– Tam właśnie najczęściej zabieraliśmy naszych gości na eleganckie kolacje. Wprowadzaliśmy ich do willi ze słowami: „Witamy w dawnej siedzibie KGB!” – wspomina mi jeden z byłych oficerów polskiego wywiadu. – Chodziło o pokazanie naszym partnerom z Zachodu, że oto w Polsce nastąpiła zmiana i dawne obiekty, służące w PRL-u Sowietom, dziś są w naszych rękach. Ale było to też dogodne miejsce, doskonale sprawdzone przez służby pod względem bezpieczeństwa, z intymnymi pokojami, w których można było się zamknąć i gdzie ściany nie miały dodatkowych par uszu.
Zresztą w tamtym czasie w Warszawie nie było znów tak wiele dobrych restauracji jak dzisiaj. No, a ta miała na dodatek swoją historię. – Na kolacje, które się tam odbywały, chodziliśmy już po długich rozmowach. To była święta zasada, którą każdy szpieg miał we krwi: nigdy w knajpach nie rozmawiać o robocie. Gdyby ktoś z naszych partnerów rozpoczął taką rozmowę przy kolacji, byłby podejrzany – dodaje były szpieg.
Przy okazji zdradza, że na te bardziej konkretne rozmowy – operacyjne – oficerowie zachodnich służb zapraszani byli do typowych polskich „mordowni” – wożeni byli gdzieś do Piaseczna, gdzie przy stołach nakrytych ceratą siedzieli lokalni pijaczkowie, którym nie w głowie było podsłuchiwać. Klimat swojski, a przez to oryginalny, za to kuchnia serwowała wyśmienite pierogi. – To dla naszych partnerów, którym niełatwo było zaimponować luksusami, bo byli do nich przyzwyczajeni, był swoisty folklor – śmieje się były szpieg.
Za to w restauracji przy Belwederskiej 18, która wtedy nazywała się Tradycja Polska, był już tylko relaks: znakomicie przyrządzone jedzenie tradycyjnej polskiej kuchni i miłe, niezobowiązujące rozmowy, nad którymi jednak, jak wspominają ówcześni bywalcy, wciąż unosił się duch niedawnych, komunistycznych czasów.
Albowiem to w tym miejscu w latach 80. działało biuro łącznika misji wywiadu KGB. – Być może miejsce to odgrywało też inną rolę, np. dla przedstawicieli GRU, ale ja tego nie wiem. Szefem misji, jak dobrze pamiętam, był generał Szczukin – niewielkiego wzrostu, sympatyczny facet, znający kilka języków obcych. Jak wieść głosiła, w pół roku nauczył się języka polskiego. Za punkt honoru postawił sobie, aby w Polsce rozmawiać po polsku. W biurze urzędowało dwóch, trzech rosyjskich oficerów. Nie było to jednak miejsce, do którego się chodziło, w którym polscy oficerowie wywiadu mogli bywać. Ludzie z KGB, jeśli już się umawiali, to przychodzili na Rakowiecką – wspomina były oficer wywiadu Aleksander Makowski. Zdarzyło mu się jednak być w willi raz albo dwa na zamkniętym przyjęciu, a raz jako gość szefa misji gościł w ówczesnej sali recepcyjnej – miejscu, gdzie dziś mieści się restauracja Magdy Gessler Biała Gęś.
– KGB miało tam swoją misję wywiadu, ale szefem całego KGB na Polskę był generał Pawłow – mówi Makowski. Inny polski szpieg wspomina, że jeszcze w latach 70. spotykał Pawłowa, który odwiedzał I Departament MSW. – Był to już mocno starszy pan. Nigdy do naszej siedziby nie wchodził sam, zawsze go ktoś prowadził. Niewysoki facet o bystrym przenikliwym spojrzeniu. To Pawłow osobiście prowadził tajnego szpiega NKWD Kima Philby’ego. Kim Philby, pracownik brytyjskich tajnych służb, był jednym z członków słynnej siatki szpiegowskiej Cambridge – wspomina oficer.
Można domniemywać, że generał-major radzieckich służb specjalnych KGB Witalij Grigorjewicz Pawłow, człowiek światowy, w willi Neumanów czuł się jak w domu. W książce pt. „Byłem rezydentem KGB” opisał kulisy swojej pracy. W Warszawie rezydował w latach 1973–1984. Już w ostatnim roku swojego pobytu w Polsce otrzymał upragnioną nominację na generała. Trzy lata później przeszedł na emeryturę.
Po zmianie ustroju w Polsce już w latach 90. willa przy Belwederskiej 18 zaczęła służyć nowym panom.
Anita Czupryn