Urodził się 18 lipca 1920 roku w Wołkołysku, który obecnie znajduje się na Białorusi. Rodzina od strony ojca aktora miała francuskie korzenie. Podobno jego dziadek pochodził spod Paryża. Natomiast rodzina matki wywodziła się z okolic Łowicza. To właśnie w Łowiczu Ludwik Benoit chodził do gimnazjum. Maturę zdał na rok przed wybuchem II wojny światowej w łowickim Państwowym Gimnazjum im. Księcia Józefa Poniatowskiego. W 1938 roku zaczął studia w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie. Przetrwała je wojna.
Po jej zakończeniu współorganizował Teatr Ziemi Łowickiej. Ale zaraz po tym znalazł się w Łodzi. Został aktorem Teatru Kukiełkowego działającego przy łódzkim Centralnym Domu Kultury. Grał tam krótko, bo wyjechał na Wybrzeże. W 1946 roku ukończył Studio Aktorskie Iwo Galla w Gdańsku. W tym samym roku zdał eksternistyczny egzamin aktorski. Potem grał w teatrach Gdyni, Poznania, Wrocławia i Szczecina. Między 1955 a 1957 rokiem był dyrektorem i kierownikiem artystycznym Państwowych Teatrów Dramatycznych w Szczecinie.
Moim marzeniem jest stworzenie teatru o jednolitym artystycznym obliczu ideowym - teatru bohatera, wywierającego taki wpływ na odbiorców, by im pomagał w udoskonalaniu się wewnętrznym
- mówił w jednym z wywiadów o swojej pracy w Szczecinie.
W Szczecinie Ludwik Benoit wyreżyserował sześć spektakli. Spotkały się z przychylnym przyjęciem przez recenzentów. Twierdzili nawet, że nie odbiegają poziomem od tych wystawianych w stolicy. Niestety, szczeciński epizod Ludwika Benoit został przerwany. W 1957 roku zarzucono mu niegospodarność. To znaczy koszty utrzymania szczecińskiego teatru okazały się za wysokie.
Tak więc w 1957 roku Ludwik Benoit pożegnał Szczecin i przyjechał do Łodzi. Tak rozpoczął się łódzki rozdział jego życia. Przez dwa sezony grał w Teatrze im. Stefana Jaracza, a w 1959 roku związał się z łódzkim Teatrem Nowym. Był mu wierny do śmierci.
Przez wiele lat był najpopularniejszym łódzkim aktorem. Wszystkie dzieci znały jego głos, którego użyczał słoniowi Dominikowi w bajce „Proszę słonia”. Grał m.in. kasiarza w filmie „Ewa chce spać”, komisarza Granta w „Walecie pikowym”, Mikołaja z Długolasu w „Krzyżakach”, karczmarza w „Jak rozpętałem II wojnę światową”, Wasyluka w „Siekierezadzie”. Występował w wielu serialach, m.in. w „Kapitanie Sowie na tropie”, „ Klubie profesora Tutki”, „Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa”, „Przygodach pana Michała”.
Jego pierwszą żoną była Maria Zbyszewska, którą wszyscy pamiętają jako małżonkę Pawlaka w trylogii o Pawlaku i Kargulu. Zbyszewska była od niego o pięć lat młodsza. Urodziła się w Warszawie. Jej ojciec, Feliks Zbyszewski był aktorem i reżyserem, matka Stanisława miała wykształcenie muzyczne. Choć urodziła się w Warszawie to wychowywała się w okolicach Tarnowa, a okupację spędziła na Lubelszczyźnie. Ludwika poznała dzięki teatrowi. Tak jak on uczyła się w Studio Dramatycznym Igo Galla.
W 1947 roku wzięli ślub. Po trzech latach na świat przyszedł ich syn Mariusz. Poszedł w ślady rodziców i tak jak oni został aktorem. Na ekranie zadebiutował jako 11-latek. Zagrał w filmie Wadima Berezowskiego „Bitwa o Kozi Dwór”. Rok później wystąpił w niewielkiej roli u boku Jarosława i Lecha Kaczyńskich w „O dwóch takich co ukradli księżyc”. W filmie tym jego ojciec Ludwik zagrał ojca Jacka i Placka. Aktorskie geny sprawiły, że Mariusz Benoit został studentem łódzkiej Szkoły Filmowej. Ukończył ją w 1974 roku.
Małżeństwo Marii Zbyszewskiej i Ludwika Benoit nie przetrwało. Para rozwiodła się. W 1970 roku Ludwik Benoit poślubił Jadwigę Jędrzejczak. Z tego małżeństwa aktor ma córkę Annę Benoit-Kołosko, która jest dziennikarką radiową. Miała 21 lat, gdy tata umarł.
- Tata był przede wszystkim dobrym człowiekiem - wspomina jego córka. - Ale też wspaniałym towarzyszem zabaw dziecięcych, doskonałym przyjacielem. Moim pierwszym nauczycielem życia. Świetnie bawiłam się z nim w dzieciństwie. Miał niesamowite pomysły na zabawy, mimo tego, że był zapracowany zawsze miał czas, by spędzić go ze mną, w sposób ciekawy, twórczy. Kiedy byłam już starsza to się przyjaźniliśmy. Już w tym prawie dorosłym życiu nauczył mnie wielu ważnych rzeczy. Poczucia obowiązku, szacunku dla starszych. Nauczył mnie tego, że niezależnie od tego kto kim jest w życiu, jaki zawód wykonuje, jakie funkcje pełni, jakie ma wykształcenie, to liczy się przede wszystkim to jakim jest człowiekiem. Mój tata przyjaźnił się ze wszystkimi. W teatrze nie grało dla niego roli, czy ktoś jest portierem, garderobianą czy dyrektorem. 8 marca, w Dzień Kobiet przynosił kwiaty wszystkim paniom - bufetowym, bileterkom, paniom ze znajdującego się nieopodal sklepu mięsnego.
Anna nie poszła w ślady taty. Studiowała projektowanie tkanin w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Na pierwszym roku weszła na chwilę do radia i została tam na 18 lat.
Nie marzyłam o aktorstwie, rysowałam, malowałam. Robiłam to, co mnie pasjonowało. Byłam zbyt nieśmiała, by zostać aktorką, choć w dzieciństwie brałam w konkursach recytatorskich. Śmieję się, że w mojej rodzinie monopol na dobrą pamięć mieli mężczyźni
- zapewnia Anna Benoit-Kołosko.
Ludwik Benoit był nie tylko wybitnym aktorem, ale też prawdziwą łódzką legendą. Nie było dnia, by nie odwiedził łódzkiego „SPATiF-u” przy al. Kościuszki. Miał tam nawet swój stały stolik. Niektórzy mówili, że miał skłonność do alkoholu. - On nie był żadnym alkoholikiem, był cudownym pijakiem! - mówi jeden ze znajomych aktora. - Uwielbiał pić wódeczkę, towarzystwo. Nie pił nigdy sam. Musiał mieć do tego kompanów. Lubił stawiać, ale potem domagał się rewanżu.
Michał Szewczyk śmieje się, że „Ben”, bo tak nazywano Ludwika Benoit, był takim samym bywalcem SPATiF-u, jak wcześniej tancerz Edward Radulski. Jadł tam zawsze kolację, czasem wpadał też na obiad.
- Z jedną z takich wizyt w SPATiFie wiąże się anegdota, która przeszła już do historii - dodaje pan Michał.
Któregoś dnia, a w zasadzie wieczora, Ludwik Benoit wyszedł z lokalu przy al. Kościuszki. Zatrzymało go dwóch milicjantów.
- Dowód poproszę, jak się pan nazywa? - zapytali aktora.
- Benua! - odpowiedział.
Zdezorientowany milicjant spojrzał na kolegę i stwierdził, że w dowodzie jest inaczej napisane.
- Bo ja się ukrywam! - wytłumaczył Ludwik Benoit.
Michał Szewczyk jest dumny, że wiele razy spędzał wakacje w Kuźnicach na Helu, z rodziną Benoit.
- Nasze rodziny spotykały się przy ognisku, bo wtedy nikt nie znał grilli - dodaje. - Pamiętam, że jego córka Ania była niemal rówieśnicą mojego syna Marcina. Jako dzieci spędzali ze sobą wiele czasu. Ania bardzo mi się podobała i chciałem, by została moją synową. Nic z tego nie wyszło...
Ludwik Benoit miał piękny, niski głos, ale też specyficzny sposób mówienia. Z tej wady potrafił jednak zrobić atut. Ten jego głos stał się znakiem rozpoznawczym aktora.
Michał Szewczyk pamięta, że kiedyś w łódzkiej telewizji grali spektakl „Drzewo”. Był on oczywiście nagrywany na żywo, a emisja miała miejsce w godzinach popołudniowych. Oprócz Benoit i Szewczyka, grali w nim też Ryszard Dembiński, Eugeniusz Kamiński. Po spektaklu dostali od autora sztuki litrowego „Martela” - wtedy towar deficytowy.
Spieszyliśmy się do teatrów, na wieczorne przedstawienia, ale „Ben” chciał byśmy poszli do niego i wypili tego „Martela”. Nie chcieliśmy, powiedzieliśmy, że będzie jeszcze okazja. A on, że taka butelka u niego tak długo nie będzie stała. Weszliśmy więc do bramy i tam, „pod palec” piliśmy tego „Martela”. Ale nie wypiliśmy całej butelki
- wspomina Michał Szewczyk.
Janina Borońska-Łągwa przez wiele lat grała z Ludwikiem Benoit w Teatrze Nowym. Pamięta, że miał stałe miejsce w garderobie, którego nikt nie mógł zająć.
- Miał swoich ulubieńców, dla których był bardzo miły - dodaje aktorka, znana m.in. ze „Stawki większej niż życie”. - Ja lubiłam „Bena”. Był świetnym aktorem. Kiedyś patrzę, że siedzi taki smutny. Zapytałam co się stało. Odpowiedział, że rozgonił wesele w SPATiFie...
Nie zapomni też jednego z przedstawień „Drewnianej miski”. Benoit grał w nim ojca, który przeszkadzał córce i ona chciała go umieścić w domu starców. Zagrała ją właśnie Janina Borońska-Łągwa. Jednym z najważniejszych rekwizytów przedstawienia była drewniana miska, w której podawała ojcu posiłki. I w czasie jednego ze spektakli zauważyła, że tej miski nie ma... Ktoś przed południem zniósł ją na dół, gdy wystawiano bajkę. Pani Janinie udało się jakoś poinformować suflerkę o tym braku. Ale spektakl toczył się dalej.
Zauważyłam, że „Ben” jest już podenerwowany, nie lubił, gdy mu się przeszkadza, a zauważył, że jest jakieś zamieszanie. A ja musiałam mu podać jedzenie. Ujrzałam metalowe pudełko po rybkach, do którego strącał popiół z fajki. Chwyciłam je, wymyłam i w nim podałam mu owsiankę
- opowiada Janina Borońska-Łągwa.
Ludwik Benoit był przede wszystkim znakomitym aktorem. Do dziś niektórzy pamiętają jego wybitne role w teatrze, filmie. Na początku lat dziewięćdziesiątych aktor zachorował na nowotwór. Przez rok walczył z chorobą. Walkę przegrał. Zmarł 4 listopada 1992 roku.