Co skrywał strych Hugo Reiskego, ostatniego niemieckiego burmistrza Skarszewa

Ojciec Pietryja prezentuje cenne, nie tylko ze względów historycznych, znalezisko. Balsam trafi do analizy naukowców Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
Ojciec Pietryja prezentuje cenne, nie tylko ze względów historycznych, znalezisko. Balsam trafi do analizy naukowców Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. KABE
Zakonnik ostrożnie wyjmuje małą buteleczkę, wypełnioną ciemnym płynem. Na etykiecie widnieje napis "In Nazareth Aechter Jerusalemer Balsam im Goldenen Engel"

W polskim języku znaczy to "W Nazarecie prawdziwy Jerozolimski Balsam Złotego Anioła".

- Wie pani, co to jest? - pyta ojciec dr Marcelin Pietryja, gwardian, czyli przełożony zakonu franciszkanów w Katowicach Panewnikach, dyrektor Herbarium św. Franciszka. I natychmiast z przejęciem wyjaśnia: - Ewenement! Widzi pani najstarszy na świecie zachowany Balsam Jerozolimski! Ta butelka z niezwykle cenną dla nauki zawartością liczy aż 150 lat!

Skąd tyle emocji z powodu odrobiny starego leku? Mgr farmacji Katarzyna Sekita, kierownik Herbarium św. Franciszka, wyjaśnia, że poszukiwania starego, oryginalnego balsamu trwały od dawna.

Na Śląskim Uniwersytecie Medycznym, w pracowni magnetycznego rezonansu jądrowego czeka już nowoczesna, warta ponad 4 mln zł aparatura, która określi właściwości autentycznego specyfiku. Bo choć nazwa leku od 400 lat jest taka sama, to o. Pietryja, zbierając materiały do pracy habilitacyjnej, dotarł do 12 różnych receptur Balsamu Jerozolimskiego. A o oryginalnym materiale porównawczym można było tylko pomarzyć.

- Jakiś czas temu znalazłem na portalu internetowym, prowadzącym największy serwis aukcji internetowych na świecie, butelkę z 50-letnim balsamem - opowiada ojciec Marcelin.

- Chciałem ją kupić do badań, ale niestety, ktoś mnie wtedy ubiegł...

Nic się nie dzieje przypadkiem. Gdyby wtedy ojciec Marcelin kupił na eBayu balsam, pewnie nie przeglądałby internetu. I by nie trafił na informację o Muzeum Skarszew, do którego przed 10 laty trafiły skarby odnalezione na strychu kamienicy zajmowanej niegdyś przez Hugo Reiskego, ostatniego niemieckiego burmistrza miasteczka.

Zanim się jednak zajmiemy tajemnicą strychu burmistrza, warto się cofnąć o cztery wieki, do 1609 roku.

Z Ziemi Świętej do Kłodzka

Wynalazcą pierwszej wersji Balsamu Jerozolimskiego, stosowanego głównie na otwarte rany, był w 1609 roku Oswald Croll, lekarz i alchemik. Receptura krążyła w XVII i XVIII wieku po Europie.

Poprawiali ją kolejni medycy, w tym - według Praskiej Księgi Leków z 1739 - "słynny Burrhy, więzień papieża Innocentego XI". Zanim został skazany na śmierć za herezję, Burrhy zmodyfikował skład balsamu. Zostawił w nim najważniejsze składniki, w tym żywice, które zasklepiając się na ranach, chroniły je przed zakażeniem.

Nawiasem mówiąc, wynalazek, który nosił nazwę od nazwiska heretyka, został przemianowany na cześć papieża na Balsamum lnnocentis XI. Największą sławę Balsamowi Jerozolimskiemu przynieśli franciszkanie.

W Klasztorze Franciszkańskim Ziemi Świętej w Jerozolimie po 24 latach eksperymentów powstała receptura autorstwa Antonio Menzani di Cuna, słynnego lekarza i aptekarza z Jerozolimy.

Zmarły w 1729 roku di Cuna stworzył wersję leku składającego się z 40 różnych, odmierzanych w odpowiednich proporcjach składników.

- W tej jedynej aptece w Lewancie realizowano 3 tysiące recept rocznie - mówi ojciec Marcelin Pietryja.

Na Śląsk balsam trafił wraz z wracającym z pielgrzymki w 1859 roku księdzem Augus- tinem Staude. Rok później ksiądz poznał stróża kaplicy na Górze Mariańskiej k. Kłodzka, świeckiego członka trzeciego zakonu braci franciszkanów, Johannesa Treudera. Treutler, żyjący z jałmużny, biedował, więc ks. Staude wspomógł go, przekazując recepturę balsamu. Nieco poprawili ją aptekarze z Kłodzka: Louis Ambrosius i Johannes Schittny...

- Stosowany początkowo na rany środek, po pojawieniu się plastrów przeszedł ewolucję - twierdzi franciszkanin. - Johannes Schittny poradził, by zmniejszyć zawartość alkoholu (z 70 do 30 proc.) i środek zaczął być stosowany jako lek na górne drogi oddechowe, zapalenie zatok, chrypkę, chore płuca, a także jako specyfik zwiększający odporność. Ostatnie badaniana Śląskim Uniwersytecie Medycznym wskazują, że Balsam Jerozolimski może mieć również właściwości przeciwnowotworowe.

Tajemnica zduna

Zabytkowa pocztówka z widokiem na Skarszew. W tle widoczny dom burmistrza Reiskego, gdzie na strychu znaleziono buteleczkę.
(fot. Wikimedia Commons)

Przed 10 laty, gdy ojciec Marcelin, absolwent studium farmaceutyczno-zielarskiego w Poznaniu, podejmował kolejne badania w zakresie ziołolecznictwa i pracował nad utworzeniem zakonnego Herbarium, dokonano ważnego odkrycia.

- Od Benedykta Głodowskiego, emerytowanego zduna, usłyszeliśmy bardzo ciekawą historię - wspomina Edward Zunmermann ze Stowarzyszenia Historycznego Ziemi Skarszewskiej.

- Pół wieku wcześniej pan Głodowski przestawiał piec w jednej z kamienic na rynku. Na strychu, gdzie pracowała inna ekipa, pod deskami podłogi znalazł pochodzące z XVIII i XIX stulecia archiwalia związane z dziejami Skarszew. Były tam również: przewodnik po Gdańsku z XIX w. dedykowany gubernatorowi twierdzy Gdańsk oraz ryciny z wizerunkiem stoczni gdańskiej.

Dwa lata trwało, nim Edwardowi Zimmermannowi i Maciejowi Mostowemu, miejscowemu kolekcjonerowi, udało się namówić zduna do współpracy i pokazania miejsca ukrycia historycznych skarbów.

Ostatecznie ustalono, że była to kamienica, którą przed 1920 rokiem zajmował burmistrz Hugo Reiske. Okazało się, że jej strych krył jeszcze sporo tajemnic, także obyczajowych. Oprócz starych dokumentów, gorsetu damskiego, pejcza, najstarszej w Polsce zapieczętowanej paczki tytoniu z 1854 roku, butelki po piwie z oryginalną etykietą z około 1870 roku, odkryto pojemniki apteczne z zaschniętą zawartością.

Była tam też niepozorna buteleczka. Miała zapieczętowany lakiem korek z odciskiem pieczęci z krzyżem i informacją na etykiecie, że jest to prawdziwy Balsam Jerozolimski z Nazaretu.

Ot, ciekawostka, którą można było pominąć w zalewie informacji o innych odkrytych przedmiotach.

Znaleziska, wraz z innymi zabytkami z kolekcji Macieja Mostowego, trafiły ostatecznie na ekspozycję do Muzeum Skarszew. O odkryciu rozpisywały się pomorskie gazety. Dyskutowano o nim na forach miłośników Gdańska i Pomorza. Jednak aż 10 lat trzeba było, by natrafił na nią w dżungli internetowych wiadomości zakonnik ze Śląska.

- Natychmiast skontaktowałem się z panami Zimmermannem i Mostowym, pytając, czy mogę przyjechać w celu pobrania próbek - mówi ojciec Marcelin Pietryja. - Kiedy tylko otrzymałem zgodę, wsiedliśmy z panią magister Sekitą do pierwszego samolotu do Gdańska. Powiadomiłem profesora Stanisława Boryczkę, kierownika Katedry i Zakładu Chemii Organicznej ŚUM, że mamy wreszcie oryginalny balsam Johannesa Treutlera. Wziąłem nawet strzykawkę, by pobrać próbki bezcennego leku.

Powrót do źródeł

Strzykawka nie była potrzebna. Aby nie dopuścić do zniszczenia struktury specyfiku sprzed przeszło 150 lat, Maciej Mostowy wypożyczył ojcu Pietryi oryginalnie zapieczętowaną buteleczkę wypełnioną w jednej trzeciej płynem (przez lata jeden ze składników, czyli etanol, ulotnił się mimo zalakowanego korka) do badań w laboratorium ŚUM.

- To naprawdę wyjątkowa sytucja - mówi z naciskiem prof. Stanisław Boryczka, dziekan Wydziału Farmaceutycznego z Oddziałem Medycyny Laboratoryjnej ŚUM. - Praktycznie nie zdarza się, by można było za pomocą nowoczesnej aparatury zbadać tak stary i dobrze zachowany specyfik. Będziemy określać właściwości i oznaczać skład Balsamu Jerozolimskiego. Badania pozwolą też stwierdzić, co się działo z zawartością flakonika od momentu produkcji, jakie interakcje zachodziły między składnikami.

Po co to wszystko? Badania właściwości biologicznych balsamu, stworzonego z naturalnych składników, pomogą w poszukiwaniu skutecznych substancji antynowotworowych. Nad nowoczesnymi metodami leczenia nowotworów naukowcy ze Śląska pracują od lat. Sensacyjne efekty przyniosły m.in. badania betuliny, czyli składnika kory brzozowej, która może się stać lekiem zwalczającym białaczkę i czerniaki.

- Medycyna wraca do źródeł - tłumaczy prof. Stanisław Boryczka. - Substancje pochodzenia naturalnego stanowią dziś 23 procent wszystkich leków. Jednak już w grupie leków przeciwnowotworowych aż 60 procent to związki naturalne. To daje dużo do myślenia. Trzeba się wreszcie poważnie zastanowić, czy przyroda nie pomaga człowiekowi.

Dorota Abramowicz

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia