Komunizmowi i partii zawdzięczał wszystko. Przyszedł na świat w biednej chłopskiej rodzinie w Wielkopolsce. W czasie okupacji, jako młody chłopak, został tokarzem w Poznańskich Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego. Po wojnie absolwent szkoły oficerów polityczno-wychowawczych w Łodzi. Karierę w Ludowym Wojsku Polskim skończył w 1949 r., a potem od razu trafił do aparatu PZPR i Komitetu Centralnego, gdzie uparcie i z mozołem rozwijał swoją karierę.
To był człowiek komunizmu, ale innego, i robił, co mógł, żeby swoją wizję spełnić. Z tego powodu często przeżywał upokorzenia w establishmencie partyjnym
- opowiadał Ryszard Bugaj, były szef Unii Pracy.
Tak czy owak, Mieczysław Franciszek Rakowski odnalazł drogę do szczytów władzy, choć stało się to dopiero u schyłku historii PZPR w Polsce. Walkę o własną pozycję i socjalistyczną przyszłość ojczyzny rozegrał jak wytrawny polityk. Na jego sukcesach miał w dużej mierze zaważyć jeden tekst. Chodzi o 60-stronicowy memoriał skierowany na ręce gen. Wojciecha Jaruzelskiego.
„Zespół przywódczy wytracił sporo dynamiki, którą posiadał w 1981 r. i w latach stanu wojennego” - pisał w swoim dokumencie Rakowski.
„Odnosi się wrażenie, że bohaterowie są zmęczeni”
- podnosił w połowie 1987 r. ówczesny wicemarszałek Sejmu IX kadencji PRL.
Do końca wierzył w komunizm w wykonaniu PZPR, ale jednocześnie wiedział, że aby ustrój przetrwał, potrzeba drastycznych zmian. I wcale nie przeszkadzało mu to osiągnąć osobistych korzyści. Nad „Uwagami dotyczącymi niektórych aspektów politycznej i gospodarczej sytuacji PRL w drugiej połowie lat osiemdziesiątych” były redaktor naczelny „Polityki” pracował cztery miesiące. Opłaciło się.
- Memoriał był rodzajem zagrywki politycznej. To dość naturalne, że w reżimach autorytarnych jest dyktator i różni ludzie zabiegają o jego względy. W tym wypadku chodziło o gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Mieczysław Rakowski chciał zwrócić na siebie uwagę: pokazać własne pomysły, analizy. I w jakimś stopniu mu się to udało, przecież został premierem. Opracowanie się później przydało, wszak nikt z kierownictwa czegoś takiego nie napisał, więc dokument pomógł w karierze politycznej. To rodzaj specyficznej gry - w rozmowie z „Naszą Historią” wyjaśnia prof. Antoni Dudek, członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej i autor „Historii Politycznej Polski 1989-2012”.
W tej ostatniej publikacji czytamy, że realny schyłek rządów komunistycznych w Polsce ruszył z kopyta w 1986 r., kiedy gen. Wojciech Jaruzelski zaczął okazywać w swojej polityce „przejawy liberalizacji”. Dyktator nie działał jednak po omacku i nie mógł pozostawić bez reakcji tego, co działo się w ZSRR Michaiła Gorbaczowa.
Każda z bratnich partii samodzielnie określa swoją politykę i jest za nią odpowiedzialna przed swoim narodem
- powiedział szef KPZR podczas spotkania przywódców państw bloku radzieckiego w Warszawie 26 kwietnia 1985 r.
Z czasem Kreml zaczął dochodzić do wniosku, że dotychczasowa formuła współpracy gospodarczej w ramach Rady Wzajemnej Współpracy Gospodarczej wymaga zmiany. Słowem: Moskwa zaczęła zgadzać się na daleko idące zmiany, również w Polsce. Wiadomo także, że komuniści z Rosji wykluczali możliwość zbrojnej interwencji w PRL. Jak zareagowała ekipa Wojciecha Jaruzelskiego?
Chociaż podkomendni generała zyskali swobodę działań, to w kontaktach z opozycją stale funkcjonowała groźba radzieckiej „pomocy”. Jednak nastroje społeczne w Polsce, zwłaszcza od końca 1985 r., wskazywały, że coś zmienić trzeba. Według poufnych badań CBOS niezadowolenie Polaków z sytuacji gospodarczej wzrosło od grudnia 1985 r. z 46 proc. badanych do 69,1 proc. w kwietniu 1987 r. [oceniano ją jako złą - red.]. Co prawda nieco lepiej patrzono na sytuację polityczną, ale wniosek był jeden: jeśli Jaruzelski i jego ludzie nie wezmą się do roboty, PZPR grozi ciężkie zderzenie z ziemią. Nie pomogły jednak ani amnestia polityczna z września 1986 r., ani Rada Konsultacyjna przy Przewodniczącym Rady Państwa, ani nasilenie akcji propagandowej poprzez referendum z listopada 1987 r. [pytano o „program radykalnego uzdrowienia gospodarki” oraz „model głębokiej demokratyzacji życia politycznego” - red.].
To głosowanie, poza memoriałem napisanym wcześniej przez Rakowskiego i innymi przedsięwzięciami, dało do myślenia Jaruzelskiemu
- mówi „Naszej Historii” prof. Andrzej Paczkowski, były działacz opozycji demokratycznej i historyk.
Nie można jednak powiedzieć, że Wojciech Jaruzelski pozostawił życie publiczne i polską politykę biegowi historii. Pracą analityczną zajmowali się jego zaufani ludzie. W ten sposób powstał choćby „Zespół Trzech” składający się z Jerzego Urbana - znienawidzonego przez Polaków rzecznika rządu, Stanisława Cioska - sekretarza KC PZPR, oraz Władysława Pożogi - wiceszefa spraw wewnętrznych.
To były memoriały dla Jaruzelskiego. Nie były to jednak typowe memoriały, tylko konkretne projekty, konkretne scenariusze z uwzględnieniem szczegółowych argumentów „za” i „przeciw”. Miały charakter roboczy
- opowiada Jerzy Urban na kartach książki „Generał Kiszczak mówi...” Witolda Beresia i Jerzego Skoczylasa.
Działacze spotykali się w Magdalence, na terenie MSW.
- Kilka takich dokumentów tam powstało (...). Nie jest wykluczone, że [Kiszczak - red.] czytał pierwszy nasze opracowania, przekazywał swoje uwagi Pożodze, a dopiero potem dostawał to Jaruzelski - precyzuje Urban.
Nie może dziwić, że podobną działalnością równolegle zajmowano się i w samym MSW, podległym przecież Kiszczakowi. Odpowiednie analizy przygotowywała tu Grupa Operacyjno-Sztabowa mjr. Wojciecha Garstki. Składali się na nią precyzyjnie dobrani działacze partyjni i „wybitni przedstawiciele” departamentów liniowych MSW.
W elicie partyjnej było kilka ośrodków, w których zastanawiano się i formułowano jakieś oceny oraz prognozy. Wszystkich tych ludzi, włącznie z Mieczysławem Rakowskim, łączy jedno: myśleli o reformach, by uniknąć katastrofy
- mówi nam Paczkowski.
Profesor uważa, że działające wówczas grupy „pozostawały w orbicie Jaruzelskiego”, a zmiany uważały za konieczne.
- Te trzy zespoły pełniły funkcję „popychaczy”. Jednak bardzo wiele ich działań nie pozostawiło śladów w dokumentach. Można przyjąć, że ośrodki, o których mówimy, zakładały, że Jaruzelski będzie w stanie zaakceptować ich propozycje. Działacze podsuwali mu rozwiązania, bo wierzyli, że generał przynajmniej częściowo podzieli ich opinię. Wojciecha Jaruzelskiego nie dało się wówczas pokonać, można go było jedynie przekonać - argumentuje były działacz opozycji demokratycznej w PRL.
Co odróżniało tekst Mieczysława Rakowskiego od raportów, które pisali jego partyjni koledzy? Nie zachowywał pewnego obiektywizmu, a poza tym miał promować linię forsowaną przez działacza. W rozmowie z Dariuszem Witczakiem, która została opublikowana w książce „Mucha za szybą”, wychodzi także na jaw, że tekst miał mieć znaczenie propagandowe, choć pierwotnie był skierowany jedynie na ręce Wojciecha Jaruzelskiego.
Traktowałem to jako materiał poufny, mając gwarancję, że za chwilę tekst będą miały wszelkie ambasady. I tak właśnie się stało. Ambasador Simons po latach powiedział mi: „czytaliśmy ten dokument z wypiekami na twarzach”
- opowiadał Rakowski.
Czy oznacza to, że wicemarszałek Sejmu sam rozpowszechnił swój, kontrowersyjny chociażby ze względu na „wycieczki personalne”, tekst?
- Pierwotny zamysł był taki, że memoriał miał być skierowany jedynie do generała Jaruzelskiego. Miał doprowadzić wyłącznie do przywrócenia do łask w oczach dyktatora. A jako że Rakowski był próżny, przekazał to jeszcze iluś innym osobom. Opracowanie zaczęło żyć własnym życiem, w końcu trafiło do drugiego obiegu - uważa prof. Dudek.
- Nie mam dowodów, że Rakowski sam dokonywał przecieku, żeby upowszechnić dokument. W każdym razie nie mógł go opublikować w „Trybunie Ludu”, więc stosował inne taktyki. Ten memoriał, biorąc pod uwagę jego objętość, nie był kierowany do szerokiej publiczności, tylko do ludzi z politycznego establishmentu - twierdzi z kolei prof. Paczkowski.
Faktem jest, że dokument autorstwa Mieczysława Rakowskiego wywołał żywe zainteresowanie i pojawił się w druku nakładem wydawnictw opozycyjnych. Były redaktor naczelny „Polityki” przyznał później, że nie obawiał się w nim obsmarować wielu działaczy partyjnej wierchuszki, m.in. Jana Główczyka, szefa propagandy.
- Jaruzelski to przeczytał i poprosił, żebym wyczyścił tekst z takich, jak to określił, „wycieczek personalnych”. I słusznie mi to poradził. W październiku mu to oddałem w poprawionej wersji, a on obiecał dać na Biuro Polityczne - mówił Rakowski w rozmowie z Witczakiem.
Wniosek jest jeden: dokument musiał zostać sporządzony w kilku wersjach.
- Może istniały. Być może Jaruzelski dostał memorandum i obaj z Rakowskim zastanawiali się, czy nie upowszechnić tekstu. Mogło być tak, że generał wydał zgodę na rozpowszechnianie, ale zakazał wycieczek personalnych pod adresem Główczyka. Nie przypominam sobie jednak, by Jaruzelski się zgodził na szerszy kolportaż - mówi prof. Dudek. - Prawdą jest jednak, że Rakowski nie cierpiał Główczyka i uważał go za idiotę. Facet nie był zbyt lotny, miewał różne pomysły, a Rakowski go krytykował. Więc jestem w stanie uwierzyć w wersję byłego redaktora naczelnego „Polityki”. Zresztą Jaruzelski starał się, by łagodzić konflikty w swojej ekipie. Taka rola szefa.
Z pewnością pikantne przytyki do kolegów z partii były jednym z powodów, dla których tekstem zainteresowała się opozycja demokratyczna. Ale nie tylko one.
W dokumencie znajdziemy sformułowania oczywiste, choćby twierdzenie o tym, że „dotychczas stosowane przez formację socjalistyczną metody ładu gospodarczego i socjalistycznych stosunków ekonomicznych przestały być skuteczne”, jednak Rakowski rzeczywiście starał się wskazać rozwiązania, które mogłyby w jakiś sposób uzdrowić sytuację, a przede wszystkim gospodarkę PRL. Były redaktor naczelny „Polityki” zauważał, że marksistowskie fundamenty ekonomii nijak się mają do lokalnej specyfiki Polski. Zmiany były więc niezbędne, a zwłaszcza w dobie rozwoju mediów.
„Wszelkie znamiona cywilizacji materialnej, jak: radar, nylon, stilon, wideo, telewizor, magnetowid, dżinsy i hot dogi, i wiele innych, dał światu Zachód. Nasza formacja wśród pojęć kursujących w języku międzynarodowym upowszechniła jak dotychczas dwa terminy, które ją symbolizują - sputnik i kazaczok. Pierwszy jest bardzo odległy od codzienności, drugi tańczą w lokalach paryskich” - czytamy w memoriale pióra Rakowskiego. Autor nie zawahał się porównać radzieckiej Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Efekt? Twór ZSRR i jego krajów satelickich wypadł co najmniej blado. Nie lepiej było w kwestii spraw wewnętrznych, które podnosił. Rakowski pisał bowiem o wszechobecnym łapownictwie. Spekulacja, czarny rynek, siła dolara - wszystkie te problemy zauważył i wytknął. Miał zresztą osobisty powód. Ten powód nazywał się Zbigniew Messner.
Historia rywalizacji Mieczysława Rakowskiego z byłym rektorem Akademii Ekonomicznej w Kielcach z pewnością sięga 1985 r. To wtedy autor słynnego memorandum przygotowywał się do objęcia teki premiera. Wojciech Jaruzelski zdecydował jednak, że zajmie mało znaczące stanowisko marszałka Sejmu i szefa Rady Społeczno-Gospodarczej. Działacz przegrał z Messnerem. Cała sytuacja była ogromnym ciosem dla ambicji Rakowskiego. Zarzucał później premierowi, że jego ekipa nie włączyła się aktywnie w walkę ze skutkami kryzysu ekonomicznego. Dlaczego? Bo w drugim etapie reformy gospodarczej społeczeństwo dostrzegało jedynie podwyżki cen. Co gorsza, według Rakowskiego Messner wcale nie próbował wytłumaczyć Polakom, co robi władza. Protesty OPZZ, podwyżki cen produktów bez rozpowszechniania informacji na ten temat, likwidacja komitetu ds. współpracy ze związkami zawodowymi, rozrost biurokracji, wielu wicepremierów bezskutecznie zajmujących się gospodarką - te wszystkie zarzuty wręcz miażdżyły ekipę Messnera. I zdaje się, że gen. Jaruzelski rzeczywiście wziął je pod uwagę, kiedy wydawał decyzję o odwołaniu szefa rządu. Tym bardziej, że analiza w dokumencie Rakowskiego dotyczy także samej PZPR, Kościoła katolickiego i demokratycznej opozycji.
„Liczne doświadczenia wskazują, że weszliśmy w etap niezwykłych wprost zmian w formacji socjalistycznej i to, co dziś wydaje się być niemożliwe, jutro lub pojutrze może być możliwe. Gdyby ktoś dziesięć lat temu oświadczył, że KPZR otworzy fazę przemian, które kolejny sekretarz generalny nazwie rewolucyjnymi, to nikt by w to nie uwierzył. A jednak…” - czytamy w memorandum ówczesnego marszałka.
- Według mnie Rakowski myślał o chińskiej drodze - reforma gospodarcza „tak”, ale reforma polityczna „nie”. Memoriał miał służyć przekonaniu Jaruzelskiego, że trzeba ruszyć do przodu. Taktyka Messnera, zapowiedzi zmian bez reakcji, zaczynała się wyczerpywać m.in. z uwagi na pierestrojkę. Chodziło także o nacisk z zewnątrz - mówi „Naszej Historii” prof. Andrzej Paczkowski.
- To było szalenie ciekawe, bo tekst różnił się od ówczesnych wystąpień ludzi partii. Był mocno autokrytyczny, sceptyczny wobec różnych aspektów działania państwa, nawoływał do podjęcia radykalnych działań. Oddawał to, co Rakowski robił, kiedy został premierem: chciał ratować system nie poprzez kosmetykę, a zasadnicze zmiany w sferze ekonomicznej - dodaje prof. Antoni Dudek.
Mieczysław F. Rakowski został premierem rządu PRL 27 września 1988 r. Zasłynął m.in. słynną ustawą o działalności gospodarczej Mieczysława Wilczka, ówczesnego ministra przemysłu. Pomysł z pewnością przyczynił się do upadku i demontażu realnego socjalizmu. To za jego kadencji doszło też do obrad Okrągłego Stołu. Nigdy nie zapomniano mu jednak działalności z pierwszej połowy lat 80., kiedy w stanie wojennym został wicepremierem u Jaruzelskiego. O tym, co sądzi na temat rządzenia, PZPR i Solidarności, mówił podczas spotkania z Michaiłem Gorbaczowem 24 października 1988 r., na początku swojej kadencji. Uważał, że jego rolą jest być jak... Margaret Thatcher!
Ludzie chcą demokracji, ale też silnych rządów. Chciałbym dożyć takiej chwili, kiedy przyjadę do Moskwy i będę mógł powiedzieć: niczego nie potrzebujemy. Chcę jeszcze raz podkreślić, że zawsze będę z wami. Wasze zamiary są całkowicie zgodne z moimi, podobnie jak wasze podejście do życia
- oświadczył Rakowski w rozmowie z I sekretarzem KPZR.
Mieczysław Rakowski zmarł w wolnej Polsce z powodu choroby nowotworowej. Miał 82 lata.