Drewniany krzyż z jego nazwiskiem w kwaterze numer 11 na cmentarzu na Piaskach ustawił Jan Wzorek. - Tutaj chowani byli zamordowani przez Urząd Bezpieczeństwa - mówi zarządca nekropolii.
Ludwik Machalski pochodził z bardzo patriotycznej rodziny, jego krewnym był związany z okolicami Staszowa Adam Bień, jeden z oskarżonych z procesu 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego sądzonych w Moskwie. Ludwik założył i prowadził organizację niepodległościową, która zdobywała broń napadając na posterunki milicji a pieniądze z kas Samopomocy Chłopskiej.
Działał na terenie lasów gołejowskich, w pobliżu Staszowa. Aresztowany w 1950 roku został skazany wraz z dwójką kolegów na karę śmierci. Ich ułaskawił prezydent Bolesław Bierut, jego wyrok miał być wykonany bezzwłocznie. I tak się stało, 21-letni Ludwik Machalski został zabity na ulicy Zamkowej w Kielcach 10 kwietnia 1951 roku. Matka sobie wiadomymi sposobami dowiedziała się, że ciało syna pochowano na cmentarzu na kieleckich Piaskach, w kwaterze U.
To właśnie na Piaskach, tuż pod cmentarnym murem, najbliżej zalewu Służba Bezpieczeństwa chowała zamordowanych w kieleckim więzieniu. Zawsze bezimiennie. Ciała owinięte były w prześcieradło, czasami koc, przez który przesiąkała krew. Nieżyjący już grabarz mówił, że niektóre ciała pozbawione były rąk, nóg a nawet głów. Ponoć robił on zapiski dokumentując pochówki, jednak po jego śmierci nie odnaleziono ich.
Jan Wzorek, który na prośbę Andrzeja Wiatkowskiego ze Stowarzyszenia Ochrony Dziedzictwa Narodowego zaczął szukać informacji o pochowanych na Piaskach w latach 1945-19- 56, ustalił, że takich pochówków było 100. - Tyle jest zapisanych w księgach parafialnych katedry - mówi. - Nie ma imion i nazwisk, czasami podawana jest płeć.
W przypadku Ludwika Machalskiego mieliśmy datę śmierci i informację, że zmarł w kieleckim więzieniu. Ustaliłem miejsce gdzie został złożony: która kwatera, rząd. To dlatego w tym miejscu wbiłem krzyż i umieściłem tabliczkę z jego imieniem i nazwiskiem.
Na sto pochowanych osób tylko trzy mają wyróżnione mogiły. Rodziny mają miejsce, gdzie mogą przychodzić. Jan Wzorek przy okazji dociekań w sprawie Ludwika natrafił na także na zmarłą w więziennym szpitalu 21-letnią dziewczynę o nazwisku Janduła. Być może tak jak Ludwik, została rozstrzelana lub powieszona na Zamkowej.
Bo Ludwik nie umarł w więziennym szpitalu. W latach 80. ubiegłego wieku rodzina otrzymała dokumenty Urzędu Bezpieczeństwa mówiące o wykonaniu wyroku śmierci przez rozstrzelanie. - Wśród rodzinnych pamiątek jest jego list, pisany dwa dni przed śmiercią. Dostaliśmy także koszulę wuja - mówi Katarzyna Ciepiela ze Staszowa.
- Została uprana, ale widać, że rozpadała się pod wpływem bicia. Aresztowania w 1950 roku objęły całą rodzinę: ojciec i bracia Ludwika spędzili wiele lat w więzieniach o ciężkim rygorze tracąc zdrowie. Do więzienia na krótko trafiła także matka Ludwika, która następne lata spędzała jeżdżąc po więzieniach z paczkami. Dzieje oddziału i historię swego krewnego oraz represji jakie dotknęły rodzinę, opisała na kartach książki "O sprawiedliwy wymiar kary. Losy organizacji niepodległościowej Ludwika Machalskiego "Mnicha".
Krystyna Bień-Orlicz, siostra Adama Bienia, kuzynka Ludwika. To ona kilkakrotnie odwiedzała cmentarz na Piaskach szukając miejsca pochówku, bezskutecznie.
- Miałam zdjęcie, na którym, matka Ludwika klęczy na usypanej mogile, widać tam brzozę i to, że teren opada. Myślałam, że to błąd fotografa, ale w sobotę, w trakcie uroczystości Żołnierzy Wyklętych, kiedy popatrzyłam uważnie na kwaterę 11 i grób Ludwika zobaczyłam, że teren rzeczywiście się obniża. To może być to miejsce. Byłam bardzo wzruszona zapalając mu lampkę - mówi pani Katarzyna.
Jan Wzorek nie kryje, że mogiła została wyznaczona z dużym prawdopodobieństwem, ale nie wiadomo czy nie dołożono kogoś później. Te wątpliwości rozwiać może tylko ekshumacja i badania DNA. - Jednak nie tylko tam, do zacierania śladów zbrodni wykorzystywano też mogiłę z zamordowanymi przez Niemców w czasie II wojny światowej - wyjaśnia przestrzegając przed rozbudzaniem nadziei rodzin szukających miejsca pochówku swoich bliskich.
Bukowski i Wzorek zwracają uwagę, że teren na Piaskach został wybrany nieprzypadkowo: zawsze był podmokły a wybudowanie zalewu tylko pogorszyło sprawę: zwłoki mogły się rozkładać w znacznie szybszym tempie niż miało to miejsce na Powązkach, gdzie trwają prace archeologiczne i już udało się zidentyfikować blisko 30 osób. Tamta, warszawska kwatera nazywana jest Łączką. Czy łączka na Piaskach także doczeka się badań, które pozwolą ustalić nazwiska zamordowanych i pochowanych tam osób?
- Tego typu prace są bardzo kosztowne, prowadzone są na Łączce i w 12 innych miejscach w Polsce - mówi Bukowski. - Apeluję do Sejmu, stowarzyszeń, które się tym zajmują o pieniądze na ten cel. Niestety, poprzednio Sejm odrzucił taką prośbę. A przecież nasze pokolenie jest to dłużne tym, którzy walczyli o wolną ojczyznę. Naszym obowiązkiem jest przywracać im pamięć i honor - osoby, które miały zniknąć z polskiej historii, powracają do tej historii. Każde kolejne nazwisko powoduje, że to, co chcieli osiągnąć zbrodniarze, czyli zapomnienie, zostaje przezwyciężone.
Leszek Bukowski zachęca rodziny by oddawały materiał genetyczny, który może posłużyć do identyfikacji ofiar. - Zrobimy to - mówi Katarzyna Ciepiela. - Tata i wujowie już nie żyją, ale mam dwóch braci a także zachowany pukiel włosów, który według wszelkich danych należał do Ludwika. Babcia z pietyzmem przechowywała ścięte pierwsze loki syna. Dzięki temu będzie można rozpoznać wujka.
LIDIA CICHOCKA, Echo Dnia