzed lat były przejawem histerii, a nie rzetelnych badań. Oczywiście są naukowcy, którzy taki stan rzeczy próbują przypisać sobie i swoim działaniom. "Międzynarodowa akcja do spraw walki ze znikaniem powłoki ozonowej to wielki globalny sukces" - twierdzi Michel Jarraud ze światowej organizacji meteorologicznej i apeluje o zintensyfikowanie ekologicznej kampanii.
W swoim zaangażowaniu przypomina Siergieja Łarina, rosyjskiego naukowca zoologa, któryjako jedyny stanowczo się upiera, że yeti istnieje. Gdy w 2011 r. wyszło na jaw, że pokazywany w internecie filmik ze złapania w Inguszetii żywego yeti to oszustwo, Łarin wydał oświadczenie, że społeczność międzynarodowa jest "oszukiwana" przez przywódców mocarstw i że yeti wciąż jest ofiarą cynicznej "eksterminacji".
Kosmici w New Jersey
Najłatwiej zmistyfikować coś w sferze szeroko pojętej kultury - taki właśnie wniosek płynie z lektury "Największych mistyfikacji w dziejach" Johna Arnaua. Jego dzieło to solidny przegląd ludzkich oszustw. Według niego już samo pojawienie się w umysłach ludzi pojęcia Boga jest mistyfikacją, choć jednak trudno powiedzieć, czyją.
Wracając zaś do kultury - większość badaczy za największe oszustwo w tej sferze uważa radiowe słuchowisko z 30 października 1939 r., z którego miliony Amerykanów dowiedziało się nagle, że New Jersey zostało zaatakowane przez kosmitów. Autorem słuchowiska był 23-letni Orson Welles, a skutki jego żartu analizują do dziś socjologowie. Kraj ogarnęła panika, ludzie wybiegali z domów, zostawiając dobytek i wypatrując zielonych obcych.
Do dziś "Wojna światów" to największy przekręt w historii popkultury, z którym nic nie może się równać. Ani wymyślona od podstaw amerykańska grupa rockowa The Monkees, która okazała się muzycznym "odkryciem" lat 60., ani afera z Milli Vanilli w 1990 r., po wybuchu której jej autor Frank Farian musiał oddać nagrodę Grammy, ani też kontrowersyjne popisy brytyjskiego komika Sachy Barona Cohena, który w filmie "Borat" zmistyfikował współczesny Kazachstan.
Nawet nasza paskuda z Zalewu Zegrzyńskiego, która rozpalała emocje słuchaczy "Lata z Radiem" w latach 80., to przy kosmitach Wellesa pikuś. Ale nie martwmy się - nowe mistyfikacje pojawią się na pewno, w najmniej spodziewanym momencie.
Lucjan Strzyga
NOWA TRYBUNA OPOLSKA