Książki nie płoną, czyli „Wołyń" - felieton Jana Majchrowskiego

Jan Majchrowski
Tam gdzie stały wsie – rosną lasy, tam gdzie były kościoły – trawa zarosła zgliszcza, a tam gdzie ukryto mogiły pomordowanych – zapadła cisza... Czy Henryk Józewski przegrał?

Telewizor stał w kuchni. Trwał mecz Polska – Argentyna. Rok 1974. Oglądaliśmy w napięciu: Jacek, Tomek i ja – najmłodszy z braci. Po pierwszej bramce wpadłem do pokoju z wrzaskiem: „1:0 dla Polski!”. Ojciec i wuj Józewski zbyli mnie, zajęci rozmową.
„2:0 dla Polski!” – wpadłem za chwilę po raz drugi. Zostałem wyproszony. Gdy Polska strzeliła trzecią bramkę, już nie wchodziłem; widać rozmowa ojca z wujem Józewskim była dla nich ważniejsza niż ten mecz.

Henryk Józewski mieszkał nieopodal. Czasem przychodził do nas, a częściej ojciec chodził do niego. Był malarzem. A dawniej? Szef III Komendy Naczelnej POW w Kijowie, wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie Ukraińskiej Republiki Ludowej atamana Petlury – z ramienia Piłsudskiego, którego był ulubieńcem. Po przewrocie majowym minister spraw wewnętrznych. Dziesięć lat był wojewodą wołyńskim. W PRL więzień polityczny.

Znany był z proukraińskiej polityki. Jako wojewoda wołyński zdecydowanie zwalczał bolszewizm i chciał przeciągnąć ukraińską ludność Wołynia na stronę polskiego państwa przeciw sowieckiej Rosji. W rezultacie narażał się na krytykę polskiej ludności województwa wołyńskiego, ale też i ukraińskich polityków w Polsce. Zaskakujące? Ukraiński senator RP Iwan Makuch tak
przemówił na widok Józewskiego w ławach rządowych: „Panowie senatorowie pewno myślą, że na widok pana ministra Józewskiego wpadnę w radość, jaka powinna opanować każdego Ukraińca mającego przed sobą przyjaciela Ukrainy i Ukraińców, byłego ministra rządu URL. Panowie senatorowie zdziwią się zapewne, gdy powiem, że większego czorta dla Ukrainy nie ma. Jest to człowiek, który dąży nie tylko do zyskania sympatii Ukraińców, ale do tego, aby naród ukraiński miał go za swego. Z tym panem nie dogadamy się nigdy” – przytacza wystąpienie senatora Makucha Józewski w swoich wspomnieniach opublikowanych w paryskich „Zeszytach Historycznych”. I komentuje: „Zachowanie się sen. Makucha jest wymownym przykładem mentalności ukraińskiej z Małopolski. Mentalność ta nie układa się w pejzażu polskim i, co ważniejsze, w pejzażu Ukrainy Naddnieprzańskiej”. Przytacza też scenę z Sejmu: „Z trybuny przemawiał poseł, Ukrainiec z Małopolski Wschodniej (…) w furii i wielkim podrażnieniu, wywijał pięścią, krzyczał. Siedziałem w ławach rządowych. Byłem sam. Ukrainiec wywijanie pięścią skierował w moją stronę. Pamiętam (…) wykrzykiwane pytanie, kto odpowiada za stan ukraińskich umysłów i ferment w ukraińskim społeczeństwie.
(…) Wypowiedziałem głośno słowo: »Berlin«. Ukraińcy wpadli w szał
, zerwali się do ataku”. Piłsudczyka Józewskiego własną piersią zasłonił wówczas… poseł endecji Stanisław Stroński.

Po wybuchu wojny Józewski chciał wrócić na Wołyń, tworzyć tam antysowiecką partyzantkę. Liczył na Polaków z Wołynia i na Ukraińców. Nic z tego nie wyszło. Działalność konspiracyjną prowadził w centralnej Polsce. Na swoje szczęście; trudno bowiem
przypuszczać, że przeżyłby obławy NKWD, potem gestapo, a wreszcie rzeź wołyńską. Pozostały po nim charakterystyczne obrazy morza, które wielokrotnie malował: nostalgiczna, bezkresna przestrzeń pozbawiona śladu życia, rozmazana pastelowymi barwami pustka. Przywodzą na myśl Wołyń, ale już ten po wielkiej rzezi: tam gdzie stały wsie – rosną lasy, tam gdzie były kościoły – trawa zarosła zgliszcza, a tam gdzie ukryto mogiły pomordowanych – zapadła cisza... Czy Henryk Józewski przegrał?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia