Na początek należy zweryfikować datę zajęcia miasta przez Sowietów. Przez okres PRL-u, a także jeszcze przez pewien czas po 1989 r., uznawaną datą był 9 marca. Wzięła się ona stąd, iż dowództwo Armii Czerwonej na cześć zajęcia kolejnych miast lubowało się w oddawaniu salw armatnich w Moskwie. Takie salwy oddano także po zajęciu Słupska i miało to miejsce właśnie 9 marca, dzień po faktycznym zajęciu miasta przez wojska radzieckie.
Walk o Słupska praktycznie nie było. Sowieci wkroczyli do miasta od zachodu i południowego-wschodu, zaś wojska niemieckie wycofały się na północny-wschód i wschód, w kierunku Gdańska. A za sobą wysadzili wszystkie mosty ma Słupi.
Wybuchowa pułapka
Wieczorem 8 marca Słupsk był już całkowicie kontrolowany przez jednostki radzieckie. Ta sytuacja szybko okazała się złudna, bo wycofujący się Niemcy przygotowali dla swoich wrogów zasadzkę – zaminowali jedną z kamienic przy Starym Rynku. Detonacja, którą wywołali sowieccy żołnierze przeczesujący miasto. Ta eksplozja była powodem, że w przez kolejnych kilkanaście godzin Sowieci spalili większą część słupskiej starówki w obawie, że kolejne takie pułapki czekają na nich w budynkach na osi komunikacyjnej pomiędzy zachodnią o wschodnią granicą miasta.
Taką tezę rok temu przedstawili prof. dr hab. Wojciech Skóra, dyrektor Instytutu Historii Akademii Pomorskiej w Słupsku oraz Tomasz Urbaniak, pasjonat i znawca historii Słupska.
Tomasz Urbaniak odnalazł relację naocznego świadka tamtych wydarzeń. To relacja Mety Dahling, mieszkanki ówczesnego Stolpu. Kobieta opisuje, że dzień przed wkroczeniem Sowietów widziała, jak niemieccy żołnierze na Starym Rynku władowywali skrzynie, które następnie znosili do piwnicy budynku nr 12 stojącego po południowej stronie placu. Zauważyła również przewód, który był rozciągnięty pomiędzy budynkami.
W dniu 8 marca 1945 roku Meta Dahling schroniła się w piwnicy kamienicy przy dzisiejszej ul. Małachowskiego. Późnym wieczorem usłyszała wielki huk, a nad centrum miasta widoczna była łuna od pożaru. Po kilku dniach, kiedy znalazła się na Starym Rynku, w miejscu budynku, w którym Wehrmachtu umieścili skrzynie, był wielki lej. Natomiast większość budynków otaczających Stary Rynek, a także tych z okolicznych ulic była wypaloną ruiną.
Pożar metodyczny
Według obu historyków dalszy rozwój wypadków był następujący. Rosjanie, w obawie przed kolejnymi pułapkami postanowili wypalić zabudowę zlokalizowaną na osi komunikacyjnej pomiędzy zachodnią o wschodnią granicą miasta.
Do tego zadania Rosjanie zapędzili także Niemców, których wyciągali z mieszkań i zmuszali do wylewania benzyny na ulice i domy. To była częsta praktyka stosowana przez wojska sowieckie po zdobyciu miast. Według prof. Wojciech Skóry, w czasie działań wojennych nie było czasu na rozminowywanie. Zatem podpala się miasto, aby zdetonować ładunki wybuchowe, które mogły zostać ukryte.
O wielkim pożarze Słupska tuż po wkroczeniu Sowietów mówił już kilkadziesiąt lat temu prof. dr hab. Zygmunta Szultka, historyk przez wiele lata związany z Akademią Pomorską w Słupsku. Żołnierze sowieccy utworzyli z niemieckiej ludności cywilnej żywy łańcuch ludzi z bazy paliw przy ul. Paderewskiego do centrum miasta. Posłużył do przenoszenia wiader w benzyną, którą polewano budynki, a potem je podpalano.
Według prof. Wojciech Skóry, gdyby Słupsk stanął w ogniu w wyniku żołnierskiej furii i rozpasania, to pożary byłyby chaotyczne, zlokalizowane w różnych punktach miasta. Tymczasem z topografii pożarów wynika, że wybuchły one przy głównych ulicach Słupska z zachodu na wschód. Najbardziej ucierpiało centrum miasta, bo tutaj zabudowa była najgęstsza i ogień łatwo przenosił się na sąsiednie budynki.
Szersze wyniki swoich badań dotyczących pożaru Słupska po zajęciu miasta przez Sowietów, prof. Wojciech Skóra przedstawił w artykule „Kto spalił Słupsk w 1945 roku? Przypadek pomorskiego miasta zajmowanego przez Armię Czerwoną”, opublikowanym niedawno w „Przeglądzie Zachodniopomorskim”.