Komunistyczna bezpieka latami była oczami i uszami reżimowców. W tak skomplikowanym organizmie odpowiedni przepływ informacji stanowił klucz do sukcesu, a zwłaszcza w Biurze „C" peerelowskiego MSW. Kiedy u progu lat 80. za sznurki w resorcie zaczął pociągać gen. Czesław Kiszczak, musiał doskonale zdawać sobie sprawę, że przyszłością stają się komputery. Jego przychylne spojrzenie zaowocowało złotą erą systemów elektronicznych używanych przez esbeków i milicjantów.
Pośrednio można powiedzieć, że to Rosjanie zmusili SB do komputeryzacji. Agentura podległa komunistycznemu MSW cały czas pracowała pod czujnym okiem swoich kumpli z Moskwy. Zresztą chodzi nie tylko o naszych rodzimych tajniaków. Zabawa na całego zaczęła się w roku 1977, kiedy moskiewscy towarzysze wprowadzili w życie system składający się z tradycyjnych kartotek i elektroniki.
Połączony System Ewidencji Danych o Przeciwniku
czyli PSED, gromadził informacje o osobach, instytucjach i obiektach niewygodnych dla reżimu. Informacje te wykorzystywali - i naturalnie generowali - funkcjonariusze policji politycznych oraz jednostek operacyjnych, min. na terenie Mongolii, Kuby, Wietnamu, NRD, Węgier i oczywiście PRL.
Gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości - komputer, który pełnił funkcję centrali systemu, działał w Moskwie. Raporty, które sygnatariusze porozumienia o PSED mieli wysyłać do centrali raz na dwa tygodnie, zawierały najdrobniejsze detale opisujące poszczególnych figurantów.
„Oprócz danych personalnych zawierały także charakterystykę psychologiczną, opis stanu majątkowego i szczegółowe informacje o rodzinie (...). Część dokumentacji systemu dotycząca opozycji zgodnie z sugestią przedstawiciela PSED, członka rezydentury KGB w Warszawie, zniszczono na przełomie 1989 i 1990 r., kopia natomiast pozostała w moskiewskiej centrali" - czytamy w tajnej informacji MSW umieszczonej w książce „Tajni współpracownicy. Dokumenty" wydawnictwa „S".
Ale przynajmniej na razie zostawmy towarzyszy Rosjan, a przyjrzyjmy się bardziej własnemu podwórku. Plany dotyczące informatyzacji systemu obiegu informacji opracowano już w drugiej połowie lat 60.! Zaczęło się od analiz na potrzeby MSW, skończyło na kilkukrotnie wznawianym projekcie, który polegał na przetwarzaniu i rejestrowaniu milionów rekordów, a nawet komunikacji zbliżonej do zasad działania internetu. Jego zakończenie zaplanowano na drugą połowę lat 90.
Pionierskim krokiem w kierunku informatyzacji
zasobów peerelowskiej bezpieki było powołanie Ośrodka Elektronicznego Przetwarzania Informacji przy Zakładzie Techniki Specjalnej MSW Jednostka powstała 15 stycznia 1969 r., a już w ciągu dwóch kolejnych lat uruchomiono pierwszy polski komputer służący do przetwarzania danych: ZAM-4L Równocześnie zaczęto projektować elektroniczne systemy ewidencyjne, min. PESEL, AKORD, CARMEN czy ZSKO (Zintegrowany/Zautomatyzowany System Kartotek Operacyjnych). Ten ostatni odgrywał kluczową rolę w pracy służb podległych MSW.
O tym, kto odpowiadał za informatyzację, przed laty opowiadał rozmówca „Rzeczpospolitej". Człowiek, który niegdyś pracował na rzecz komputeryzacji resortu spraw wewnętrznych. - Już przed rokiem 1980 mieliśmy coś, co mogło się stać internetem: oprogramowanie łączące w sieć komputery różnych firm z różnym oprogramowaniem poprzez zdalną sieć teletransmisji. Mieliśmy nawet oprogramowanie pozwalające sterować całym systemem, wszystkimi komputerami w centrum z dowolnego miejsca na świecie. Niechęć idiotów partyjnych pogrzebała wszystkie te plany - opowiada mężczyzna którego podpisano pseudonimem: Jerzy Studziński.
Informator dziennika podkreśla, że do kierownictwa zespołu zajmującego się komputeryzacją należała ówczesna elita intelektualna. - Pomijając ich przynależność do partii i SB, to byli ludzie wybitni, jasno myślący. Nawet ci, którzy zwyczajnie pilnowali hali komputerowej, wejścia do centrum itd., naprawdę byli nieźli. Nie przypominam sobie ani jednego typowego tępaka - opowiada.
Przedsięwzięcia związane z elektronicznym ewidencjonowaniem danych utrzymywano w ścisłej tajemnicy. Tylko w przypadku systemu PESEL, który ściśle wiązał się z ZSKO, pierwsze prace przeprowadzano w mieszkaniu należącym niegdyś do szefa MBP Stanisława Radkiewicza. Z warszawskiej al. Przyjaciół przedsięwzięcie przeniesiono na ul Pawińskiego, gdzie do dziś działa rządowe Centrum Personalizacji Dokumentów MSW. - Ze względu na obawę podsłuchów i przechwytywania informacji całe pomieszczenie, w którym wprowadzano dane do systemu, zostało pokryte blachą miedzianą zespawaną na gładko, odizolowano także wszystkie przepusty rur i kabli - relacjonował „Rzeczpospolitej" Studziński.
Wróćmy jednak do ZSKO
Chociaż w roku 1985 ewidencja należała do jednego z 27 realizowanych systemów informatycznych, to z punktu widzenia esbeków akurat ten odgrywał kluczową rolę. W zamierzeniach i praktyce miał ułatwiać walkę z przeciwnikami systemu. Pierwszą konkretną koncepcję funkcjonowania ZSKO przedstawiono już w grudniu 1970 r. System miał zostać podzielony na trzy poziomy.
Pierwszy miał być w pełni zautomatyzowany i opierał się na ewidencji PESEL. Zgodnie z ówczesnymi koncepcjami numer miał służyć wszędzie, gdzie było to niezbędne. Jeśli ta koncepcja weszłaby wżycie po upadku PRL, Polacy nie potrzebowaliby NIP czy REGON. W każdym razie pierwotnie system PESEL miał za zadanie ustalić tożsamość osoby, przedstawić skrócony opis jej działalności i powód, dla którego figurant trafił do systemu. Poziom numer dwa miał za zadanie tematyczne katalogowanie zasobów. Ostatni służył natomiast do przechowywania informacji za pośrednictwem mikrofilmów czy klaserów. System miał być uruchomiony w latach 1971-1975, ale w praktyce terminu nie dotrzymano. Co wcale nie oznacza, że bezpieka się nie informatyzowała.
„Oto bowiem w latach 1971-1975 przygotowywano prace nad innymi aspektami związanymi z zastosowaniem informatyki w resorcie. Wśród nich znalazły się: warunki techniczno-organizacyjne, Bank Informacji Operacyjnej, Bank Informacji Kryminalnej, PESEL, Ewidencja Osobowa, System Kontroli Cudzoziemców, System Dochodzeniowo-Śledczy, systemy zarządzania, identyfikacja głosu, identyfikacja odcisków oczyszczanie nagrań" - czytamy w tekście dr Tadeusza Ruzikowskiego, który publikował „Przegląd Archiwalny IPN".
Dalszy rozwój projektu zaowocował zmianą nazwy
Zrezygnowano z członu „zintegrowany", który zastąpiono słowem „zautomatyzowany". Formalnie ów zabieg wiązał się z dodaniem Systemu Informowania Kierownictwa. W praktyce - przez kolejne lata koncepcja ZSKO ulegała wielu modyfikacjom. Założenia speców z MSW nie mają tu większego znaczenia. Istotniejsza jest praktyka wprowadzana w życie przez esbeków. Zresztą będzie ona miała ogromne znaczenie podczas transformacji ustrojowej w latach 90. Ale po kolei.
Przede wszystkim trzeba zauważyć, że nie wszystkie informacje zapisywano w formie elektronicznej. Przykładowo dane, które uznawano za niesformalizowane, były zapisywane nan ośnikach tradycyjnych, takich jak choćby mikrofilmy. Latami zmieniała się technologia, jednak zamysł pozostawał ten sam. Kluczem dla ZSKO było przekazywanie, ewidencjonowanie i gromadzenie informacji. Podobnie było z innymi systemami. Tyle że ZSKO miało zawierać bieżące dane dotyczące zainteresowań operacyjnych SB, MO, MSW, WSW, WOP oraz wywiadu wojskowego.
Jeśli mówimy o systemach komputerowych bezpieki
niezwykle istotną kwestią pozostają regulacje dotyczące obiegu informacji. Priorytetem było sprawdzanie i udzielanie informacji, rejestracja osób i spraw przez SB. Tu formalnych wytycznych dostarczało zarządzenie MSW079/72 z 2 sierpnia 1972 r.
Na czym polegała modernizacja instrukcji? Oczywiście na przeniesieniu danych na nośnik komputerowy. Z tym zabiegiem wiązała się z kolei cała masa formalności, która miała za zadanie zweryfikować poprawność wprowadzanych informacji. Ot, urzędowa rewolucja.
Pozostaje pytanie: jakich komputerów używano w radzieckiej strefie wpływów? Jakich maszyn używali Polacy? W szarej codzienności PRL nowoczesny komputer nawet nie przyśnił się zwykłemu obywatelowi. Ale w służbach pierwszym rozwiązaniem była peerelowska myśl techniczna, która skrystalizowała się w postaci jednego z pierwszych rodzimych komputerów - modelu ZAM-41.
Sprzęt zaprojektowano w Zakładzie Doświadczalnym Instytutu Maszyn Matematycznych. W planach była oczywiście praca przy użyciu zasobów krajowych. Kierownictwo nie wykluczało jednak zakupów u imperialistów, którzy - przy całej swej krwiożerczości i niegodziwości - dysponowali przyzwoitym sprzętem. Na tak szczytny cel warto było wydawać znienawidzone dolary.
Najważniejszymi, a przede wszystkim niezmiennymi elementami projektu były stałe i wymienne nośniki pamięci, a także pamięć masowa. W swej mozolnej pracy dzielni esbecy znad Wisły korzystali też z klasycznych urządzeń wejścia-wyjścia. Mowa o monitorach ekranowych, sterujących, drukarkach wierszowych, czytnikach kart, taśmach oraz perforatorach taśm.
W projekcie rozpatrywano dwie opcje
i te należały już do zmiennych - zestaw minikomputerów albo maszynę cyfrową dużej pojemności. Opcja numer dwa została uznana za plan B.
Z biegiem czasu, w 1973 r., okazało się, że podstawową jednostką komputerową MSW stał się amerykański sprzęt, czyli Honeywell Buli 6040, który ceniono ze względu na dużą niezawodność. Komputer dysponował pamięcią operacyjną o wielkości 1 MB (!), pamięć masowa wynosiła 1200 MB. W roku 1986 poza MSW pod kątem ZSKO dysponowano sprzętem komputerowym w trzech WUSW:Bydgoszczy (R-11), Warszawie i Wrocławiu (R-32), a w Krakowie przygotowywano się do przejęcia podobnej maszyny. Nadto we wspomnianych trzech miastach istniały specjalne pomieszczenia oraz kadra inżynieryjno-techniczna. "W centrali i tak komputery znajdowały się w klimatyzowanych pomieszczeniach o łącznej powierzchni tysiąca metrów kwadratowych" - pisze Ruzikowski.
W drugiej połowie lat 80. Biuro „C" mogło się pochwalić całkiem przyzwoitym zbiorem elektroniki: Polacy obsługiwanie tylko komputery rodzimej i amerykańskiej produkcji, ale także sprzęt z Węgier, Włoch czy Sowietów. Problem polegał na tym, że ich jakość pozostawiała wiele do życzenia: chodzi o możliwości teletransmisyjne czy potrzebę zaangażowania znacznej obsługi
technicznej. Kadra obsługująca komputery to zespół liczący kilkadziesiąt osób.
Ambitne plany
dotyczące zamknięcia systemu ZSKO sięgały nawet drugiej połowy lat 90. Chociaż dane w praktyce wprowadzano już do systemu, to stworzenie skomputeryzowanej sieci działającej na szczeblach centralnym, wojewódzkim Rejonowym okazało się niemożliwe. Stworzenie ogólnopolskiej, tajnej i zaszyfrowanej sieci spaliło więc na panewce - głównie ze względu na ograniczone finanse i kryzys polityczny. Nie oznacza to wcale, że komputerowe systemy ewidencji danych pozostają bez znaczenia dla czasów III RP.
Rekordy umieszczone w ZSKO rzutowały na późniejsze kariery polityczne. Do pomówienia doszło w przypadku profesora Bronisława Geremka, któremu „Fronda" zarzuciła agenturalną współpracę z SB w latach 60. Dowodem tej tezy miał być wpis umieszczony właśnie w ZSKO. Okazało się, że oskarżenia były efektem błędu w kartotece. Wpisy w systemie zaszkodziły też Lechowi Wałęsie, który orzeczeniem sądu z marca 2011 r. został pomówiony o współpracę pod pseudonimem: Bolek. Proces przegrał Krzysztof Wyszkowski, działacz opozycyjny w PRL. Niektórzy do tej pory są przekonani, że Wałęsa dostarczał istotnych
informacji esbekom.
Należy jednak pamiętać, że tuż przed zmianą ustrojową w MSW celowo niszczono dokumentację. Do masowych wyrejestrowań z kartoteki ogólnodostępnej doszło w lipcu i sierpniu 1989 r. Przez rok udało się pozbyć aż 88 tys. wpisów, które dotyczyły tajnych współpracowników; figurantów, kontaktów operacyjnych. Głównie niszczono materiały istotne z punktu widzenia uchwały lustracyjnej. Przede wszystkim likwidowano dokumenty związane bezpośrednio z ludźmi obrad Okrągłego Stołu, materiały dotyczące wartościowej agentury w wysokich strukturach opozycji czy mogące kompromitować dawne kierownictwo MSW i PRL.
„Warto przy tym podkreślić, iż akty zniszczenia dokumentacji operacyjnej nie miały na celu wyłącznie usunięcia określonych
informacji. Można podejrzewać, iż miały też być narzędziem dezinformacji. Niejednokrotnie bowiem prowadziły do zniekształconego obrazu esbeckiej penetracji polskiego społeczeństwa, do stworzenia wrażenia, że istniały w Polsce środowiska mniej i bardziej uwikłane w agenturalną zależność. O takich intencjach może świadczyć wyraźna, świadoma selekcja akt przeznaczonych do niszczenia lub zachowania w archiwum MSW" - czytamy w książce „Tajni współpracownicy Dokumenty".
To, że dokumenty niszczono w Polsce, wcale nie oznacza, że przestały istnieć. Ze względu na ścisłą współpracę służb specjalnych bloku państw komunistycznych wstydliwe dane wciąż zalegają w moskiewskich archiwach. Jeszcze dwa lata temu odpowiedni raport na ten temat przygotowała ABW. Z dokumentu można się dowiedzieć, że karty rejestracyjne zostały zniszczone bądź - na polecenie szefostwa Biura "C" MSW - wydane funkcjonariuszom KGB.
Nie ma więc najmniejszych powodów, żeby sądzić, że Rosjanie do tej pory nie korzystają z wrażliwych, ba, kompromitujących danych. Jak można się domyślać, takie informacje mogłyby pogrążyć niejednego z polityków firmujących swoją twarzą pierwsze strony gazet.
„Dane Polaków zarejestrowanych przez SB w systemie w latach 1977-1990 mogą obecnie znajdować się jedynie w rękach służb specjalnych Rosji. Dane te mogą zawierać kilka lub nawet kilkanaście tysięcy nazwisk- z pewnością były wprowadzone przez innych abonentów systemu, w tym szczególnie Rosji" - napisano w raporcie ABW który pochyla się nad współpracą SB i KGB.
„Można jednak przypuszczać, że gromadzone na przestrzeni lat informacje, które były skrupulatnie zbieranie i opracowywane przez Aparat Roboczy [służby specjalne w Moskwie - red.) zachowały się w doskonałym stanie i były wykorzystywane przez KGB, a najprawdopodobniej rosyjskie służby specjalne nadal do nich sięgają" - napisali autorzy.