Od bramy prowadzi aleja do najstarszej na tym cmentarzu kaplicy - Karola Nahlika (1773-1830?), zarządcy drohobyckich salin, i jego małżonki, baronówny francusko-węgierskiego pochodzenia - Karoliny Losy de Losenau (1782-1858). Ciekawostką jest, że było to małżeństwo wyjątkowo płodne, bo wychowało dwanaścioro potomstwa. Dzieci rodziły się regularnie co roku, na przemian syn - córka, i na wzór rodziców chrzczono je parami imion: Karol II i Karolina II, Ludwik i Ludwika, August i Augusta, Franciszek i Franciszka, Juliusz i Julia, Albert i Albertyna. Rodzina Nahlików upodobała sobie szczególnie imię Karol, które nosili pierworodni przez pięć pokoleń.
Nahlikowie zapisali ważną kartę w dziejach Polski. Syn Karola I, ks. August I Nahlik (1812-1878) - był długoletnim proboszczem w Ruminie i tam stworzył bazę spiskowo-powstańczą, z której korzystał m.in. przywódca powstania 1846 roku w Galicji Edward Dembowski. Po upadku powstania Austriacy skazali go na dożywocie i zamknęli w Spielbergu - słynnej twierdzy w Czechach o zaostrzonym reżimie więziennym, ale w wyniku amnestii po kilku latach został zwolniony.
Juliusz I Nahlik (1817-1881), brat Karola II, był komendantem Gwardii Narodowej w czasie Wiosny Ludów w 1848 roku, później był właścicielem apteki w Żółkwi i przez 25 lat burmistrzem tego miasta. Jego syn, Juliusz II Nahlik (1846-1921), oprócz znanej apteki prowadził z rozmachem interesy naftowe w Drohobyczu i jako człowiek bogaty był hojnym filantropem.
Ciekawą postacią był syn Karola IV, Stanisław Edward Nahlik (1911-1991) - dyplomata, znawca prawa międzynarodowego, po wojnie profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktor honoris causa uniwersytetów w Bordeaux i Bochum, autor arcyciekawych, często cytowanych pamiętników.
Nie sposób, pisząc o dynastii Nahlików, pominąć Celinę Nahlikównę (1894-1965) - lwowską piękność, znakomitą śpiewaczkę o "wagnerowskim" głosie, primadonnę lwowskiego Teatru Wielkiego, a później pierwszą spikerkę lwowskiej rozgłośni. To jej 22 września 1939 roku przypadła tragiczna rola odczytania ostatniego komunikatu informującego o zakończeniu nadawania przez Polskie Radio Lwów. Miasto zajęła Armia Czerwona i słynna polska rozgłośnia zamilkła na zawsze.
Protoplasta drohobyckich Nahlików - Karol I, budowniczy drohobyckiej kaplicy - był człowiekiem bogatym. Do swojej kaplicy grobowej zamówił dwa olejne portrety (swój i żony) u wysoko cenionego niemieckiego malarza Karla Schweikarta. Namalowane na blasze cynkowej, podbitej drewnem modrzewiowym, wisiały w kaplicy cmentarnej Nahlików. Tuż przed wybuchem II wojny światowej Wiktor Nahlik zabrał je do konserwacji - dzięki temu być może uratował je od zagłady i są obecnie w rękach krakowskiej rodziny. Do kaplicy już nie wróciły.
Tak jak wiele można by napisać jeszcze o rodzinie Nahlików i jej związkach z Drohobyczem, tak zupełnie bezradni stajemy wobec drugiej zamożnej rodziny, która ma kaplicę na cmentarzu w Drohobyczu - Neumannów. Nie wiemy, kto budował tę kaplicę oraz kto w niej spoczywa. Czas zatarł wszelkie ślady po tej rodzinie. W pobliżu tej kaplicy znajduje się grobowiec rodziny Szczepanowiczów, w której spoczywają Paulina z Kindykiewiczów (1869-1918) i Józef (1864- ok.1931) - majster murarski. Byli to rodzice Stefana Adama Szczepanowicza (1905-1984), który jako mechanik pracował w warsztacie samochodowym Adolfa Basslera, a po wojnie osiadł z rodziną w Opolu i kontynuował swój zawód, pracując m.in. w zakładach mechanicznych.
