Córka generała zginęła w samolocie, czy w sowieckim gułagu?

Tomasz Gdula
Gen. Władysław Sikorski z żoną Heleną i córką Zofią Leśniowską [1]
Gen. Władysław Sikorski z żoną Heleną i córką Zofią Leśniowską [1] Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygnatura: 37-450-1
Zaginięcie Zofii Leśniowskiej do dziś pozostaje jedną z największych zagadek historii Polski. Oficjalnie poniosła śmierć w katastrofie samolotu, który rozbił się 4 lipca 1943 roku w Gibraltarze, ale wiele wskazuje na to, że żywota dokonała znacznie później.

To była niezwykła niedziela w Gibraltarze. Na pasie tamtejszego lotniska spotkały się tego dnia dwa liberatory z ważnymi osobistościami. Jedna z maszyn należała do premiera i naczelnego wodza Polskich Sił Zbrojnych, generała Władysława Sikorskiego, druga do sowieckiego ambasadora w Londynie Iwana Majskiego. Sikorski wracał przez Gibraltar do Londynu z kilkutygodniowej inspekcji wojsk na Bliskim Wschodzie, Majski leciał do Moskwy na wezwanie Stalina

Chwila była szczególna Zaledwie trzy miesiące wcześniej, 13 kwietnia, Niemcy odkryli zbiorowe mogiły polskich oficerów w Katyniu. Trzy dni później Sikorski odrzucił sowiecką wersję, zrzucającą odpowiedzialność za Katyń na III Rzeszę i zażądał międzynarodowego śledztwa. 26 kwietnia Stalin zerwał stosunki dyplomatyczne z rządem gen. Sikorskiego, a w odpowiedzi polski premier w czerwcu 1943 uznał tworzoną na terytorium sowieckim polską dywizję za formację komunistyczną o charakterze dywersyjnym, zaś jej dowódcę, płk. Zygmunta Berlinga za zdrajcę ojczyzny.

Urodziwa. Błyskotliwa. Tuż po trzydziestce

Generałowi Władysławowi Sikorskiemu podczas bliskowschodniej podróży towarzyszyła córka, Zofia Leśniowska. Urodziwa i energiczna 32-latka była dla niego kimś więcej niż tylko ukochanym dzieckiem. Wychowana w patriotycznej atmosferze rodzinnego domu od początku okupacji, zamiast myśleć o ocaleniu własnej skóry i znalezieniu bezpiecznego azylu, należnego córce słynnego ojca, świadomie narażała się dla polskiej sprawy i odegrała niepoślednią rolę w organizacji ruchu oporu.

7 września 1939 roku Władysław Sikorski przebywał w Osmolicach, majątku należącym do rodziców por. inż. Stanisława Leśniowskiego, od trzech lat męża jego córki. To było ostatnie miejsce pobytu generała na polskiej ziemi, zanim opuścił ją na zawsze. Sikorski był rozgoryczony, że w wojnie obronnej nie powierzono mu dowodzenia żadną formacją.

Przeczuwał rychłą klęskę, lecz jak zwykle wybiegając myślami w przód, postanowił powierzyć Zofii Leśniowskiej zadanie organizacji podziemnych struktur wymierzonych w niemieckiego najeźdźcę.

Od 30 września 1939 ojciec Zofii był premierem rządu emigracyjnego, a ona jego pierwszą emisariuszką na kraj. Jej warszawskie mieszkanie przy ul. Górskiego stało się jednym z najważniejszych lokali konspiracyjnych, do którego trafiali tajni posłańcy z Paryża. Przez cztery miesiące wykonała kawał roboty w tworzeniu państwa podziemnego, a pod koniec stycznia 1940 roku została wezwana przez ojca do Francji.

- Nie jechała tam jednak jako uciekinierka, ale odważna kurierka obładowana tajnymi raportami, szyframi i innym niebezpiecznym towarem - podkreśla Dariusz Baliszewski, historyk, który ostatnie 20 lat poświęcił na drobiazgowe studia nad okolicznościami i przebiegiem zdarzeń, które do historii przeszły jako "katastrofa gibraltarska'.

Przez kolejne lata Zofia była nie tylko sekretarką i faktyczną szefową gabinetu premiera i wodza naczelnego Polskich Sił Zbrojnych, ale także jego najbardziej zaufanym doradcą, tłumaczem w najtajniejszych rokowaniach i powiernikiem. Towarzyszyła ojcu w niemal wszystkich podróżach, także tej ostatniej na Bliski Wschód.

- Oficjalnie w Londynie pełniła funkcję komendantki Pomocniczej Służby Kobiet. Faktycznie jednak dzieliła obowiązki z ojcem, zastępując go w wielu mniej lub bardziej oficjalnych spotkaniach - podkreśla Dariusz Baliszewski.

Ciała Zofii Leśniowskiej nigdy nie odnaleziono

Wniesienie trumny z ciałem gen. Władysława Sikorskiego na ORP "Orkan", na którym przewieziono je do Wielkiej Brytanii. [4]
Wniesienie trumny z ciałem gen. Władysława Sikorskiego na ORP "Orkan", na którym przewieziono je do Wielkiej Brytanii. [4] Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygnatura: 21-35-1

Córka gen. Władysława Sikorskiego, była komendantką główną Pomocniczej Wojskowej Służby Kobiet, przed samolotem. [3]
(fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygnatura: 18-55)

Byli tacy, w których opinii generałówna zbyt wysoko nosiła głowę, ale podobne opinie formułowali zazwyczaj członkowie politycznej elity emigracyjnej. Oficerowie i zwykli żołnierze byli Zofią Leśniowską - kobietą urodziwą, energiczną, czarującą i inteligentną - zachwyceni. Jednym z dowodów sympatii, jaką ją darzono, była bransoleta z kości słoniowej, podarowana z okazji imienin przez grupę oficerów.

- Była to ozdoba niezwykła, gdyż na dłoń można ją było nałożyć tylko po długotrwałym namoczeniu w wodzie i później nie sposób już było jej zdjąć bez uszkodzenia - wyjaśnia Dariusz Baliszewski. - Ten prezent stanowił zresztą żart oficerów, gdyż śmiali się, co też powie mąż Zosi, gdy zobaczy taki klejnot na jej dłoni. Czy uwierzy że wiernie na niego czekała? Śmiechu było przy tym co niemiara!

Oficjalna wersja głosi, że samolot z gen. Sikorskim na pokładzie 4 lipca 1943 o godz. 23.06 wystartował z lotniska w Gibraltarze i po 36 sekundach spadł do morza, a następnie zatonął w płytkich (do 7 metrów) wodach Zatoki Katalońskiej. Świadkowie zgodnie podkreślają, że widoczność była tego dnia znakomita, morze niezwykle spokojne, a prądy morskie tak słabe, że podczas akcji ratowniczej "nikt nie zwracał na nie uwagi'.

Mimo to ciała Zofii Leśniowskiej nigdy nie odnaleziono. Po katastrofie Brytyjczycy rozpowszechnili wersję, wedle której nurkowie uczestniczący w akcji ratowniczej natknęli się na ciało generałówny, ale porzucili je zgodnie z przesądem, że kontakt z topielicą sprowadzi na nich nieszczęście. Brzmi to dość infantylnie i absurdalnie, pomijając już fakt, iż nie istnieje ani jedno zeznanie, które by potwierdzało, że Leśniowska weszła na pokład liberatora.

Wiele wskazuje na to, że było inaczej. Zdaniem badacza "katastrofy gibraltarskiej" Tadeusza A. Kisielewskiego, gen. Władysław Sikorski w dniu swej śmierci wysłał córkę na tajne rozmowy z Sowietami, w których miał jej towarzyszyć sekretarz wodza Adam Kołakowski (jego ciała także nie odnaleziono we wraku liberatora).

Dariusz Baliszewski ma swoją teorię: Sikorski został uduszony pomiędzy godz. 15.00, a 16.00 1 lipca 1943. Śmierć ponieśli też członkowie jego świty, którzy o tej porze przebywali w pałacu brytyjskiego gubernatora w Gibraltarze. - Ich zwłoki późnym wieczorem włożono do samolotu, by upozorować katastrofę - przekonuje Bali- szewski. Niektóre przesłanki zdają się potwierdzać jego teorię, lecz twardych dowodów, że tak było, brak.

Wśród wielu niewiadomych są jednak fakty nie budzące wątpliwości, a bardzo ważne dla rozwikłania zagadki. Do kluczowych należy informacja, że Iwan Majski w drodze z Gibraltaru do Moskwy miał z 5 na 6 lipca międzylądowanie w Kairze. Kilka dni później do hotelu Mena House wezwany został Tadeusz Zazuliński - polski poseł w tym mieście.

Poproszono go, gdyż w jednym z hotelowych pokoi pod dywanem znaleziono bransoletkę z kości słoniowej ze złotą klamrą. Tymczasem ktoś w hotelu zapamiętał, że taką samą ozdobę nosiła córka polskiego naczelnego wodza, która mieszkała tu z ojcem kilka dni wcześniej, choć w zupełnie innym pokoju. Zazuliński bez trudu rozpoznał bransoletkę, gdyż widniała na nim dedykacja jasno wskazująca właścicielkę. Czy był to dramatyczny znak życia pozostawiony przez Zofię Leśniowską?

Widzieli ją w obozie pod Moskwą

Wniesienie trumny z ciałem gen. Władysława Sikorskiego na ORP "Orkan", na którym przewieziono je do Wielkiej Brytanii. [4]
(fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygnatura: 21-35-1)

W Kairze ślad po "pierwszej córce Rzeczypospolitej" całkowicie się urywa i przez lata nie było o niej wiadomo kompletnie nic. Aż do chwili, gdy redakcja prowadzonego przed laty przez Dariusza Baliszewskiego programu telewizyjnego "Rewizja nadzwyczajna" otrzymała zadziwiający list od byłego AK-owca, Jana Kozłowskiego.

Opisał w nim, że w 1945 roku odwiedził go Tadeusz Kobyliński - słynny cichociemny pseudonim "Hiena". 4 lipca 1943 Kobyliński był w Gibraltarze, a dwa lata później powiedział Kozłowskiemu, że udaje się z tajną misją do ZSRR, by odnaleźć i uwolnić córkę gen. Sikorskiego. Z co najmniej jednej relacji wynika, że Kobyliński ujrzał z daleka Zofię Leśniowską, przetrzymywaną pod Moskwą, ale nie było szans na zbliżenie się do niej, ani tym bardziej uwolnienie.

- Z moich ustaleń wynika, że był to tajny obóz, tak zakonspirowany, że nie posiadał nawet numeru - mówi Dariusz Baliszewski.
Wiele wskazuje, że porwanie generałówny rzeczywiście miało miejsce, a Sowieci mogli go dokonać za wiedzą i przyzwoleniem Brytyjczyków.

Tadeusz Kobyliński "Hiena" zdołał wrócić z rajdu po ZSRR, ale do końca życia milczał na ten temat (zmarł w Londynie w roku 1961). Czy naprawdę znalazł pod Moskwą Zofię Leśniowską? Z ustaleń Tadeusza A. Kisielewskiego wynika, że tak, a wypraw w celu zlokalizowania miejsca jej pobytu i ewentualnego uwolnienia było więcej niż jedna.

Z pewnością jako skarbnica wiedzy o polskim państwie podziemnym Leśniowska była łakomym kąskiem dla Sowietów. Dlatego jej los w ich rękach musiał być okrutny. Ale tego pewnie nie dowiemy się już nigdy
Bez wątpienia jednak tej niezwykłej kobiecie należy się pamięć i szacunek, tym bardziej że służąc Polsce, nigdy nie goniła za zaszczytami. Za życia doczekała się od ojca tylko jednego medalu - Honorowej Odznaki PCK, choć z pewnością zasłużyła na znacznie więcej.

Tomasz Gdula, NTO

[1] Zobacz zdjęcie w zbiorach NAC
[2] Zobacz zdjęcie w zbiorach NAC
[3] Zobacz zdjęcie w zbiorach NAC
[4] Zobacz zdjęcie w zbiorach NAC

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia