„Z naszego terenu wieści są niewesołe. W Biłgoraju (chodzi właściwie o podbiłgorajską miejscowość Rapy) rozstrzelano przeszło 60 żołnierzy z oddziałów partyzanckich, schwytanych w lasach józefowskich podczas sławetnej akcji” — pisał 9 lipca 1944 r. w swoim dzienniku Zygmunt Klukowski. „A niektórzy, nawet >>Adam<< (chodzi o Stanisława Prusa - przyp. red.), upewniali, że Niemcy będą ich traktować jak jeńców wojennych”.
Powiązani drutem
O tym, w jakich okolicznościach doszło do tej egzekucji, dowiadujemy się z „Protokołu miejsca stracenia i zewnętrznych oględzin zwłok pomordowanych Polaków przez okupantów niemieckich”. Ten cenny dokument został odnaleziony i udostępniony przez prof. Jerzego Markiewicza, wybitnego, zasłużonego historyka. Po raz pierwszy protokół opublikowano w całości w „Zeszycie Osuchowskim” nr 4 (w 2006 r. wydał go Gminny Ośrodek Kultury w Łukowej).
Wynika z niego, że ekshumację pomordowanych partyzantów przeprowadziła 2 sierpnia 1944 r. specjalna Komisja Sądowo-Lekarska powołana przez burmistrza Biłgoraja oraz Komisja Opieki nad Grobami Pomordowanych Polaków. W jej skład wchodzili: Józef Rutkowski, sędzia Sądu Grodzkiego w Biłgoraju, biegły lekarz Ignacy Lesiuk oraz Jan Malawski, sądowy protokolant. W sposób rzeczowy, wręcz suchy, opisywali miejsce egzekucji oraz jej ofiary.
Niemcy nie mieli litości dla schwytanych żołnierzy AK i BCh. Byli oni poniżani i torturowani. Ponad 60 z nich bestialsko zamordowano w lesie Rapy, niedaleko Biłgoraja. „Obecni tu ludzie, którzy odkopywali mogiłę i pewna ilość poszukująca swoich krewnych, oświadczyli, że (…) przed odkopaniem jej była starannie zamaskowana, tak, że trudno było ją odnaleźć, bowiem na wierzchu jej znajdował się wrzos, robiący wrażenie jakby nie był zdejmowany, a między nim rosły z korzeniami sosenki (…). Rozpoznanie mogiły nastąpiło dopiero w ten sposób, że przypadkowo, przy podnoszeniu wrzosu wraz z ziemią okazało się, iż warstwa wierzchnia nie jest ściśle złączona z pozostałą ziemią i że pod tą jest ziemia świeża” — czytamy w protokole. „Przy dalszym kopaniu w tym miejscu natrafiono na zwłoki”.
Jak zauważono, leżały one „w różnych pozach”, większość twarzą do ziemi. Niektórzy z zabitych byli ubrani tylko w koszule i kalesony. „Miejsce stracenia znajduje się w państwowym lesie (…), w odległości 2,5 km od Biłgoraja (…), wśród młododrzewia” — czytamy w protokole. „Tu stwierdzono wspólną mogiłę, częściowo już odgrzebaną, długości 7 metrów, szerokości 3 metrów, głębokości 2 metrów, w której zwłoki pomordowanych mężczyzn powiązane były każdego z osobna i następnie w piątki, jeden obok drugiego, drutem grubym (telefonicznym) o znacznej sztywności”.
Ciała wydobyto i poddano szczegółowym oględzinom. Niektóre z nich od razu zostały rozpoznane. Tak stało się np. w przypadku Jana Wolanina z Woli Małej. Był on żołnierzem oddziału AK „Corda”. Nosił pseudonim „Siłacz”. W chwili śmierci miał 25 lat. Został zidentyfikowany przez ojca (także miał on na imię Jan). Jak stwierdzono, identyfikacja została dokonana „po ogólnym wyglądzie oraz ubraniu”. Inaczej się nie dało.
Rozstrzelana dziewczyna
„Twarz zniekształcona, całe sklepienie czaszki zmiażdżone, szczęka dolna i górna zmiażdżone zupełnie” — czytamy w protokole. „Na plecach po stronie prawej trzy rany wlotowe od pocisków: w linii prostej, na wysokości łopatki oraz ostatnich żeber. Na przedniej powierzchni klatki piersiowej trzy rany wylotowe w okolicy piersi i podżebrza. Na obu rękach, na dłoniach i przedramieniu rozległe podbiegnięcia krwawe oraz starcia naskórka przyżyciowe (czyli takie, które powstały jeszcze za życia tego człowieka). Zwłoki ubrane były w garnitur brązowy, bieliznę”.
Zwłoki 16-letniego Jana Kawy (stwierdzono na jego ciele dwie rany po kulach) rozpoznała jego matka Franciszka z Buliczówki, zwłoki 42-letniego Józefa Nizio z oddziału „Corda” (miał kilka ran po kulach) — jego brat Franciszek oraz siostra Aniela Solak, a ciało 19-letniego Mieczysława Kazaneckiego z Krzeszowa rozpoznał m.in. po trzech platynowych zębach i łańcuszku na szyi jego ojciec Józef (partyzant na potylicy miał ranę wlotową pocisku, jego szczęka była zniszczona od uderzenia).
Zmasakrowane zwłoki 22-letniego Mieczysława Gutka (z Kursu Młodszych Dowódców Piechoty AK majora „Żbika”) z Ulanowa rozpoznała jego matka Aniela. Chłopak miał na sobie brązowy sweter, koszulę w niebieskie pasy, niebieskie spodnie oraz kalesony. W jego kieszeniach znaleziono drewniany krzyżyk, figurkę świętego Antoniego oraz białą kartkę z trudnym do odczytania napisem (stwierdzono jedynie, że zaadresowała ją „do Mietka” niejaka Jadwiga z Ulanowa).
Udało się także zidentyfikować zmasakrowane zwłoki 19-letniego Jana Dziducha z Rudy Solskiej, 20-letniego Zbigniew Goździa z Krzeszowa, 22-letniego Józefa Bąka (ustalono, że urodził się w Ślemieniu w powiecie żywieckim), 20-letniego Kazimierza Grandy z Zamchu, Marcina Litkowca z Aleksandrowa, Jana Knapa z Łukowej, Wojciecha Lembryka z Korchowa oraz Franciszka Łukasika z Rap Dylańskich. Ofiarami nie byli tylko mężczyźni.
„Zwłoki kobiety Wandy Wasilewskiej z Brzyskich (ps. »Wacek« — wchodziła w skład Kursu Młodszych Dowódców Piechoty AK mjr. »Żbika«, miała stopień kaprala), lat 21, córki Józefa i Marii, żony Konrada Wasilewskiego, rozpoznane zostały przez ojca i męża zmarłej” — czytamy w protokole. „Zwłoki ubrane były w sweterek, biustonosz i majteczki płócienne. Oględziny lekarskie wykazały: na głowie — na skroni lewej — rana wlotowa pocisku, wylot na skroni prawej, przy czym cała okolica skroniowa jest zdruzgotana. Na prawym ramieniu, w górnej części, na tylnej powierzchni 3 rany wlotowe od pocisku (…). Kość ramieniowa wskutek postrzałów zdruzgotana zupełnie. Na kościach czaszki, ramion obu, klatce piersiowej, jamie brzusznej i kończynach dolnych liczne, rozległe podbiegnięcia krwawe, przyżyciowe”.
O Wandzie Wasilewskiej możemy przeczytać w książce Bogdana Siejeka pt. „Wacek. Wasilewska”. Ostatnio ukazało się drugie, rozszerzone wydanie tej publikacji (myśmy tę książkę kupili podczas obchodów bitwy pod Osuchami, które odbyły się pod koniec czerwca). Autor jest siostrzeńcem Wandy Wasilewskiej. To wzruszająca lektura. Zamieszczono tam m.in. wiele archiwalnych fotografii.
Uduszeni, zmaltretowani
Zwłoki kilkunastu osób nie zostały podczas ekshumacji w lesie Rapy zidentyfikowane (niektóre były tak zmasakrowane, że było to niemożliwe). Wysnuto jednak ogólne wnioski. Komisja stwierdziła, że na wszystkich zwłokach stwierdzono rany, które powstały na skutek bicia schwytanych partyzantów tępymi narzędziami. Przed dokonaniem morderstwa ofiary skrępowano drutem, jak to określono, w okolicy stawów przedramienno-nadgarstkowych.
Tym samym drutem — na kilka godzin przed śmiercią — związano skazanych po pięć osób. Na miejscu stracenia zapędzono ich do dołu, gdzie byli maltretowani w barbarzyński sposób. Prawdopodobnie niektóre ciosy zadawano im kolbami karabinowymi. To dlatego niektórzy z zamordowanych mieli zmiażdżone twarze i szczęki oraz rozległe pęknięcia czaszki.
Pobitych partyzantów rozstrzelano. Użyto do tego broni krótkiej (strzały były zadawane w tył głowy, w okolicę potylicy) oraz maszynowej. Świadczą o tym znalezione na miejscu zbrodni łuski.
„Na jednych zwłokach ran postrzałowych ani obrażeń wewnętrznych nie stwierdzono” — czytamy w protokole. „Zmiany stwierdzone w postaci obrzęku bardzo silnego twarzy, klatki piersiowej (…) świadczą, iż osoba ta upadła w dole i żywcem została zasypana ziemią, a śmierć nastąpiła wskutek uduszenia. Na innych zwłokach stwierdzono pęknięcie sklepienia czaszki wskutek pobicia. Osoba ta (…) wskutek wylewu krwawego do mózgu i opon, będąc nieprzytomna została wrzucona do dołu i zasypana ziemią, ponosząc śmierć również z uduszenia. Poza tym w jednym wypadku stwierdzono ranę postrzałową w okolicy szczytu płuc, której przebieg wskazywał, iż nie mogła być ona śmiertelną. I w tym wypadku, jak świadczą zmiany pośmiertne, śmierć nastąpiła wskutek uduszenia po zasypaniu ziemią”.
Z oględzin wynikało, że niektóre rany zostały zadane „dłuższy czas” przed śmiercią. Nie stwierdzoną jednak, żeby komuś udzielono pomocy lekarskiej. Na ranach ofiar nie było nawet opatrunków.
„Na podstawie przeprowadzonych oględzin należy stwierdzić, iż sposób traktowania skazanych przed zamordowaniem, jak bicie, poranienie, krępowanie drutami, brak opieki lekarskiej, akty gwałtu w postaci torturowania poprzedzającego bezpośrednio zamordowanie oraz sam sposób wykonania wyroku śmierci, należy uznać jako morderstwo dokonane w sposób okrutny, barbarzyński, bez żadnego uzasadnienia, niczym nieusprawiedliwiony akt gwałtu, dokonany przez ludzi pozbawionych wszelkiego poczucia sprawiedliwości i ludzkości” — czytamy w protokole komisji.
Egzekucję w lesie Rapy uznaje się za ostatni tragiczny akord bitwy pod Osuchami. Teraz stoi w tym miejscu pomnik poświęcony pomordowanym.
Pożegnanie „Topoli”
We wrześniu 1944 r. wyznaczono specjalne patrole złożone z mieszkańców gminy Łukowa oraz m.in. okolicznych milicjantów, które przeszukiwały las, gdzie toczyły się partyzanckie walki, określane dzisiaj jako bitwa pod Osuchami. Poległych, których udało się znaleźć (wiadomo, że niektórzy np. utonęli w bagnach), umieszczano w trumnach. Potem przynoszono ich do Osuch, gdzie zabitych starano się zidentyfikować.
233 ciała poległych leśnych pochowano na dużym partyzanckim cmentarzu, który powstał w tej miejscowości. 100 ciał natomiast zabrały rodziny. Wszystkich partyzantów pochowano godnie. Tak było m.in. w Szczebrzeszynie.
„Przed paroma dniami w Osuchach odbył się pogrzeb pozbieranych zwłok żołnierzy, poległych w walce z Niemcami w końcu czerwca bieżącego roku. Na razie pochowano 97 zwłok w trumnach, w osobnych mogiłach, na skraju lasu, niedaleko wsi (…)” — pisał 28 września 1944 r. doktor Klukowski. A 1 października notował: „Dziś po południu odbył się bardzo uroczysty pogrzeb dwóch poległych pod Sopotem (rzeką w Puszczy Solskiej) 26 czerwca bieżącego roku — >>Topoli<<, czyli Jana Kryka, nauczyciela rodem ze Szczebrzeszyna, i żołnierza Stanisława Łasochy (>>Łamacza<<), byłego ucznia gimnazjum w Szczebrzeszynie. Dawno nie widział Szczebrzeszyn takiego pogrzebu. Zwłoki były przewiezione z pobojowisk przed kilkoma dniami. Kwiatów było niesłychanie mnóstwo. Publiczności zebrało się chyba do 2 tysięcy”.
W intencji Ojczyzny i zamordowanych partyzantów
Obchody rocznicy zbrodni w Rapach odbędą się we wtorek (4 lipca). Na pewnoo będą bardzo wzruszające.
„W 79. rocznicę mordu polskich partyzantów w lesie pomiędzy Biłgorajem a Rapami Dylańskimi w dniu 2 lipca br. o godz. 12.30 zostanie odprawiona msza św. w kościele pw. Trójcy Świętej i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Biłgoraju. Po mszy, w miejscu brutalnie zamordowanych partyzantów, upamiętnimy rocznicę zbrodni apelem poległych i salwą honorową oraz złożeniem kwiatów, wieńców i zapaleniem zniczy. Uczestnicy uroczystości będą mogli skorzystać z transportu na trasie Biłgoraj - Rapy – Biłgoraj” – czytamy w komunikacie przysłanym do naszej redakcji przez organizatorów.
Tak wygląda program uroczystości:
12.15 - Zbiórka pocztów sztandarowych i delegacji przed kościołem WNMP w Biłgoraju.
12.30 - Msza św. w intencji Ojczyzny i zamordowanych partyzantów.
13.20 - Koncert patriotyczny w wykonaniu Orkiestry Wojskowej Warszawskiego Garnizonu Warszawa w Lublinie.
14.30 - Część oficjalna uroczystości przy Pomniku Zamordowanych Partyzantów na Rapach.
Obchody organizują: Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Zamość, ŚZŻAK O/Z Koło Rejonowe w Biłgoraju, Burmistrz Miasta Biłgoraja, Parafia WNMP w Biłgoraju, GRH im. por. Konrada Bartoszewskiego ps. WIR, 13. Drużyna Starszoharcerska “Pochodni” im. phm. Tadeusza “Neya” Iwanowskiego oraz Stowarzyszenie Rozwoju Lokalnego Zamojszczyzna.