Dyrektor wrocławskiego IPN-u: idee Solidarności Walczącej mogą dzisiaj porwać młodych ludzi

Maciej Rajfur
Dr Paweł Rozdżestwieński objął niedawno funkcję dyrektora wrocławskiego oddziału, pochodzi z Sochaczewa.
Dr Paweł Rozdżestwieński objął niedawno funkcję dyrektora wrocławskiego oddziału, pochodzi z Sochaczewa. Maciej Rajfur
Dr Paweł Rozdżestwieński, dyrektor wrocławskiego oddziału Instytut Pamięci Narodowej, opowiada o tym, jak jego instytucja pomaga w pielęgnowaniu pamięci o "SW" i wystosowuje przy tym ważny apel.

Maciej Rajfur: Jest Pan spoza Wrocławia i całkiem niedawno objął Pan stanowisko dyrektora wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Wykorzystam to, by zapytać, jak Pan się dowiedział przed laty o istnieniu Solidarności Walczącej? Czy jej marka rzeczywiście wychodziła i wychodzi poza stolicę Dolnego Śląska?

Dr Paweł Rozdżestwieński: Pamiętam lata 80., bo byłem wówczas nastolatkiem. Obserwowałem to wtedy z pozycji dziecka w małej miejscowości, gdzie nie działała tak prężnie opozycja antykomunistyczna. Żyliśmy w zawieszeniu. Pamiętaliśmy rewolucję „Solidarności”, a z drugiej strony przeżywaliśmy brutalność stanu wojennego. Trzeba pamiętać, żeby byliśmy analogowi. Wiedzę i prawdziwe informacje czerpaliśmy głównie z gazetek drukowanych w różnych postaciach, przemycanych między rodzinami, ale i z audycji radiowych. Działała przecież oficjalna propaganda. Ale właśnie tym podziemnym obiegiem dotarła do mnie wieść o istnieniu SW. Nasz zakres wiedzy wynikał z tego, co można było wyczytać. Żyliśmy w przekonaniu, że istnieje coś wokół nas. Coś następnego po Solidarności, ale nie znaliśmy szczegółów.

Z czym się Panu wówczas kojarzyła SW? Jak była postrzegana w Pana środowisku?

Solidarność Walcząca w moim przekonaniu była dużo bardziej zakamuflowana niż pozostali działacze Solidarności, którzy przyjęli za formę walki z systemem bierny opór i publikowanie oświadczeń. SW miała legendę nowej Armii Krajowej, czyli głęboko zakonspirowanej organizacji, której celem było obalenie władzy.

Jej idee trafiały do Pana?

Wszyscy działacze Solidarności i Solidarności Walczącej, z którymi się spotykam, niosą w sobie to przesłanie z piosenki Jacka Kaczmarskiego „Kiedy”. Bard śpiewał: „I stare cele staną przed Romantykami. By być po stronie słabszych, którzy będą–zawsze”. Winniśmy czerpać z dziedzictwa „S” i „SW” postawę – oni zawsze stawali po stronie słabszych. Byli reprezentantami ludzi, którzy pragnęli reform i przekształcenia PRL-u w normalny demokratyczny kraj. Nie myślę o tych organizacjach w kategoriach walki, ale w kategoriach ruchu społecznego, który dla nas odzyskał Rzeczpospolitą, a którego członkowie po 1989 roku może odeszli w cień, gdyż zaczęły się liczyć struktury i partie polityczne.

Ma Pan styczność z działaczami Solidarności Walczącej?

Oczywiście. Często przeglądam wnioski o Krzyże Wolności i Solidarności. Widzę, że najwięcej ryzykowali zwykli ludzie. Czytam o represjach, które na nich wtedy spadały. Wielkie postacie historyczne znamy, ale często zasłużone były np. matki, które zwalniano z pracy i zostawały z dwójką dzieci. Bo ich postawa była nieodpowiednia w jakimś zakładzie pracy. Warto żyć pamięcią o ruchach, które reprezentowały poważną część społeczeństwa i narodziły się naturalnie.
Oprócz tego niemal codzienny kontakt z działaczami SW mają pracownicy Oddziału IPN. Pomagają im w dopełnianiu formalności związanych z przyznaniem statusu działacza opozycji antykomunistycznej. Oprócz tego przeprowadzają wywiady oraz pozyskują bezcenne materiały archiwalne przechowywane w kolekcjach prywatnych działaczy SW.

Co wybija Solidarność Walczącą przed szereg w historii walki opozycji antykomunistycznej w Polsce?

W marce SW pojawił się dodatkowy element – postulat niepodległości. Społeczeństwo było zmęczone komunizmem i stanem wojennym tak bardzo, że chciało tylko odrobiny wolności, powrotu do lat 1980-81. A Solidarność Walcząca wystąpiła o pełną niepodległość i realizowała giedroyciowską ideę niepodległych państw na wschód od Polski. Spopularyzowała to spojrzenie w podziemnym obiegu. Ukraina, Białoruś i państwa bałtyckie powinny być niepodległe, a my powinniśmy z nimi współpracować, żeby Rosja nie tworzyła dla nas zagrożenia. Stąd kontakty SW na wschodzie. Dokumenty programowe i publicystyczne tej organizacji bardzo mocno to podkreślały. Co nie było aż tak popularne, ponieważ wtedy mogło to się wiązać z konfliktem ze Związkiem Sowieckim.

Czy młodzi rozumieją dzisiaj tę postawę?

Wydaje mi się, że obecnie młodsza generacja coraz lepiej będzie rozumieć postawy radykalne. Zawsze jest potrzebny „zaczyn”, który zmieniał punkt widzenia społeczeństwa. Taką iskrę dał np. Józef Piłsudski, który stwierdził, że należy szykować się do walki o wolną Polskę. Jemu współcześni uważali, że to nierealny sen. Byliśmy przecież po przegranych powstaniach, a Piłsudski konsekwentnie dążył do tego, by z bronią w ręku odbić zaborcom Rzeczpospolitą. I takim „zaczynem” była też Solidarność Walcząca, odrzucająca konformizm i bierny opór, proponująca walkę aż do odzyskania niepodległości. Dzisiaj te idee też mogą mieć siłę nośną. Młodzi widzą, co się dzieje na Ukrainie. Procesy historyczne trwają dalej. Historia się nie skończyła. Ci, którzy stają w obronie swojego kraju, zostają największymi bohaterami. Młodzi zaczynają to rozumieć, że byli tacy w Polsce po 1945 czy w 1980, którzy nie tolerowali obcej władzy. I pod tym kątem warto pokazywać Solidarność Walczącą. Okazuje się bowiem, że warto sięgać do przeszłości, przypominać sobie wielkie idee, bo one są potrzebne w naszych czasach.

Jakie działania podejmuje Instytut Pamięci Narodowej wobec spuścizny Solidarności Walczącej?

Chcemy podkreślić, że my nie działamy tylko w sposób rocznicowy. Badania nad historią Solidarności Walczącej trwają. To jest ciągły proces. Oczywiście przy okrągłych rocznicach stają się one bardziej widoczne, lecz praca historyków nieprzerwanie się toczy. A w tym przypadku czas nam bardzo przyspieszył. Jesteśmy spóźnieni. Mija 40 lat od momentu zawiązania SW. Odchodzą ci, którzy byli decydentami w tym ruchu. Zostają ci młodsi, którzy operowali na niższych szczeblach. A zatem trudniej opracowywać problem całościowo. Jeśli nasi świadkowie historii mieli 40 lat w 1982 roku, to dzisiaj mają już 80. Zwróćmy uwagę na upływ czasu. Dla młodych Solidarność Walcząca stała się odległą przeszłością, którą stawiają w rzędzie z kampanią polską 1939 roku. O stanie wojennym zaczyna opowiadać już generacja 50-latków, którzy byli wówczas dziećmi. I dlatego IPN ciągle przypomina o roli i dziedzictwie Solidarności Walczącej. Nie tylko przy okazji obchodów 40. rocznicy powstania Solidarności Walczącej.

W jaki sposób to się odbywa poza rocznicami?
Już dużo wcześniej wydaliśmy zbiór dokumentów o SW i wytworzonych przez SW, stworzyliśmy tematyczny portal internetowy IPN poświęcony Solidarności Walczącej funkcjonujący pod adresem www.sw.ipn.gov.pl, niedawno wydaliśmy reprinty dwóch wydawnictw Solidarności Walczącej. Są to „Mały konspirator” z 1983 roku i „Walka o serca i umysły… Wywiad z przewodniczącym Solidarności Walczącej Kornelem Morawieckim” z roku 1987. Wkrótce będzie miała swoją premierę publikacja rocznicowa „Solidarność Walcząca na Dolnym Śląsku w Encyklopedii Solidarności”, będącą leksykonem zawierającym 119 biogramów i 20 haseł rzeczowych związanych z SW.

Czy sporo przegapiliśmy, jeśli chodzi o relacje świadków, pamiątki, materiały związane z „SW”?

Od lat IPN prowadzi akcję zbierania relacji, archiwów prywatnych i różnych zasobów, które znajdują się u ludzi. Jesteśmy jedną z wiodących państwowych instytucji, która ten ważny materiał opracowuje, analizuje i udostępnia badaczom oraz społeczeństwu. Działacze Solidarności Walczącej zdają sobie sprawę, że jedną z ważniejszych form ocalenia pamiątek jest przekazanie ich właśnie do archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Wiele rzeczy może ulec zniszczeniu po odejściu świadków historii, bo nikt nie będzie chciał o nie zadbać. Nasi archiwiści są gotowi i pracują cały czas. Tych pamiątek jest coraz mniej i one naprawdę w dużej ilości lądują na śmietnikach. Przykład? Wydawnictwa bezdebitowe. Dzisiaj mało kto patrzy na książki wydawane w podziemiu. A to niesamowity materiał badawczy. Wczoraj przyniesiono do nas ręcznie zrobioną kronikę działaczy Solidarności, która łatwo mogła wylądować w koszu na śmieci, a jest niezwykle cenna historycznie. Stąd nasz apel, by przekazywać nam wszelkie ślady tamtej historii. Robimy to dla następnych pokoleń.

Solidarność Walcząca łamie dzisiejszy stereotyp, który lansuje się np. w kinematografii, czy serialach o rubasznym, czasem śmiesznym i nietuzinkowym życiu w PRL-u. Mam wrażenie, że, mówiąc Gombrowiczem, „upupia” się ten okres, trochę się go ociepla.

Dzisiaj doświadczamy zderzenia naszych wspomnień. Ludzi, którzy żyli w Polsce Ludowej. Dominuje klimat emocjonalno-nostalgiczno-wspomnieniowy. Wynika to z faktu, że byliśmy wtedy młodzi i przeżywaliśmy najpiękniejszy czas ze względu na wiek. A rzeczywistość, która nas wtedy otaczała, wypieramy z głowy. Panowała bezradność wobec tego systemu. Z PRL-u nie dało się po prostu wyjść. Nawet we własnej głowie. Otaczał nas, osaczał i musieliśmy po prostu funkcjonować w tej szarzyźnie i niemocy. Wtedy właśnie Solidarność Walcząca wyrwała się z tego schematu, z tej bezradności po powstaniach i przegranym 1981 roku. Nagle w głowach paru ludzi pojawił się nowa idea, by dawać temu wszystkiemu odpór i dążyć do niepodległości. Niektórzy wówczas myśleli: „co to za pomysł!”, ale to ludzie odważni zmieniają rzeczywistość na lepsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mount Everest cały czas rośnie

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia