Żydom w Koźlu łatwo nigdy nie było

Synagoga stała przy dzisiejszej ulicy 24 Kwietnia. Spłonęła 9 listopada 1938 roku
Synagoga stała przy dzisiejszej ulicy 24 Kwietnia. Spłonęła 9 listopada 1938 roku archiwum
W XVI wieku koźlanie zwrócili się do cesarza, by ten wydał im glejt pozwalający na "nietolerowanie Żydów". Dostali go i wygnali Izraelitów z miasta

Już pierwsza wzmianka w źródłach historycznych opowiadająca o obecności Izraelitów w tym mieście dotyczy historii rabunku na jednej z żydowskich kobiet. Okraść miał ją książę Konrad II z Oleśnicy. Rzecz działa się 1356 roku. Ów władca z dynastii Piastów miał ponieść karę za dokonanie rabunku, a przed sądem postawił go książę cieszyński Przemysław. Księciu Przemysławowi niekoniecznie musiało chodzić tylko o sprawiedliwość. Przed sądem udowodniono bowiem, że ukradzione pieniądze należały w rzeczywistości do pewnego Żyda z Pyskowic, który z kolei był poddanym księca z Cieszyna. Walczył więc niejako o swoje.

200 lat później kozielscy mieszczanie zwrócili się do habsburskiego cesarza Ferdynanda I, by ten wydał im odpowiedni glejt, który zezwoli na nietolerowanie Żydów w tym mieście. Cesarz się zgodził i Izraelitów przepędzono, podobnie jak z wielu innych śląskich miast. Dopiero na początku XVIII wieku zliberalizowano stosunek do Żydów. Cesarz Karol IV wydał w tej sprawie specjalny edykt. Chodziło o to, aby mogli znów handlować w miastach, ale pod warunkiem, że zapłacą tzw. podatek tolerancyjny. Koźle jednak z tych nowych zasad wyłączono, tu nadal żaden żydowski domokrążca nie mógł przemieszczać się po mieście, nawet gdyby zapłacił wspomniany podatek. Żydzi znaleźli jednak na to sposób i osiedlali się na przedmieściach. Z czasem udawało im się zasymilować z resztą mieszkańców.

Zrzutka na świątynię

Synagogę zbudowali w 1884 roku. Królewskie zezwolenie na budowę świątyni kozielska gmina żydowska dostała rok wcześniej i niemal od razu przystąpiono do pracy. Bracia Nikolaier z Nysy przekazali na budowę 1000 marek.

Z kolei właściciel potężnego majątku z Większyc dr Max Heimann oraz inny z przedsiębiorca - Fedro Ring wpłacili na ten cel po 3000 marek. W budowie pomagał też Moritz Urbach, właściciel gorzelni i piwiarni. Mistrzem murarskim został niejaki Schwartzer. Wmurowanie kamienia węgielnego nastąpiło 5 lipca 1883 roku. Synagoga powstała przed Bramą Raciborską na Ratiborer Platz. Dziś to ulica 24 Kwietnia. Po lewej stronie synagogi znajdowała się plebania rabina. Budynek istnieje do dziś. Teraz mieści się tam dyrekcja kozielskiego szpitala. Z kolei w kamienicy, gdzie dziś mieści się oddział dziecięcy szpitala, był dom starców.

Świątynię uroczyście otwarto 10 września 1884 roku. Jej rabinem został Arnold Krolik. Urodził się w 1833 roku w Krempen, niedaleko Poznania. Studia rozpoczął już w wieku 14 lat. Później pracował w Strzelcach Opolskich (wówczas Gross Strechlitz) na etacie nauczyciela, a potem jako rabin w tamtejszej synagodze, skąd trafił do Koźla. Uroczystą mowę podczas poświęcenia świątyni wygłosił rabin dr Ferdinand Rosenthal z Bytomia. Uroczystości przeniosły się potem do kozielskiego hotelu "Deutschen Hause". Kozielska synagoga prezentowała się pięknie, a w szczególności jej okrągła kopuła. Nad portalem synagogi pozłacanymi literami umieszczono napis: "Ta brama wiedzie do Boga". W sumie koszt wzniesienia żydowskiej świątyni wraz z domem dla rabina wyniósł 52 tys. marek. Nabożeństwa odbywały się tam w piątek o godzinie 16.00 i w sobotę o 9.30.

Wielu żydów mieszkających w Koźlu przed wojną miało własne sklepy. Lippmann handlował szkłem i porcelaną, rodzina Tichauera - kawą, herbatą i cukierkami, a kupiec o nazwisku Bloch miał sklep papierniczy.

Słup dymu nad synagogą

Do prawdziwego pogromu Żydów kozielskich doszło podczas nocy kryształowej z 9 na 10 listopada 1938 roku. Wiele żydowskich sklepów zostało zniszczonych, powybijano szyby, a towar rozkradziono. Podobnie stało się z mieszkaniami Izraelitów.

Tak te wydarzenia opisał jeden z anonimowych świadków tamtych tragicznych wydarzeń: "Przed synagogą zdążył zebrać się tłum. Okazało się, że pułkownik Knoppe wrzucił granat przez okno i odjechał. Ktoś odpiłował złotą gwiazdę Dawida z dachu, bo byłoby szkoda, gdyby cenny kruszec miał się zmarnować. W tym samym czasie tutejszy motłoch plądrował żydowskie sklepy. Policja nie interweniowała, zresztą nie miałaby jak, bo w całym Koźlu było jedynie dwóch posterunkowych".

Wydarzenia te opisał w swojej książce także Josef Gröger, były mieszkaniec Kędzierzyna-Koźla i historyk: "Dowiedzieliśmy się, że sklepy należące do Żydów są plądrowane, a synagoga jest niszczona. (...) Pierwsze zniszczenia ujrzeliśmy w sklepie należącym do Lippmanna. Szyby wystawy, przed którymi potrafiliśmy stać godzinami, podziwiając zabawki, były rozbite, a towary były rozkradzione lub rozbite. Taki sam obraz malował się w sklepie tekstylnym naprzeciwko".

Gröger pisał, że na chodniku leżało stłuczone szkło i resztki wystawianych przedmiotów. Rozległy się głośne krzyki. Jakiś funkcjonariusz SA i czterech pijanych mężczyzn urządzało gonitwę za dwoma żydowskimi dziewczętami. "Jedna z nich chodziła do naszej szkoły, a w drugiej rozpoznałem jej starszą siostrę" - pisał dalej Gröger. "Dziewczyny przebiegły przez podwórko i próbowały schronić się w piwnicy, ale banda wtoczyła się tam za nimi. Przegoniono nas i ruszyliśmy w stronę Placu Raciborskiego. Już z Rynku widać było wielki słup dymu, który unosił się nad synagogą. Gdy dotarliśmy na miejsce, budynek stał już w ogniu"

Wysoka temperatura sprawiła, że miedziane pokrycie dachu topiło się i strumieniami kapało z góry niczym woda. Samochód straży pożarnej stojący niedaleko nie mógł interweniować. Członkowie SA, którzy mieli zabezpieczyć teren, stali dookoła, niektórzy z nich byli pijani i skakali, wyśpiewując obraźliwą układankę w rytm zmienionego psalmu.

Ta pamiętna stacja

Bardzo ważnym miejscem dla Żydów, także tych żyjących współcześnie, jest stacja kolejowa w Koźlu. Dziś zrujnowana, nie mająca praktycznie żadnego znaczenia komunikacyjnego, w czasie drugiej wojny była miejscem selekcji. Nazywano to miejsce "ostatnim przystankiem przed Auschwitz". Zwożono tu Żydów z całej Europy Zachodniej.

Tych, którzy wyglądali na w miarę silnych, kierowano do obozów pracy, co dawało jakieś szanse na przeżycie wojny. Resztę wsadzano z powrotem do bydlęcych wagonów, które wiozły je prosto do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Tam niemal od razu byli mordowani w komorach gazowych.

Na stacji w Koźlu udało się wysiąść m.in. Maxowi Widermanowi z Paryża. Jego ojciec i matka mieli mniej szczęścia, bo zginęli chwilę później otruci cyklonem B. Widerman trafił do obozu w Sławięcicach, przeżył wojnę, potem został aktorem. Pod zmienionym nazwiskiem, jako Robert Clary, grał m.in. w popularnym w Polsce serialu "Moda na sukces".

We wrześniu do Kędzierzyna-Koźla przyjechały cztery autokary z młodymi ludźmi ze szkół średnich izraelskiego miasta Beer Sheva. Wizyta była trzymana w tajemnicy, ponieważ goście nie życzyli sobie obecności mediów. Tłumaczyli, że chcą się skupić na modlitwie i osobistym przeżywaniu ogromu tragedii, jaka wydarzyła się tu podczas II wojny światowej.

Pod pomnikiem ofiar na terenie byłego obozu koncentracyjnego w Sławięcicach Izraelczycy zorganizowali uroczysty apel, podczas którego czytali wiersze i teksty ocalonych z Holokaustu. Na koniec odśpiewali hymn Izraela - Hatikvah.

Wizytę pomógł zorganizować m.in. Edward Haduch ze stowarzyszenia Blechhammer 1944, które bada historię ziemi kozielskiej. Niedawno do miasta przyjechała także delegacja z holenderskiej prowincji Limburg, która podróżuje po Polsce śladami martyrologii holenderskich Żydów. Spotkali się z władzami miasta. Poprosili o postawienie tablicy upamiętniającej lub informacyjnej w miejscu dokonywanych selekcji. Chcą też, by budynek byłej stacji towarowej w Koźlu otoczyć opieką jako dziedzictwo historyczne.

Tomasz Kapica
NOWA TRYBUNA OPOLSKA

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia