Jak Günter Malikowski porzucił raj robotników

Leszek Molendowski
archiwum
Urodzonemu w Oliwie oficerowi politycznemu wschodnio-niemieckiej armii nikt nie pomagał w przygotowaniu ucieczki. Po prostu wyjechał z rodziną na urlop i ujawnił się w Berlinie Zachodnim. Plany inwazji na Zachód cały czas miał przy sobie, w teczce z napisem „tajne”

Była niedziela, 13 sierpnia 1960 roku. Na torze Sachsenring w Hohenstein-Emstthal trwały mistrzostwa świata w kolarstwie, z udziałem bohatera kolarstwa NRD Täve Schura. Oficerowie sztabu 1 Dywizji Zmotoryzowanej Strzelców śpieszyli się, aby złożyć dokumenty w punkcie łącznikowym dywizji. Komendantura dywizji miała tego dnia wolne od 12.00. Wszyscy przecież chcą wysłuchać w radiu lub obejrzeć w telewizji relację z mistrzostw. Wśród kibiców nie będzie jednak pewnego młodego kapitana, oficera oddziału politycznego dywizji, Güntera Malikowskiego. Miał niedługo dostać awans na majora, w uznaniu za to, iż wykazał nieprzygotowanie ideologiczne żołnierzy dywizji.

Zamiast zasiąść przed telewizorem, Malikowski wrócił do biura, przebrał się w cywilne ubranie i zabrał grubą teczkę z nadrukiem „GEHEIM” (tajne) oraz kilka kaset magnetofonowych. Niedługo te tajne dokumenty trafią do rąk amerykańskiego i zachodnioniemieckiego wywiadu. Swój plan kapitan obmyślał już od dłuższego czasu. Wiedział, że jeśli jego zamiary zostaną wykryte, a on złapany, to jako oficer armii i członek partii komunistycznej zapłaci za to głową. 14 sierpnia 1960 roku przypadały jego 32 urodziny i zamierzał zrobić wszystko, aby ich nie spędzać w „raju robotników i rolników” - jak określała propaganda komunistyczna Niemiecką Republikę Demokratyczną. Wszystko, czego potrzebował, przygotował już wcześniej. Nie mógł już, jak wspomina, „z czystym sumieniem służyć dyktaturze, która pod pięknymi sloganami prześladowała i łamała wszelkie prawa człowieka”.

Z Gdańska, przez Rosję, do Niemiec

Günter Malikowski urodził się w 1928 roku; mieszkał i wychował się w Oliwie, pięknej willowej dzielnicy Wolnego Miasta Gdańska. Jego dzieciństwo i młodość były beztroskie, „a potem przyszła ta pieprzona wojna”. Pod koniec 1944 roku, kiedy ukończył 16 lat, jak większość jego kolegów, dostał powołanie do Wehrmachtu. Do amerykańskiej niewoli trafił na terenie w Austrii 11 maja 1945 roku. Był trzymany w prowizorycznym obozie jenieckim w Aigen, później również niedaleko czeskich Budziejowic. Wkrótce przejęła je Armia Czerwona. Po kilku miesiącach pobytu w obozach jenieckich na terenie Czechosłowacji i Rumunii, 1 października 1945 roku trafił do miejscowości Armavir na Kaukazie, a później do obozu w Rostowie nad Donem.

Został skierowany do szkoły antyfaszystowskiej, gdzie „był reedukowany” do 17 października 1949 roku. Potem wraz z innymi młodymi Niemcami został przetransportowany do Frankfurtu nad Odrą i skierowany do szkoły kadetów Policji Ludowej nowego, komunistycznego państwa - Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD), pod przywództwem Waltera Ulbrichta i Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED). Przeszedł tam szkolenie policyjne oraz wojskowe.

Po przyjeździe do NRD dowiedział się również, że rodzice żyją, ale pozostali w Gdańsku, który przypadł po wojnie Polsce. Pod koniec roku Malikowski rozpoczął służbę w Pinnow niedaleko Angermünde. Został oficerem polityczno-kulturalnym. W sierpniu 1950 roku mianowano go komisarzem politycznym i przydzielono do ciężkiej kompanii moździerzy w Prenzlau. Tu poróżnił się ze swoim przełożonym, przewodniczącym Komisji Kontroli Partyjnej, który wykorzystywał swoją władzę dla prywatnych celów. Malikowski złożył raport, jednak to on, a nie winowajca został ukarany, w dodatku za… słuchanie zachodnioniemieckiego radia.

Jak wspominał: „ze względu na problemy zdrowotne sam się zwolniłem i krótko pracowałem jako nauczyciel w szkole w Angermünde”. Nie żałował nigdy tego kroku, w końcu tam poznał równie młodą dziewczynę jak on, Helgę. Niedługo wzięli ślub. Na tym historia by się skończyła, Günter prawdopodobnie wiódłby spokojne życie małomiasteczkowego nauczyciela, gdyby dwa lata później ktoś sobie o nim nie przypomniał.

Agitator komunistycznej armii

W 1952 roku Malikowski dostał powołanie do jednostki Skoszarowanej Policji Alarmowej, która - jak się miało okazać - była zalążkiem armii NRD. Żołnierzem został 10 lipca 1952 roku, choć oficjalnie armia powstała 1 marca 1956 roku. Dostał również stopień wojskowy porucznika. 17 czerwca 1953 roku wybuchły zamieszki i rozruchy robotników w ponad 700 miejscowościach w NRD, na tle politycznym, ekonomicznym i socjalnym. Policja Ludowa przy pomocy armii radzieckiej stłumiła protest: zginęły 24 osoby (8 z rąk Policji Ludowej, 18 zostało zabitych przez radzieckich żołnierzy), aresztowano 1600 osób. Günter miał szczęście: „Nie musiałem uczestniczyć w tłumieniu powstania, ponieważ byłem w rezerwie, która na szczęście nie została użyta”. Jednak brat jego żony, Paul, za udział w powstaniu zapłacił wysoką cenę.

Został skazany na 25 lat więzienia. Wyszedł po sześciu, ze zniszczonym zdrowiem. Günter w tym samym czasie został skierowany na dwa lata do Szkoły Politycznej. Po szkoleniu został skierowany do pracy jako oficer polityczny kadry oficerskiej 9 Dywizji Pancernej w Eggesin. Pojawił się tam problem „…słuchanie dekadenckiej muzyki zachodniej”. W 1959 roku przypadkiem udało mu się przeczytać swoją teczkę pracy, z której wynikało, iż „towarzysz Malikowski pali zachodnie papierosy i chwali je publicznie, w gronie towarzyszy opowiada dowcipy i opinie podważające reputację partii i rządu, a jego żona nie uczestniczy w żadnej działalności politycznej na rzecz partii”. W końcu w 1960 roku został przeniesiony do 1 Zmotoryzowanej Dywizji Strzelców w Poczdamie.

Nadszedł czas

Rano 13 sierpnia 1960 roku Günter Malikowski miał w portfelu podpisane przez dowódcę dywizji podanie o urlop i pozwolenie na wyjazd oraz przejście przez zachodni sektor Berlina, który był pod kontrolą Amerykanów, Francuzów i Brytyjczyków. Te dwa dokumenty legalizowały jego wyjazd do Berlina. Żona wraz z ich dwoma synami (9 i 11 lat) już od trzech tygodni była u teściów w Angermünde, gdzie oczekiwali na sygnał do rozpoczęcia ucieczki. Był nim telegram o treści „Przyjadę rano do ciebie. Z poważaniem, Mali”. Mieli się spotkać już w Berlinie Zachodnim , za Bramą Brandenburską.

Ostatniego dnia jak zwykle udał się do koszar. W teczce miał już najważniejsze dokumenty oraz cywilne ubrania. Kolejny raz zaczął się zastanawiać, czy wszystko jest gotowe, czy ma wszystko, co niezbędne, i czy jest coś, czego mógł nie dopatrzyć. Zadzwonił telefon służbowy. W słuchawce usłyszał „Mali, chodź do mnie, proszę!”. Rozpoznał głos, to był pułkownik R., szef wydziału propagandowego. Padł na niego blady strach. Czemu go wzywa, teraz, po podpisaniu wniosku urlopowego? Czy może był nieostrożny?

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia