Z ojczyzny big-beatu na rzeszowskie podwórko

Przypuszczalnie w tym składzie angielska kapela dała swój niebanalny koncert w Rzeszowie. Od lewej: Stewart Stone, Joe Lenart, Gene Richie, Rick Lenart
Przypuszczalnie w tym składzie angielska kapela dała swój niebanalny koncert w Rzeszowie. Od lewej: Stewart Stone, Joe Lenart, Gene Richie, Rick Lenart J. Błeszyński / Jazz 1965, nr 5
Między blokami, na chodniku, w sąsiedztwie garaży i trzepaków - w takim miejscu zagrała brytyjska grupa The Atoms. Niecodzienny koncert odbył się przed laty, w Rzeszowie

Nieduży, leciwy blok mieszkalny przy ul. Dąbrowskiego w Rzeszowie, mimo że oznaczony dwoma numerami: 13 i 15, stanowi praktycznie jedną całość. Z lewej strony przylega do niego blok nr 17. W tym rzędzie budynków wykonano tunel albo, innymi słowy, bramę, którą z ul. Dąbrowskiego można dotrzeć do bloków i na podwórko.

Idąc po schodkach, dochodzi się do garaży; naprzeciwko znajduje się placyk z ławką i paroma trzepakami.
Wiele lat temu, w czasach głębokiego PRL-u, na to podwórko zajechał kolorowy ford, który w relacjach świadków bywa nazywany mikrobusem czy też vanem. Podróżowali nim członkowie brytyjskiej grupy rockowej The Atoms.

Wizyta tak niezwyczajnych gości wywołała zrozumiałe zainteresowanie. Młodociani mieszkańcy oblegali upstrzone napisami auto. Takich samochodów na ulicach ówczesnych polskich miast się nie widywało. Jeszcze większą sensacją było jednak to, że Anglicy zgodzili się zagrać na tym podwórku najprawdziwszy koncert!

Szaleństwo między blokami

- Nie wiem, czyj to był pomysł, w każdym razie muzycy wyciągnęli sprzęt, podłączyli go do garaży dla motocykli, gdzie było źródło prądu, i zaczęli grać - wspomina Andrzej Klee, dziennikarz Radia Rzeszów, znawca historii muzyki rozrywkowej, a w omawianym okresie mieszkaniec bloku przy ul. Dąbrowskiego.

Z tej racji, że występ odbywał się na jego podwórku, Andrzej Klee, wówczas nastoletni chłopak, należał do grona uprzywilejowanych słuchaczy i mógł sobie pewne prawa uzurpować. - Stałem bliziutko muzyków, miałem ich na wyciągnięcie ręki - opowiada. - "Atomsi" poszli na całość, zagrali rewelacyj - nie. Młodzież oszalała.

Z każdym utworem widzów przybywało. - Tak zadeptali trawę, że potem długo nie rosła - przypomina sobie pan Andrzej. Brytyjskich szarpidrutów oglądali w akcji nie tylko mieszkańcy pobliskich kamienic, ale i osoby z innych osiedli. Wśród nich Tadeusz Niedzielski. - Kiedy przyszedłem, to na podwórku kłębił się już tłum młodzieży. Był potężny tumult - wspomina.

- Zrobiło się - jak to wtedy ujmowano - "zbiegowisko" i chyba nawet jakiś milicjant się na tym koncercie pojawił - uśmiecha się Andrzej Drożdż, w tamtym czasie również mieszkający przy ul. Dąbrowskiego. Słuchaczem tego jedynego w swoim rodzaju koncertu był także Jan Markowicz, obecnie dyrektor techniczny w rozgłośni Polskiego Radia w Rzeszowie.

- Pamiętam, że z kolegami wdrapaliśmy się na dach garaży i stamtąd oglądaliśmy występ - wspomina. -1 przypominam sobie, że z perkusistą The Atoms wymieniłem się na odznaki. Miał je wpięte w taką "studencką" czapkę.

Perkusistę zapamiętał też Andrzej Drożdż. - To był bardzo wesoły chłopak; z miejsca stał się naszym ulubieńcem. Na trzepaku razem z nami robił fikołki. Do¬stałem od niego drewnianą myszkę, którą być może mam u siebie do dziś.

Koncert trwał kilkadziesiąt minut. Kiedy się odbył? Precyzyjną datę trudno ustalić. Andrzej Klee mówi o wakacjach '65. - Też pamiętam, że to było latem 1965 roku. Tamtego dnia wybierałem się na basen, ale pocztą pantoflową dotarła do mnie wieść o koncercie - opowiada Tadeusz Niedzielski.

Muzycy z The Atoms w Rzeszowie zaliczyli jeszcze jeden występ - dali czadu w Klubie Łącznościowca. Jesienią 1965 r. klub był stałym miejscem koncertów formacji Blackout, w której udzielali się m.in. Tadeusz Nalepa i Stanisław Guzek, późniejszy Stan Borys. "Jak zaczęli grać (mowa o The Atoms - red.), to ludzie niemal roznieśli klub" - wspomina Stan Borys na kartach książki Tadeusza Niedzielskiego "Blackout wraca do domu!".

Liderzy zespołu mieli tu rodzinę

Zespół z Wielkiej Brytanii w mieście nad Wisłokiem prawdopodobnie pojawił się w składzie: Rick Lenart (śpiew, gitara), Joe Lenart (organy, śpiew), Stewart Stone (gitara) oraz Gene Riche (perkusja).

- To byli młodzi chłopcy, mieli 18, 20, 21 lat. Liderami grupy byli bracia Lenartowie - wyjaśnia Andrzej Klee. - Zespół dysponował świetnym sprzętem; polscy wykonawcy mogli o takim tylko pomarzyć. Ktoś pisał, że "Atomsi", przebywając w Polsce, chcieli sprzedać gitarę. Kosztowała tyle, ile samo¬chód marki Warszawa...

Koncert na podwórku oczywiście był nie-oficjalny, jego idea zrodziła się spontanicznie. Miejsce występu o tyle było jednak nie-przypadkowe, że bracia Lenartowie mieli w Rzeszowie krewnych, których postanowili odwiedzić, a którzy mieszkali w bloku przy Dąbrowskiego 17.

- Ci państwo dla braci grających w zespole byli ciotką i wujkiem - mówi Andrzej Drożdż. - Dzieci raczej nie mieli. A jeżeli tak, to nie były one moimi rówieśnikami, bo inaczej bym pamiętał.

Gdzie dokładnie mieszkali krewni muzyków? Nasi rozmówcy wskazują na II klatkę. Znajduje się ona w tej części budynku, w której do niedawna mieściła się czytelnia Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Rzeszowskiego, a dawniej istniała restauracja Podzamcze.

- Ci krewni też nosili nazwisko Lenart - zaznacza Andrzej Klee. W spisie obecnych lokatorów II klatki takie nazwisko nie występuje. - Nie mam pojęcia, o kogo może chodzić - mówi kobieta spotkana na klatce schodowej. Inna mieszkanka "siedemnastki "opowiada: - Wprowadziłam się tu w latach 50. Pamiętam, że był ten koncert i pamiętam krewnych tych muzyków. Ich mieszkanie mieściło się bodaj na III piętrze. Nikogo z nich już tu pan nie znajdzie. Upłynął szmat czasu, ludzie po¬marli i dużo tutaj nowych osób.

- Też się tą sprawą interesowałem i wiem, że nikt z tych krewnych już tam nie mieszka -nadmienia Klee. I dodaje: - Jerzy Kossela (grał m.in. w Czerwonych Gitarach - red.) w książce o rocku nad Motławą wspomina, że Lenartowie mówili po polsku. Kiepsko, ale mówili. I rozumieli, co się do nich mówi. Kossela domyślał się więc, że są związani z Polską. Mało kto wiedział jednak, że mają rodzinę w Rzeszowie.

Witano ich niczym Beatlesów

Do Polski "Atomsi" przybyli wiosną '65 na za-proszenie elbląskiego El-Klubu. Wcześniej koncertowali we Francji i Belgii. W Polsce dali kilkadziesiąt koncertów, przede wszystkim w północnej części kraju. Klee: - Ciekawa historia wydarzyła się na ich koncercie w Gdyni. Milicja zasadziła się na tych, co mają długie włosy. Wszystkich wyłapano i ostrzyżono.

Członkowie The Atoms byli znakomicie przyjmowani przez polską publiczność. - Gdy przylecieli do Wrocławia, tłum młodych ludzi zgotował im takie przywitanie, że porównywano to do owacji na cześć Beatlesów - uśmiecha się Klee.

Brytyjczycy, albo może raczej ich polscy fani, nie zawsze jednak mieli dobrą prasę. Zbigniew Korpolewski w miesięczniku "Jazz" występy czwórki z Londynu opisywał jako "niezbyt fortunne tournee (...), którego trasę znaczyły przewrócone samochody, zdemolowane sale...".

- Prasa w PRL-u często różne incydenty wyolbrzymiała - zwraca uwagę Klee. - W każdym razie, po doniesieniach o zadymach, oficjalne czynniki patrzyły na The Atoms krzywo. Partyjni luminarze niechętnie odnosili się do muzyki młodzieżowej, szczególnie tej z Za¬chodu. Wszystko stamtąd było "be".

Na repertuar The Atoms w dużej mierze składały się kompozycje amerykańskiego rhythm and bluesa z lat 50., które do swoich repertuarów włączyły grupy brytyjskie: The Beatles, The Rolling Stones czy The Animals. Zespół bynajmniej nie zaliczał się do czołówki brytyjskiego "mocnego uderzenia".

Po tym, jak wyjechał z Polski, słuch o nim zaginął. - Tak, ale to nie jest najważniejsze - uważa Andrzej Klee. - Ważne jest to, że zespół z ojczyzny big-beatu zagrał u nas koncert na podwórku. Dla ówczesnej rzeszowskiej młodzieży to było wielkie wydarzenie.

Chcielibyśmy, w miarę możliwości, odszukać rzeszowskich krewnych muzyków zespołu The Atoms. Czytelników, którzy mają informacje na ten temat, prosimy o kontakt z redakcją (tel. 17 867 22 12, e-mail: c.kassak@nowiny24.pl).

Cezary Kassak
NOWINY

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia