Bikini narodziło się bardzo efektownie, ale nie obyło się bez momentów dramatycznych. Zwykle tak jest przy przełomowych wydarzeniach w historii. Twórcą kostiumu był francuski inżynier mechanik Louis Réard. Świat ujrzał bikini na pokazie mody na terenie publicznego paryskiego basenu Piscine Molitor latem 1946 roku, ale do ostatniej chwili prezentacja stała pod znakiem zapytania.
Powód był prozaiczny: wszystkie modelki odmówiły włożenia czegoś tak niemoralnego, na basenie pojawiła się policja zaalarmowana przez oburzonych organizatorów, a sam Réard - zagrożony wizją kompromitacji - o mało nie padł rażony apopleksją.
Refleksem popisał się jego asystent, który posłał do pobliskiego kabaretu Lido po jedną z tancerek. Nazywała się Micheline Bernardini i bez oporów wyszła w nowym ciuszku na scenę. To właśnie ona powinna być patronką wszystkich plażowiczek świata. Los ją sowicie wynagrodził - "Le Monde" donosił, że w ciągu kilku tygodni po pokazie dostała 50 tys. propozycji małżeństwa. Czy skorzystała - nie wiadomo.
Wielka kłótnia o atom
Skojarzenia matrymonialne pojawiły się też przy pierwszych próbach zdefiniowania, czym właściwie bikini jest. Strojem kąpielowym? Mało precyzyjne. Dwuczęściowym kostiumem? Lepiej, ale też nie do końca jasne. W latach 50. zaczęto powtarzać, że prawdziwe bikini poznaje się po tym, że można je przeciągnąć przez małżeńską obrączkę. Wyraźna sugestia: nie należy używać zbyt wiele materiału do jego szycia. Od początku było więc jasne, że ma to być strój skąpy.
Skąd w ogóle nazwa "bikini"? Od atolu Wysp Marshalla, gdzie Amerykanie przeprowadzali wcześniej próbne wybuchy jądrowe. U progu zimnej wojny atom władał ludzką wyobraźnią nie mniej niż dziś internet. Wspomnijmy więc tylko, że plażowy wynalazek Réarda miał początkowo nazywać się atom. Taką nazwę lansował Jacques Heim, współpracownik pomysłowego inżyniera, który nigdy nie wybaczył mu wykolegowania z interesu. Obaj dżentelmeni kłócili się o prawa do bikini do końca swych dni.
W czasach faraonów
Ich spór mogliby pomóc rozwiązać dzisiejsi archeologowie. Kilkanaście lat temu na Sycylii odkryli rysunki z III w. n.e., przedstawiające kąpiące się niewiasty mające na sobie dwuczęściowe kostiumy, podobne do tych, które rzekomo wymyślił Réard. Starożytności nie krępowały, jak widać, okowy moralności, które współcześni z tak dużym trudem kruszą. Więcej, niektórzy naukowcy dopatrują się pierwowzorów bikini na rysunkach naskalnych, powstałych w Egipcie w czasach faraonów. Znaczyłoby to, że XX w. odkrył to, na co nasi praszczurowie wpadli już dawno temu.
Prawdą jest również to, że dopóki Micheline Bernardini nie pokazała się na wybiegu, kobiety zmuszone były ubierać się w rzeczy tak zdumiewające, że aż budzące śmiech. Choć badacze obyczaju twierdzą, że o właściwej historii kostiumu kąpielowego można mówić dopiero pod koniec XIX w. Wcześniej nie istniał po prostu zwyczaj plażowania, a zatem także problem, w co się na taką plażę odziać.
Do wody z ciężarkami
Ponoć najdziwniejszy strój do kąpieli widziano na piaskach w Połądze ok. 1870 r. Matrona, która go przywdziała, uzbroiła swoją grubą, sięgającą kolan suknię obciążnikami, by - broń Boże - nie uniósł jej wiatr.
Na nogach musiała mieć obowiązkowe pantalony do kostek, w ręku parasol, na głowie kapelusz z imponującym rondem. Dalej: wiktoriańska etykieta nie zezwalała niewieście na wejście do morza dalej niż kilka metrów. O pływaniu nie było mowy, skądinąd słusznie, bo w takim rynsztunku nieszczęsna właścicielka natychmiast poszłaby na dno.
Zdjęcia z plaży z Sopotu na początku XX w. pokazują już stroje bardziej humanitarne, przypominające beciki dla niemowląt, z identyczną czapeczką chroniącą od słońca. Zakaz moczenia obowiązywał nadal, ale strach przed wodą został przełamany. Paradoksalnie, przyczynił się do tego sport, konkretnie pierwsza nowożytna olimpiada w 1896 r. w Atenach, gdzie propagowano sporty wodne. Na razie tylko dla mężczyzn, ale przełom stał się faktem - choć kobiety musiały na swoją kolej jeszcze poczekać. Gdy w pierwszej dekadzie XX w. australijska pływaczka Annette Kellerman przybyła do Stanów Zjednoczonych, została aresztowana za obnażanie się w miejscu publicznym - tylko dlatego, że poszła popływać na plażę w Bostonie w - uwaga - obcisłym kostiumie kąpielowym mającym lekki dekolt, krótki rękaw i nogawki przed kolano.
Kostiumik marynarski
Liberalizacja damskiego stroju plażowego nastąpiła po I wojnie światowej. Kobiety zaczęły pracować, głosić idee równouprawnienia, zyskały prawo wyborcze. Kartka do głosowania niczym czarodziejska różdżka wprowadziła nowy fason na plażę: oddzielnie stanik na ramiączkach, oddzielnie majtki, a właściwie spodenki. Dla bardziej wstydliwych istniały stroje z koszulką zasłaniającą brzuch i plecy. Hitem sezonu 1920 był gustowny kostiumik zdobny w poprzeczne niebieskie pasy, dokładnie takie same, jakie nosili zrewoltowani marynarze w Rosji.
Strój do kąpieli z lat 20. przypominał skomplikowaną konstrukcję. Jego głównym zadaniem wcale nie była wygoda, lecz korygowanie damskiej sylwetki i nadawanie jej krągłych, bardziej pociągających kształtów. W pantaloniki wszywano więc fiszbiny, w biustonosze wciągano druty, a dominującym wzorem były figury geometryczne. Zniknęły rękawy, pojawiły się dekolty, słowem - strój kąpielowy znacznie "wykobieciał".
Początek lat 40. to okres panowania Lany Turner, hollywoodzkiej gwiazdy z zamiłowaniami do plaż Malibu. To właśnie Lana wylansowała ówczesną modę: solidne majtasy, półpancerny stanik kryjący godny podziwu biust. Aktorka uważała się za symbol seksu i milionom wielbicieli zaszczepiła wyobrażenie o damskiej sylwetce. W późniejszych latach ów kanon przejęła Ava Gardner, także aktorka i podobnie jak Turner właścicielka bujnej cielesności. W erze przed bikini, w wylansowane przez nią stroje kąpielowe skryć się mogły niewiasty z lekką nadwagą.
Bikini jest okrutne
Cokolwiek by powiedzieć o bikini - to strój dla kobiet o figurze nienagannej. Może to właśnie sprawiło, że pomysł inżyniera Réarda nie został początkowo przyjęty przez kobiety z entuzjazmem? Na pełną akceptację stroju trzeba było czekać kilka lat. "Bikini jest okrutne. Nie toleruje niedoskonałości" - napisał w jednym z felietonów sam Truman Capote. Przypomina to apele ówczesnych feministek, które uznały skąpy strój na plażę za jednego ze swoich najważniejszych wrogów redukującego kobietę do obiektu erotycznych męskich podniet.
Ale w kwestiach mody świat raczej nie słucha feministek. Gdy w 1957 r. Brigitte Bardot pojawiła się w bikini w "I Bóg stworzył kobietę", piękniejsza połowa ludzkości oszalała. Ruszyły szwalnie, plaże zapełniły się dziewojami w skąpych szmatkach, a sklepy nie nadążały z dostarczaniem towaru. Rozpoczęła się era odkrywania kobiecego ciała, obyczajowa zmiana, która niedługo potem zaowocowała rewolucją seksualną. Szał na bikini był tak wielki, że zaniepokojony Watykan przestrzegał przed skutkami niemoralności królującej w miejscach publicznych.
Franco zabrania
Bikini dużo szybciej przyjęło się w Europie niż w Stanach Zjednoczonych. Gdy na plażach Starego Kontynentu już w latach 50. trudno było spotkać panie ubrane w coś innego, niż dwuczęściowy kostium, to za oceanem jeszcze na początku lat 60. uchodził on za niemoralną awangardę. Przełom przyniosła... piosenka. Gdy Brian Hyland zaśpiewał "Itsy Bitsy Teenie Weenie Yellow Polka Dot Bikini", dziewczęta natychmiast podchwyciły melodię, a także nową plażową modę. A gdy w połowie lat 60. sukcesy zaczął odnosić zespół Beach Boys, w którego teledyskach modelek ubranych inaczej niż w bikini właściwie nie było, ostatnie tamy pękły.
Nowa moda budziła protesty i w Ameryce, i w Europie. Do kontrofensywy ruszyła konserwatywna jeszcze wtedy Hiszpania. Generalissimus Franco zakazał nawet noszenia bikini na plażach swojego kraju. Ale cóż mogą watykańscy purpuraci i prawicowcy, gdy w awangardzie nowej mody maszerują Brigitte Bardot i Ursula Andress, Marilyn Monroe kusząco przegina się w świetle fleszy, a Sophia Loren publicznie oświadcza, że bikini czyni ją spełnioną? Mogą jedynie skapitulować. Kilka kawałków kolorowego materiału fikuśnie połączonych na kobiecym ciele ma bowiem siłę, której trudno się oprzeć.
Cal nad pępkiem
Znawcy mody stworzyli nawet 15-punktowy kanon prawdziwego bikini. Nie może nadmiernie zakrywać, ale też nadmiernie odsłaniać. Punkt siódmy, kluczowy, mówi o tym, że górny brzeg fig musi znajdować się dokładnie cal pod pępkiem.
Choć w Ameryce o bikini układano piosenki, a ten strój chętnie zakładały największe gwiazdy Hollywood, to jednak standardy w tej dziedzinie wyznaczała Europa. Złośliwcy mówią wręcz, że to była ostatnia innowacja, która przyszła do Stanów Zjednoczonych z Europy. Nie zmienia to tego, że przez całe dziesięciolecia moda plażowa rozwijała się głównie dzięki inwencji projektantów europejskich. Louis Réard bikini wymyślił, na francuskiej Riwierze przyjęło się ono najszybciej.
Z fasonami jako jeden z pierwszych zaczął eksperymentować Włoch Emilio Pucci - to on m.in. zaproponował wielokolorowe wzory nadrukowane na te niewielkie kawałki materiału. Z kolei niemiecki projektant Rudi Gernreich wylansował w latach 60. tzw. monokini, czyli jednoczęściowe bikini, bez stanika. "W Saint-Tropez opalanie się bez biustonosza kobiety traktowały jako wyraz nowo zdobytej wolności. Całe pokolenie pań zdejmowało z siebie górę bikini" - pisało "Elle".
Chwilę później przez plażę przemknął eksperyment, czyli trikini, a więc bikini wykonane z trzech kawałków materiału (dwa na piersi, jeden na dół) - ale masowej popularności to wdzianko nie zdobyło. Dekadę później furorę przeżyła lycra, z której szyto kostiumy, a w 1974 r. pojawiło się string bikini - i do dziś jest jedną z najpopularniejszych odmian tego stroju. Wzloty i upadki ma inny model, wynalezione w latach 90. mikrokini (czyli wyjątkowo skąpe bikini) - choć w Rio de Janeiro innych modeli właściwie się nie nosi. Na pewno ten kusy strój znajdzie więcej adoratorów niż takie wymysły projektantów, jak tankini - czyli masywna góra (wyglądająca niemal jak podkoszulek) i skąpy dół.
Nigdy nie widzieliśmy nikogo w tankini na plaży? To najlepszy dowód na to, że nawet w modzie udziwnianie ma swoje granice. Nowy strój wykreował też nowe gwiazdy: kto oglądał wampowatą Sabrinę, jak kusząco pławiła się w basenie, śpiewając "Boys, Boys, Boys", wie, że nawet po kilku dekadach trudno jej dorównać. A przecież konkurencja w tej dziedzinie jest ogromna. Można zatem ze sporą pewnością prorokować, że bikini będzie towarzyszyć ludzkości jeszcze bardzo długo. Kusząc, prowokując, czasem bawiąc.
Powrót pruderii
Mody ewoluują. Dziś panie na plażach są bardziej pruderyjne. Projektanci mody odeszli od nagości. Najpierw stworzyli skirtini (a więc bikini, którego dół wygląda jak sukienka mini), a potem przeprosili się ze stylem retro. Na liście najlepszych plażowych stylizacji magazynu "Vogue" króluje ten właśnie styl: wzorzyste majtki z wysokim stanem i usztywnianą górą lub jednoczęściowe retrokostiumy z najnowszych kolekcji marek od H&M po Dolce&Gabbana. Na ten najnowszy krzyk mody przerzuciły się już niektóre gwiazdy - nosi je m.in. Rihanna.
Mężczyźni także zaczynają mieć swoją męską modę plażową - dla nich punktem wyjścia są filmy o Jamesie Bondzie, zwłaszcza spopularyzowane przez Daniela Craiga luźne szorty. Jednak czy to szorty, czy klasyczne kąpielówki, męski strój nigdy nie dorówna bikini. Widać to było choćby podczas Euro 2012. Na czas tych zawodów Chińczycy ubrali swoje telewizyjne dziennikarki w wyjątkowo skąpe kostiumy kąpielowe. Dziewczyny komentowały mecze, a oglądalność skoczyła do nienotowanych dotychczas szczytów. Badaczom ludzkich obyczajów zostawmy zastanawianie się nad tym, czy przyczyną był futbol, czy powab pięknych dziewcząt w legendarnych plażowych ciuszkach.
Lucjan Strzyga
DZIENNIK GDAŃSKI