Historyk podkreśla, że pierwszą ze zbrodni, o której powinniśmy pamiętać jest zbrodnia przeciwko pokojowi. „Zbrodnia ta może się wydawać nieco abstrakcyjna, gdyż jej obiektem nie są – czy nie wydają się – ludzie. Jednak w rzeczywistości ma bardzo konkretny wymiar – polega bowiem na planowaniu, wszczęciu i prowadzeniu wojny napastniczej” – napisał badacz z IPN. Był nią sojusz Hitlera ze Stalinem, który doprowadził do wybuchu II wojny światowej.
Agresja
Nie ulega wątpliwości, że Związek Sowiecki świadomie i konsekwentnie dążył do rozpętania wojny w Europie. Jej wywołaniu służył przede wszystkim pakt Ribbentrop–Mołotow, zawarty 23 sierpnia 1939 roku w Moskwie. Podpisanie tego porozumienia i podział „strefy interesów” Niemiec i Związku Sowieckiego w Europie Środkowo-Wschodniej dawały bowiem Adolfowi Hitlerowi zielone światło do napaści na Polskę.
Stalin kalkulował, że „w Europie, za sprawą >spuszczonych z łańcucha< Niemiec, miała wybuchnąć kolejna wojna. Jak ta z lat 1914–1918, miała trwać długo i doprowadzić do wykrwawienia się walczących stron. Związek Sowiecki miał trzymać się wobec tych zmagań na uboczu – do czasu, aż wyniszczoną Europę będzie można łatwo zagarnąć. Zaprowadzenie komunizmu na europejskim kontynencie miało stanowić ukoronowanie przemyślnego planu Stalina” – pisał Kalbarczyk.
Sowietom przyszedł z pomocą brak reakcji aliantów, naszych zachodnich sojuszników – Francji i Wielkiej Brytanii, które odmawiając wojskowego wsparcia doprowadziły do powstania sytuacji, w której Moskwa stałaby się jawną stroną konfliktu opowiadającym się po stronie III Rzeszy Niemieckiej.
Deportacje
Sławomir Kalbarczyk przypomina jednocześnie, że niejednokrotnie zwraca się uwagę na to, że Związek Sowiecki nie wypowiedział Polsce wojny, i czyni się władzom polskim zarzuty, że nie zareagowały na inwazję ogłoszeniem stanu wojny ze wschodnim agresorem. „Zastanawiające, że tego typu uwagi nie padają w związku z agresją z zachodu: przecież Hitler też nie wypowiedział Polsce wojny, a nasze władze również nie wydały żadnej specjalnej >deklaracji< w sprawie stanu wojny między Polską i Niemcami. Skąd więc to stosowanie podwójnej miary wobec obu agresji dokonanych na nasz kraj we wrześniu 1939 r.? Jak widać, mamy do czynienia ze sztucznym problemem. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego ogłaszanie stanu wojny byłoby >wyważaniem otwartych drzwi<: wprowadzenie sił zbrojnych ZSRS na terytorium Polski automatycznie stworzyło bowiem stan wojny polsko-sowieckiej” – pisał Sławomir Kalbarczyk.
Po 17 września 1939 roku sowieckie zbrodnie posypały się jak domino. W 1940 roku do zwykłych morderstw, tortur i aresztowań, doszły również deportacje. W ich wyniku – do 1941 roku – wywieziono w głąb Związku Sowieckiego ponad 300 tysięcy osób.
Jak wyglądały one w praktyce?
Przed domem wsiadamy do oczekującej furmanki. Z uzbrojonym wartownikiem. Jeszcze ciemno. Koła grzęzną w topniejących zwałach śniegu. Z sąsiednich ulic wyjeżdżają załadowane ludźmi wozy. Teraz cała karawana jedzie w kierunku stacji kolejowej. Tutaj oczekuje już rząd wagonów towarowych. Wokoło gęsto ustawieni «czubaryki» z karabinami i osadzonymi bagnetami. Pełna gotowość bojowa. Kogo tak się obawiają? Przed nimi bezbronne kobiety, starcy i dzieci. Mężczyzn podstępnie wyłapali już wcześniej. Wpychają nas do wagonów. Piętrowe prycze z surowych desek, małe, zakratowane okienka. W podłodze wykrojona dziura, nad nią na kołkach deska do siadania. To sowieckie urządzenie sanitarne – sedes.
Warunki życia były tragiczne. Wiele tysięcy osób przegrało walkę z głodem, chorobami i niewolniczą pracą. Sławomir Kalbarczyk zauważa, że „Federacja Rosyjska – następca prawny Związku Sowieckiego – nigdy nie wypłaciła żadnych odszkodowań czy rekompensat za cierpienia, pracę i nieludzki wyzysk obywateli polskich wywiezionych do ZSRS”.
Zbrodnia Katyńska
Jeńcy wojenni, oficerowie i policjanci, przebywający w obozach, próbują kontynuować działalność k[ontr]-r[ewolucyjną], prowadzą agitację antyradziecką. Każdy z nich oczekuje oswobodzenia, by uzyskać możliwość aktywnego włączenia się w walkę przeciwko władzy radzieckiej
– brzmiał fragment pisma szefa NKWD Ławrentija Berii do Józefa Stalina z marca 1940 roku.
„Ponad siedem tysięcy więźniów przewieziono koleją z Kresów do więzień w Kijowie, Chersoniu i Charkowie na Ukrainie oraz Mińsku na Białorusi i tam zastrzelono. Zamordowanych w więzieniach ukraińskich, których było 3,4 tys., znamy z imienia i nazwiska (figurują oni w spisie rozstrzelanych, zwanym ukraińską listą katyńską). Personalia 3,9 tys. osób zgładzonych w mińskim więzieniu do dziś pozostają nieznane. Jedynym pewnym miejscem pochówku zamordowanych na Ukrainie jest wieś Bykownia pod Kijowem, gdzie spoczywają szczątki ok. 2 tys. osób pomordowanych w kijowskim więzieniu. Jeśli chodzi o Białoruś, możemy tylko przypuszczać, acz z dużą dozą prawdopodobieństwa, że miejscem pochówku rozstrzelanych w mińskim więzieniu jest uroczysko Kuropaty pod Mińskiem” - pisał Kalbarczyk.
„Wyzwolenie”
Ofensywa Armii Czerwonej spowodowała nowe zagrożenia dla ludności polskiej, już nie tylko na Kresach Wschodnich, ale również na terenach dotychczas okupowanych przez Niemców. Dotyczyło to zarówno cywilów, jak i pozostających w konspiracji członków Polskiego Państwa Podziemnego.
Na zajętych terenach o wszystkim decydowali sowieccy komendanci wojskowi. Mogli oni wyznaczać tymczasowych starostów, wójtów, prezydentów miast i używać broni dla zapewnienia „bezpieczeństwa i normalności władzy”. Jak wyglądało to w regionie świętokrzyskim? Pierwsze komendantury wojskowe na Kielecczyźnie powstały jeszcze w 1944 roku na tak zwanym przyczółku sandomierskim.
W najważniejszych miastach regionu jak Częstochowa oraz Kielce istniały one aż do czerwca 1946 roku. To komendanci wojskowi w porozumieniu z lokalnymi działaczami komunistycznymi decydowali o przejęciu władzy w terenie po wyparciu wojsk niemieckich. Taka sytuacja miała miejsce między innymi na terenie obecnego powiatu włoszczowskiego.
Dzięki wsparciu Armii Czerwonej, polskim komunistom udało się werbować chętnych do współpracy z komunistami. Doktor Michał Zawisza z Delegatury Instytutu Pamięci Narodowej w Kielcach pisze, że „można zaryzykować stwierdzenie, że bez poparcia sowieckich władz wojskowych komuniści oraz ich sojusznicy nie byliby w stanie przejąć władzy w regionie”.
Sowieccy komendanci traktowali polskie mienie jako własne trofea wojenne. W jednym z raportów z regionu świętokrzyskiego pisano: „[komendant wojskowy] nałożył rękę na składy spółdzielcze, towary, gmachy, drukarnie, linotypy. Użeramy się”. Niejednokrotnie dodawano przy tym, że zajmowane rzeczy (maszyny, surowce, żywność) wywożono do Związku Sowieckiego.
W powiecie stopnickim stwierdzono, że „żadnych zapasów produktów już nie ma, wszystko zabrane przez wojsko”. Sytuacja pod względem braku żywności była na tyle trudna, że musiano ją sprowadzać z terenów Lubelszczyzny. Ucierpiały również pola uprawne, gospodarstwa rybne oraz hodowlane. Niszczono przy tym budynki, gdzie mieściły się wcześniej szkoły oraz urzędy. Według ustaleń doktora Michała Zawiszy, samorządy z terenu ówczesnego województwa kieleckiego oceniły straty na sumę ponad 79 milionów złotych.
Negatywną obecność czerwonoarmistów w regonie odczuwali wszyscy. Począwszy od ściganych przez wywiad wojskowy GRU i kontrwywiad wojskowy „Smiersz” członków podziemia niepodległościowego, aż po bezbronną ludność cywilną. Skala dokonywanych gwałtów, rabunków, a nawet zabójstw była przerażająca.
Pacyfikacja była przeprowadzona w okrutny sposób, gwałcono i bito kobiety, ciężko ranni przewiezieni do miejscowego szpitala, kilka osób zamordowanych
– pisano o jednej z pacyfikacji w powiecie opatowskim.
O traumatycznych w skutkach spotkaniach ludności cywilnej z żołnierzami Armii Czerwonej nierzadko nie można było mówić.
Często rozważa się pytanie, czy wkroczenie Sowietów na ziemie polskie w końcowym okresie wojny było wyzwoleniem, czy zniewoleniem. Chciałoby się zapytać retorycznie: czy opisane wyżej działania władz sowieckich nie dają aż nadto jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie? Ale dodajmy do tego jeszcze następującą uwagę: wyzwolenie jest pojęciem bezwarunkowym – wyzwoliciel usuwa okupanta, przywracając zniewolonym wolność i prawo do stanowienia o sobie, i nie żąda niczego w zamian; jeśli natomiast narzuca rządy również oparte na sile, to nie jest żadnym wyzwolicielem
– pisał Sławomir Kalbarczyk z IPN.
Więcej na temat sowieckiej polityki wobec ludności polskiej w latach 1939-1945:
Sowieckie zbrodnie na Polakach. Przystanek Historia IPN