21 listopada mija setna rocznica śmierci cesarza Franciszka Józefa I (1830-1916). Ten Habsburg panował wyjątkowo długo - aż 68 lat - urastając do symbolu ciągłości, stabilizacji i liberalizmu. Przez wiele lat mit „dobrego cesarza” był istotnym uzupełnieniem wykreowanego obrazu, przedstawiającego naddunajską monarchię jako państwo uniwersalne, w którym różne narody żyją spokojnie, zgodnie i szczęśliwie. Źródeł popularności cesarza w Galicji należy szukać w sposobie sprawowania przez niego władzy, poszanowaniu praw obywatelskich i narodowych. Na przełomie XIX i XX wieku państwo austriackie stworzyło ludności polskiej najkorzystniejsze warunki życia narodowego.
Potomni okazali się dla Habsburga łaskawi. Franciszka Józefa zapamiętano jako mężczyznę w podeszłym wieku, z charakterystycznymi bokobrodami i budzącym ufność, dobrotliwym obliczem. Rzadko przypominamy sobie o przystojnym młodzieńcu, który obejmował władzę w czasach Wiosny Ludów. Okres rządów absolutnych, stłumienie rewolucyjnych zrywów lat 1848-1849 oraz powstanie węgierskie przykryte zostały późniejszym wprowadzeniem znacznych swobód narodowych, m.in. w Galicji. Język polski wrócił do urzędów i szkół, powołano Sejm Krajowy, utworzono Akademię Umiejętności w Krakowie. W latach 60. XIX wieku, gdy Austria zaprzestała prześladowań narodowych, a Galicja zyskiwała autonomię, miejscowa arystokracja i szlachta wyrzekła się myśli o odbudowie państwa polskiego i uznała Franciszka Józefa za swego prawowitego władcę. Wyrazem lojalności galicyjskich elit są znane słowa z wiernopoddańczego adresu do cesarza, uchwalonego w 1866 r. przez galicyjski sejm:
„Przy Tobie Najjaśniejszy Panie stoimy i stać chcemy”.
Ale nie tylko elity kochały Najjaśniejszego Pana. Wśród galicyjskich chłopów Franciszek Józef od początku panowania cieszył się niekwestionowanym autorytetem. Uważali go za opiekuna i obrońcę. Wincenty Witos wspominał: „Z niesłychanym wprost szacunkiem odnosili się wszyscy do cesarza (...), uważając go za wcielenie mądrości, nieomylności, a przede wszystkim bezwzględnej sprawiedliwości. Wszyscy wierzyli święcie, że gdyby on nie bronił chłopów i za nimi się nie wstawiał, to by się im powodziło jeszcze dużo gorzej”.
Jak pisze biograf Franciszka Józefa, prof. Stanisław Grodziski, aby sprawiedliwie ocenić Habsburga, trzeba oddzielnie rozpatrywać jego cechy osobiste oraz charakter, osobno zaś działalność jako monarchy. W pierwszym wypadku przeważą czynniki pozytywne, w drugim - nie brak negatywnych. Jako człowiek był skromny, pracowity, punktualny i oszczędny. Miał ujmujące maniery. Zawsze opanowany i uprzejmy, wobec otoczenia zachowywał jednak pewien dystans i powagę. Stanowił wzór pracowitości i sumienności. Najjaśniejszy Pan osobiście rozpatrywał wszystkie sprawy personalne w całej monarchii. Podpisywał nominację każdego urzędnika, nawet średniego szczebla. Wyłącznie od cesarza zależały też odznaczenia i awanse. Na pewno był „pierwszym biurokratą cesarstwa”.
Franciszek Józef miał też zwyczaj udzielania audiencji, na które każdy poddany mógł się zapisać, by osobiście przedstawić sprawę cesarzowi. Odbywały się dwa razy w tygodniu - w poniedziałki i czwartki. Formalności wstępne nie były zbyt skomplikowane. Praktycznie każdy, kto chciał, mógł stanąć przed Jego Wysokością. Niestety, jeżeli chodzi o podejmowanie decyzji najwyższej wagi państwowej, geniuszem nie był. I sam miał tego świadomość. Zresztą teoretycznego przygotowania do rządzenia nie posiadał, a zdobyte z czasem doświadczenie nie zrównoważyło braków. Lista błędów politycznych cesarza jest całkiem spora - od niekonsekwentnego zachowania w czasie wojny krymskiej (1853-1866), poprzez fatalną politykę wobec Włoch, podporządkowanie się interesom Prus po klęsce pod Sadową (1866), konflikt bałkański, aż po współodpowiedzialność za wybuch I wojny światowej.
Najjaśniejszy Pan w Krakowie
Franciszek Józef I odwiedził Kraków trzykrotnie. Po raz pierwszy w 1851 r., następnie cztery lata później. Pierwsze dwie wizyty odbyły się w czasach, gdy rządził absolutystycznie, ostatnia w okresie, gdy Galicja cieszyła się szeroką autonomią. Ta najbardziej okazała z monarszych wizyt potrwała od 1 do 4 września 1880 r., a już samą wiadomość o przyjeździe cesarza przyjęto w Krakowie entuzjastycznie. Rada miejska powołała komitet przyjęcia, pod przewodnictwem Mikołaja Zyblikiewicza, prezydenta miasta w latach 1874-1881. Podzielony był na cztery podkomitety: programowy, dekoracyjny, balowy oraz kwaterunkowy. Podczas pobytu cesarza w Krakowie porządku pilnowała prawie półtoratysięczna obywatelska straż honorowa, na czele której stał Teodor Baranowski, wieloletni radny oraz prezes krakowskiej Izby Handlowej i Przemysłowej.
29 sierpnia 1880 r. cesarz rozpoczął podróż, wyjeżdżając specjalnym pociągiem z Wiednia. W środę 1 września o trzeciej trzydzieści opuścił Ołomuniec na Morawach i przez Oświęcim oraz Trzebinię, przyjechał do Krakowa. Przybycie Najjaśniejszego Pana ogłosiły o dziesiątej rano dzwony krakowskich kościołów, w tym wawelski Zygmunt, a także 101 wystrzałów armatnich oraz okrzyki: „Niech żyje!”. Na dworcu, przystrojonym w wieńce, chorągwie i festony, Franciszka Józefa witali dostojnicy, w tym namiestnik Galicji hrabia Alfred Potocki z Łańcuta, były austriacki minister rolnictwa oraz premier, a także marszałek krajowy hrabia Ludwik Wodzicki, władze samorządowe Krakowa na czele z Zyblikiewiczem, władze Lwowa z prezydentem Michałem Gnoińskim, starosta krakowski hrabia Kazimierz Badeni (przyszły namiestnik Galicji i premier Austrii w latach 1895-1897), dyrektor policji w Krakowie Karol Englisch, wojskowi (w tym feldmarszałek baron Karl von Bienerth, komendant I korpusu w Krakowie) oraz dostojnicy kościelni. Spośród członków habsburskiej rodziny na cesarza oczekiwali w Krakowie arcyksiążę Albrecht (1817-1895), pogromca wojsk włoskich pod Custozą (1866) oraz jego bratanek Fryderyk (1856-1936), od dwóch lat mieszkający w Krakowie, komendant na Wawelu i przyszły naczelny wódz armii w latach 1914-1917.
Mowę powitalną w języku polskim oraz ruskim wygłosił marszałek Wodzicki, podkreślając:
„Nie zapomnimy nigdy, że swobody, jakich ten kraj używa, że poszanowanie narodowości i mowy ojczystej Tobie, Najjaśniejszy Panie, zawdzięczamy”.
Po krótkiej prezentacji dostojników oraz deputacji powiatowych i miejskich z różnych części Galicji rozpoczął się uroczysty przejazd monarszego orszaku na Rynek Główny. Szczególnie wspaniale prezentował się bogato udekorowany odcinek drogi od dworca kolejowego do Bramy Floriańskiej. Po obu stronach trasy wznosił się gęsty szpaler wysokich masztów, pomalowanych w barwy miasta i połączonych festonami zieleni. Na szczytach powiewały chorągwie. W całym mieście panował nastrój radosnego święta, a wzdłuż trasy przejazdu orszaku zgromadziły się rzesze mieszkańców, ustawione w określonym porządku.
Gdy cesarz przybył do Barbakanu, na dziedzińcu oczekiwali już członkowie krakowskiej rady miejskiej. Prezydent Zyblikiewicz wygłosił po polsku mowę powitalną. Następnie Franciszek Józef otrzymał symboliczne złote klucze od bram miasta i wyruszył w kierunku Bramy Floriańskiej. Na obrazie Juliusza Kossaka w pierwszym czterokonnym powozie widzimy prezydenta Krakowa we wspaniałym kontuszu w błękitnych i białych barwach miasta. Do pasa kontuszowego przypiętą ma karabelę. Była to szabla wykonana przez Władysława Glixellego, którą prezydent otrzymał 26 kwietnia 1880 r. w dowód uznania od krakowskich obywateli. Powóz Zyblikiewicza prowadzi woźnica siedzący na jednym z koni zaprzęgu. Odziany jest w karazję, czyli ozdobną krakowską sukmanę. Dalej dostrzegamy dwóch hajduków w pięknych strojach w barwach miasta. Według ówczesnych relacji, zaprzęg prezydenta robił wielkie wrażenie. Za nim Kossak umieścił na obrazie parokonny powóz z postacią cesarza w mundurze. Najjaśniejszy Pan unosi prawą rękę. Obok niego siedzi arcyksiążę Albrecht Habsburg, zaś po obu stronach trasy przejazdu wiwatuje tłum, w którym wiele osób ma na sobie szlacheckie kontusze. Na wysokich słupach widać niebiesko-białe chorągwie Krakowa, a w okienku jednej z wieżyczek Barbakanu dwie małe flagi, w tym austriacką, czarno-żółtą. Po lewej stronie powiewają sztandary krakowskich cechów rzemieślniczych, a pośrodku w głębi zarysowuje się gmach Szkoły Sztuk Pięknych oraz ustawiony przed nim obelisk z popiersiem cesarza. W 1881 r. Kossak ponownie namalował triumfalny przejazd cesarza, a akwarela ta znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie.
W gościnie u Potockich
Po przejeździe przez Bramę Floriańską cesarski orszak, wśród szpaleru straży honorowej i ochotniczych straży pożarnych, dotarł na Rynek do pałacu Pod Baranami. Na wielu domach umieszczano podobizny cesarza, herby państwa i miasta, okolicznościowe napisy, liczne flagi państwowe i miejskie. Rozmaite firmy kupieckie prześcigały się w wysiłkach dekoracyjnych, nie zaniedbując przy tym reklamy towarów. Przed wspomnianym pałacem Potockich przy Rynku Głównym 27, który na czas wizyty monarchy stał się cesarską rezydencją, dostojnego gościa witała hrabiowska rodzina, w tym Artur Potocki z małżonką Różą z Lubomirskich, Katarzyna z Branickich Potocka wdowa po Adamie Potockim z trzema córkami oraz Andrzej Potocki, właściciel Krzeszowic, przyszły marszałek Sejmu Galicyjskiego oraz namiestnik Galicji (1903-1908). Prasa z zachwytem opisywała urządzenie apartamentów pałacowych na pierwszym piętrze, oddanych do użytku Najjaśniejszego Pana.
Wkrótce po przybyciu do rezydencji Franciszek Józef rozpoczął audiencje. Na początku przyjął wysłannika cesarza Rosji Aleksandra II - Piotra Pawłowicza Albiedyńskiego, generała-gubernatora warszawskiego w latach 1880-1883. Potem dostojników dworu, duchowieństwo z biskupem Albinem Dunajewskim, przedstawicieli najznakomitszych rodów arystokratycznych i ziemiańskich z posłem Pawłem Popielem na czele, korpus oficerski, radę miasta z Zyblikiewiczem, reprezentację krakowskiej rady powiatowej z marszałkiem Alfredem Milieskim i starostę Badeniego, któremu cesarz wyraził uznanie za „wzorowy i rzadki porządek”. Później audiencji dostąpili dyrektor policji w Krakowie, naczelnik starostwa górniczego, przełożeni urzędu pocztowego, gremium sądu wyższego z sądem krajowym, handlowym i karnym, nadprokurator rządowy Antoni Nalepa, powiatowa dyrekcja skarbu wraz z kierownikiem ekspozytury prokuratorii skarbowej. Dalej przedstawiciele Akademii Umiejętności, Uniwersytetu Jagiellońskiego, Szkoły Sztuk Pięknych, dyrekcji państwowych szkół średnich, seminariów nauczycielskich, przełożeni gminy wyznaniowej ewangelickiej i izraelickiej, przedstawiciele Izby Handlowej i Przemysłowej, przewodniczący Izby Adwokackiej oraz Izby Notarialnej, wydziału krakowskiego Towarzystwa Gospodarczego, Towarzystwa Tatrzańskiego oraz deputacja stowarzyszenia weteranów wojskowych.
Około trzynastej cesarz udał się do sąsiedniej kamienicy Pod Jagnięciem, przy Rynku Głównym 28, gdzie odwiedził hrabinę Katarzynę z Branickich Potocką oraz Różę z Lubomirskich Potocką, a następnie w pałacu książąt Ogińskich przy ul. Wolskiej 4 (dziś jest to gmach Wyższego Seminarium Duchownego przy ul. Piłsudskiego) zaszczycił arcyksiężnę Izabellę Habsburg.
Zakończywszy serię spotkań dostojny gość udał się na Wawel, gdzie wjechał witany biciem Zygmunta. Przed katedrą na monarchę oczekiwał w asyście duchownych bp Dunajewski. Podał cesarzowi wodę święconą oraz relikwie św. Stanisława do ucałowania, a po krótkim nabożeństwie wygłosił mowę w języku niemieckim oraz udzielił Najjaśniejszemu Panu błogosławieństwa. Franciszek Józef zwiedził katedrę, jej podziemia z grobami królewskimi i skarbiec katedralny. Monarchę oprowadzał prof. Józef Łepkowski, rządowy konserwator zabytków sztuki dla Krakowa i Galicji zachodniej.
Po wizycie na wzgórzu wawelskim cesarz udał się ulicami Grodzką, Szewską i Karmelicką do Łobzowa, na wizytację szkoły wojskowej. Później w towarzystwie arcyksięcia Albrechta wyruszył ku Błoniom, by w asyście banderii 600 konnych włościan krakowskich w tradycyjnych strojach dotrzeć znów na ul. Wolską. Czas był najwyższy, bo o szóstej wieczorem w pałacu Pod Baranami rozpoczynał się obiad dworski na 50 osób, z udziałem najznakomitszych gości.
Ostatnim punktem programu pierwszego dnia cesarza w Krakowie była iluminacja miasta. W prasie krakowskiej podkreślano wspaniałe oświetlenie Sukiennic, a najbardziej podobał się efekt osiągnięty w gmachu Banku Galicyjskiego dla Handlu i Przemysłu przy Rynku Głównym 25, gdzie użyto elektryczności. Wieczór urozmaicił też pochód przez Rynek ponad 600 górników, m.in. z Jaworzna i podkrakowskich Swoszowic, którzy nieśli zapalone lampki. Zadowolony cesarz udał się na wieczorną przejażdżkę po Krakowie. Towarzyszył mu namiestnik Potocki, a przed nimi jechał prezydent Zyblikiewicz ze starostą Badenim, zaś na samym czele orszaku, torujący drogę, wóz straży ogniowej. Orszak przebył ulicę Grodzką, następnie przejechał Plantami pod dworzec kolei, gdzie przy ul. Lubicz 15 podziwiano wspaniale udekorowany budynek browaru Juliusza Augusta Johna. Następnie cesarz wrócił Floriańską na Rynek, a potem Sławkowską znowu na Planty i Szewską do rezydencji Pod Baranami. O dziesiątej wieczór, według swego zwyczaju, udał się na spoczynek.
Poranny galop na Błoniach
Drugiego dnia w Krakowie już przed siódmą rano cesarz z wojskowym orszakiem wyjechał na Błonia. Na miejscu 50-letni monarcha dosiadł konia i odbył przegląd wojska. Następnie na czele trzech szwadronów ułanów w szybkim galopie poprowadził oddział ku wsi Łobzów. Po powrocie do pałacu Pod Baranami, od dziesiątej rano znów udzielał audiencji. Stanęła przed nim delegacja sejmowa pod przewodnictwem marszałka Wodzickiego, który wystąpił z prośbą, by cesarz „Zamek ten [Wawel] do dawnej świetności przywrócić, uznać go za Swą siedzibę i w czasach pobytu w Galicyi zamieszkać go raczył”, aby „czcigodny ten zabytek przeszłości podźwignąć z upadku, przywrócić mu powagę siedziby Monarszej”.
Zamek trzymało austriackie wojsko, ale cesarz odpowiedział, że spełnienie polskiej prośby leży mu na sercu. Potem udzielił audiencji księciu Władysławowi Czartoryskiemu oraz przedstawicielom innych rodzin ziemiańskich. Dalej przyjął deputację powiatową z Sokala, wysłanników Tarnobrzeskiego na czele z hrabią Janem Tarnowskim oraz deputacje włościan, m.in. z powiatów krakowskiego, chrzanowskiego, wielickiego, myślenickiego i brzeskiego. Po trzynastej udał się do domu Pod Jagnięciem, gdzie spotkał się z namiestnikową Marią z książąt Sanguszków Potocką, przyjmując zaproszenie na bal szlachecki we Lwowie.
O czternastej Najjaśniejszy Pan przybył do Collegium Maius. Brama wjazdowa została przystrojona chorągwiami z herbami fundatorów i dobrodziejów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nad olbrzymią flagą uczelni powiewała żółta chorągiew z cesarskim orłem Habsburgów. Szacownego gościa witali historyk i prorektor Józef Szujski, dziekani poszczególnych wydziałów oraz Karol Estreicher senior, wieloletni dyrektor Biblioteki Jagiellońskiej, zaś na dziedzińcu zgromadziła się wiwatująca młodzież akademicka. Prorektor Szujski w mowie wygłoszonej po niemiecku podkreślił:
„Waszej Cesarskiej Mości zawdzięcza ta Wszechnica wprowadzenie języka ojczystego jako wykładowego, założenie licznych nowych katedr, wniesienie tylu instytucji naukowych”.
Na koniec wzniósł okrzyk:
„Niech żyje Cesarz Franciszek Józef I”.
Przyszedł czas na wizytę u Jana Matejki. W mieszkaniu przy ul. Floriańskiej 41 artysta przywitał cesarza staropolskim zwyczajem, podając na tacy chleb i sól, a następnie w salonie zaprezentował nowy obraz „Zjazd pod Wiedniem w roku 1515”. Z domu Matejki cesarz pojechał do muzeum księcia Władysława Czartoryskiego, gdzie przy wejściu oczekiwała go licznie zgromadzona książęca rodzina. Potem odwiedził Akademię Umiejętności (podejmowany przez prezesa dra Józefa Majera i sekretarza generalnego Szujskiego), a około piętnastej udał się do koszar arcyksięcia Rudolfa (obecnie budynek Politechniki Krakowskiej przy ul. Warszawskiej 24). Wracając zatrzymał się jeszcze w Szkole Sztuk Pięknych, gdzie ponownie spotkał się z jej dyrektorem Matejką oraz profesorami. O szesnastej cesarz był już w ośmioklasowej Szkole Żeńskiej im. św. Scholastyki przy ul. św. Marka 34.
Wieczorem na cześć cesarza w salach na piętrze Sukiennic wydano wielki bal. Przybyło około trzech tysięcy gości. Monarcha przywdział na tę okazję mundur pułkownika ułanów. Wkroczył do sali prowadząc arcyksiężnę Izabellę Habsburg. Zagrano „poważny, rycerski i smętny zarazem rytm poloneza”. Poprowadził go Zyblikiewicz z namiestnikową Marią Potocką, za nimi ruszył marszałek Wodzicki z hrabiną Adamową Potocką. Kolejną parę tworzyli książę Władysław Czartoryski z marszałkową Jadwigą Wodzicką. Cesarz udał się na spoczynek dość wcześnie, ale bal trwał do drugiej w nocy.
Na kopiec Kościuszki i na strzelnicę
Trzeci dzień pobytu w Krakowie Franciszek Józef także rozpoczął wczesnym rankiem. Już o siódmej odbył wycieczkę powozem w rejon wsi Witkowice i Węgrzce, gdzie obejrzał jeden z największych fortów artyleryjskich Twierdzy Kraków - Łysą Górę. Następnie udał się pod kopiec Kościuszki. Witali go członkowie Komitetu Kopca na czele z prezesem dr. Franciszkiem Władysławem Paszkowskim. Cesarz wspiął się na kopiec, skąd podziwiał widok na miasto i okolice. Po powrocie do rezydencji pożegnał posła rosyjskiego Albiedyńskiego, a następnie o czternastej wizytował słynne krakowskie Gimnazjum św. Anny, potem zaś szkołę męską na Kazimierzu, mieszczącą się w tamtejszym ratuszu. Na wzgórzu wawelskim odwiedził z kolei szpital wojskowy i komnaty królewskie, by o szesnastej przybyć do koszar Straży Ogniowej przy ul. Kolejowej 19 (dziś ul. Westerplatte). W obecności naczelnika Wincentego Eminowicza podziwiał tam pokaz sprawności krakowskich strażaków.
O siedemnastej Franciszek Józef stanął na strzelnicy przy ul. Lubicz 16, gdzie przywitał go król kurkowy Jan Götz (1815-1893), zamożny przemysłowiec, założyciel słynnego browaru w Okocimiu. Najjaśniejszy Pan oddał strzał do tarczy ze sztucera Artura Potockiego i według relacji „trafił tuż przy samem centrum”. Na ekspozycji „Z dziejów Krakowskiego Bractwa Kurkowego” w pałacyku Celestat można zobaczyć srebrny zestaw do parzenia herbaty, wykonany przez znaną wiedeńską firmę Josefa Karla Klinkoscha, dar cesarza dla Towarzystwa Strzeleckiego Krakowskiego.
Wieczorem z inicjatywy prezesa krakowskiej Rady Powiatowej Milieskiego odbyła się na Rynku wspaniała uroczystość ludowa. Najpierw przeszedł pochód dożynkowy, a następnie na plac „wpadł z impetem poprzedzany przez banderie konne orszak kilkudziesięciu wozów z weselem krakowskim (...) ten orszak barwny stanął pod Baranami i z krakowskim ferworem wytańcowywał krakowiaki”.
Trochę to Kraków kosztowało
4 września znów wcześnie rano, po pożegnaniu z gospodarzami pałacu Pod Baranami, cesarz udał się na dworzec kolei. Żegnany był przez władze miejskie, powiatowe, przedstawicieli arystokracji, ziemiaństwa, duchowieństwa oraz licznych mieszkańców miasta. O godzinie piątej opuścił Kraków, udając się na wschód do Krysowiec pod Mościskami, do majątku hrabiego Stanisława Stadnickiego. W pobliżu miał wkrótce wizytować wielkie manewry armii austriackiej.
Trzydniowy pobyt Franciszka Józefa, podczas którego monarcha gruntownie zwiedził miasto, kosztował według ówczesnych wyliczeń około 30 tys. złotych reńskich, z czego Kraków wydał ok. 22 tys. - i tak znacząca kwota wpłynęła na niedobór budżetowy w 1880 r. Prezydent Zyblikiewicz wkrótce po cesarskiej wizycie otrzymał wysokie odznaczenie - Order Franciszka Józefa z gwiazdą. Został też przyjęty do Izby Panów parlamentu wiedeńskiego, a w 1881 r. mianowany marszałkiem galicyjskiego Sejmu Krajowego.
Pamiętny pobyt w Krakowie stanowił pierwszy ważny etap wizytacji cesarskiej w Galicji. Podróż z 1880 r. przyćmiła wszystkie dotychczasowe i późniejsze monarsze podróże. Według ówczesnych relacji, sam Najjaśniejszy Pan był zaskoczony serdecznością, z jaką przyjęli go mieszkańcy Galicji.