Fołtowie przez dwa lata ukrywali Żydów. Wydało się dwa miesiące przed końcem wojny [WIDEO, ZDJĘCIA]

Norbert Ziętal
Wideo
od 16 lat
Maria i Szymon Fołta Archiwum
Oprawcom najtrudniej było zastrzelić 7-letnią Milę Nadel, bo dziewczynka biegała po ogrodzie. Ktoś wpadł na pomysł, aby rzucić jej cukierka. Zadziałało. Dziecko przystanęło, schyliło się i wtedy padł strzał. Zaledwie dwa miesiące przed wycofaniem się Niemców z okolic Jarosławia, zginęło sześcioro Żydów oraz głowa polskiej rodziny, która przez dwa lata udzielała im schronienia, Szymon Fołta.

Żydzi do Fołtów trafili w 1942 r. gdy zaczęły się masowe wywózki ludzi tej narodowości do niemieckich obozów zagłady.

- Właściwie to była decyzja babci, aby przyjąć pod swój dach żydowską rodzinę. Dziadek był rozsądnym człowiekiem, no, ale babcia podjęła decyzję, musiał ją zaakceptować. Umieścili ich w budynku gospodarczym, w słomie na strychu, tam urządzili im kryjówkę. W takich warunkach Żydzi przeżyli 21 miesięcy - podczas spotkania z maturzystami z Zespołu Szkół Innowacyjnych w Jarosławiu - opowiadał Krzysztof Fołta, wnuk Marii i Szymona Fołtów, którzy dali schronienie pięciorgu Żydom. Spotkanie z uczniami odbywało się w ramach projektu "Żywa lekcja historii".

- My ich wzięliśmy, bo oni tak prosili. Najpierw przyszedł jeden. Mama powiedziała, gdzie mogą być i on tam kryjówkę sobie zrobił. W domu nie można było. To było bardzo niebezpieczne, żeby byli w domu - w 2009 roku filmowym wywiadzie dla Muzeum Historii Żydów Polskich przeprowadzonym przez Zofię Waślicką opowiadała Aleksandra Sawa, córka państwa Fołtów.

Przyniesiono pierzyny, poduszki i naczynia. Maria Fołta prała ubrania ukrywających się Żydów i zanosiła im jedzenie ukryte w wiadrze dla świń.

- Niedaleko przy tej kryjówce była drabina, którą mama pukała, aby wyszli i brali sobie jedzenie [...] Ja od czasu do czasu chodziła do nich […] trochę im poopowiadałam co tam we wsi słychać, poplotkowałam. My byliśmy zżyci jak rodzina - wspominała pani Aleksandra.

U Fołtów schronienie znaleźli Hersz Amada, Necha Nadel (Amada), Jeremiasz Nadal, Regina Amada i Mila (Irena) Nadel. W ciągu dnia byli schowani na strychu, po zapadnięciu zmroku wychodzili. Musieli. Nie było siły, aby prawie dwa lata spędzić tylko w jednym pomieszczeniu.

- Czwórka najmłodszych dzieci, która była przy Fołtach, oczywiście wiedziała o Żydach. Jednak trzy starsze córki, mieszkające w sąsiednich wioskach już nie. Dowiedziały się dopiero pod koniec wojny. Jedna z córek, która przyjeżdżała do swoich rodziców w odwiedziny, wiele razy pytała, po co oni gotują tyle jedzenie. Jednak babcia zawsze jakieś wytłumaczenie znalazła - wspomina pan Krzysztof.

Przyszli, aby zabrać Fołtom krowę. Jednak ktoś doniósł o Żydach

W 1944 roku wiadomo było, że koniec wojny i przegrana Niemców jest nieuchronna. Od wschodu nacierała Armia Czerwona. Pod koniec maja front wschodni ustabilizował się w okolicach Tarnopola, ok. 200 kilometrów od Jarosławia i Jankowic.

Fołtowie pochodzili z Markowej koło Łańcuta. Tej słynnej z tragicznej historii błogosławionej Rodziny Ulmów. Dzisiaj w tej miejscowości też żyją rodziny nazwisku Fołta. Maria i Szymon Fołtowie postanowili zagospodarować się w Jankowicach niedaleko Jarosławia, w dzisiejszej gminie Chłopice. Gospodarzyli na 20 morgach (w przybliżeniu to kilka hektarów), mieli siedmioro dzieci. W 1944 r. w domu była tylko czwórka, bo najstarsze trzy córki były już zamężne, poszły na swoje i osiedliły się w sąsiednich miejscowościach. W gospodarstwie było kilka budynków. Dwie stodoły, stajnia, dom mieszkalny. Żydowscy sąsiedzi Fołtów (ci, których w czasie wojny ukrywali) zajmowali się przed wojną rolą, handlem i produkcją mydła.

Końcem maja 1944 r. front wschodni był już niedaleko. Na zachodzie lada dzień spodziewano się uderzenia Aliantów. 25 maja 1944 r. do Fołtów przyjechali granatowi policjanci i jakiś cywil. W swoich wspomnieniach pani Aleksandra mówi, że byli też niemieccy żandarmi.

- Nie wiadomo, kim był ten cywil. Jedni mówią, że Niemcem, inni, że Ukraińcem. Oni przyjechali w innej sprawie. Aby zabrać krowę na kontyngent dla wojska. Jednak mieli też wiadomość, pewnie ktoś doniósł, że tutaj się ukrywają Żydzi. Zostawili jednego policjanta, a we dwójkę poszli do sołtysa. Sołtysem był wtedy człowiek, który nie lubił naszej rodziny i Żydów - opowiada pan Krzysztof.

Sołtys dostał zadanie zebrania chłopów, którzy mieli rozebrać dach stodoły, aby można poszukać, czy ukrywają się w niej Żydzi.

Policjant, który został przy gospodarstwie, ostrzegł Fołtów, aby uciekali. Zaznaczył, że jeżeli znajdą Żydów, to Niemcy każą ich zabić za ukrywanie.

Pani Maria i jej dzieci posłuchały rady. Według relacji pan Aleksandry, każdy uciekał w inną stroną, w rosnące zboże, wysokie już w maju na tyle, że można się było w nim ukryć.

- Gdyby oni otoczyli dom, byłoby po nas... - wspominała pani Aleksandra. Ale nie otoczyli, dlatego z ukrycia mogli obserować co się dzieje.

- Dziadek, głowa rodziny, został. Nie wiem, na co liczył. Przecież każdy zdawał sobie sprawę, że za ukrywanie Żydów grozi tylko jedna kara. Śmierć - mówi pan Krzysztof.

Policjant strzelał tak, aby nie trafić. Cywil wyrwał karabin i skutecznie wymierzył

Jeden z policjantów strzelił w słomę i pewnie trafił którąś z ukrywających się osób, bo usłyszano jęki. Wtedy już było wiadomo, że ktoś się ukrywa w stodole. Piątkę Żydów wywleczono i zastrzelono. A w zasadzie szóstkę. Zginęła również Dora Ring.

Pani Dora mieszkała w Jarosławiu, ale co jakiś czas odwiedzała Marię Fotłową. Przyszła dwa dni przed egzekucją, miała przenocować. Zginęła. Miała niewiarygodnego pecha.

Oprawcom najtrudniej było zastrzelić 7-letnią Milę Nadel, bo dziewczynka biegała po ogrodzie. Ktoś wpadł na pomysł, aby rzucić jej cukierka. Zadziałało. Dziecko przystanęło, schyliło się i wtedy padł strzał.

Szymon Fołta nadal mógł się ratować ucieczką. Policjant znowu dał mu znak, aby poszedł po widły (pani Aleksandra wspomina o łopacie, która miała się przydać do zakopania zwłok Żydów). Pan Szymon, zamiast się dyskretnie oddalić, zaczął uciekać. Być może spanikował, nerwy nie wytrzymały.

- Policjant strzelał do niego, ale tak, aby nie trafić. Wtedy ten cywil wyrwał mu karabin, wymierzył i zastrzelił mojego dziadka - opowiada pan Krzysztof.

Żydzi zostali pogrzebani w dole przeznaczonym do zakopywania padliny. Szymona Fołte sąsiedzi pochowali na cmentarzu.

Maria Fołta i czwórka jej dzieci ukrywali się aż do tzw. "wyzwolenia", a faktycznie wkroczenia Armii Czerwonej do Jarosławia i okolic, czyli końca lipca 1944 roku. W tym czasie ich osamotnione gospodarstwo zostało rozszabrowane.

Po wojnie, w latach pięćdziesiątych, odbył się proces. Skazany został sołtys wioski. Nie tylko za tę zbrodnię, ale również za wielokrotne donoszenie na Żydów.

- O tym wszystkim ja się dowiedziałem od sąsiada, który był obecny przy przeszukaniu. Dopiero po wojnie mi powiedział. Miałem wtedy już 20 lat - wspomina pan Krzysztof.

Rok temu Fołtowie zostali pośmiertnie uhonorowani medalami Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Wcześniej, wraz córką Aleksandrą Sawą, zostali odznaczeni Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski przez prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego.

Żywa lekcja historii - takich projektów powinno być znacznie więcej

Projekt żywej lekcji historii realizowany jest w Zespole Szkół Innowacyjnych w Jarosławiu. Uczestniczą w nim uczniowie klas maturalnych.

- To już drugie takie spotkanie. Tym razem uczniowie dowiedzieli się o rodzinie Fołtów, która w czasie II wojny światowej ukrywała Żydów - mówi Joanna Bojarska, nauczycielka historii w ZSI w Jarosławiu.

- Celem obecnej żywej lekcji historii jest pokazania rodziny Fołtów. To inna lekcja, niż ta w szkole. Uczniowie spotykają się ze świadkami zdarzeń, historykami. Będą kolejne, z innymi tematami - mówi Grażyna Gamracy, nauczycielka historii oraz przedmiotu historia i teraźniejszość w ZSI w Jarosławiu.

Podczas lekcji tło historyczne, a także historię badania sprawy Fołtów oraz Żydów mieszkających w tym regionie przedstawiał regionalista i pasjonat historii Roland Szydło. Wspominał o innych osoboach. M.in. Szlomo Steinbruch'a, który dzięki pomocy Polaków zdołał przeżyć II wojnę światową.

Specjalnie z okazji lekcji do jarosławskich uczniów, z nagranego kilak dni temu w USA wideo, "przemówiły" wnuczki Szlomo Steinbruch'a.

"Razem z siostrami doceniamy możliwość dzisiejszej rozmowy z wami i jesteśmy szczególnie wdzięczni waszym nauzycielom za zorganizowanie dzisiejszej prezentacji i przetłumaczenie tego filmu. (...) Szczególnie cieszy nas to, że uczniowie tacy jak wy interesują się historią swojego regionu oraz bohaterskimi wysiłkami Szymona Fołty i innych okolicznych rodzin, które poświęciły lub ryzykowały życie, aby chronić żydowskich przyjaciół podczas II wojny światowej. Mamy nadzieję, że te historie pozwolą lepiej zrozumieć to, co się wydarzyło i będą dla was inspiracją" - mówiły do uczniów.

"Nasz ojciec, Szlomo Steinbruch, dorastał w pobliskich Jankowicach i Boratynie. Był bardzo przystojny, znany jako żartowniś i miał wielu przyjaciół. Mając 17 lat skłamał na temat swojego wieku i zaciągnął się do Wojska Polskiego. Kiedy rozpoczęła się okupacja hitlerowska w Polsce, stacjonował w zachodniej Polsce i został schwytany jako polski jeniec wojenny. Zabrano go do obozu pracy. W 1942 roku cudem z niego uciekł. Wkrótce odkrył, że w Polsce pozostał sam z całej rodziny. Początkowo ukrywał się w Rokienicy, ale szybko zdał sobie sprawę, że zbyt długie przebywanie w jednym miejscu jest zbyt niebezpieczne. Dzięki pomocy i wsparciu wielu przyjaciół, on i jego najlepszy przyjaciel Hersz Amada przemieszczali się i ukrywali w kilku domach w Jankowicach, m.in. w gospodarstwie Szymona Folty oraz w rodzinach Kasieczko i Krupa".

- Zdajemy sobie sprawę, że bez odwagi tych wszystkich rodzin w ogóle by nas nie było. Gdyby nie pomoc mediów społecznościowych, my również nie wiedzielibyśmy nic o historii naszego ojca. Podobnie jak wielu ocalałych, nasz ojciec w ogóle nie mówił wiele o Holokauście oraz o tym, jak przeżył. Podejmowałyśmy wiele wysiłków, aby poznać bliżej jego historię, niestety bezskutecznie, aż do 2018 roku, kiedy to przez internet poznałyśmy Rolanda Szydło. Studiował historię żydowskich rodzin z Jankowic i szczególnie interesował się historią naszego ojca i jego przyjaciela Hersza, głównie ze względu na historie opowiadane mu przez matkę. Wyobraźcie sobie nasze zaskoczenie, gdy od naszej kuzynki Diny Steinbruch dowiedziałyśmy się, że ktoś na Facebooku szukał potomków Szlomo Steinbrucha - relacjonowały kobiety.

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia