Zdarzenie to, które wśród obywateli komunistycznej Polski wywoływało najgorsze możliwe skojarzenia, funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa przyniosło długo wyczekiwany sukces. Po 54 dniach oczekiwania, w misternie przygotowaną pułapkę, wpadł kolejny szpieg – tym razem amerykański dyplomata.
Operator CIA – „Amon-79”
Zatrzymanym na gorącym uczynku 25 listopada 1979 r. okazał się Peter Bastion Burke, III sekretarz Wydziału Politycznego Ambasady USA w Warszawie w randze wicekonsula. Przybył on do PRL zaledwie kilka tygodni wcześniej – 2 września 1979 r. – wraz z żoną Margaret Ann z d. Loomis oraz dziewięciomiesięcznym synkiem o imieniu Matthew. W ambasadzie przejął obowiązki po swoich poprzednikach, których zidentyfikowano jako kadrowych oficerów CIA. Wśród nich wymienić należy Edwarda Smitha, rozpracowywanego przez SB w ramach sprawy o krypt. „Amon – 76”, a który m.in. szkolił w działalności szpiegowskiej Zenona Celegrata w Wietnamie czy też Philipa Williama Norville’a (krypt. „Amon-77”) podejrzewanego o werbowanie Polaków do współpracy z Amerykanami. Uwadze funkcjonariuszy Departamentu II MSW nie uszedł fakt, że Burke mieszkał w Wirginii, zaledwie półtora kilometra od centrali CIA w Langley. Ostatecznego dowodu szpiegowskiej profesji Burke dostarczyło KGB, pisemnie informując Departament II MSW o zdemaskowaniu dyplomaty jako kadrowego pracownika wywiadu amerykańskiego na terenie Kamerunu, jednak bez wskazania konkretnych okoliczności identyfikacji. Dlatego już 4 września 1979 r. SB wszczęło Sprawę Operacyjnego Rozpracowania kryp. „Amon-79”, inwigilując Amerykanina poprzez tajnych współpracowników, obejmując go okresową obserwacją zewnętrzną przez funkcjonariuszy Biura „B” MSW, a także zakładając podsłuch telefoniczny w jego domu. Rozpoczęto systematyczne zbieranie informacji na temat Burke. Ustalono, że dyplomata urodził się w New Jersey w lutym 1946 r. Studia z zakresu nauk politycznych ukończył w 1968 r. na Cornell University w Ithaca w stanie Nowy York. Następnie podjął służbę w Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych, na bliżej nieokreślonych stanowiskach analitycznych. Od 1973 r. kontynuował ją w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego (ang. National Security Council), będącej federalnym organem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo i obronność USA. Po roku został przeniesiony do Departamentu Obrony jako urzędnik ds. oceny projektów, aby w lipcu 1976 r. trafić do Departamentu Stanu, czyli amerykańskiego odpowiednika służby dyplomatycznej. W tym samym roku wyjechał do Kamerunu i pracował w Ambasadzie USA w Jaunde w Wydziale Polityczno- Ekonomicznym. Po przybyciu do PRL zamieszkał wraz z rodziną w mieszkaniu przy ul. Łowickiej. Tajni współpracownicy SB charakteryzowali go jako eleganckiego, energicznego i inteligentnego mężczyznę, chętnie rozmawiającego w języku polskim. Niemniej w otoczeniu Polaków bardzo mocno kontrolował sytuację, co podkreślała gosposia państwa Burke, zwerbowana przez bezpiekę pod pseud. Saba.
Dziwna pętla
Wytypowanie Petera Burke jako operatora CIA, działającego w Ambasadzie USA w Warszawie, okazało się niezwykle trafne. Dyplomata dysponujący najpierw jednym samochodem osobowym, a następnie dwoma autami, codziennie penetrował ulice stolicy, nie ograniczając się do przejazdu standardową trasą pomiędzy miejscem zamieszkania a budynkiem ambasady. Dodatkowo wykorzystywał w tym celu długie spacery z psem. Kluczowy dla niniejszej sprawy okazał się 4 października 1979 r. Tego dnia funkcjonariusze Biura „B”, obserwujący Petera Burke, zauważyli, że przemieszczał się on samochodem bardzo wolno, stosując – jak to wówczas określano w żargonie SB – samokontrolę. Czujność bezpieki uległa zwiększeniu, gdy okazało się, że „Amon-79”, aż jedenaście razy w ciągu dnia pokonał trasę pomiędzy domem a pracą. Do tego jeszcze doszły informacje z Biura „T”, odpowiedzialnego za podsłuchy telefoniczne. W jednej z rozmów telefonicznych małżeństwo Burke zostało zaproszone na kolację do domu attaché prasowego Ambasady USA – Richarda Andrewa Virdena (rozpracowywanego przez SB w sprawie krypt. „Augur-77”). Wydało się to bardzo podejrzane, bo Amerykanie zawsze planowali spotkania prywatne z dużym wyprzedzeniem, ponadto w naturalny sposób mogli się umówić osobiście w pracy bez potrzeby rozmowy telefonicznej. Sama konwersacja miała sztuczny charakter i wzbudziła u funkcjonariuszy SB podejrzenia, że rozmówcy świadomi podsłuchów telefonicznych, próbowali nieudolnie zamaskować inny cel spotkania w podwarszawskim Aninie. Wszystkie te przesłanki spowodowały, że zdecydowano o kontroli Burke w bardzo dyskretny sposób, tylko z punktów zakrytych i doraźnych stałych posterunków obserwacyjnych, aby w miarę dokładnie ustalić trasę przejazdu dyplomaty na przyjęcie i jego drogę powrotną. Już wcześniej takie ostrożne działania SB przynosiły wymierne efekty, jak choćby w wypadku obserwacji Carla Edwarda Gebhardta (sprawa krypt. „Adrian-72”), która doprowadziła do zdemaskowania jako szpiega Stanisława Dembowskiego czy też Williama Jacksona Galbraitha (sprawa krypt. „Adrian-76”), która ujawniła współpracę z CIA Zenona Celegrata. Późną nocą z 4 na 5 października 1979 r. małżeństwo Petera i Margaret Burke wyjechało po przyjęciu z Anina ul. Stradomską, Bronisława Czecha, Płowiecką. Na wysokości ul. Marsa „Amon-79” zawrócił w kierunku Anina, aby następnie wjechać w ul. Błękitną i Widoczną, którą to arterią, po przejechaniu pod wiaduktem, ponownie dojechał do ul. Płowieckiej. Stamtąd przez most Łazienkowski dotarł standardową drogą do domu. Funkcjonariuszy Biura „B” zaintrygowała pętla w rejonie wymienionych ulic i relatywnie niska prędkość przejazdu, którą oceniono na zaledwie 40 km na godzinę. Po analizie zachowania dyplomaty SB wytypowała trzy martwe pola, w których mógł on swobodnie złożyć materiały szpiegowskie. Na tej podstawie przystąpiono do przeszukania terenu i właśnie tuż za wiaduktem przy ul. Widocznej, przy drewnianym słupie niedziałającej trakcji elektrycznej, znaleziono szary kamień, który okazał się kontenerem z materiałami szpiegowskimi.
„Bolero”
Wieczorem 5 października 1979 r. kierownictwo Departamentu II MSW podjęło decyzję o podłożeniu atrapy kontenera. W oryginalnym pojemniku znaleziono instrukcję wywiadowczą dla szpiega, której treść wskazywała na agenta związanego z Jednostką Wojskową nr 2326 w Warszawie, czyli 61. Dywizjonem Artylerii Rakietowej w podwarszawskich Małocicach, wchodzącym w skład 3. Łużyckiej Dywizji Artylerii Obrony Powietrznej Kraju. Na wyposażeniu jednostki znajdowały się m.in. nowo zakupione w ZSRS zestawy rakietowe krótkiego zasięgu S-125 „Newa”, zapewniające obronę przeciwlotniczą dla Warszawy. Z instrukcji wywiadowczej nie wynikało jednoznacznie, czy chodzi o żołnierza, czy też cywila, dlatego zdecydowano o realizacji sprawy przez funkcjonariuszy Departamentu II MSW, dopytując tylko w drodze pisemnej WSW, czy nie prowadzi gry operacyjnej z Amerykanami w rejonie południowej Pragi. W kontenerze znajdowały się ponadto: instrukcje wywiadowcze na specjalnej przezroczystej folii (jako kopia instrukcji papierowej), kalka sympatyczna, 2 pastylki ze środkiem do wywoływania tajnopisów i 300 dolarów amerykańskich w 20 dolarowych banknotach. W związku z odnalezieniem powyższych dowodów szpiegowskiej działalności, ściśle powiązanych z dyplomatą amerykańskim Peterem Burke, kierownictwo Wydziału I (potocznie nazywanym amerykańskim) Departamentu II MSW podjęło w dniu 10 października 1979 r. decyzję o rozpoczęciu Sprawy Operacyjnego Rozpracowania krypt. „Bolero”. Co ciekawe, w planie czynności operacyjnych tej sprawy zatwierdzonym dzień później, ustalono zasady zatrzymania „pracownika CIA w momencie zabierania pojemnika z wyposażeniem szpiegowskim, złożonego uprzednio dla NN agenta w tajnej skrytce na terenie Warszawy”. W naturalny sposób należałoby założyć, że pojemnik zostanie odebrany przez agenta CIA, a nie przez pracownika tej służby. Być może o takim zapisie planu zdecydowała pragmatyka kontrwywiadowcza i fakt, że kontener nie został podniesiony w ciągu kolejnych sześciu dni od złożenia przez agenta. Niezależnie od tego powołano w Wydziale I Departamentu II MSW specjalną grupę operacyjną, w skład której weszli: Bogusław Jędrzejczyk (naczelnik wydziału), Marian Piszcz, Zbigniew Twerd (zastępcy naczelnika wydziału) i 10 funkcjonariuszy SB, w tym inspektor Gromosław Czempiński (późniejszy szef Urzędu Ochrony Państwa). Polowanie kontynuowano do skutku.
„Wiadukt”
Rozważając kolejne scenariusze realizacji Sprawy Operacyjnego Rozpracowania o krypt. „Bolero” wdrożono Przedsięwzięcie Operacyjne o krypt. „Wiadukt”. Zakładało ono ujawnienie przejazdu samochodów Ambasady USA w Warszawie i prywatnych aut dyplomatów w pobliżu złożenia kontenera, a przede wszystkim zatrzymanie osób, które próbowałyby podjąć martwą skrzynkę. W tym celu oddelegowano do obserwacji miejsca złożenia kontenera funkcjonariuszy SB z Wydziału II i częściowo Wydziału „V” Biura „B” MSW. Pod kamieniem zainstalowano elektroniczny czujnik ruchu z sygnałem dźwiękowym. W pobliżu zlokalizowano stałe punkty zakryte do obserwacji, m.in. w położonych nieopodal mieszkaniach prywatnych, w barakowozie ustawionym na terenie kolejowym i w samochodach służbowych SB. Miejsce było dodatkowo monitorowane przy użyciu kamer, w tym sprzętu z możliwością nagrywania w warunkach nocnych. W wypadku zatrzymania szpiega na gorącym uczynku dopuszczono możliwość wybicia szyb przy użyciu broni służbowej – pistoletu, gdyby zatrzymywany zamknął się w środku pojazdu, a także staranowania uciekającego samochodu przez radiowóz milicyjny. Tak rozpoczął się najdłuższy w historii SB – bo trwający aż 47 dni – okres oczekiwania na szpiega w miejscu złożenia kontenera. Jednocześnie nie zaprzestano obserwacji samego Petera Burke w ramach SOR krypt. „Bolero”. Uwadze SB nie umknął fakt wyjazdu dyplomaty do Frankfurtu w RFN w celu zakupu samochodu, co zinterpretowano jako kamuflaż dla konsultacji prowadzonych z przełożonymi odnośnie dalszych działań dotyczących kontenera przy ul. Widocznej.
„Jestem amerykańskim dyplomatą”
Po niemal siedmiu tygodniach obserwacji, kiedy nawet kierownictwo SB zaczęło wątpić w sens kontynuowania operacji, nastąpił długo oczekiwany przełom. Zachowanie pracowników Ambasady USA w Warszawie, a szczególnie samego Petera Burke wskazywało, że ponownie szykuje się on do wykonania szpiegowskiego zadania. 24 listopada 1979 r. obserwujący dyplomatę funkcjonariusze SB odnotowali wzmożone przemieszczanie się po ulicach Warszawy z elementami tzw. samokontroli. Ponadto ponownie doszło do telefonicznych rozmów z attaché prasowym Richardem Virdenem w celu umówienia się na rodzinną, wieczorną kolację. Utwierdziło to funkcjonariuszy SB, że zbliża się moment podjęcia kontenera przez operatora CIA. Rzeczywiście rodziny spotkały się na przyjęciu, a następnie Peter odwiózł najbliższych do domu. Sam zaś po pewnym czasie wyjechał w kierunku ul. Widocznej, gdzie dotarł 25 listopada 1979 r., o wpół do drugiej w nocy. Zatrzymał samochód osobowy marki Fiat 131 Mirafiori (na dyplomatycznych numerach rejestracyjnych WZ-1172) tuż przy drewnianym słupie nieopodal wiaduktu drogowego. Na chwilę wyszedł z pojazdu, podniósł kamień, będący kontenerem i uruchomił niewidoczny alarm, który poderwał do działania funkcjonariuszy Biura „B” i Departamentu II MSW. Zanim Burke zdążył odjechać, został zatrzymany na gorącym uczynku i obezwładniony. W jego aucie znaleziono kontener i aparaturę podsłuchową do śledzenia łączności MO i SB. Przestraszony zakomunikował funkcjonariuszom „jestem amerykańskim dyplomatą”, powtarzając to po polsku i angielsku. Zgodnie z wcześniej zatwierdzonym planem, przewieziono go do Komendy Stołecznej MO. Tutaj poddano rewizji i rozpoczęto przesłuchanie dokumentowane na taśmie magnetofonowej i przy użyciu kamery wideo. Zatrzymanie Burke wywołało istotną sekwencję zdarzeń. Zaniepokojona żona poinformowała o godzinie 5 rano pracowników Ambasady USA o zaginięciu męża. Panika, do jakiej doszło w placówce dyplomatycznej po jej telefonie, pozwoliła SB na potwierdzenie składu osobowego rezydentury CIA w Warszawie poprzez analizę rozmów telefonicznych i obserwację spotkań osobistych pomiędzy Amerykanami. Jednocześnie w godzinach porannych wezwano do KSMO radcę Ambasady Chares’a Emmons’a (krypt. „Artysta”) oraz przedstawiciela Protokołu Dyplomatycznego z polskiego MSZ, przed którymi ujawniono informacje o podjęciu przez Petera Burke kontenera szpiegowskiego, a także zaprezentowano zarekwirowany sprzęt do nasłuchu częstotliwości milicyjnych. Zatrzymany utrzymywał konsekwentnie, że jest amerykańskim dyplomatą. Sprawa Burke została w kolejnych miesiącach wykorzystana przez kierownictwo partyjne PRL w dyplomatycznych negocjacjach pomiędzy państwami, zaś „Amona-79” zmuszono do natychmiastowego wyjazdu z Polski. Kilka dni później SB zidentyfikowała agenta CIA, który nie odebrał kontenera.