Oprócz przygotowań w sferze duchowej, "tak w mieście, jak i po wsiach naokoło Krakowa, a podobno i na całej ziemi polskiej, bogaty i ubogi obchodzi uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego lepszym posiłkiem i dłuższym jedzeniem. Kiedy stoły bogaczy uginają się pod stosami szynek, wybornych placków, mazurków i marcypanów, jajeczników itp., w których cukier i konfitury zagłuszają wszelki smak ciasta z najprzedniejszej mąki, wtedy ubogi wyrobnik krakowski lub wieśniak z okolicy miasta kupuje sobie chleb prądnicki (…), kiełbasę, kawałek mięsa i trochę jaj, i takie święcenie zanosi do zakrystii kościoła parafialnego, któremu ksiądz modlitwą pobłogosławi i wodą święconą pokropi" - zapisał szczegóły przygotowań w swoich wspomnieniach z tego okresu Ambroży Grabowski. Nie były to jednak zwyczajne święta.
W tle toczyła się wielka polityka wstrząsająca rządami prawie wszystkich europejskich krajów z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Rosji. Zimą i wiosną 1848 r. na kontynencie trwał karnawał wolności zwany później Wiosną Ludów. Do Krakowa zaczęły dochodzić wieści o niepokojach społecznych i niepodległościowych.
Tam, gdzie zaczynały się wystąpienia, lała się krew, ale jednak władza ustępowała przed demokratycznymi żądaniami. Symbolem nowych czasów było ustąpienie ze stanowiska symbolu starego ponapoleońskiego porządku - kanclerza Austrii 75-letniego Klemensa von Metternicha. W marcu zrewoltował się Wiedeń, pałac cesarski chroniło wojsko, a w kierunku miasta wycelowano armaty. Sytuację uspokoił cesarz Ferdynand I, który zapowiedział nadanie konstytucji wszystkim narodom monarchii i zniesienie cenzury.
Za wolnością i starymi, w miarę dobrymi czasami, mieszkańcy Krakowa tęsknili. Nie czuli się dobrze w zaborze austriackim. Pamiętali bezwzględność habsburską w stłumieniu powstania krakowskiego i krwawą rabację galicyjską.
Likwidacja Rzeczypospolitej Krakowskiej przyniosła miastu same nieszczęścia - wprowadzenie austriackich ceł spowodowało masowe upadłości kupców, zaczęto germanizować urzędy, sądy i uniwersytet, w Galicji pojawiła się klęska głodu, która napędziła do miasta zabiedzonych chłopów, w ślad za nią wystąpiły masowe zachorowania na tyfus, a na Zamku Królewskim na Wawelu zainstalował się austriacki garnizon. Niewielką pociechą były informacje, że w styczniu 1848 r. w Liszkach ktoś ukradł austriackim szwoleżerom 11 koni, a w Krzeszowicach czyjaś złośliwa ręka pozbawiła 14 wierzchowców ogonów i grzyw.
Nic dziwnego, że gdy ze stołecznego Wiednia powiało zapowiedziami swobód, krakowianie powitali te informacje wybuchem "wielkiej, niesłychanej radości, bo (…) została nadana nam konstytucja. (…) Tłok na mieście jak w rewolucję. Wszystko w bardzo dobrych humorach" - zapisała w swoim pamiętniku młoda krakowianka Aniela Louis.
W ślad za odwilżą polityczną w Wiedniu, zaczęto domagać się w Krakowie uwolnienia więźniów politycznych trzymanych na miejscu. Austriackie władze wyraziły zgodę. Z Wiednia napływały kolejne dobre informacje - cesarz amnestionował więźniów politycznych. Witano ich entuzjastycznie na dworcu w Krakowie lub w Krzeszowicach. Była muzyka, pochodnie, okrzyki radości, grano "Jeszcze Polska nie zginęła" przed odwachem, gdzie stacjonowali austriaccy żołnierze i przed kamienicą, gdzie mieszkał gen. Józef Chłopicki, były wódz powstania listopadowego. Na władzach próbowano wymóc ponowną polonizację uczelni i urzędów.
Do miasta zaczęli przyjeżdżać emigranci polityczni z Francji, którzy przeczytali na Zachodzie wyolbrzymione relacje z Austrii, mówiące zbyt optymistycznie, że "cesarz austriacki nadał wolność Galicjanom, ogłosił się na ich żądanie królem polskim i pozwolił uzbrajać się mieszkańcom przeciwko zewnętrznemu nieprzyjacielowi".
W Krakowie powołano Komitet Obywatelski - przedstawicielstwo mieszczan do rozmów z władzami, który po dokooptowaniu przedstawicieli emigrantów przekształcił się w Komitet Narodowy, a także Gwardię Narodową, potrzebną chociażby z powodu pogłosek, że chłopi z okolicznych wsi szykują się do ataku na Kraków.
Temu entuzjazmowi z zaniepokojeniem zaczęli przypatrywać się Austriacy. Obawiali się zwłaszcza emigrantów - byli to najczęściej politycy lub wojskowi, którzy wyjechali po upadku powstania listopadowego. Mieli umiejętności wojenne, byli gotowi walczyć o wolność. Austriacy cały czas trzymali w pogotowiu swój garnizon na Wawelu i po początkowych ustępstwach zaczęli szykować się do kontrakcji.
Gdy nadeszły święta, odzyskali pewność siebie. Komendant wojskowy w Krakowie gen. Heinrich Castiglione zabronił oficerom pojawić się na spotkaniu wielkanocnym - tzw. święconym - na które krakowianie kilkakrotnie ponawiali zaproszenie. Pojawił się tylko starosta cesarski Wilhelm Krieg, który musiał wysłuchać gorzkich wyrzutów.
Drugiego dnia świąt Austriacy zaskoczyli krakowian. Z ambon odczytano informację rządu cesarskiego, że "wszelkie robocizny pańszczyźniane i inne z dawniejszego stosunku poddańczego wynikłe daniny włościańskie znoszą się za wynagrodzeniem w swoim czasie mającym się wymierzyć na koszt rządu".
Była to samowolna decyzja gubernatora Galicji Franza hrabiego Stadiona, który wobec braku reakcji Wiednia przejął inicjatywę i wybił z rąk polskim działaczom planowany sukces społeczny - Polacy planowali ogłoszenie końca pańszczyzny 3 maja. Niedługo później rząd awansował Stadiona na ministra spraw wewnętrznych, a galicyjscy chłopi długo jeszcze byli przekonani, że "cysorz" w "Widniu" jest dobry, a polska szlachta - zła.
25 kwietnia, w Austrii przyjęto konstytucję, a w Krakowie zaczęły się niepokoje, bo Austriacy zatrzymali na granicy kolejnych emigrantów. Gdy rokowania nie przyniosły skutków, do biura starosty Kriega wtargnął tłum krzyczący "Powiesić go! " i tylko dzięki gwardzistom uniknął on linczu. W środę 26 kwietnia, wojsko zaczęło rekwirować broń przygotowaną dla gwardii. Doszło do zamieszek - pospólstwo rzucało kamieniami, a żołnierze odpowiedzieli ogniem. Padli zabici. W mieście zaczęto wznosić barykady.
Gwardia stawiła się na Rynku, wkrótce pojawiło się wojsko. Część żołnierzy stanęła naprzeciw ul. Floriańskiej, a część - u wylotu ul. Grodzkiej. Floriańska, św. Jana i Mikołajska zablokowane były barykadami, zbudowanymi z wozów, beczek, krzeseł, stołów. Na rozkaz gen. Castiglionego żołnierze ruszyli do ataku, jednak dwa szturmy zostały odparte. W tym czasie drugi oddział wojska ostrzelał gwardzistów przed pałacem Pod Baranami. W walkę wdał się tam sędziwy gen. Józef Chłopicki, który szybko zorientował się w sytuacji, usunął niedoświadczonych gwardzistów z linii ognia i uratował ich przed masakrą.
Po krótkich walkach Austriacy wycofali się na Wawel. Podczas odwrotu dowodzący ekspedycją gen. Castiglione odniósł ranę, trafiony ołowianymi czcionkami drukarskimi, które podobno przez okno wystrzeliła z myśliwskiej strzelby córka drukarza mieszkająca przy ul. Grodzkiej.
Spokój i habsburskie panowanie nad Krakowem przywróciła dopiero austriacka artyleria, która przez dwie godziny prowadziła ostrzał miasta. Przed pożarem Kraków uratował deszcz, a dalszymi ofiarami - dwuosobowa delegacja Komitetu Narodowego w arystokratycznym składzie: hrabia Adam Potocki i książę Stanisław Jabłonowski, którzy poszli na Zamek i podpisali kapitulację.
Zgodnie z jej ustaleniami Komitet Narodowy rozwiązał się, gwardia została rozbrojona i zredukowana, krakowianie rozebrali barykady i oddali broń, emigranci opuścili miasto, a mieszczanie musieli pokryć koszty strat zadanych skarbowi państwa, żołnierzom i urzędnikom. Ustępstwem władz była zgoda na amnestię dla wszystkich uczestników wydarzeń.
Informacja o bombardowaniu z armat praktycznie bezbronnego miasta wzburzyła opinię publiczną w Europie. Metoda była jednak skuteczna, więc Austriacy zastosowali ją później do pacyfikacji Lwowa, Pragi i Wiednia. W powielkanocnych walkach w Krakowie poległo ośmiu żołnierzy i około 30 cywilów. Polskie ofiary zostały pochowane na cmentarzu Rakowickim w sobotę 29 kwietnia. Krakowska Wiosna Ludów zakończyła się.
Mateusz Drożdż