Leczenie alkoholików niekonwencjonalnymi metodami było zazwyczaj specjalnością żon, które miały dosyć nałogu mężów. Przed laty wierzyły one, że są w stanie uchronić swoich partnerów od pijaństwa przez podrzucanie niewielkich fragmentów kości zmarłych do garnków z gorzałką. Wierzono, że gdy alkoholik sięgnie po trunek, w którym leżała kość, to do jego rozsądku przemówi duch zmarłego, który zniechęci do picia.
O tej metodzie walki z alkoholizmem pisał m.in. ks. Jan Chrząszcz, górnośląski kapłan i pasjonat historii regionalnej. Zauważył, że w feudalnej rzeczywistości pijaństwo wśród chłopów było prawdziwą plagą. Wynikało z tego, że musieli oni pracować całymi dniami, żyli w fatalnych warunkach, byli słabo wykształceni i nie mieli praktycznie żadnych perspektyw na zmianę swojego życia. Alkohol był w takim przypadku tanią odskocznią od szarej rzeczywistości. Zabobony, które narosły wokół leczenia alkoholików, wzięły się po prostu z bezradności członków rodziny. Choć księża mocno z tym walczyli i zabraniali ludziom zbierania kości na cmentarzu, to i tak wiele osób to robiło, wierząc, że choć trochę ograniczy nałóg bliskiej osoby.
W feudalnej rzeczywistości równie powszechna była wiara w klątwy, które mogły rzucać czarownice, by się na kimś zemścić. Jak opisywał ks. Jan Chrząszcz, ludzie wierzyli, że można np. zakląć konkretne gospodarstwo, tak że słoma tam zgromadzona zacznie gnić, a zwierzęta umierać na różne choroby. Samo rzucenie klątwy przez czarownicę polegało natomiast na rozsypaniu popiołu i wypowiedzeniu tajemniczych słów. Ludzie wierzyli wtedy także, że nagłe zachorowania w rodzinie lub niepowodzenia to sprawka czarownic. Podobnie jak gradobicia, burze i ulewy. Według starych wierzeń przed złym urokiem chroniła podkowa zawieszona nad drzwiami lub układanie słomy na kształt krzyża w pobliżu wejścia - miało to sprawić, że czarownica nie będzie w stanie przejść.
Najwięcej zabobonów towarzyszyło mieszkańcom Śląska w ważnych momentach w życiu. Szczególnie wiele z nich dotyczyło kobiet w ciąży. Jak zauważa folklorystka prof. Dorota Simonides, brzemiennej kobiecie w żadnym wypadku nie wolno było się zbliżyć do karczemnej bójki, gdyż jej dziecko mogło by być skłonne w przyszłości do bójek. W ciąży nie wolno było też tańczyć, gdyż wierzono, że z dziecka wyrośnie lekkoduch. Absolutnie zabronione było także patrzenie przez dziurkę od klucza, bo dziecko mogło od tego dostać zeza. Ciężarne nie mgły także niczego pożyczać. Co ciekawe, część przesądów rzeczywiście chroniła ciążę i nienarodzone dziecko. Należy do nich zaliczyć zakaz picia alkoholu (wierzono, że z dziecka wyrośnie pijak) oraz zakaz wykonywania ciężkich prac np. w polu podczas żniw.
Równie wiele przesądów wiązało się ze śmiercią. Ludzie wierzyli, że odpowiada za nią Kostucha, która mogła przyjść głucha, kulawa lub z dziurawymi rękami. Głucha przychodziła po zmarłe dzieci, bo Kostucha nie słyszała wtedy płaczu matek. Kulawa przychodziła po biednych, a ta ostatnia po bogatych - dziury w rękach uniemożliwiały jej przekupienie.
Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą - znawcą lokalnej historii. W artykule wykorzystano publikację prof. Doroty Simonides z książki "Strzelczan Album Rodzinny" oraz publikacje ks. Jana Chrząszcza.
Radosław Dimitrow
NOWA TRYBUNA OPOLSKA