Wiosna to pora na odsłonięcie figury. Widać od razu kto poswawolił sobie zimą, a kto zawczasu zadbał, aby przyciągać wzrok powabem i kształtnością. Ale zawsze można sięgnąć po cudowne wynalazki.
W 1925 roku sensacją w Białymstoku był "nowy, znakomity wynalazek amerykański na schudnięcie Pas Madame X". Oferował go sklep Gorset Nouvelle mieszczący się przy Branickiego 5. Pas kosztował niebagatelnie, bo aż 85 zł, ale za to gwarantował "wyglądać szczupłe podczas procesu rzeczywistego szczuplenia".
Po jego włożeniu natychmiast "zmniejszała się objętość talii i bioder". No, ale to, co pas ścisnął i wycisnął trzeba było też jakoś rozparcelować. Wobec tego zalecano kolejny uniform na biust. Cały rynsztunek oprócz nadania pożądanych proporcji zapewniał też "ustawiczny niedostrzegalny masaż", co było podstawą owego amerykańskiego wynalazku.
Klientki odwiedzające sklep otrzymywały też bezpłatną broszurę "O pasach i biustonoszach Madame X". Masowane bezustannie w takiej uprzęży, mogły białostockie piękności dumnie spacerować po Parku Miejskim czy Lipowej, bez obawy wystawiając się na pożądliwe spojrzenia panów i zazdrosne konkurentki, których nie stać było na takie luksusy.
W 1926 roku paniom, które przesadziły w poprzednim roku z masowaniem i odchudzaniem rzeczywistym, a w związku z tym wyglądały mało apetycznie, oferowano specjalny preparat na "pełne obfite kształty". Podobno budził on "nadzwyczajne uznanie". No i cena była też dużo niższa niż za schudnięcie. Jedno pudełko tego cudu na utycie (ale tylko tam gdzie trzeba!) kosztowało jedyne 6 zł. Pełny efekt, czyli pełne kształty, osiągało się po 4 pudełkach. I tym razem oferowano bezpłatny prospekt "O pielęgnowaniu biustu". Co sezon to wydatki. Ledwie dwie wiosny, a z portfela na inwestycje w kształty znikała stówka. Za to albo przybywało, albo ubywało w strategicznych obwodach.
Paniom, które całkowicie się zaniedbały, polecano w tymże samym 1926 roku korespondencyjne porady. Wachlarz usterek do usunięcia był porażająco imponujący. Radzono jak pozbyć się "pryszczy, wągrów, piegów, czerwoności skóry, plam wątrobianych, łupieżu, wypadania włosów, siwych włosów, zbytecznego zarostu, pocenia rąk, pach i nóg, chudości, brwi, usunąć zbyteczny tłuszcz i inne wady". Po tej wyliczance trudno jeszcze sobie te inne wyobrazić, a jeszcze trudniej wyobrazić sobie "piękność", którą te wszystkie plagi dopadły i która postanowiła zwalczyć je korespondencyjnie. Optymistkom obiecywano, że listownie można nawet "wzmocnić biust". Jak kiepski żart brzmiał główny anons reklamowy tej oferty - "Pielęgnujcie urodę".
Ale dla najbardziej wymagających pań pozostawała "indywidualna kosmetyka". Z taką ofertą w marcu 1936 roku pojawiła się w Białymstoku przybyła z samego Paryża Edwarda Steńska "delegatka Université de Beauté Cedib". Ten Uniwersytet Piękności był po prostu popularną francuską firmą kosmetyczną. Jak widać obecna moda na Salony Łazienek czy Akademie Paznokcia ma swoją długą i międzynarodową historię.
Tak więc w poniedziałkowy wieczór w sali Ritza "wobec licznego grona pań z elity" delegatka opowiadała o wszelkich kosmetycznych nowinkach i modach, które mogą białostoczanki upodobnić do paryżanek. Steńska zakwaterowała się oczywiście też w Ritzu, gdzie w pokojach 308 - 309 następnego dnia po odczycie zapraszała do bezpłatnych indywidualnych porad. No cóż, nie każda z przedstawicielek elit miała ochotę wypytywać delegatkę publicznie co robić z pryszczami, pachami, o biustach już nie wspominając.
Bezpłatne zaproszenia na te intymne rozmowy rozprowadzały białostockie perfumerie oraz główny organizator imprezy Instytut Kosmetyczny E. Łukaczewskiej, który mieścił się przy Sienkiewicza 5. Zainteresowanie było ogromne. Steńska pierwsze damy przyjęła o 10 rano. O 14 zrobiła przerwę. Po obiedzie i krótkim odpoczynku pracowała bez wytchnienia od 16 do 19. Frekwencja była tak duża, że delegatka przedłużyła swój pobyt w Białymstoku o kolejny dzień. Proszono jednak, aby rejestrować się w godzinach porannych, gdyż godziny popołudniowe są już wszystkie zarezerwowane.
Paniom, które nie dostały się do apartamentu Steńskiej, pozostawało jedynie zanotować adres Uniwersytetu - Des Champs Elysees 39. Kto wie, może któraś z białostoczanek, chcąc przyćmić resztę towarzystwa, skorzystała z tego i nad Sekwaną poprawiała sobie rozmaite mankamenty urody.
Ledwo Steńska wyjechała, a już zapowiedziano przyjazd kolejnej przedstawicielki paryskiej uczelni. Tym razem była to profesor (!) Celina Sandler. Anonsowano ją jak "wieloletnią prof. Université de Beauté w Paryżu i długoletnią instruktorkę Kursów Kosmetycznych w Warszawie". Pani profesor zapowiadała, że znów w Ritzu przez 3 dni "będzie udzielać bezpłatnych porad kosmetycznych w zakresie pielęgnacji skóry oraz indywidualnego maquillage'u". I znów Ritz był oblężony.
Wszyscy byli zachwyceni. Piękności, bo wyglądały pięknie. Instytut Kosmetyczny, bo nie nadążał z dostawami nowych, oczywiście paryskich pudrów, szminek itp. Właściciele perftimerii i sklepów kosmetycznych też nie narzekali.
Po prostu Białystok zapragnął Europy. Jedynie mężowie z lekką trwogą przyglądali się owemu szaleństwu, wiedząc, że wyszczuplone, bądź uwypuklone, wypomadowane i wyfiokowane żony za chwilę wypowiedzą odwieczne: Ale przecież nie mam w co się ubrać!
ANDRZEJ LECHOWSKI, Kurier Poranny