97 zamordowanych. Pacyfikacja Białki za pomoc ukrywającym się Żydom i jeńcom sowieckim

Dr Rafał Drabik IPN
Białka to niewielka wieś położna obecnie w gminie Dębowa Kłoda w powiecie parczewskim. W czasie drugiej wojny światowej, 7 grudnia 1942 r. miały tu miejsce tragiczne wydarzenia, które zmieniły historię tej miejscowości.

W 1942 r., gdy trwała tzw. trzeci etap Zagłady, nazywany Judenjagd (polowanie na Żydów), 3 grudnia tego roku Niemcy rozpoczęli zakrojoną na szeroką skalę akcję antyżydowską w lasach parczewskich. Niemcy zdawali sobie sprawę z faktu, ze w okolicznych lasach ukrywa się wielu Żydów (często całe rodziny) oraz grupa jeńców sowieckich. Ci pierwsi pouciekali z okolicznych gett, drudzy pouciekali z transportów i obozów dla jeńców. Niemcy wszystkich ich traktowali jak bandytów, których należy fizycznie zlikwidować. Według meldunków niemieckich, w trzydniowej akcji zginęło łącznie 285 osób, w tym 110-osobowa grupa Żydów. W rzeczywistości zginęło prawdopodobnie kilkuset Żydów i jeńców sowieckich. Odnajdywane w lesie bunkry wysadzano w powietrze a następnie przysypywano. Niemcy policzyli jedynie te ofiary, które zostały zamordowane poza bunkrami. Po akcji wymierzonej w Żydów i jeńców sowieckich Niemcy postanowili przykładnie ukarać tych, którzy im pomagali. Celem numer jeden okazała się wieś Białka.

Niemcy swoje działania podjęli z samego rana 7 grudnia 1942 r. Tego dnia było zimno, a ziemię pokrywał świeżo spadły śnieg. Białka została otoczona przez oddziały niemieckie. Mieszkańcy nie byli zbytnio zdziwieni obecnością Niemców, bowiem od trzech dni trwała w okolicznych lasach obława i pacyfikacja ukrywającej się tam ludności żydowskiej oraz jeńców sowieckich. Chłopi nie wiedzieli, jakie dokładnie jednostki brały udział w tej akcji. Jak wspominali po latach, Niemcy „byli oni ubrani tak jak chodzili ubrani żandarmi miejscowi, np. w Parczewie”. Jednak dzięki zachowanym niemieckim raportom można je dokładnie poznać. Odpowiedzialni za całą akcję były oddziały: I Zmotoryzowanego Batalionu Żandarmerii SS wraz z 2 plutonami 25. Pułku Policji, 3 kompanie 22. pułku policji, III oddział policji konnej, oddział pościgowy 25. pułku policji, a także część 101. Policyjnego Batalionu Rezerwy pod ogólnym dowództwem kpt. Kurta Rogalli. Był on wówczas dowódcą II kompanii I Zmotoryzowanego Batalionu SS.

Niemcy rozpoczęli obławę od wypędzenia z domów wszystkich mieszkańców wsi. Jak wspomina jeden ze świadków, początkowo nie wchodzili do wsi, lecz kazali sołtysowi (był nim Aleksander Łukaszczuk) i jego pomocnikowi zawiadomić mieszkańców o tym, że wszyscy muszą udać się do pod miejscową szkołę. Mieli też pozostawić otwarte drzwi swoich domostw. Gdy na placu pod szkołą zebrało się kilkuset mieszkańców – kobiet, mężczyzn i dzieci – Niemcy nakazali kobietom i dzieciom wejść do szkolnej świetlicy, której pilnował jeden z żandarmów. Na dworze pozostali mężczyźni. Następnie jeden z żandarmów polecił, aby mężczyźni pracujący w lesie i mający karty robotników leśnych utworzyli odrębną grupę. Liczyła ona około 60 osób. Wszystkim sprawdzono tożsamość. Pozostałych mężczyzn ustawiono na dziedzińcu szkoły. Wszystkich pilnowali żandarmi, tak by nikt nie mógł uciec.

Kolejnym etapem były przesłuchania wszystkich mężczyzn w szkole. Wzywano po dwie lub trzy osoby. Jeden z uczestników przedstawił, jak wyglądał ten etap obławy:

- Po wejściu do budynku jeden z żandarmów zapytał mnie o personalia, przeczytał okazaną kartę ‘ausweis’, po czym pytał mnie, gdzie są partyzanci oraz gdzie mam broń. Ponieważ odpowiedziałem, że nie wiem i broni nie posiadam, zostałem pobity rękami i pistoletem, po czym kazano mi wyjść na dwór.

W trakcie przesłuchań okazało się, że nikt nie przyznawał się do pomocy Żydom i jeńcom. Niemcom udało się jednak schwytać nieznaną z imienia i nazwiska Żydówkę, która ukrywała się we wsi. Została znaleziona przez przeszukujących wieś Niemców i natychmiast zamordowana. W międzyczasie żandarmi dokonywali przeszukiwania opuszczonych domostw.

Drobiazgowe przesłuchiwania spowodowały, że powiększyła się grupa mężczyzn, którzy byli leśnymi robotnikami. Doliczono się 100 osób. Następnie wszystkich mężczyzn podzielono na mniejsze grupy, liczące od 8 do 20 osób. Pierwszą z nich odprowadzili trzej żandarmi około 50 m od szkoły i kazali się wszystkim położyć głowami do ziemi. W momencie, gdy już wszyscy leżeli, wspomniani żandarmi otworzyli ogień z pistoletów maszynowych. Tak wspomina ten moment Ignacy Bloch, który był w pierwszej grupie, a któremu udało się przeżyć masakrę:

- Usłyszałem świst kul koło głowy. Uczyniło mi się słabo z przestrachu i wrażenia i wówczas zemdlałem. Gdy się ocknąłem, stwierdziłem, że jestem zalany krwią, zbryzgany resztkami mózgu zabitych około mnie osób. Jednocześnie stwierdziłem, iż nie jestem ranny, a cudem ocalałem. Leżałem twarzą ku ziemi, nie ruszając się i udawałem zabitego. W tym czasie słyszałem serię strzałów, krzyki żandarmów niemieckich i jęki rannych lub umierających, bowiem egzekucja Polaków – mieszkańców wsi Białka trwała nadal. Niemcy chodzili, i tych, którzy jęczeli, bądź poruszali się dobijali strzałami. Wspomniana egzekucja według mojej oceny trwała kilka godzin. Gdy do miejsca egzekucji zbliżyli się mieszkańcy Białki, przeważnie kobiety, wówczas nabrałem przekonania, że żandarmi odjechali, w związku z czym wstałem z ziemi.

Łącznie we wsi Białka 7 grudnia 1942 r. zginęło 97 Polaków i jedna znaleziona we wsi Żydówka. Przeznaczonych do rozstrzelania było 104 mężczyzn, jednakże 6 z nich udało się przeżyć egzekucję.

Grupa kobieca, a tym bardziej dzieci, przebywając w świetlicy, nie byli informowani o tym, co się dzieje na zewnątrz. Docierające do nich odgłosy strzałów z broni maszynowej sprawiły, że podniósł się „lament i krzyk”. Reakcje te zostały spacyfikowane przez Niemców groźbą rozstrzelania, więc zapanowała cisza. Po egzekucji mężczyzn kobiety i dzieci wypuszczono ze szkoły. Widok, jaki ujrzeli był makabryczny. Plac szkolny był usłany ciałami ich mężów, ojców i synów. Kilkanaście ofiar leżało także na łące nieopodal szkoły. Trudno opisać uczucia rodzin, które w ciszy musiały czekać najpierw na śmierć swoich bliskich, a następnie w powszechnym płaczu i lamencie szukać ich ciał.

Niemcy, odjeżdżając ze wsi, nakazali, by mieszkańcy zajęli się tylko pracą, grożąc ponowną akcją, która tym razem musiałaby zakończyć się spaleniem Białki i wymordowaniem jej wszystkich mieszkańców. Zamordowanie 97 Polaków to najprawdopodobniej największa, jednorazowa egzekucja za pomoc ludności żydowskiej. Do dziś mało znana i pozostająca często w cieniu tragedii pomordowanych po sąsiedzku setek Żydów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia