Kilkanaście sekund później, gdy maszyna osiągnęła pułap 300 stóp (około 150 metrów), nagle zaczęła spadać w dół po kątem 15-20 stopni. Tuż nad wodą zgasły pracujące dotąd bez zarzutu cztery silniki. Liberator runął do morza, około 550 metrów od gibraltarskich skał.
Nie do końca jest pewne, ile osób znajdowało się na pokładzie, nie odnaleziono bowiem ostatecznej listy pasażerów, która niemal do ostatniej chwili przed odlotem zmieniała się. Na pewno oprócz generała na pokładzie byli: szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. bryg. Tadeusz Klimecki, szef III Oddziału Operacyjnego Sztabu Naczelnego Wodza płk dypl. Andrzej Marecki, brytyjski oficer łącznikowy płk Victor Cazalet, doradca wicekróla Indii brig. John Percival Whiteley, córka Władysława Sikorskiego ppor. Zofia Leśniowska, adiutant Naczelnego Wodza por. Józef Ponikiewski, sekretarz Adam Kułakowski, kurier z okupowanej Warszawy Jan Gralewski-Pankowski oraz sześcioosobowa załoga. Przed samym startem samolotu na jego pokład weszli jeszcze tajemniczy mężczyźni w cywilnych ubraniach o nazwiskach Lock i Pinder, i być może jeszcze funkcjonariusze brytyjskich służb specjalnych – Secret Intelligence Service. Katastrofę przeżył jedynie pierwszy pilot, czeski kapitan Eduard Prchal.
Ostatnia podróż
Gibraltar miał być ostatnim etapem najdłuższej podróży generała Władysława Sikorskiego. Urodzony w 1881 roku w Tuszowie Narodowym koło Mielca, wychowany zaś w podrzeszowskim Hyżnem, Wódz Naczelny przeprowadzał inspekcję stacjonujących na Bliskim Wschodzie polskich oddziałów, prowadził liczne rozmowy dyplomatyczne i konferencje.
Człowiekiem, który zrządzeniem losu uniknął śmierci, był por. Ludwik Łubieński, oficer łącznikowy na Gibraltarze. Miał lecieć razem z Naczelnym Wodzem, ale tuż przed startem zapadła decyzja, że zamiast niego do Londynu poleci wraz z przemyconą z okupowanej Polski pocztą Jan Gralewski-Pankowski.
Porucznik Łubieński, który żegnał generała na lotnisku, tak relacjonował później przebieg tragedii:
„Samolot ruszył z miejsca szybko, nabierając szybkości startowej. Minął nas i mając jeszcze dużo miejsca przed sobą wzniósł się całkowicie prawidłowo w powietrze. Nagle ku naszemu przerażeniu, zamiast iść dalej w górę, zaczął opadać ślizgowym lotem w kierunku morza. Dolecieliśmy na sam brzeg morski. Z daleka w świetle reflektorów, w odległości jakiejś pół mili, dojrzeliśmy czerwieniejącą masę na powierzchni wody”.
Pełniący wówczas służbę na wieży kontrolnej lotniska angielski oficer kpt. Penald Capes zeznawał później, że tuż przed uderzeniem w taflę wody usłyszał huk, prawdopodobnie łamiącego się kadłuba samolotu. Jakieś pięć, sześć minut później do tonącego samolotu zbliżyły się pierwsze łodzie ratunkowe.
Z wody wyciągnięto jedynego ocalałego - kapitana Prchala, który prawdopodobnie jako jedyny na pokładzie założył kamizelkę ratunkową. Tuż przed upadkiem do morza zdążył wyłączyć wszystkie silniki, by nie doszło do eksplozji. Oficer odniósł jedynie niegroźne obrażenia. Już po kilku minutach akcji wyłowiono ciało generała Sikorskiego, mocno krwawiące z licznymi ranami; niedługo później natrafiono m.in. na zwłoki gen. Klimeckiego. Kolejnych zabitych odnajdywano w morzu, albo wyrzuconych na brzeg. Akcję poszukiwawczą oficjalnie zakończono po kilku dniach, gdy wyłowiono teczkę generała |Sikorskiego z tajnymi dokumentami. Nigdy nie odnaleziono kilku ofiar, m.in. Zofii Leśniowskiej.
Spekulacje i teorie spiskowe
Śmierć generała była wielkim wstrząsem przede wszystkim dla polskiego społeczeństwa. Kolejnym w ciągu zaledwie kilku dni. Niedługo przed gibraltarską katastrofą - 30 czerwca - Niemcy aresztowali komendanta głównego Armii Krajowej gen. Stefana Roweckiego. Teraz zginął Naczelny Wódz. Hitlerowcy nie kryli radości. Już 5 lipca gadzinowy „Nowy Kurier Warszawski” na pierwszej stronie pisał: „Szef rządu emigracyjnego ofiarą intryg aliancko-sowieckich”. Sam minister niemieckiej propagandy Josef Goebels nie omieszkał wykorzystać tragedii do próby wbicia klina antyhitlerowskiej koalicji, oskarżając jej przywódców o spowodowanie śmierci Sikorskiego.
Spiskowe teorie na temat katastrofy pojawiły się bardzo szybko także w Polsce i na Zachodzie, zaś grono potencjalnych sprawców zamachu było szerokie. Podejrzenia szły w kierunku - co oczywiste – Niemców, ale zleceniodawców czy wykonawców rzekomej zbrodni doszukiwano się w służbach angielskich, sowieckich, a nawet w polskich środowiskach emigracyjnych, gdzie Władysław Sikorski miał wielu przeciwników, z generałem Władysławem Andersem na czele. Tę ostatnią tezę lansowali m.in. niektórzy polscy politycy, jak szef Stronnictwa Pracy Karol Popiel czy lider ludowców Stanisław Mikołajczyk, twierdzący, że już kilka dni przed katastrofą odebrali tajemnicze telefony z wtedy jeszcze nieprawdziwą informacją o śmierci szefa emigracyjnego rządu.
Spekulacjom sprzyjało śledztwo, prowadzone w dość zagadkowy sposób. Znalezionych dokumentów generała nie oddano polskiej stronie, zaś w skład komisji badającej przyczyny katastrofy wchodzili jedynie Brytyjczycy z RAF - Królewskich Sił Powietrznych (polski oficer był tylko obserwatorem). Oficjalny raport komisji z 24 lipca 1943 roku brzmiał zagadkowo. Zwłaszcza konkluzja, że „wypadek samolotu nie nastąpił na skutek sabotażu, lecz na skutek innej przyczyny, której komisja nie jest w stanie ustalić”. Drugi raport, z sierpnia 1943 roku, także niczego nie wyjaśniał, poza stwierdzeniem, że pierwszy pilot nie ponosi odpowiedzialności za wypadek.
CZYTAJ TEŻ: Leżajski epizod gen. Władysława Sikorskiego. Był duszą towarzystwa - uwielbiał śpiewać
Kapitan Prchal w pierwszych zeznaniach (kolejne utajniono) twierdził, że niespodziewanie zablokowały się stery Liberatora. To wzbudzało jednak podejrzenia. Jakim cudem w takim razie samolot wznosił się w powietrze, by po chwili spaść do morza? Czeski oficer, zmarły w 1984 roku, do końca życia musiał zmagać się z podejrzeniami. W głośnej swego czasu sztuce „Żołnierze” Rolfa Hochhutha wprost padło oskarżenie, że zleceniodawcą zamachu był sam Winston Churchill, zaś wykonawcami dwaj piloci. Sprawa trafiła do sądu, Prchal wygrał od londyńskiego teatru ogromne odszkodowanie.
Pogrzeb i powrót do Polski
Ciała generała i jego szefa sztabu przetransportowano 10 lipca 1943 roku do Wielkiej Brytanii na pokładzie kontrtorpedowca „Orkan”. Uroczystości żałobne trwały cztery dni, Władysław Sikorski spoczął na cmentarzu polskich lotników w Newark pod Londynem. Od początku było wiadomo, że to tylko tymczasowe miejsce. Już trzy dni po katastrofie, na posiedzeniu emigracyjnego rządu podjęto uchwałę, że po wojnie prochy generała mają zostać przewiezione do Polski i złożone na Wawelu.
Na powrót generała do kraju trzeba było poczekać pięćdziesiąt lat. Prochy emigracyjnego premiera i Naczelnego Wodza zostały przetransportowane do Polski i 17 września 1993 roku złożone w krypcie św. Leonarda w podziemiach katedry wawelskiej
Mimo upływu lat sprawa katastrofy gibraltarskiej wciąż wzbudza emocje. Przekonanie, że doszło do zamachu, jest powszechne, wzmacniane przez liczne publikacje, a także filmy. Znany publicysta historyczny Dariusz Baliszewski twierdził, że generał został zamordowany jeszcze w rezydencji gubernatora i później jego zwłoki przetransportowano do samolotu, by upozorować wypadek, zaś córka Sikorskiego miała zostać uprowadzona przez Sowietów.
Popularność tez Baliszewskiego i innych publicystów sprawiła, że w ramach śledztwa prowadzonego przez Instytut Pamięci Narodowej podjęto decyzję o przeprowadzeniu ekshumacji. W 2008 roku badaniom poddano szczątki gen. Władysława Sikorskiego, gen. bryg. Tadeusza Klimeckiego, płk Andrzeja Mareckiego i por. Józefa Ponikiewskiego. Oficjalny komunikat IPN odrzuca teorię o wcześniejszym zamordowaniu, zaś obrażenia na ekshumowanych ciałach miały być typowe dla wypadków komunikacyjnych. Nie przekonało to jednak wielu zwolenników spiskowych teorii. Wersja o zamachu jest wciąż powszechna.