Gdyby jakimś niezwykłym zrządzeniem losu Powstanie Warszawskie nigdy nie wybuchło, to właśnie Marszałek byłby tym pierwszym i najważniejszym obiektem polskich sporów o historię.
Trzeba przyznać, że jest o co się spierać. Dyktator czy jednak tylko autokrata? Geniusz politycznej i militarnej strategii czy jednak raczej właściwy człowiek na właściwym miejscu i we właściwym czasie? Wzór patriotyzmu i miłości do Polski i Polaków czy jednak ktoś, kto dobrze, aż za dobrze, pamiętał ten wers z „I Brygady”, że „j...ł was pies” i już nigdy po traumie Pierwszej Kompanii Kadrowej pukającej do zaryglowanych drzwi nie potrafił szanować Polaków? Twórca silnego, sprawnego państwa czy może człowiek, który swoimi rządami i decyzjami przybliżał Rzeczpospolitą do wrześniowej klęski? No i w tym wszystkim jedno z ważniejszych pytań - człowiek lewicy czy prawicy?
Jeśli chodzi o polityczny, jeszcze XIX-wieczny rodowód, to wszystko wydawałoby się jasne. PPS to partia z określonym przymiotnikiem w nazwie i o określonej ideologii, a Piłsudski był jej faktycznym przywódcą. Zarazem - jednym z najodważniejszych jej działaczy, od początku myślącym o walce zbrojnej, politycznym terrorze i ekspropriacjach. Także w XX już wieku przez cały czas widzimy w Piłsudskim człowieka o mocno sceptycznym stosunku do Kościoła, niekoniecznie przejmującego się konwenansami i normami obyczajowymi, mającego nie najgorszy kontakt ze społecznymi masami.
A więc lewica niepodległościowa, brzmiałaby pierwsza odpowiedź.
Ale przecież w wolnej już Polsce Piłsudski cały czas trzyma swych dawnych uczniów z PPS na dystans. Wielokrotnie daje wyraz swej pogardzie wobec polityki i polityków, nie potrafi traktować serio instytucji demokracji. W 1926 r. przeprowadza zamach stanu przeciw demokratycznie wybranemu prezydentowi, Sejmowi i rządowi, a sam opiera własne rządy na armii. I Piłsudski, i jego następcy odwołują się chętnie do tradycji, do walki o niepodległość, do hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Z kolei w trakcie Wielkiego Kryzysu ludzie Piłsudskiego nie sięgają po keynesowski interwencjonizm. W sanacyjnej Polsce nie było żadnego New Deal, a rzesze bezrobotnych i zbankrutowanych kryzys musiały po prostu przetrwać. To wszystko z kolei stawia „lewicowość” Piłsudskiego pod mocnym znakiem zapytania.
Może więc mamy do czynienia ze źle postawionym pytaniem? Może zamiast próbować nazwać politykę Piłsudskiego jednym precyzyjnym politologicznym pojęciem, spójrzmy na niego jako na człowieka, który - stojąc w poprzek podziałów i równo dystansując się od PPS-owskich, peeselowskich i endeckich chórów - zdołał osiągnąć wielokrotnie więcej niż ktokolwiek inny w ówczesnej polskiej polityce. Zobaczymy wtedy, że tworząc własny polityczny obóz, całą tę hierarchię pułkowników-polityków i sejmowe zaplecze w postaci BBWR, Piłsudski stworzył tak naprawdę pierwszą w pełni nowoczesną polską formację polityczną, paradoksalnie bardziej podobną do współczesnych partii władzy niż do PPS, PSL czy ND z okresu międzywojennego. W ten właśnie sposób, sytuując się obok polityki - momentami poza nią, a momentami ponad nią - Piłsudski osiągnął wielki polityczny sukces. Właśnie dlatego i dziś ma wielu naśladowców.
Witold Głowacki,
I zastępca redaktora naczelnego „Naszej Historii”