W latach 70., w związku z aferą wywołaną sztuką niemieckiego dramaturga Rolfa Hochhutha „Żołnierze”, w której winą za śmierć generała obarczył Brytyjczyków, a nawet samego premiera Churchilla, część materiałów ujrzała światło dzienne. To wyniki śledztwa specjalnej komisji brytyjskiej, powołanej w 1943 r. do zbadania przyczyn katastrofy. W raporcie zabrakło jednak rzeczy najważniejszych - badań sądowo-medycznych ciał ofiar, relacji niektórych ważnych dla sprawy świadków i zdjęć wykonanych zaraz po tragedii.
Dlaczego ukrywają?
Brytyjczycy - zgodnie ze swoim prawem - mogą utajniać archiwalia nawet na czas nieokreślony ze względu na ochronę tajemnicy państwowej. Zapowiadali jednak, że dla dokumentów o tragedii gibraltarskiej zrobią wyjątek i ujawnią je w 1993 r. Z niewiadomych powodów rząd JKM przedłużył jednak klauzulę tajności na następne 50 lat, do 2043 r. - potwierdzał to m.in. dobrze zorientowany Jan-Nowak Jeziorański. Brytyjczycy ripostowali, że przecież wszystkie dokumenty dotyczące śmierci Władysława Sikorskiego... zostały upublicznione i są ogólnie dostępne. Nawet, jeśli Brytyjczycy są niewinni, dlaczego ukrywają prawdę? Kompromitujący byłby dla nich sam fakt, że zabójstwa dokonano na należącym do nich terytorium, do tego ściśle strzeżonym. Czy mogło do niego dojść choćby bez ich wiedzy?
W Pałacu Gubernatora
Sikorski zginął w Gibraltarze, ale nie w katastrofie lotniczej, lecz zapewne w Pałacu Gubernatora. To wersja śp. Dariusza Baliszewskiego (dziennikarza i historyka, przez lata badającego sprawę): - O godz. 15. generał udał się na drzemkę. Na wieczór była zaplanowana kolacja, ale około godz. 17 odwołano ją bez podania powodu. W gabinecie Sikorskiego miał być porucznik Łubieński [Ludwik Łubieński, szef polskiej misji wojskowej na Gibraltarze], któremu generał zlecił napisanie depeszy do Roosevelta z okazji Dnia Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Łubieński pokazał ją później na dowód, że tak w istocie było. Ale zachował się brudnopis depeszy, który jest wyraźnie sfałszowany. Dodatkowo od wysyłania depesz był sekretariat Naczelnego Wodza, a nie on osobiście. Chodziło zatem o wzbudzenie przekonania, że Sikorski wówczas jeszcze żył. Późny wieczór. Liberator kołuje na pas startowy. Potem przez pięćdziesiąt minut w ciemnościach czeka na sygnał do startu. Scenę wsiadania do samolotu Sikorskiego i towarzyszy ogląda wiele osób, ale tylko z daleka. Na pasie startowym do Liberatora wchodzą też zamachowcy. Mają wystarczająco dużo czasu, aby zabić wszystkich pasażerów, przejmują stery. Pilot zostaje ogłuszony i ubrany w kamizelkę ratunkową. Podczas szamotaniny z samolotu wypada człowiek (kurier AK z Warszawy Jan Gralewski) i piętnastofuntowy worek z pocztą. Praca silników zagłusza to, co dzieje się w środku. Część zamachowców opuszcza pokład przez luk podkadłubowy. Wreszcie maszyna startuje. Przez chwilę wznosi się, ale zaraz zaczyna opadać do wody. Po kilkunastu sekundach samolot spokojnie woduje kilkaset metrów od brzegu. Potem jeszcze przez kilka minut utrzymuje się na powierzchni. Zamachowcy ewakuują się i dla zatarcia śladów detonują dwa ładunki wybuchowe w pasażerskiej części samolotu. Miejsce, w którym spada samolot, zostaje oświetlone dopiero po dziesięciu minutach. Wtedy przybywa pomoc. Łodzie ratownicze wyławiają część ciał. Ktoś rozpoznaje Sikorskiego. Ale czy to na pewno generał?
„Za dwa tygodnie w Londynie”
Dlaczego odlot samolotu nastąpił z opóźnieniem? Samoloty z ważnymi osobami na pokładzie nigdy nie czekały. Ponadto w Gibraltarze nie można było blokować jedynego pasa startowego. Kapitan z wieży lotów od razu dał zielone światło do startu, w samolocie nikt nie zgłosił awarii. Pogoda była dobra, wiatr słaby, niebo bez chmur, widoczność 10 mil. Zagadek jest o wiele więcej. Na pokładzie Liberatora AL 523 przyleciało do Gibraltaru kilka worków z pocztą dyplomatyczną. 3 lipca kapral lotnictwa angielskiego Walter Titterington wyniósł pięć z nich, następnego dnia - dwa następne. Dlaczego nie zabrał wszystkich od razu? Przecież pocztę dyplomatyczną dostarcza się natychmiast. Titterington zeznawał ponadto, że nie widział przy samolocie ani jednego wartownika. Nikt go nie zatrzymywał i nie legitymował. Czyżby samolot nie był pilnowany? Jeśli tak, to można było zablokować stery, założyć bombę, mogli się w nim ukryć zamachowcy. Przed startem samolot został poddany przeglądowi technicznemu, który wykazał, że jest w pełni sprawny do lotu. Sikorski przybył na lotnisko przed godziną 23. Był w bardzo dobrym humorze. Chwalił doświadczenie kpt. Edwarda Prchala. Czech z pochodzenia, należał do specjalnej jednostki Królewskich Sił Powietrznych, która obsługiwała loty szczególnie ważnych osobistości. W pewnej chwili pilot zakomunikował: „Panie Generale, samolot gotowy”. Jednym z odprowadzających był por. Łubieński: „Generał jak zawsze wszedł ostatni do samolotu. Na pożegnanie podał mi rękę i powiedział: - Panie kapitanie, zobaczymy się za dwa tygodnie”. Łubieński miał lecieć razem z generałem, ale kilka dni wcześniej do Gibraltaru przybył wspomniany już kurier Gralewski i to jego Sikorski zabrał na pokład samolotu. Dlaczego? Misja Gralewskiego nie została do końca wyjaśniona (np. podszywało się pod niego kilka innych osób), a może być kluczem do wyjaśnienia sprawy. Niepocieszony Łubieński powiedział mu: „Masz, chłopie szczęście, lecisz z generałem Sikorskim do Londynu”.
Trzy ranne osoby...
Wyłowiony pilot nie wiedział, jak znalazł się w kamizelce ratunkowej, która uratowała mu życie (do samolotu wsiadał bez kamizelki). Przed komisją badającą przyczyny tragedii podawał różne wersje zdarzeń, m.in. sprzeczne informacje o wysokości lotu. Podczas jednego z przesłuchań mówił: „Zezwolenie na start otrzymałem o godzinie 23.00, natychmiast przystąpiłem do startu. (...) Po uzyskaniu 265 km/h chciałem wznieść samolot w górę przez przyciągnięcie wolantu do siebie, niestety, bez rezultatu. Ster wysokości był zablokowany. (...) Samolot zaczął zbliżać się do powierzchni morza. Krzyknąłem do załogi: »Lądowanie z uszkodzeniem samolotu«, i wyłączyłem silniki. Samolot natychmiast uderzył o powierzchnię morza - więcej już nic nie pamiętam”. Komisja przyjęła tę wersję Prchala. Nie podała jednak żadnego konkretnego powodu zablokowania sterów, pisząc jedynie: „Przyczyną katastrofy była utrata kontroli nad samolotem z powodów, których nie można ustalić”. A zatem awaria urządzeń technicznych? Zdarzało się to wcześniej w Liberatorach. Czy Prchal kłamał? Kiedy po wojnie chciał wracać do Czechosłowacji, w ostatniej chwili nie wsiadł do samolotu. Maszyna rozbiła się nad Niemcami. Według oficjalnej wersji nikt poza Prchalem nie przeżył katastrofy. Nie znaleziono pięciu ciał, w tym córki generała, Zofii Leśniowskiej. Ktoś widział ją w 1945 r. w sowieckim łagrze. Jeden z sierżantów angielskich, który oglądał wypadek przez lornetkę, mówi jednak coś innego. Z odległej o kilkaset metrów skały zobaczył człowieka idącego po skrzydle samolotu, który następnie zsunął się do wody. Mógł to być drugi pilot William „Kipper” S. Herring, Kanadyjczyk z pochodzenia. Po tragedii widziano go żywego, miał również dzwonić do żony. Sugerowałoby to, że przed przybyciem pomocy przy samolocie już ktoś był i pomógł pilotowi w ucieczce. Dariusz Baliszewski w swoich zbiorach ma pierwszy szyfrogram, który dotarł do Londynu po katastrofie. Mówił o wyłowieniu z wody trzech poważnie rannych osób... Jeśli nie było to przejęzyczenie, to o kogo chodziło?
Pęknięta trumna
Jeśli Edward Prchal mówił prawdę, stery samolotu musiały zablokować się dopiero w powietrzu, gdyż inaczej samolot w ogóle by nie wystartował. Może ster zablokował worek z pocztą? Historyk Michael Foot tak to tłumaczy: „Żołnierz brytyjski, pilnujący samolotu podczas postoju w nocy, przez roztargnienie, czy głupotę zostawił w luku samolotu swój plecak, który przesunął się podczas startu i jakoś zablokował urządzenia”. Po tym dodaje: „Ta historia jest w sposób żałosny logiczna... Nigdy tego nie opublikowano, gdyż wprawiłoby Polaków w irytację to, że ktoś tak ważny zginął z tak błahej przyczyny”. Może jednak ster zablokował inny bagaż albo ciała zabitych pasażerów, a nawet samego generała? Pojawiają się również inne wątpliwości. Czy przy prędkości 265 kilometrów na godzinę maszyna mogła tak uderzyć w wodę, aby przez kilka minut utrzymywać się na powierzchni? Na prośbę Dariusza Baliszewskiego profesor Jerzy Maryniak z Politechniki Warszawskiej, specjalista w dziedzinie wypadków lotniczych, przeprowadził przed laty symulację komputerową lotu Liberatora AL 523. Uznał, że samolot przez cały czas był sprawny technicznie i świadomie sterowany. Nie runął do wody, ale w sposób zamierzony wodował. Badania komputerowe wykazały: katastrofy nie było. Wykryły jednak coś innego: zaraz po zatonięciu samolot eksplodował. Dowód: nie uległy zniszczeniu skrzydła z silnikami i stery, rozpadła się tylko część pasażerska. Zwłoki Sikorskiego zostały wyłowione jako pierwsze. Ludwik Łubieński, który był obecny przy akcji ratunkowej, relacjonował: „Generał Sikorski był częściowo rozebrany, w koszuli, w jednym bucie. Szykował się najwidoczniej do snu. (…) U wszystkich ofiar stwierdzono złamanie podstawy czaszki. Generał miał, poza tym, bardzo głęboką ranę ciętą od ucha poprzez oko do ust i mózg na wierzchu”. Potwierdza to jedyne ujawnione oświadczenie lekarskie, które mówiło, że pasażerowie zginęli nie wskutek utonięcia, ale śmiertelnych urazów głowy. A zatem zabójstwo. Łubieński sam kładł ciało generała do trumny. Tu znowu zdarzyło się coś dziwnego. Postawiona w katedrze trumna pękła. Zwłoki trzeba było przełożyć do nowej. Czy zaledwie trzy dni po śmierci ciało mogło ulec takiemu rozkładowi, żeby rozsadzić trumnę? Baliszewski znalazł kostnicę w Gibraltarze - mieściła się w podziemiach skały, gdzie temperatura nie przekraczała 10 stopni. Sugeruje, że zwłoki zostały podmienione jeszcze przed startem, na płycie lotniska. Sikorskiego nie było w Liberatorze w momencie wodowania. Wyłowione ciało w mundurze generalskim należało do kogoś innego. Potem, wskutek licznych machinacji, zwłoki generała trafiły jednak do trumny, która znalazła się następnie na krakowskim Wawelu. Pytań jest znacznie więcej. Nie wiadomo np., co stało się z czarną skrzynką samolotu i osobistymi dokumentami generała. Brytyjski historyk Norman Davies twierdzi, że „pewne dokumenty zostały wyrwane z teczek”.
Kto zabił Sikorskiego?
- Niemcy? Nie ulega wątpliwości, że zamachu mogli dokonać tylko fachowcy. A takimi byli inżynierowie z niemieckich Ośrodków Badawczych Lotnictwa, którzy montowali samoloty B-24 i B-17, znane pod angielską nazwą Liberator. Z materiałów Abwehry wynika, że w lipcu 1943 r. działał w Gibraltarze nierozpoznany przez Brytyjczyków agent. Sikorski był zdecydowanym wrogiem Niemców, ale czy po klęsce pod Stalingradem i w Afryce Północnej przywiązywali tak dużą wagę do tego, kto kieruje polską polityką z Londynu? - Sowieci? Były prezydent rządu emigracyjnego Edward Raczyński sugerował: „Skoro Stalin nie krępował się, by zamordować 15 tys. oficerów polskich (w Katyniu), to nie wahałby się usunąć Sikorskiego, który stał mu na drodze”. W tym czasie w Gibraltarze przebywał sowiecki dyplomata Iwan Majski, a przede wszystkim Kim Philby, szef brytyjskiego wywiadu na Półwysep Iberyjski - potem okazało się, że był agentem Moskwy. Ale jeśli brał udział w zamachu, to na czyj rozkaz? A może to była wspólna akcja obu wywiadów? 4 lipca 1963 r. - dokładnie w 20. rocznicę tragedii w Gibraltarze Philby’emu nadano uroczyście obywatelstwo radzieckie. Czy Sikorski mógł powstrzymać Stalina przed wciągnięciem Polski w jego strefę wpływów? Prof. Józef Garliński z Londynu uważał, że „Sikorski nie miał żadnych atutów w ręku, żeby zmienić decyzję wielkich mocarstw”. Ponadto, czy Sowieci, mając już Wasilewską i Berlinga, przejmowali się, czy w Londynie był Sikorski, czy Mikołajczyk? - Brytyjczycy? Zachowała się relacja oficera brytyjskiego, który był szkolony do zamachu, ale akcję przeprowadziła inna ekipa. Churchill miał poświęcić Sikorskiego w imię lepszych kontaktów ze Stalinem. Tylko jakie konkretne korzyści osiągnął? Poza tym mógł to zrobić w inny, prostszy sposób. - Polacy? Adiutant gen. Sikorskiego Stanisław Strumph-Wojtkiewicz uważał, że śmierć Sikorskiego była dziełem „pewnych polskich organizacji emigracyjnych”. Których? Wymienia się ludzi związanych z generałami Andersem, Sosnkowskim, prezydentem Raczkiewiczem. Sikorski był znienawidzony za internowanie we Francji i w Anglii wielu działaczy sanacyjnych (odwet za odsunięcie go od władzy w międzywojniu), rozkład polskiej armii, wreszcie zbytnią uległość wobec Londynu, a przede wszystkim Moskwy. Nieudolność i błędne decyzje Sikorskiego (szczególnie zgodę na oddanie Stalinowi bez większego sprzeciwu wschodnich ziem Polski) krytykował komendant AK Grot-Rowecki. Politycy emigracyjni już wcześniej chcieli obalić rząd Sikorskiego. Ale czy mogli posunąć się aż do zbrodni? Oddajmy jeszcze raz głos Dariuszowi Baliszewskiemu: - Wszystkie ślady prowadzą do grupy tzw. Mirandczyków, polskich żołnierzy, którzy przez Francję i Hiszpanię dotarli do Gibraltaru i tu czekali na transport do Wielkiej Brytanii. W tej 95-osobowej grupie przemycono wykonawców zamachu. Pewne jest tylko jedno: 4 lipca 1943 r. polski premier i Naczelny Wódz wracał do Londynu z sześciotygodniowej inspekcji wojsk na Bliskim Wschodzie. Już wcześniej podejmowano próby jego zgładzenia, dostawał również ostrzeżenia o planowanym zamachu w Gibraltarze.