Jego jedyny syn, inż. Marian Szczepanowicz (1947-2013), urodzony w Opolu, po studiach inżynierskich osiadł w Krakowie, gdzie założył firmę budowlaną zajmującą się m.in. budową kościołów. Stał się też jednym z bardziej aktywnych działaczy katolickich - napisał kilka książek i kilkadziesiąt artykułów na temat planowania rodziny i pożycia małżeńskiego. Zaangażował się również w działalność na rzecz drohobyckiej diaspory. Został redaktorem naczelnym "Biuletynu Stowarzyszenia Ziemi Drohobyckiej" i głęboko penetrował archiwa dotyczące jego drohobyckiej rodziny. Rozpoczął pisanie "Sagi rodu zwyczajnych ludzi", w której chciał przedstawić wielopokoleniowe dzieje Szczepanowiczów. Nieuleczalna choroba, na którą zapadł w 2009 roku, nie pozwoliła mu ukończyć tej pracy.
Dzięki jego żonie, Barbarze, pisarce, książka ta została wydana dla kręgu rodziny i przyjaciół. Marian Szczepanowicz pozostawił czworo dzieci: Agnieszkę, Joannę, Stanisława i Dorotę oraz wnuków - Filipa i Jakuba. Na jego pogrzebie na tynieckim cmentarzu przemawiał ks. Adam Boniecki - redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego", a specjalny list kondolencyjny skierował do jego rodziny metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz.
Potomkowie kluczborskich rodzin
Jeden z majwiększych na tym cmentarzu pomników, przedstawiający dużych rozmiarów rzeźbę Chrystusa, wzniesiono na grobie rodziny Urbanowiczów. Spoczywają tam Michał Urbanowicz (1866-1916), właściciel warsztatu szewskiego w Drohobyczu i kilku parceli w tym mieście, oraz jego żona, Maria z Jaremów Urbanowiczowa (1864-1921). Urbanowiczowie byli bogatą drohobycką rodziną, o czym świadczy choćby ten okazały pomnik nagrobny.
Ich córka Franciszka (1901-1976) wyszła za mąż za Franciszka Kawalca (1898-1970) - zawodowego wojskowego, starszego sierżanta w VI Pułku Strzelców Podhalańskich w Drohobyczu, który w młodości jako orlę lwowskie walczył o polskość tego miasta. Kawalcowie po wojnie osiedli na Śląsku, w Kluczborku. Ich jedyny syn, Wacław (rocznik 1935) - lekarz weterynarii po Akademii Rolniczej we Wrocławiu, zapisał piękną kartę w dziejach Kluczborka i okolic jako szanowany lekarz zwierząt.
Był dwukrotnym wicemistrzem Dolnego Śląska w pchnięciu kulą. Odnowił też grobowiec swych dziadków Urbanowiczów i ustalił, że oprócz wymienionych wyżej Michała i Marii Urbanowiczów spoczywają tam m.in.: Stanisław Urbanowicz (1908-1928), pracownik rafinerii "Polmin", zmarły na sepsę, oraz Aniela z Urbanowiczów Lęcznarowicz (1898-1940), zmarła nagle na zawał serca podczas rewizji NKWD w jej domu, gdy jej męża i dwóch synów bliźniaków aresztowano.
Na drohobyckim cmentarzu znajduje się pomnik jeszcze jednej rodziny, która po wojnie osiadła w Kluczborku na Opolszczyźnie. Spoczywa pod nim z żoną Julią z Tatarskich (1865-1933) i córką Wandą Jan Fiała (1830-1909), radny Drohobycza, właściciel wytwórni dywanów, kilimów i chodników. Było to małżeństwo, które miało trzech synów: Tadeusza - po wojnie prawnika, Eugeniusza - lekarza pulmonologa, Włodzimierza (1903-1953) - właściciela zakładu fryzjerskiego w Drohobyczu, a później w Kluczborku. Wnukiem Jana Fiały jest profesor Edward Fiała, urodzony w 1946 roku w Kluczborku, literaturoznawca, antropolog kultury, wykładowca na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Tysiąc polskich nagrobków
W lipcu 2014 roku naliczyłem na drohobyckiej nekropolii ponad 1000 nagrobków z inskrypcjami w języku polskim, ale wiele jest też napisów niemieckich i ukraińskich (szczególnie współczesnych). Na tablicach epitafijnych poszczególnych grobowców zachowało się po kilka, a czasem nawet po kilkanaście nazwisk. Jest to jeszcze wciąż archiwum i klucz do przeszłości dawnego Drohobycza.
Przypomnijmy kilka najciekawszych postaci spoczywających na tym cmentarzu. Antoni Biedka (1987-1956) - sierżant, żołnierz armii Hallera, zastępca komendanta Związku Strzeleckiego w Drohobyczu i pracownik rafinerii. Żonaty z Zofią Potocką (1905-1944), miał z nią cztery córki. W czasie okupacji niemieckiej pracował w dachówczarni i pod pseudonimem "Babinicz" był szefem wywiadu AK w inspektoracie Drohobycz. Aresztowany przez NKWD, uciekł z transportu na Sybir, ale w trosce o bezpieczeństwo swoich córek po pewnym czasie zgłosił się do komendy NKWD. Skazano go na 10 lat łagru i wywieziono do Workuty.
Opuścił łagier w 1955 roku, ale nie pozwolono mu na wyjazd do Polski. Wrócił więc do Drohobycza. Tam ciężko już chorego odwiedziły córki - Teresa i Zdzisława, które przyjechały ze Świdnicy na Dolnym Śląsku. Nie udało im się zabrać ojca do Polski. Dwa miesiące po ich powrocie do Świdnicy, 10 lutego 1956 roku, schorowany Antoni Biedka zmarł. Córkom nie wydano zgody na wyjazd na pogrzeb ojca. Stanisław Chłopecki (1900-1937) - starszy sierżant WP (ma subtelny nagrobek z czerwonego piaskowca z płaskorzeźbą wędrującego na tle łąki, gór i słońca Chrystusa). Chłopecki spokrewniony był z rodziną Wandyczów, z której pochodzi wybitny historyk emigracyjny Piotr Wandycz (wykładający po wojnie m.in. na amerykańskim Uniwersytecie w Yale, doktor honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego).
Legendarny drohobycki lekarz dr Bronisław Kozłowski (1869-1935) - chirurg w szpitalu w Drohobyczu, w którym przez 33 lata był dyrektorem. Nigdy się nie ożenił, ale krążyły legendy o jego nieślubnych dzieciach. Pisarz Andrzej Chciuk scharakteryzował go: Wysoki, miał ogromne wąsy, zawsze świetnie skrojone ubranie i błyszczące buty. Zawsze też pachniał dobrymi wodami kolońskimi. Był starym kawalerem i wszystkie panie wodziły za nim rozanielonym wzrokiem, nawet astronomiczna ilość nieślubnych dzieci - a więc można przypuszczać, że i kochanek też - nie psuła mu opinii w oczach pań w pewnym wieku. Na pewno niejedna o nim śniła. O jego nieślubnych dzieciach mówiono: "Kopylaki po Kozłowskim", co nie przynosiło im ani ich matkom ujmy, a stanowiło niemal powód do dumy.
Takiego Edzia J. ("kopylaka po Kozłowskim") pierwszego albo poza kolejką wpuszczano do kina Wanda oraz na mecze bądź turnieje zapaśnicze, co wzbudzało powszechną zazdrość. Gdy zmarł, jego pogrzeb przerodził się w wielką manifestację żalu. Konduktowi pogrzebowemu towarzyszyły dwie orkiestry - pracowników rafinerii i kolejarzy. Ksiądz nie pozwolił odkręcić tabliczki z jego nazwiskiem w kościelnej ławce, argumentując: "aby duch zmarłego mógł uczestniczyć w naszych mszach". Jednej z ulic w Drohobyczu nadano jego imię. I tak jest do chwili obecnej. Jego grobowiec na drohobyckim cmentarzu jest pielęgnowany - został w 2005 roku po raz kolejny odnowiony staraniem Marii Galas - prezeski Towarzystwa "Odrodzenie" w Drohobyczu.
Helena Lalkówna (1902-1923) - nauczycielka, zmarła niespodziewanie na zapalenie płuc w 21. roku życia. Jej śmierć wywołała wstrząs w mieście, bo była bardzo lubiana i wyróżniała się urodą. Na jej pogrzeb przyszły na drohobycki cmentarz tłumy młodzieży. Zrozpaczeni rodzice postawili na grobie zmarłej córki jeden z najokazalszych pomników na tej nekropolii - rzeźbę anioła z tarczą i mieczem, którą wykonał artysta T. Waligóra. Podczas spotkania autorskiego w Wołowie podeszła do mnie Zofia Radomska - drohobyczanka, córka nafciarza, spokrewniona z rodziną Lalków i, znając fotografię nagrobka Heleny Lalkówny opublikowaną w jednej z moich poprzednich książek, podarowała mi zdjęcia zmarłej nauczycielki oraz jej rodziców i opowiedziała o tej tragedii, która wstrząsnęła Drohobyczem w roku 1923. Dzięki temu udało się odtworzyć zupełnie dziś zapomnianą historię rodziny Lalków.
Józef Majewski (1840-1927), spoczywający wspólnie z żoną, Antoniną (zm. 1916), pod okazałym pomnikiem w centrum nekropolii, uczestnik powstania styczniowego cieszący się w Drohobyczu wyjątkową estymą. Po powstaniu dzierżawił ziemie od hrabiów Badenich, m.in. podmiejskie sady. Wyjątkowo aktywny społecznik. Radny Drohobycza. Chowano go w asyście kompanii honorowej. Majewscy to zasłużona rodzina drohobycka. Syn Józefa, Kazimierz (1885-1950) - drohobycki sokół, pracownik Polminu, urzędnik w zarządzie miasta, znany jako śpiewak w chórze Echo, za działalność w AK zesłany do łagrów w Donbasie, z których udało mu się wrócić do Drohobycza w 1947 roku, a następnie wyjechać do Gliwic, gdzie zmarł w 1950 roku.
Jego synem jest Jan Mieczysław Majewski (ur. 1924) - żołnierz AK. Podczas okupacji niemieckiej pracował jako inkasent elektrowni w Drohobyczu, co ułatwiało mu działalność wywiadowczą. Po wojnie zbiegł do Kłodzka, gdzie udało mu się zakonspirować przed inwigilacją UB. Po powrocie ojca z Syberii zamieszkał z nim w Gliwicach. Skończył studia - został specjalistą transportu samochodowego i zajął się gromadzeniem materiałów do historii konspiracji AK w Drohobyczu.
Dr Jan Milan (1866-1925) - profesor gimnazjalny. Jego wnukiem był Feliks Milan (1927-2010) - prawnik, żołnierz AK Plutonu "Orlęta", skazany na 15 lat katorgi, jeden z bohaterów książki "Droga przez mękę i łagry «gułagu»" opolanina Krzysztofa Wernera. Zmarły przed dwoma laty mjr Krzysztof Werner (1928-2013) był do niedawna postacią powszechnie znaną w Opolu jako czołowy działacz opolskich organizacji kombatanckich i dokumentalista gehenny Polaków na Sybirze oraz strażnik pamięci o rodzinnym Drohobyczu. Zostawił po sobie znakomitą dokumentację historyczną, którą przechowuje jego rodzina mieszkająca w Opolu.
Zachowały się na drohobyckim cmentarzu także zbiorowe mogiły ofiar NKWD z przełomu czerwca i lipca 1941 roku - w większości anonimowe. Jedną z rozpoznanych ofiar była Joanna Swaryczewska, z domu Obuch-Woszczatyńska - nauczycielka, żona Antoniego Swaryczewskiego - prawnika w kancelarii rafinerii "Polmin", matka późniejszego pułkownika Tadeusza Swaryczewskiego (rocznik 1931) - m.in. dowódcy polskiej jednostki wojskowej na Bliskim Wschodzie w ramach wojsk ONZ oraz przybrana matka Kazimierza Swaryczewskiego.
Rodzina Swaryczewskich przeżyła dramat po zajęciu Drohobycza przez Sowietów. Ich przybrany syn Kazimierz został jako harcerz aresztowany przez NKWD 9 kwietnia 1940 roku za przynależność do "organizacji zmierzającej do obalenia ZSRR". Skazano go na 10 lat więzienia, ale uciekł z łagru w Archangielsku, gdzie z innymi więźniami pracował przy załadunku statków z alianckich konwojów. Jego ucieczka może być fabułą sensacyjnego filmu. Pomógł mu kapitan holenderskiego statku, którego syn - bliźniaczo podobny do Kazimierza Swaryczewskiego - zginął tego dnia w czasie ostrzału konwoju przez Niemców. Kazimierz otrzymał dokumenty syna kapitana i jako Remy van Arden wyjechał do Anglii.
Tam dołączył do armii gen. Andersa. Walczył pod Monte Cassino. Ciężko ranny, wyjechał na leczenie do Kanady, gdzie ukończył studia techniczne. Do Polski wrócił po upadku PRL. Pracował jako tłumacz w TVP. Zmarł w Warszawie w 2008 roku. Za ucieczkę Kazimierza z łagru konsekwencje ponieśli jego przybrani rodzice. Ojciec, Antoni Swaryczewski - aresztowany przez NKWD 17 maja 1940 roku za brak nadzoru nad synem - z więzienia już nigdy nie wyszedł. Został rozstrzelany w 1941 roku. Później aresztowano jego żonę, Joannę, i zamęczono ją w drohobyckim więzieniu - została pochowana w zbiorowej mogile dopiero po wyparciu przez Niemców Rosjan z Drohobycza.
Jest też na drohobyckim cmentarzu masowa mogiła ofiar amerykańskiego bombardowania rafinerii "Polmin" z 26 czerwca 1944 roku. W 2006 roku ponownie odsłonięto na tej nekropolii żeliwny krzyż sześciometrowej wysokości upamiętniający straconych drohobyczan - bohaterów powstania w Galicji w 1846 roku, który staraniem drohobyckich polonusów kilka dni później został przekształcony w symboliczny Grób Nieznanego Żołnierza. W uroczystości tej wziął udział oddział Wojska Polskiego ze Szkoły Orląt w Dęblinie, w historycznych mundurach z okresu Księstwa Warszawskiego.
Stanisław S. Nicieja
NOWA TRYBUNA OPOLSKA