Jak por. Kowalewski złamał "Rewolucję"? 15 sierpnia to Rocznica Bitwy Warszawskiej

Rozmawiała Hanka Sowińska - materiał archiwalny
O losach wojny w 1920 r. zadecydowała strategia Naczelnego Wodza, poparta informacjami płynącymi z rozszyfrowanych depesz.
O losach wojny w 1920 r. zadecydowała strategia Naczelnego Wodza, poparta informacjami płynącymi z rozszyfrowanych depesz. Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy
15 sierpnia 1920? Tego dnia nic ważnego się nie wydarzyło! - mówił kilka lat temu w rozmowie z "Gazetą Pomorską" dr Grzegorz Nowik, historyk z Polskiej Akademii Nauk i Muzeum Józefa Piłsudskiego, autor książki pt. "Zanim złamano Enigmę", w której ujawnił, że w 1920 r. Polacy łamali rosyjskie szyfry.

* Obecnie Grzegorz Nowik ma już tytuł profesora. Rozmowę przeprowadzono w 2010 roku.

- Kilka pokoleń Polaków miało zakodowane, że 15 sierpnia 1920 r. był "cud nad Wisłą". Sześć lat temu odarł pan naszą historię z mitu, ujawniając, że cud był, ale nad szyframi.
- To efekt 20 lat pracy zespołu, który został powołany w 1990 r. przez ówczesnego wiceministra obrony narodowej, a dziś prezydenta Bronisława Komorowskiego do badania akt wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku. Nie zaczynaliśmy od zera, tylko wznowiliśmy prace rozpoczęte przed wybuchem II wojny. Nasi szanowni poprzednicy zaczęli edycję od akt datowanych na 25 lipca 1920 r., ale do agresji Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. zdążyli wydać tylko materiały, które ukazały się do 12 sierpnia 1920 r.. Nasz zespół zaczął w tym miejscu, w którym nasi starsi koledzy, kilkadziesiąt lat wcześniej przerwali swoją pracę. Czyli od 13 sierpnia 1920 roku. Do tej pory wydaliśmy siedem tomów akt, bez których historycy nie mogą prowadzić żadnych badań.

- I dzięki pracy w zespole odkrył pan por. Jana Kowalewskiego, kryptologa-samouka.
- Kowalewski był człowiekiem wykształconym - skończył Gimnazjum Kupieckie Realne, studiował chemię w Liége w Belgii. Jednak w kwestii kryptologii był absolutnym samoukiem. Jak wspominał, jego wiedza o szyfrach pochodziła z opowiadania o złamaniu pirackich szyfrów na Karaibach Allana Edgara Poe pt. "Złoty żółw". Przeczytałem to dziełko, by wiedzieć, jakimi informacjami dysponował nasz kryptolog. Bohaterowie opowiadania szukali słabego punktu i go znaleźli. Tę samą metodę zastosował Kowalewski. Mając szyfrogram próbował odszukać słowo, które na pewno musiało w nim występować. Znalazł - to była rosyjska "diwizia". Słowo miało trzy sylaby, a każdą drugą literą w sylabie było "i". Następnie szukał takiej sekwencji cyfr, które by mu pasowały. Trafił. Po raz pierwszy por. Kowalewski rozszyfrował depeszę w sierpniu 1919 r. - wtedy miał nocny dyżur w Biurze Szyfrów Oddziału II. Zastępował kolegę, który pojechał na ślub swojej siostry. Nasz porucznik bardzo się nudził i sięgnął po szyfrogramy.

- To było chyba jedne z najszczęśliwszych zastępstw w armii. Powiedzmy jednak - co takiego ważnego dokonał Kowalewski dla polskiej kryptologii?
- Do prostych szyfrów rosyjskich stosował lingwistyczne metody łamania. To się nazywa atak lingwistyczny - badanie przy pomocy metody sekwencji, czyli częstotliwości występowania liter w danym języku. Każdy język ma taką charakterystyczną specyfikę, że litery występują z określoną częstotliwością. Kiedy szyfry przeciwnika stały się trudne, bo dla większego utajnienia poddawano je dwukrotnemu przekształceniu, metody lingwistyczne nie wystarczały. Wtedy Kowalewski wpadł na pomysł zastosowania matematyki. Na tym właśnie polega jego geniusz.

- Przypomniał mi się czołowy brytyjski kryptolog Dillwyn Knox, który do łamania niemieckich szyfrów stosował metody lingwistyczne i dlatego nie dał rady Enigmie.
- A jak przyjechał w lipcu 1939 roku do Warszawy to się zdziwił, że u nas szyfry łamią matematycy. Tymczasem Kowalewski już dwadzieścia lat wcześniej wpadł na to, by się konsultować z matematykami. Przypomnę: Marian Rejewski oraz jego koledzy - Henryk Zygalski i Jerzy Różycki, twórcy udanego kryptologicznego ataku na niemieckie depesze szyfrowane Enigmą potrafili nie tylko doskonale mówić, pisać i czytać po niemiecku, ale także myśleć w tym języku. To samo dotyczy por. Kowalewskiego i prof. Mazurkiewicza. Obaj biegle mówili, czytali, pisali i myśleli po rosyjsku. Można powiedzieć, że zaborcy sami na siebie ukręcili bicz, bo za wszelką cenę chcieli Polaków zniemczyć i zrusyfikować.

- W tej historii pojawiają się nazwiska wybitnych przedstawicieli polskiej szkoły matematycznej.
- Na apel "Ojczyzna w potrzebie", do polskiego wojska, a ściślej mówiąc do Biura Szyfrów, zgłosili się trzej profesorowie - Stanisław Leśniewski, Wacław Sierpiński i wymieniony już Stefan Mazurkiewicz, współtwórcy warszawsko-lwowskiej szkoły matematyki, którzy pracowali na uniwersytetach we Lwowie i Warszawie. I to właśnie prof. Mazurkiewicz z naszym asem kryptologii por. Kowalewskim złamał szyfr "Rewolucja", który został wprowadzony 12 sierpnia 1920 r. Zajęło im to dwie godziny.

- Symbolika kryptonimu szyfru jest podwójna.
- Ależ tak. Po pierwsze w sierpniu 1920 roku Polacy zatrzymali bolszewicką rewolucję u bram Warszawy. Po drugie - złamanie właśnie tego szyfru jest symbolem wkładu w zwycięstwo i ochotników, i żołnierzy wojska polskiego.

- Jak zorganizowana była praca związana z deszyfrażem rosyjskich depesz?
- Przejęte szyfrogramy szły do Warszawy, do Biura Szyfrów, gdzie były odczytywane. Stamtąd trafiały do dowództwa frontów. Tak działo się w 1919 roku i w pierwszych miesiącach 1920 r. Ale już od wiosny zorganizowano na frontach komórki, które zajmowały się odczytywaniem utajnionych depesz. Latem Biuro Szyfrów zajmowało się przede wszystkim łamaniem nowych kluczy szyfrowych, a podstawowa praca szła w sztabach armii i frontów. To zdecydowanie skracało czas przepływu informacji. Zyskiwano nawet dwa dni. Polacy na bieżąco wiedzieli, co się dzieje u przeciwnika.

- Jakie tajemnice poznali nasi dowódcy, które - jak można sądzić - miały znaczący wpływ na wynik bitwy warszawskiej?
- Informacje pochodziły z różnego szczebla dowodzenia, łącznie z naczelnym dowództwem Armii Czerwonej. Te były najcenniejsze. Podobnie jak rozkazy operacyjne. Przejęliśmy m.in. zaszyfrowaną dyrektywę dowództwa Frontu Południowo-Zachodniego z 23 lipca, która zmieniała dotychczasowy rosyjski plan wojny. Nasi dowódcy sądzili, że gdy rosyjskie armie z Ukrainy i Białorusi dotrą mniej więcej w okolice Brześcia nad Bugiem, to połączą się w "grot" i uderzą na Warszawą. Tymczasem szyfrogram z 23 lipca nakazywał armiom Frontu Południowo-Zachodniego uderzenie na Lwów i na przełęcze Karpackie. Oznaczało to odgięcie strategicznego kierunku na południowy zachód. W tym samym czasie armie Frontu Zachodniego, dowodzone przez gen. Tuchaczewskiego, szły na zachód. Jednak zamiast "grotu" powstawały "widły o dwóch zębach". I myśmy o tym doskonale wiedzieli. Na tym marszałek Piłsudski oparł cały swój plan bitwy warszawskiej.

- Twierdzi pan, że 15 sierpnia nic ważnego się nie wydarzyło, że to tylko utrwalony mit.
- Pewnie się niektórym osobom narażę, ale tak było. Decydujące działania zaczęły się następnego dnia kontrofensywą znad Wieprza. 15 sierpnia obchodzono w Warszawie święto Matki Boskiej Zielnej, tego dnia trafiło do stolicy ciało księdza Skorupki i odbito tylko Radzymin. W całej tej wielkiej operacji Radzymin był ledwie epizodem...

- Który urósł do rangi symbolu!
- Dlatego, że z Radzymina do Warszawy było blisko - mogli tam pojechać dziennikarze, politycy, misje wojskowe. Wszystko działo się w blasku fleszy, bo dziennikarzy z całego świata nie brakowało. Decydujące działania toczyły się tam, gdzie reporterów nie było. I gdzie nie dotarły misje alianckie. Taką operacją była właśnie kontrofensywa znad Wieprza, która wyszła na skrzydło i na tyły czterech armii rosyjskich, doszła do granicy pruskiej na przedpolach Grodna i Brześcia nad Bugiem. I to najważniejsze wydarzyło się 16 sierpnia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia