To była rodzina. Razem spędzaliśmy wolny czas, na przykład podczas majówek czy chodząc po górach. Tak się rodziły pomysły na kolejne filmy - w ten sposób atmosferę w bielskim Studiu Filmów Rysunkowych wspominała w niedawnej rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” bielszczanka Helena Filek-Marszałek, reżyser filmów rysunkowych, scenograf, żona Lechosława Marszałka, który stworzył serię bajek o przygodach Reksia. Pani Helena dodała, że tej rodzinnej atmosferze towarzyszyła jednak wyjątkowa kreatywność i pracowitość ludzi z bielskiego SFR. W efekcie powstawały bajki, na których wychowały się kolejne pokolenia Polaków, które wzruszały dzieci i dorosłych pod każdą szerokością geograficzną i do których wielu z nas z chęcią wraca jeszcze teraz, oglądając je jako rodzice ze swoimi pociechami.
Patrząc na historię bielskiego studia nieco przymrużonym okiem, można ją podzielić na trzy okresy. Pierwszy - przed powstaniem filmów z Bolkiem i Lolkiem oraz Reksiem (1947-1962). Drugi - dominacji bajek o bielskich urwisach i sympatycznym psiaku (1963-1989) - który był czasem wyjątkowo łaskawym dla bielskiej wytwórni, i wreszcie trzeci - po zakończeniu filmów z Bolkiem i Lolkiem (po roku 1990), kiedy to studiu, po okresie transformacji, przyszło się przystosować do nowych warunków ekonomicznych, co wcale nie było takie łatwe i przyjemne.
Grupka zapaleńców
Jak przypomina Mieczysław Woźny w okolicznościowym wydawnictwie poświęconym SFR, bielskie studio urodziło się w... Katowicach. Za jego ojca uchodzi Zdzisław Lachur - urodzony w 1920 r. w obecnej dzielnicy Sosnowca Zagórze malarz, grafik, entuzjasta animacji, który skończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie (co ciekawe - obrazy Lachura posiadali w swoich zbiorach m.in. George Harrison, była pierwsza dama USA Jacqueline Kennedy i piosenkarka Barbra Streisand). To właśnie Lachur zamieścił w 1947 r. na łamach ówczesnej katowickiej „Trybuny Robotniczej” anons, że poszukiwani są uzdolnieni rysownicy do pracy przy przyszłej produkcji filmów animowanych. Odbył się konkurs, w efekcie którego znalazł on współpracowników i współzałożycieli Eksperymentalnego Studia Filmów Rysunkowych. Znaleźli się wśród nich: jego brat Maciej Lachur, Alfred Ledwig, Leszek Lorek, Władysław Nehrebecki, Mieczysław Poznański (fotograf, potem jeden z głównych operatorów studia), Aleksander Rohoziński, Rufin Struzik (do dziś uważany za najlepszego animatora w historii studia) i Wacław Wajser. Za oficjalną datę rozpoczęcia działalności przyjmuje się 1 września 1947 r.
Grupa twórców szybko rozstała się z »Trybuną Robotniczą« i przeniosła się, na krótko do... Wisły (1948 r.). Twórcy są wtedy Zespołem Produkcyjnym Filmów Rysunkowych Śląsk i spółdzielnią pracy. Planują się przenieść do powoli zaludniającego się Wrocławia. Po drodze zatrzymują się w Bielsku. I tu zostają. Zawsze w Bielsku - najpierw na ulicy Mickiewicza 27, potem na ul. Zdrojowej 11a, by wreszcie na stałe pozostać na ul. Cieszyńskiej 24. Jest rok 1948
- przypomina Mieczysław Woźny.
Od 1953 r. studio podlegało łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych z dyrekcją w Łodzi. Usamodzielniło się trzy lata później, przyjmując nazwę Studio Filmów Rysunkowych. W ramach studia przez pewien czas działała tzw. grupa warszawska (z Witoldem Gierszem), która w 1958 r. rozwinęła się w Studio Miniatur Filmowych. Z kolei warszawskie Miniatury stworzyły swoją filię w Krakowie, która w 1966 r. przekształciła się w samodzielne Studio Filmów Animowanych. Można więc powiedzieć, że te trzy studia łączy pewne pokrewieństwo, a bielskie stoi u ich początku.
Mieczysław Woźny podkreśla, że za pierwszy film studia uchodzi obraz „Czy to był sen?” Zdzisława Lachura. Obraz owiany jest legendą, bowiem do dziś nie udało się odnaleźć jego kopii. W spisach umieszczany jest ten tytuł, bo ludziom ze studia żal rozstawać się z legendą, ale prawie nikt tego filmu nie widział. „Prawie”, bo Mieczysław Poznański robił do niego zdjęcia i na dowód może pokazać gotowe kadry, klnie się, że był to film opowiadający o okropnościach dopiero co zakończonej wojny. Z kolei pierwszy redaktor studia Zdzisław Okuljar i dyrektor Stanisław Kasprzykowski piszą w informacji zatytułowanej „Kilka słów o bielskiej fabryczce snów i bajek” (maszynopis z 1959 r.): „Niemniej jednak historia pierwszego filmu, pierwszej bajki, która ożyła, łączy się właśnie z Wisłą, bo tam były jej narodziny, a na imię jej »Czy to był sen?«”. Jest więc trzech świadków, ale w archiwum SFR kopii brak...
W archiwum znajdują się natomiast kopie następnych filmów „Traktor A1” Władysława Nehrebeckiego i „Ich ścieżka” Lachura. Lata przed 1956 r. to czas socrealizmu i takie też były filmy tworzone w bielskiej wytwórni. Nieśmiertelny bohater tamtej epoki - traktor z filmu Nehrebeckiego - okazał się bardziej ludzki niż człowiek, ponieważ ten człowiek to bogacz.
Sam Nehrebecki mówił o tym filmie („Trybuna Robotnicza”, 1973): „Mój pierwszy film »Traktor A1« był nieudany i dobrze się stało, że poszedł na półki do archiwum. Miał jednak zwartą konstrukcję dramaturgiczną i jednolitą formę plastyczną, odbiegającą wyraźnie od modelu filmu disneyowskiego”.
Oba wspomniane filmy nigdy nie weszły na ekrany kin. W Warszawie poradzono bowiem bielskim twórcom, aby raczej robili filmy dla dzieci. I tak się stało, z dobrym zresztą skutkiem. Film dla dzieci „Wilk i niedźwiadki” Wacława Wajsera jako pierwszy obraz z Bielska (jeszcze wtedy bez Białej - miasta połączono w 1951 r.) wszedł na ekrany polskich kin. Też był utrzymany w duchu epoki - ilustrował tezę, że siła tkwi w jedności (echa chińskiej bajki o braciach Li!). Inne filmy dla dzieci z tamtego czasu propagowały uczciwą pracę i ostro krytykowały lenistwo (m.in. „Wagary”, „Historia o czyżykach”, „Zbuntowane rysunki”).
„Początki były trudne. Sprzęt był przestarzały, jeszcze sprzed roku 1939, za materiał do rysowania kolorowych faz animacji służyły... klisze rentgenowskie po zmyciu z nich emulsji. Jakość nie była zbyt zadowalająca, a przygotowanie wymagało sporego wysiłku. Jeszcze w drugiej połowie lat 50. ub. wieku w wywiadach prasowych pojawiają się narzekania bielskich filmowców na jakość pędzli i farb do malowania. W roku 1956 Studio nie ma jeszcze u siebie nawet magnetofonu. Sporo urządzeń technicznych zostaje stworzonych rękami pracowników Studia (np. stoły do zdjęć czy stoły montażowe)” - napisał Mieczysław Woźny. Talenty majsterkowiczów wykazują wówczas Mieczysław i Zdzisław Poznańscy, Otokar Balcy czy Jan Kurz.
Mimo że bielscy twórcy pracowali na przestarzałym sprzęcie - pomijając treściowe naiwności oraz schematyczność (innych filmów robić wówczas nie można było) - trzeba przyznać, że początki były sporym sukcesem. Wszak obok tych „amatorów”, którzy już niedługo staną się profesjonalistami, o czym zaświadczą międzynarodowe nagrody na festiwalach, pojawią się wybitne i uznane postacie polskiej sztuki, m.in. Wojciech Zamecznik, Jerzy Harald, Aleksander Rumkiewicz, Jan Brzechwa.
Po usamodzielnieniu się studia w 1956 r. znacznie wzrosła liczba produkowanych filmów. Ukazują się ekranizacje znanych tekstów dla dzieci: „Stefek Burczymucha” czy „Lokomotywa”. Ze studiem rozpoczynają współpracę tacy znakomici twórcy jak Józef Szajna czy Krzysztof Penderecki. Pod koniec lat 50. pojawia się także nazwisko Waldemara Kazaneckiego, którego muzyka przez 30 lat będzie towarzyszyć filmom zrealizowanym nad Białą. Powstają filmy wybitne, nagradzane na festiwalach, np. „Myszka i kotek”, „Turniej”, „Za borem, za lasem”. Zdumiewające jest to, że w większości bielscy twórcy nie kończyli szkół wyższych, a poziom artystyczny i ładunek intelektualny ich dzieł jest niezwykle wysoki. Po 1956 r. w Polsce rozpoczął się dynamiczny rozwój telewizji i to ona w dużej mierze spowodowała, że następne 30 lat okaże się najlepszymi latami w dziejach SFR.
Era Bolka, Lolka i Reksia
W 1963 r. w filmie „Kusza” rozpoczęli swoją gigantyczną karierę zakończoną miliardem widzów na całym świecie Bolek i Lolek.
„Mieliśmy jakieś osiem, dziewięć lat. Ojciec już wcześniej tworzył opowieści o chłopakach, obserwował nasze poczynania, choćby z kuszą, którą nam zrobił, aż w końcu wpadł na pomysł, by przenieść to na taśmę filmową. Pierwsza nowelka, która zapoczątkowała serię Bolka i Lolka, nosiła tytuł »Kusza Wilhelma Tella« i opisywała przygody dwóch chłopaków prawie żywcem wyjęte z naszych zabaw. Zaniósł ją do studia, spodobała się” - opowiada pierwowzór bajkowego Lolka, bielszczanin Roman Nehrebecki, syn Władysława Nehrebeckiego.
W tym samym roku SFR zaczęło realizować serię przygód Błękitnego Rycerzyka, później pojawiła się nieudana seria „Jacek i jego pieski”, ale już w 1967 r. widzowie mogli obejrzeć bajkę „Reksio poliglota”, która zapoczątkowała kolejną wyjątkowo popularną serię.
Helena Filek-Marszałek, reżyserka trzech odcinków przygód Reksia, przypomina: „»Reksio poliglota« opowiadał o tym, że Reksio był osamotniony na podwórku, bo nie znał języka zwierząt i nie mógł się z nimi porozumieć. Misją tego filmu było zachęcenie dzieci do nauki języków, bo dzięki temu świat będzie stał przed nimi otworem. »Reksio poliglota« bardzo się spodobał, zdobył dużo nagród, w tym jedną z najważniejszych na festiwalu w irańskim Teheranie - Złotego Słowika. Dyrektor studia powiedział, że można by zrobić serię. Powstawały więc coraz to nowe filmy, zdobywały nagrody, podobały się”. I wyjaśnia, skąd wzięła się tak wieka popularność psiaka: „Po pierwsze, to było coś innego, a po drugie - pies od zawsze jest związany z człowiekiem, jest jego wiernym przyjacielem, więc pewnie dlatego Reksio przetrwał i to w niezłej formie aż do swoich 50. urodzin [obchodzi je w tym roku! - red. ]”.
Jak zauważył Mieczysław Woźny, konstrukcja filmów o Bolku i Lolku jest dość prosta - od samego początku towarzyszy im komizm postaci (chudy Bolek i gruby Lolek) - i tak jak w niemych filmach fabuła w dużym stopniu oparta jest na gagach. Ta konwencja na tyle się sprawdziła i utrwaliła, że kiedy w filmach z tymi bohaterami pojawiły się dialogi, to wydały się nieciekawe. W 1973 r. po 10 latach do dwójki bohaterów dołączyła Tola, która w pierwszych scenariuszach nazywana była koleżanką lub kuzynką. Podobno stało się to na prośbę oglądających dotychczasowe serie dziewczynek. W każdym razie pojawienie się Toli zburzyło ustaloną konwencję i osłabiło dramaturgię bajek (często filmy z Tolą mają jakby podwójne zakończenie). Reżyserzy czuli tę niedogodność, dlatego Tola pojawia się tylko w niektórych seriach.
Warto zaznaczyć, że większość scenariuszy do filmów z Bolkiem i Lolkiem jest autorstwa pary Władysław Nehrebecki i Leszek Mech. Z kolei najlepszymi reżyserami filmów z bielskimi urwisami są obok Władysława Nehrebeckiego Stanisław Dülz, Wacław Wajser, Alfred Ledwig i Leszek Lorek.
Sukcesom Bolka i Lolka od lat towarzyszy zaciekły spór o ich artystyczne ojcostwo. Przede wszystkim między Leszkiem Lorkiem, Alfredem Ledwigiem i Władysławem Nehrebeckim, a właściwie jego spadkobiercami. Według filmowej taśmy autorem scenariusza do pierwszego filmu i jego reżyserem („Kusza”) był Władysław Nehrebecki, autorem opracowania plastycznego Alfred Ledwig. W roku 2004 ostateczną decyzję podjął Sąd Najwyższy, przyznając autorstwo Bolka i Lolka trzem twórcom: Alfredowi Ledwigowi, Leszkowi Lorkowi i Władysławowi Nehrebeckiemu
- napisał Mieczysław Woźny.
Z Reksiem tego kłopotu nie ma. Matką i ojcem tego teriera ostrowłosego jest Lechosław Marszałek - autor większości scenariuszy, plastyk i reżyser dużej liczby odcinków. Filmy z Reksiem w odróżnieniu od filmów z Bolkiem i Lolkiem są bardziej kameralne (mamy w nich niemal klasyczną jedność miejsca - podwórko, a właściwie okolice budy, mieszkania Reksia). Filmy nie stronią od gagów, ale dochodzi spora dawka liryki, często dydaktyki, a nawet satyry, jak choćby w odcinku „Reksio remontuje”, w którym pokazane są sposoby rozwiązywania ówczesnych problemów budowlanych.
Filmów z Reksiem jest mniej niż z Bolkiem i Lolkiem (65 wobec ponad 180). Lechosław Marszałek pilnował tej serii wyjątkowo pieczołowicie. Jeśli nie był autorem lub współautorem scenariusza, to i tak każdy scenariusz wymagał jego akceptacji. Realizował lub nadzorował reżyserię i opracowanie plastyczne.
Mało kto wie, że w SFR powstawały także filmy dla dorosłych! W tym okresie dominowała twórczość Mirosława Kijowicza, który w latach 1960-1968 zrealizował 11 filmów, z czego 10 dla dorosłych. Rozpoczął od animowanej etiudy baletowej „Arlekin”, potem dotykał problemów poważniejszych - ludzkiej egzystencji, kosztów rozwoju cywilizacji czy nawet problemów polityczno-społecznych.
Lata 80. ubiegłego wieku - czasy pierwszej Solidarności, stanu wojennego i zmiany systemu politycznego - mimo ogólnego kryzysu w kraju były dla studia jeszcze dość dobre. Skończyła się wprawdzie seria „Wyprawa profesora Gąbki”, ale wciąż trwały kontynuacje serii z Reksiem, Pampalinim i kangurkiem Hip-Hop i myszką. Bolek i Lolek najpierw pojechali na Śląsk w odcinku „Bolek i Lolek wśród górników”, a później na olimpiadę - „Olimpiada Bolka i Lolka”. Z olimpiadą wyszło nie po myśli urwisów - Polska bowiem olimpiadę w Los Angeles zbojkotowała, ale bohaterowie i tak znaleźli się w tej paskudnej Ameryce w pełnometrażowym filmie Stanisława Dülza „Bolek i Lolek na Dzikim Zachodzie”. Udali się także w podróż po Europie w odcinku „Bolek i Lolek w Europie”. Ale była to już ich ostatnia podróż - ostatni film z tymi bohaterami powstał w 1986 r.
Pojawili się za to nowi bohaterowie i nowe serie. Swój filmowy żywot rozpoczęli Trąbel-Bąbel (dość ciekawa próba przybliżenia dzieciom muzyki i niektórych pojęć z nią związanych), lis Leon i bóbr - przeżywający dość abstrakcyjne i absurdalne przygody, Marceli Szpak i Leszek Zając, kapitan Kliper.
Mieczysław Woźny podkreśla, że dużym sukcesem SFR były aż trzy filmy pełnometrażowe: „Przygody Błękitnego Rycerzyka” w reż. Marszałka - wzorowana na rycerskim eposie opowieść o szlachetnym Błękitnym Rycerzyku, który bezinteresownie walczy w obronie słabszych - „Porwanie w Tiutiurlistanie” w reż. Zdzisława Kudły i Franciszka Pytera to ekranizacja znanej powieści Wojciecha Żukrowskiego ukazująca wysiłki głównych bohaterów zmierzające do zapobieżenia wybuchowi wojny między dwoma królestwami: Tiutiurlistanem i Blablacją. No i wreszcie trzeci film „Bolek i Lolek na Dzikim Zachodzie” w reż. Stanisława Dülza - brawurowa, w konwencji westernu opowiedziana historia sukcesów Bolka i Lolka w walce ze złem na Dzikim Zachodzie. Filmy z Błękitnym Rycerzykiem oraz Bolkiem i Lolkiem wykorzystały częściowe materiały starych serii, natomiast „Porwanie w Tiutiurlistanie” było filmem całkowicie oryginalnym. Jego produkcja zajęła prawie pięć lat, powstało ponad 75 tys. rysunków do tego filmu.
Zmierzch bajkowego giganta
W 1985 r. bielskie SFR nawiązało współpracę z amerykańską wytwórnią Hanna-Barbera. W Bielsku wykonano animację i dekoracje użytkowe do siedmiu odcinków „Dzieci jaskiniowców”. Współpraca ta przyniosła studiu pewne korzyści i nowe doświadczenia, jednak z znacznej mierze przyczyniła się do jego osłabienia. Najlepsi animatorzy odeszli bowiem do nowo powstałej spółki Hanna Barbera Poland, na ich miejsce zjawili się egzotyczni animatorzy z Korei Północnej. Studio ufundowało sobie pod swoim bokiem konkurencyjną firmę, a później powstały następne. Zespół animatorów uległ rozproszeniu, spora część najlepszych animatorów już nigdy do SFR nie wróciła.