- Jedną odbitkę tego zdjęcia tato zabrał ze sobą, gdy w sierpniu 1939 roku wyjeżdżał na wojnę. Pozostała z nim do końca. Znaleziono ją przy jego zwłokach, zidentyfikowanych podczas prac ekshumacyjnych, prowadzonych wiosną 1943 roku w lesie katyńskim - mówiła nam przed laty Gabriela Jaraczewska, córka Józefa Pilaczyńskiego.
Gdy Józef Pilaczyński pojawił się w Bydgoszczy, miał 24 lata i bogate doświadczenie żołnierskie. Wcielony do pruskiej armii brał udział w I wojnie światowej, w 1918 r. walczył w powstaniu wielkopolskim, a w szeregach Poznańskiej Kompanii Łączności uczestniczył w wojnie bolszewickiej 1920 r.
Do grodu nad Brdą przyjechał, by w firmie "Siuchniński i Stobiecki" uczyć się zawodu kupieckiego. Już po trzech latach usamodzielnił się i założył warsztat, który składał się z kremplarni, czyszczalni pierza i szwalni. Szyto w nim elegancką bieliznę pościelową, obrusy, a także bieliznę dla dzieci. Z małej fabryczki, mieszczącej się przy ul. Pomorskiej powstał z czasem nowoczesny zakład. Na Gdańskiej natomiast Pilaczyński otworzył elegancki sklep.
Gabriela zapamiętała ojca, gdy uśmiechnięty i pełen nadziei na rychły powrót wsiadał do swojego fiata.
- Pod koniec sierpnia został zmobilizowany do 3. Batalionu Telegraficznego. Wyszliśmy przed dom i kiwaliśmy, aż zniknął nam z oczu. Widzieliśmy go po raz ostatni - wspominała.
Z obozu w Kozielsku nadeszła korespondencja. - List wrócił do ojca, bo nie znaleziono adresata. Od osób, które zgłosiły się po wojnie mama dowiedziała się, że to załamało tatę. Mówił, że jeśli zabrakło najbliższych, nie ma po co żyć. Wysłał jeszcze kartkę do znajomego Niemca, dentysty, który mieszkał na Pomorskiej. Dzięki temu trafiła do nas - opowiadała córka.
Zofia Pilaczyńska, żona Józefa nigdy nie uwierzyła w śmierć męża. Póki żyła, łudziła się, że wróci.
has, Gazeta Pomorska