Karol Wojtyła. Młody święty

Redakcja
Karol Wojtyła na spływie kajakowym.
Karol Wojtyła na spływie kajakowym. Wikimedia Commons
Kiedy przyszły papież studiował polonistykę, koledzy na drzwiach jego pokoju w bursie umieścili "wizytówkę": "Karol Wojtyła - początkujący święty".

Ich żart miał w sobie dużo prawdy. Jego świętość nie zaczęła się bowiem 16 października 1978, kiedy - jak sam mówił - usłyszał wyrok konklawe. Ani 20 lat wcześniej, gdy w wawelskiej katedrze został wy­ święcony na biskupa.

Od dziecka miał niełatwe życie. Wcześnie zetknął się ze śmiercią. Najpierw mamy Emilii, potem starszego brata Edmunda, lekarza, który zaraził się od pacjentki. Młody Karol Wojtyła górował nad większością swoich rówieśników nie tylko intelektualnie, ale i duchowo.

Eugeniusz Mróz, opolanin - kolega szkolny i wadowicki sąsiad Karola - wspomina, że rodzinę Wojtyłów cechowała zawsze głęboka autentyczna wiara.

Wojtyła razem z ojcem śpiewał z rana "Godzinki ku czci Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej". W południe odmawiał "Anioł Pański'; czasem na głos, nie wstydząc się wcale rówieśników. Przez wiele lat był ministrantem i członkiem Sodalicji Mariańskiej. W drodze do szkoły lubił wstępować do parafialnego kościoła na modlitwę. Szczególnie do kaplicy Matki Bożej Nieustającej Pomocy.

Ks. arcybiskup Karol Wojtyła podczas celebracji Mszy Św. w Białymstoku w 1966 roku.
Ks. arcybiskup Karol Wojtyła podczas celebracji Mszy Św. w Białymstoku w 1966 roku. NAC, 19-25-2 [3]

Karol Wojtyła na pierwszym planie z lewej w otoczeniu kolegów gimnazjalnych.
(fot. archiwum Eugeniusza Mroza)

Był wystarczająco pobożny, żeby czasem przerwać odrabianie lekcji i pójść do drugiego pokoju na chwilę modlitwy (ten zwyczaj zostanie mu potem, gdy już jako biskup krakowski większość swoich książek napisze w kaplicy, pracując i modląc się na przemian), ale był wystarczająco dyskretny, by nie narzucać kolegom swoich religijnych praktyk. Był dość zdolny, by nikomu z kolegów nie odmawiać pomocy przy odrabianiu lekcji i dość konsekwentny, by nie dawać ściągać od siebie.

- Był jednym z nas - dodaje Eugeniusz Mróz - ale jednocześnie był kimś wyjątkowym. Także ze względu na wrażliwość na biedę ludzką. Sam był niezamożny, ale z uboższymi kolegami często dzielił się śniadaniem. Kiedy przed budynkiem szkoły w 1935 roku samochód potrącił naszego woźnego Antoniego Pyrka, Karol pobiegł na plebanię i sprowadził księdza, by mu udzielił sakramentu namaszczenia. Zanim dojechało pogotowie, woźny zmarł. Lolek zainicjował wtedy zbiórkę wśród gimnazjalnych profesorów i kolegów, by wesprzeć osieroconą wdowę z dziećmi.

Mistrzowie młodości

Grał w piłkę, jeździł na nartach, dobrze pływał (jedną z pierwszych inwestycji po wy borze na papieża była budowa basenu w letniej rezydencji w Castel Gandolfo), chodził po górach. Świetna pamięć (już w gimnazjum znał mnóstwo tekstów literackich z "Iliadą" i "Odyseją" po grecku) pchnęła go na scenę Teatru Rapsodycznego.

Postawę Karola Wojtyły w okresie dzieciństwa i lat szkolnych celnie zdefiniował kard. Stanisław Dziwisz. Nawiązując do słów, którymi Jan Paweł II rozpoczął swój pontyfikat - Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi - tak mówił: - Zanim sługa Boży wezwał nas, abyśmy otworzyli na oścież drzwi Chrystusowi, on sam wpierw te drzwi Mu otworzył - i to od najwcześniejszych lat swego dzieciństwa To otwieranie drzwi Chrystusowi trwało do końca życia, aż do całkowitego upodobnienia się do Zbawiciela; aż do owej chwili, w której Ojciec niebieski otworzył wiernemu Słudze drzwi swojego domu.

Przy wszystkich predyspozycjach i talentach świętość Karola Wojtyły nie dojrzałaby tak szybko, gdyby nie ludzie, których spotkał nas swojej drodze. Zwłaszcza trzej wywarli wielki wpływ na jego życie.

Mistrzem przyszłego papieża w sprawach teatru, literatury, ale także patriotyzmu, był Mieczysław Kotlarczyk. Wadowiczanin -jak Wojtyła - był aktorem, dramaturgiem i dyrektorem miejscowego teatru. W 1941roku, pod okupacją, zakłada Teatr Rapsodyczny wystawiający prostymi środkami, z koncentracją przede wszystkim na słowie ważne teksty polskiej klasyki teatralnej (pierwszym przedstawieniem był "Król Duch" Słowackiego).

Kotlarczyk pomógł Wojtyle ustawić nie tylko głos, którym potem urzekał tłumy. Ustawił w sobie relacje pomiędzy pięknem i dobrem. Zafascynowany literaturą i teatrem Karol długo odrzucał myśl o byciu księdzem. Widział siebie raczej jako wrażliwego społecznie świeckiego chrześcijanina

Ks. arcybiskup Karol Wojtyła podczas celebracji Mszy Św. w Białymstoku w 1966 roku.
(fot. NAC, 19-25-2 [3])

Kiedy dochodzi do wniosku , że najprostszą drogą do czynienia ludźmi dobrymi jest kapłaństwo, zostawia - ku smutkowi koleżanek i kolegów- teatr i wstępuje do seminarium.

- Mieczysław Kotlarczyk szczególnie wiele przekazał mi z bogactw swej duszy, rozmiłowanej w całym wielkim dziedzictwie kultury literackiej i artystycznej, nade wszystko rodzimej, polskiej , jak też europejskiej i światowej - mówił Jan Paweł II w wywiadzie ­ rzece udzielonym francuskiemu myślicielowi Andre Frossardowi.

Jeszcze bardziej niezwykłym przewodnikiem do świętości był dla dojrzewającego do dorosłości Karola Wojtyły Jan Tyranowski. Spotkali się w kółku różańcowym.

Tyranawski - księgowy z zawodu - w 1930 roku porzucił tę pracę i zatrudnił się w warsztacie krawieckim ojca. Za radą spowiednika nabył podręcznik teologii i dzieła świętego Jana od Krzyża, z którymi nie rozstawał się do końca życia. Jeden z księży nazwał go duchowym alpinistą i duszą apostolską. Spotykał się z młodymi ludźmi. Uczył, jak wierzyć, zachęcał do czytania Pisma Świętego, wypożyczał książki ze swej biblioteczki, zapraszał do częstego uczestnictwa w mszy świętej i do sakramentu pokuty. Mobilizował do modlitwy. W czasie okupacji traktował kółka różańcowe jako "struktury oporu przez wiarę".

On ukazywał Boga dużo bardziej bezpośrednio aniżeli kazania i księgi, dowodził, że o Bogu można się nie tylko dowiadywać, ale że Bogiem można żyć - pisał w 1949 roku młody ks. Wojtyła.

Pod dachem Sapiehy

Trzecią postacią, która mocno wpłynęła na życie Karola Wojtyły, był z pewnością książę biskup Adam Sapieha. Kiedy spotkali się po raz pierwszy w maju 1938 roku (metropolita wizytował wtedy parafię wadowicką), Karol w imieniu młodzieży witał biskupa. Musiał wypaść dobrze, skoro został zapytany, czy nie wybiera się może do seminarium.

Chcę studiować polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim - odpowiedział młody maturzysta Szkoda, szkoda - rzucił arcybiskup.
Kilka lat później Wojtyła został klerykiem, a w 1944 roku zamieszkali pod jednym dachem. Kiedy w odpowiedzi na wybuch powstania warszawskiego Niemcy przeprowadzili kilka łapanek w Krakowie, metropolita zaprosił wszystkich kleryków konspiracyjnego seminarium do pałacu arcybiskupiego. Uznał, że tam będą bezpieczni.

Relację z łapanki przekazała po latach żona Mieczysława Kotlarczyka - Błagałam, żeby ukryli się w ogrodzie - opowiadała - Nie poskutkowało. Jedynie Karol ukląkł i zaczął się modlić. W końcu żołnierze wtargnęli do naszego dwupiętrowego domu. Nie wiem, jak to się stało, ale do tego pomieszczenia nie weszli. Kiedy łapanka się skończyła, Karol klęczał nadal pogrążony w modlitwie, mąż nieruchomo siedział przy stole.

Trwanie przy praktykach religijnych - bez względu na sytuację - było z pewnością jednym z ważnych składników jego świętości. Pierwszego września 1939 roku był jedynym świeckim, który przyszedł na poranną mszę i do spowiedzi pierwszapiątkowej w wawelskiej katedrze.

Kolejnym i wcale nie najmniej ważnym składnikiem świętości Karola Wojtyły była praca. Także fizyczna, w fabryce Solvay, która pozwoliła uniknąć wywózki na roboty, a po śmierci ojca w 1941 zapewniła utrzymanie. Już jako biskup mówił, że jest dumny z tego, iż cztery lata był robotnikiem i wdzięczny Bogu, bo w tym czasie rozwiązały się j ego wszystkie istotne problemy.

Konsekwentnie łączył pracę z modlitwą i czytaniem (w przerwach w robocie przyswoił sobie m.in. "Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny" Ludwika Marii Grignon de Montfort). Z tego dzieła miał w przyszłości zaczerpnąć biskupie i papieskie motto: "Totus Tuus - Cały Twój.

Już jako papież, konsekrując sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach, Karol Wojtyła tak tamte czasy wspominał: - Przychodziłem tutaj zwłaszcza w czasie okupacji, gdy pracowałem w pobliskim Solvayu. Do dzisiaj pamiętam tę drogę, która prowadziła z Borku Fałęckiego na Dębniki, którą odbywałem codziennie, przychodząc na różne zmiany w pracy, przychodząc w drewnianych butach. Takie się wtedy nosiło. Jak można było sobie wyobrazić, że ten człowiek w drewniakach kiedyś będzie konsekrował bazylikę Miłosierdzia Bożego...

Ale najpierw - 1 listopada 1946 - kardynał Sapieha wyświęcił Karola Wojtyłę na księdza. W jego życiu zaczął się nowy rozdział.

KRZYSZTOF OGIOLDA, Nowa Trybuna Opolska

[3]

Zobacz zdjęcie w zbiorach NAC

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia