Na jednym z takich przedstawień Syn Boży przejmuje nawet rolę ogniomistrza całej niemieckiej roty, wskazując im... najlepszy kierunek ataku. Na innej pocztówce Chrystusa przedstawiono w świetlistej aureoli i krzyżem na ramionach. Nie tylko on cierpi. Zbawiciela przedstawiono nad zabitym, niemieckim żołnierzem i rozbitą armatą. Całość opatrzono podpisem: „Ci, którzy upadli w drodze na Golgotę”.
Twarze pełne powagi
Propagandowe karty pocztowe z czasów Wielkiej Wojny można czasami kupić m.in. na zamojskich targach staroci (najbliższe odbędą się w Zamojskim Domu Kultury 7 stycznia). Jak pisał Mikołaj Berczenko w książce pt. „I wojna światowa i sprawa polska” na dawnych kartach pocztowych miały one mobilizować społeczeństwa do walki „w imię blaknących na polach bitew idei”.
Innym ich celem było stworzenie namiastki bliskości pomiędzy rozdzielonymi przez wojnę rodzinami. Próbowano te cele powiązać z religią. I zaprzęgnąć ją do swoich militarnych celów.
Przykłady takich zabiegów można mnożyć. Na jednej z kart pocztowych znajdujących się w naszych zbiorach widać np. ołtarz polowy ustawiony na małym stoliku. Kapłan ubrany w liturgiczne szaty właśnie unosi w górę hostię. Stoi tyłem do wiernych, przed niewielkim ołtarzem polowym, który mieścił się w walizce (widać ją na zdjęciu). Przed ołtarzem możemy także zobaczyć karabiny ustawione w charakterystyczną piramidę. Nie jest ich wiele, ale akurat tyle by... nie uszły naszej uwagi.
Obok stoją lub klęczą wojacy. Żołnierzy jest kilkudziesięciu. Mają na sobie niemieckie mundury, a w rękach trzymają pikielhauby, czyli skórzane hełmy zakończone charakterystycznym szpikulcem (były one używane na początku I wojny światowej). Klęczący żołnierze trzymają je w różny sposób. Niektórzy przyciskają je z szacunkiem do swoich boków lub do piersi, inni bezceremonialnie łapią za owe czubki.
Twarze wszystkich wojaków są pełne powagi. Większość z nich patrzy w stronę księdza, ale niektórzy lekko pochylają głowy. Scena jest piękna, majestatyczna. Na karcie pocztowej umieszczono także napis: „Wschodni teatr wojny. Katolicka msza polowa przed bitwą”.
Melancholia i walkirie
O tym, że jest to faktycznie „wschodni teatr wojny” ma świadczyć wysoki żuraw studzienny (czyli tzw. dźwignicy umożliwiającej wydobywanie wody ze studni) oraz dachy drewnianych budynków widocznych w tle. Owa karta pocztowa nie została przez nikogo wysłana pocztą, zatem nie ma na niej żadnych zapisków, pieczęci, znaczków pocztowych itd.
Coś jednak wzbudza niepokój. Scena jest trochę zbyt sztywna, wygląda jakby odbywała się w jakimś teatrze lub w fotograficznym atelier. Żołnierze są zresztą bardziej zwróceni w stronę fotografa (czyli do nas: publiczności) niż odprawiającego mszę kapelana. Stoją lub klęczą jedynie po jednej stronie placu. Można się zatem domyślać, że fotografia ma charakter propagandowy i szczerze powątpiewać... czy rzeczywiście wykonano ją przed jakąś bitwą.
Jeśli to rzeczywiście pocztówka propagandowa, jest to – jak na owe czasy – propaganda jest mało nachalna, wręcz subtelna i jakby melancholijna (w tle widać np. ogołocone z liści drzewa, ale nie naruszyły ich jeszcze artyleryjskie pociski). Miała ona, jak możemy się domyślać, jedynie lekko podgrzewać czy „mobilizować” nastroje społeczne. Nie zawsze tak było. Często próbowano bowiem zaprzęgnąć religię do walki z aktualnymi wrogami bardziej obcesowo.
W tym celu portretowano wąsatych żołnierzy z domalowanymi „Maryjkami” czy... mocarnymi walkiriami (w mitologii nordyckiej to piękne dziewice-wojowniczki). Uważano, że umieszczone na pocztówkach takich przedstawień „uwidaczniały”, a wręcz gwarantowały sprawiedliwość walki.
Jednak nie tylko Niemcy i Austro-Węgrzy produkowali tego typu „dzieła”. Można je było znaleźć po obu stronach frontów I wojny światowej. Co ciekawe (i zrozumiałe) np. poddani cara widzieli swoich przeciwników zgoła inaczej niż oni sami się przedstawiali. Tak opisywała Aneta Prymaka-Oniszk w znakomitej książce pt. „Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy” nastroje wśród ludności cywilnej (po rosyjskiej stronie) w przeddzień wielkiej ofensywy niemieckiej i austro-węgierskiej:
„Niemcy babom cycki będą obcinać, dzieci nabijać na szable, albo wrzucać do studni, starych żywcem wpychać w ogień (...)” – opowiadali między sobą strwożeni ludzie. „A mężczyzn będą kastrować”.
Nie zabijaj
Wśród nacierających wojsk nie widziano aniołów, ale raczej postacie z piekła rodem. To także był efekt propagandy, ale tym razem rosyjskiej. Ich dziełem były także liczne, czasami wręcz nieprawdopodobne pogłoski. „Potomkowie bieżeńców sto lat później, ze szczegółami powtarzają mi plotki krążące w 1915 r. po podlaskich (i zamojskich – przyp. red.) wsiach – czytamy w książce Anety Prymaki-Oniszk. „Mieli rozpuszczać je wojskowi, miał powtarzać ksiądz prawosławny po niedzielnym nabożeństwie, a ludzie przekazywać sobie dalej”.
Po wszystkich stronach frontów I wojny światowej walczyli głównie chrześcijanie. Jednym z najważniejszych ich zakazów było: „Nie zabijaj”. Propagandyści musieli zatem nieźle się nagimnastykować, żeby to niezwykle ważne przykazanie obejść, przerobić jakoś dla swoich militarnych, doraźnych celów. I to się im niestety udało. Gdy teraz patrzymy na te stare, pożółkłe karty pocztowe wydają się one dzisiaj prymitywne, śmieszne lub po prostu godne politowania.
Czy jednak takie instrumentalne traktowanie religii w naszych czasach jest już niemożliwe? Jakiś czas temu papież Franciszek prosił wiernych „o zaprzestanie używania religii w celu budzenia nienawiści, przemocy i ślepego fanatyzmu”. Apel został opublikowany w różnych językach, w tym po polsku. „Bóg nie potrzebuje być przez nikogo broniony i nie chce, aby Jego imię było używane do terroryzowania ludzi” – napisał papież Franciszek. „Proszę wszystkich o zaprzestanie używania religii w celu budzenia nienawiści, przemocy, ekstremizmu i ślepego fanatyzmu”.
Nadal jest się zatem czym martwić, niepokoić.