Błyskotliwy agent czy zdrajca? Tajenica Samosna Mikicińskiego

Jakub Szczepański
Jadwiga Sosnkowska (w środku), żona gen. Kazimierza Sosnkowskiego, ewakuowana przez Mikicińskiego do Akwizgranu. Zdjęcie przedwojenne
Jadwiga Sosnkowska (w środku), żona gen. Kazimierza Sosnkowskiego, ewakuowana przez Mikicińskiego do Akwizgranu. Zdjęcie przedwojenne archiwum
Wywiózł z Polski córkę Sikorskiego i żony Sosnkowskiego i Gany. Nie dowiózł za to do kraju paru milionów. Samson Mikiciński zapewne grał na dwa fronty. Ale także na siebie

Zeznania składane przed oficerem polskiego kontrwywiadu dodawały mu pewności siebie. Doskonale wiedział, co mówi. Zresztą brak materialnych dowodów winy i wsparcie w rządzie Rzeczypospolitej na uchodźstwie pozwalały sądzić, że „dwójkarze" w Palestynie niewiele mogą zrobić komuś takiemu jak on. - Niech pan uważa, bo mierzą w pana, chociaż chcą zabić mnie - kołatały mu w głowie słowa profesora i wiceministra Stanisława Kota, które usłyszał jeszcze w maju 1940 r., na terenie francuskiego Angers.

O świcie 28 marca 1941 r. nic nie wskazywało na tragiczne zakończenie żywota wielkiego przemytnika i kuriera zamieszanego w światową politykę. Na dziedziniec palestyńskiego więzienia wyprowadzono tęgiego, niewysokiego mężczyznę w kajdankach. Odgłos włączonego silnika łazika wojskowego miarowo przeszywał powietrze. - Pojedzie pan do obozu internowanych w Acre. Będzie tam panu znacznie lepiej - zapewnił więźnia jeden z oprawców i usadził skutego delikwenta tuż obok szofera. „Dwójkarz" usiadł z tyłu, razem z dwoma Anglikami ze straży więziennej. Ruszyli. Nie zdążyli jeszcze dobrze wyjechać z Hajfy, kiedy dotarli do małego lasku. Wtedy pistolet oficera polskiego kontrwywiadu wypalił w potylicę Samsona Mikicińskiego. Zgon nastąpił błyskawicznie. W ten sposób skończył kawaler Krzyża Orderu Odrodzenia Polski, który przyznano za „cenne usługi dla rządu polskiego".

Przedwojenny biznesmen

Samson Mikiciński wywodził się ze spolonizowanej rodziny żydowskiej. Przyszedł na świat w lipcu 1885 r. w okolicach Bielska Podlaskiego. Podczas bolszewickiej zawieruchy stanął po stronie białych i wsparł oddziały Antona Denikina. Po epizodzie w Armii Ochotniczej i walce z komunistami wziął się do interesów. Z Rosjanina formalnie stał się Polakiem. Wtedy jego kariera zaczęła nabierać rumieńców. W Rzeczypospolitej pojawił się w roku 1928. Pracował dla różnych firm, m.in. przemysłu belgijskiego i francuskiego. Ale wcale nie przeszkadzało mu to w próbach handlu z Sowietami. Ze względu na interesy z sowieckim Sowpoltorgiem zaoferował swe usługi polskiemu Oddziałowi II Sztabu Głównego. Propozycję przyjęto, ale współpraca nie trwała długo, bo Mikiciński nie chciał się podporządkować. Zamierzał za to robić wielkie pieniądze.

Bieg wydarzeń na Starym Kontynencie - zwłaszcza w drugiej połowie lat 30. - nie napawał optymizmem. Ale na pewno dało się na tym całym zamieszaniu za-robić. I to nie jakieś grosze, ale poważne pieniądze. Mikiciński zwietrzył interes w branży turystycznej i dwa lata przed wybuchem wojny zatrudnił się w warszawskim biurze podróży Argos przy ul Wierzbowej 6. Kiedy tylko odłożył trochę pieniędzy, zainwestował w 50 proc. akcji kolejnej firmy. W ten sposób - po roku - nasz bohater został współwłaścicielem następnego przedsiębiorstwa w tej samej branży. Jako udziałowiec Polturu podniósł swoje zarobki z 400 zł do 3 tys. miesięcznie.

Na czym dokładnie zarabiał przed wojną Samson Mikiciński? Pomagał głównie austriackim i niemieckim Żydom. Kręcił się w okolicach konsulatów, masowo kupował wizy na przywiezione wcześniej paszporty. Zresztą miał się od kogo uczyć. Eugeniusz Bielecki, współwłaściciel pozostałych akcji Polturu, był niegdyś m.in. oficerem i dyrektorem gabinetu w Ministerstwie Rolnictwa, który podtrzymywał stałe kontakty z Oddziałem II. Ale nie cieszył się zaufaniem polskiego wywiadu i kontrwywiadu ze względu na skłonności do finansowych machlojek. W każdym razie to on dawał łapówki w MSW i załatwiał polskie obywatelstwo osobom z zagranicy.

Tyle że nawet zarobki w Polturze były o wiele poniżej ambicji Samsona Mikicińskiego. Poza tym prześladowania Żydów w III Rzeszy i wojna wiszącą nad Europą nie pomagały w prowadzeniu interesu turystycznego. Alelos uśmiecha się do naszego bohatera. Podczas jednej z podróży po Starym Kontynencie poznaje Hectora Brionesa Luco, chilijskiego dyplomatę, który prosi go o pomoc przy uruchomieniu poselstwa w Warszawie. Rzecz jasna, nie jest to robota na pół etatu, więc Mikiciński musi się jakoś wykręcić ze swojego biura podróży. Przez kilka dni negocjuje z Bieleckim, by w końcu sprzedać swoje udziały za 50 tys. zł. Potem pozostało już tylko czekać na paszport dyplomatyczny.

Interesy i polityka

Samson Mikiciński ucieka z bombardowanej Warszawy w nocy z 5 na 6 września 1939 r. Towarzyszy mu hrabina Irena Potocka. Uciekinierzy docierają najpierw do Wilna, ale kiedy 17 września Rosjanie wbijają Polakom nóż w plecy, wiadomo już, że o litewskiej wizie nie ma mowy. Wtedy w grę wchodzi dyplomatyczny paszport chilijski. Arystokratka zostaje wpisana do dokumentu jako żona i oboje przekraczają granicę. Podobny sposób przemycania kobiet okaże się w przyszłości bardzo przydatny dla Mikicińskiego. Koniec końców i przy pomocy ministra Hectora Brionesa Luco - uciekinierzy lądują w Paryżu.

Warto odnotować, że ze względu na działania wojenne czarnorynkowy kurs walut poszybował w górę. W stolicy Francji dolar amerykański kosztował jakieś 25 proc. więcej niż na rynku oficjalnym. Ograniczeń dewizowych, do maja 1940 r., nie było jedynie w Belgii. A Mikiciński to doskonale rozumiał i wykorzystał. Przy różnicy kursów na każdym tysiącu przewożonych z Belgii do Paryża franków zarabiał aż 20 proc. Z czasem zaczął pokonywać tę trasę regularnie. Dzięki paszportowi dyplomatycznemu tylko do końca 1939 r. zainkasował jakieś 30 tys. dol.! Wystarczały mu pożyczki od starych kumpli z emigracji rosyjskiej i żyłka do interesów.

Tymczasem minister Luco, jeszcze przed wojną, zostawił w Warszawie swój bagaż i zaczął naciskać na Mikicińskiego, żeby obaj ruszyli do okupowanej Polski. Oczywiście ze względu na swoje żydowskie pochodzenie świeżo upieczony chilijski dyplomata miał niemałe wątpliwości. W końcu na miejscu szalało gestapo! Ale ponieważ nasz bohater czuł się Polakiem, chciał też uzyskać zgodę na wyjazd od polskiego rządu. W ten sposób, pod koniec listopada 1939 r., doszło do spotkania Samsona Mikicińskiego i gen. Władysława Sikorskiego. To wtedy premier poprosił o przysługę: chciał, żeby Mikiciński zabrał do Polski pocztę i pieniądze. - Czuję się obywatelem polskim i jestem do dyspozycji rządu polskiego - usłyszał w odpowiedzi.

Dokładnie 1 grudnia 1939 r. ze sztabu gen. Kazimierza Sosnkowskiego Samson Mikiciński otrzymał półtora miliona złotych przeznaczonych na działalność Związku Walki Zbrojnej w Polsce. Poza tym na ręce naszego dyplomaty spłynęło wiele prywatnych przesyłek, listów i pieniędzy. Mikiciński i Luco wyjechali do Berlina kilka dni później. W stolicy Rzeszy mieli jednak problemy z przepustkami wjazdowymi do Warszawy. Wówczas, po raz kolejny, przydały się koneksje Mikicińskiego sprzed wojny W Berlinie pojawili się Fiodor Bobajewski i Erich Nobis. Jeden to biały Rosjanin, drugi Niemiec. Obaj na usługach wywiadu III Rzeszy. Dżentelmeni zabrali Mikicińskiego do Wrocławia, a tam w sprawę włączył się późniejszy szef wrocławskiej Abwehry mjr Hein Habian ps. „dr Scholz" - również przedwojenny znajomy naszego bohatera.

Efekt był taki, że Żyd Samson Mikiciński - przy pomocy starych kumpli z nazistowskiego wywiadu - dostał się do Warszawy i samowolnie założył chilijski konsulat przy ul. Frascati 2. Po co? Chodziło oczywiście o zarabianie na wizach. Za zgodą Niemców w placówce zatrudniono Bobajewskiego i Annę Aleksandrow - zgrabną zielonooką szatynkę, którą Mikiciński znał jeszcze z czasów rewolucji w Rosji. Tak czy owak minister Luco, który cały czas czekał na Mikicińskiego w Berlinie, nie protestował. Zaznaczył jedynie, że ze względu na przewożenie pieniędzy z bagażu dyplomatycznym domaga się odpowiedniej prowizji. W każdym razie, pierwsza wizyta w okupowanej Warszawie okazała się niekwestionowanym sukcesem dla sprawy polskiej. Rząd na uchodźstwie zdecydował, że Samson Mikiciński może być całkiem użyteczny.

Człowiek do zadań specjalnych

Jeszcze w styczniu 1940 r. Mikiciński, który od początku wojny podróżował po Starym Kontynencie z pomocą chilijskiego paszportu dyplomatycznego, pojawił się w Rumunii. Wiózł ze sobą list, a w zasadzie pismo urzędowe. Dokument zawierał polecenie nakazujące wypłatę 6 mln zł okazicielowi banknotu jednodolarowego o numerze P 25798367. Intensywna wymiana depesz między Francją a Bukaresztem zakończyła się załadowaniem pieniędzy na auto z proporczykiem w barwach narodowych Chile.

Przy okazji Samson Mildciński zaoferował swe usługi Polakom, którzy schronili się na terenie Rumunii. - Moja pozycja jest tego rodzaju, iż nie przewiduję żadnych trudności ze strony władz niemieckich. W Berlinie wiedzą, że jestem konsulem chilijskim w Warszawie. Mam też odpowiednie dokumenty, które upoważniają mnie do swobodnego przekraczania granicy. Na zlecenie rządu polskiego, z którego członkami łączą mnie osobiście bardzo dobre stosunki, wiozę właśnie pieniądze przeznaczone na zapomogi - usłyszał od Mikicińskiego Stanisław Sadkowski, jeden z pracowników polskiej ambasady w Bukareszcie.

W Rumunii Mikiciński spotykał wielu majętnych Polaków, którzy prosili go o przysługę i transport poczty. Dyplomata pobierał wysokie prowizje, ale chętnie się zgadzał. Niedługo później był już w Warszawie. Stawał się coraz bardziej popularny. I skuteczny. Do tego stopnia, że kilkoma brylantami udało mu się nawet przekupić trzech gestapowców, by wyrzucili jakiegoś starego Niemca z dawnego mieszkania jednego z polskich kontrahentów Mikicińskiego! Dyplomata rozbił ścianę w sypialni i wyciągnął ze środka obiekt zlecenia - kasetkę z biżuterią. I to na początku 1940 r.! Renomy i fachowego podejścia do interesów Mikicińskiemu odmówić nie można, choć były też skargi.

„Pułkownik Stefan Rowecki, ówczesny komendant Związku Walki Zbrojnej w raporcie nr 7 z 7 marca 1940 r. skarżył się, że Mikiciński dostarczył tylko 2 mln 700 tys. zł, chociaż podobno przywiózł znacznie więcej. Pułkownik Rowecki zarzucał też Mikicińskiemu pobieranie zbyt wysokiej prowizji oraz gadatliwość, co narażało ludzi na dekonspirację" - czytamy na kartach książki „Człowiek do złotych interesów" Romana Buczka.

Niezależnie od tego biznes Mikicińskiego nabierał tempa. Po sukcesie w Rumunii i w Polsce dyplomata na usługach rządu wziął kolejne 12 mln zł z państwowej kasy, listy, przesyłki oraz prywatne pieniądze. Do tego został wyposażony w polskie paszporty in blanco, których miał użyć podczas ewakuacji niektórych ważnych osób z Polski. I choć w trasie Mikiciński korzysta z hoteli prześwietlanych przez Abwehrę (w Berlinie hotel Eden, we Wrocławiu Park i Nord - red.), a jego bagaż najprawdopodobniej zostaje przetrząśnięty przez niemieckich agentów, nie dzieje mu się żadna krzywda. Zresztą tylko za jedną podróż Mikiciński potrafił zapłacić swoim niemieckim koleżkom nawet po 50 tys. marek niemieckich na głowę! A to już poważna suma, która z pewnością musi być koniecznością przy tej liczbie niebezpiecznych podróży.

Mikiciński na tyle zjednał sobie wywiadowców Abwehry, że z jednym z nich otwarcie rozmawiał o ewakuacji Bronisławy Gano, małżonki Stanisława Gano, który szefował w polskim Oddziale II Sztabu Naczelnego Wodza! Kiedy podczas rozmowy z niemieckim oficerem zdał sobie sprawę, że Niemcy o wszystkim wiedzą, postanowił otwarcie podchodzić do swoich przedsięwzięć. Był na tyle bezczelny, że jego działalność zaczynała wzbudzać nawet podejrzenia klientów. A facet przewiózł przez terytorium niemieckie nawet generałową Sosnkowską!

To w tym czasie Mikiciński stał się też obiektem zainteresowania dla polskich „dwójkarzy", m.in. ze względu na bierność nazistowskich organów bezpieczeństwa. Dyplomata był tak wpływowy, że potrafił nawet wyciągnąć Żyda z obozu koncentracyjnego... Chodzi o Karola Eigera, który był szwagrem Zygmunta Gralińskiego, wiceministra spraw zagranicznych w rządzie gen. Sikorskiego. Krzyż Orderu Odrodzenia Polski nie powinien chyba nikogo dziwić.

Nie ulega wątpliwości, że Samson Mikciński był na terytorium Polski pod stałą kontrolą Niemców. Nie ulega też wątpliwości, że doskonale poznał strukturę nazistowskiego wywiadu i utrzymywał bliskie kontakty z oficerami Abwehry. Z drugiej strony, w 1940 r. wzbudzał zainteresowanie służb francuskich i belgijskich. Cotygodniowe wyjazdy nie mogły nie zwracać uwagi żadnego poważnego wywiadu. Poza tym polski Oddział II nie potrafił udowodnić szpiegostwa Mikicińskiemu i dlatego w tamtym okresie współpracował ze służbami francuskimi, żeby przyłapać dyplomatę na wykroczeniach celnych. Sprawa zakończyła się przeniesieniem Mikicińskiego do Stambułu.

Początek końca

Do rozpracowania koneksji Mikicińskiego zaangażowano niejakiego Mojżesza Szapiro, który był również znany jako Edward Szarkiewicz. To on strzelił w potylicę Mikicińskiemu. Przed wojną zajmował się handlem bronią na terenie Czechosłowacji, później - ze względu na strach przed polskimi organami ścigania - zaczął denuncjować. W Oddziale II był notowany jako „ewidentnie podejrzany o współpracę z wywiadem niemieckim." Zresztą w 1943 r. Morski Sąd Wojenny w Londynie potwierdził, że Szapiro - w czasach konfliktu sudeckiego - był na liście niemieckich agentów.

Tak czy owak Szarkiewicz cieszył się protekcją naiwnego gen. Izydora Modelskiego, który był wówczas wiceministrem spraw wojskowych. To on pozwolił, żeby Szapiro został referentem kontrwywiadowczym w ekspozyturze Oddziału II w Bukareszcie. Tymczasem jeden z kontrahentów Mikicińskiego z Rumunii znalazł się w zainteresowaniu Szarkiewicza. W ten sposób Szapiro zaczął węszyć za chilijskim konsulem, który przyczynił się dla sprawy polskiego kierownictwa we Francji.

Ale wróćmy do Mikicińskiego. W lipcu 1940 r. dowiedział się od Nobisa, że łapy na jednej z przesyłek dla rządu położyło gestapo. Podobno zadecydował przypadek, bo na dworcu pękł worek z pieniędzmi. Efekt? Pracowników chilijskiego konsulatu aresztowano. Tymczasem niemiecki wywiad nie chciał się przyznać przed gestapo do kontaktów z Mikicińskim, który w tym czasie niechętnie widywał się z ludźmi Abwehry. Wyjazdy do Polski przestały być bezpieczne dla dyplomaty. Jednocześnie Nobis próbował go skompromitować w oczach polskich władz przez zwerbowanie przedwojennego potentata w handlu cementem Witolda Kuttena, który miał z Mikicińskim niedokończone interesy. Sprawę prowadził Szapiro. Niemniej , ze względu na niechlujnie oraz niekompetentnie prowadzone śledztwo, a niezależnie od znajomości Kuttena iMikicińskiego, nikomu niczego nie udowodniono.

Wraz z upadkiem Francji wpływy niemieckie zaczęły się dawać we znaki Polakom w Rumunii. Mikiciński znalazł się w Sofii, a potem w Stambule i w połowie września 1940 r. zamierzał wyjechać do Stanów Zjednoczonych. I gdyby to zrobił, pewnie by przeżył. O ironio, problemem okazała się amerykańska wiza i zmiany chilijskiego prawa. Tymczasem Szapiro pracował już nad sprawą Samsona. Rozpuszczał plotki choćby o tym, że Mikiciński ma bliskie kontakty z Niemcami albo szpieguje Rumunów dla Brytyjczyków. Sprawa zaczynała się robić na tyle napięta, że od grudnia Mikiciński chodził z pistoletem.

W styczniu 1941 r Szapiro przeprowadził akcję porwania w porozumieniu z Anglikami i Turkami. Dlaczego zgodzili się pomóc? Bo Szarkiewicz donosił o rzekomym kolportowaniu przez Mikicińskiego fałszywych funtów, co okazało się zarzutem wyssanym z palca. W każdym razie Mikiciński został zaproszony do polskiego konsula Wojciecha Rychlewicza, który podał mu herbatę z luminalem. Następnie związano mu ręce i podano chloroform. Koło się zamknęło, a wielkie bogactwo Mikicińskiego stało się przedmiotem sporu między dyplomacją turecką a polską. Tylko podliczenie majątku Mikicińskiego zajęło aż osiem godzin! Czy rzeczywiście był niemieckim agentem? Na pewno nie potrafił tego wykazać Oddział II. Tajemnica została zakopana gdzieś w piaszczystej jamie pod Hajfą.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia