Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Odwet, czyli trzecie urodziny Solidarności w Nowej Hucie

Andrzej Malik
Walki zaczęły się już na wysokości zalewu, gdzie ZOMO próbowało powstrzymać hutniczy marsz
Walki zaczęły się już na wysokości zalewu, gdzie ZOMO próbowało powstrzymać hutniczy marsz archiwum
Władze komunistyczne zdecydowały się 22 lipca 1983 r. formalnie zakończyć stan wojenny, lecz nie wiązało się to z przywróceniem możliwości działania NSZZ „Solidarność” i innych zdelegalizowanych związków i stowarzyszeń. Wiele restrykcyjnych i represyjnych przepisów stanu wojennego zostało przeniesionych ustawami sejmowymi do kodeksu prawnego. Tuż przed rocznicą powstania związku, władze zwiększyły represje wobec osób podejrzewanych o dalszą działalność przeprowadzając rewizje i aresztowania.

Ogromnym sukcesem komunistów było aresztowanie 19 sierpnia, Władysława Hardka, przewodniczącego Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność” Małopolska oraz członka krajowej struktury podziemnego związku - Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej.

Nadane kilka dni później w Dzienniku TV wystąpienie Hardka, krytykujące kontynuowanie działalności podziemnej i nakłaniające do zaniechania manifestacji, miało zniechęcić hutników i mieszkańców dzielnicy do uczestnictwa w ogłoszonych przez konspiracyjną hutniczą „Solidarność” akcjach, a przede wszystkim w manifestacji ulicznej, czyli kolejnym już Marszu Hutników. Tym bardziej, że w trakcie poprzedniej manifestacji 1 maja 1983 r. zginął Ryszard Smagur, trafiony w krtań pociskiem z pistoletu sygnałowego. Wydaje się, że w odczuciu władz również czerwcowa wizyta Ojca Świętego Jana Pawła II w Ojczyźnie miała przyczynić się do uspokojenie sytuacji w kraju. Mimo to, przygotowania władz do ewentualnej pacyfikacji niezależnych demonstracji były znaczące. Siły krakowskiej prewencji wzmocnione zostały batalionem ZOMO z Zamościa oraz oddziałami ZOMO z Przemyśla, Krosna i Nowego Sącza, a także kompanią Nieetatowych Oddziałów Milicji Obywatelskiej (NOMO) z Myślenic. Jak się później okazało, w tym dniu w skali kraju najbardziej zacięte walki rzeczywiście toczyły się w Nowej Hucie.

Nowa Huta walczy

W środę 31 sierpnia, zapowiedziany przez Międzyzakładowy Komitet Solidarności Nowa Huta Marsz Hutników wyruszył po godz. 14.15 spod bramy głównej Kombinatu. Uczestniczyło w nim ok. 5 tys. hutników. Walki zaczęły się już na wysokości nowohuckiego zalewu, gdzie blokada oddziałów ZOMO próbowała powstrzymać hutniczy marsz i zapobiec przyłączeniu się do niego kilkutysięcznego tłumu mieszkańców dzielnicy i studentów.

Starcia, które rozprzestrzeniły się na obszar całej dzielnicy, trwały nawet w trakcie mszy św. w intencji Ojczyzny, która o godz. 16.00 rozpoczęła się w kościele „Arka Pana”. Demonstranci, aby powstrzymać przemieszczanie się armatek wodnych, ustawili naprzeciwko kościoła barykadę na ul. Cienistej (obecnie ul. Szajnowicza-Iwanowa). Po zakończonej mszy jej uczestnicy przeszli na miejsce tragicznej śmierci Bogdana Włosika, przy bloku na os. Dąbrowszczaków, gdzie odbył się krótki wiec. Następnie przemieścili się w stronę skrzyżowania ulic Majakowskiego (obecnie ul. Obrońców Krzyża) i Kocmyrzowskiej, blokowanego przez kolumny pojazdów i oddziałów ZOMO. W zbliżający się tłum zomowcy zaczęli strzelać petardami z gazem łzawiącym, w odpowiedzi posypał się na nich grad kamieni. Doszło do walk wręcz, w wyniku których oddziały ZOMO wycofały się w stronę swoich pojazdów. Demonstranci rozpoczęli budowę barykady na skrzyżowaniu znosząc zewsząd płytki chodnikowe, ławki, kosze na śmieci. Próbowali to uniemożliwić funkcjonariusze ZOMO wjeżdżając w tłum armatkami wodnymi i skotami. Demonstrantom udało się jednak przejętym autobusem MPK zablokować skrzyżowanie i możliwość przemieszczania się kolumn ZOMO. Milicyjne pojazdy wjechały na chodniki i trawniki między tłum, potrącając tych, którzy nie zdążyli uciec. W pobliżu targowiska jedną z „szalejących” tam armatek wodnych udało się demonstrantom podpalić, trafiając w nią butelkami z benzyną, a przed całkowitym spaleniem uchroniła ją załoga drugiej armatki.

Około godz. 19.00 doszło do jednej z najbardziej spektakularnych akcji w trakcie demonstracji nowohuckich z lat osiemdziesiątych. Grupa kolegów zamordowanego w maju Ryszarda Smagura wciągnęła w zasadzkę pluton NOMO z Myślenic, który zapędził się w pościgu za kilkoma młodymi chłopcami aż do przełączki między blokami nr 6 i 7 na os. Krakowiaków. Z klatek wybiegło wówczas kilkudziesięciu młodych mężczyzn, którzy odcięli trzech funkcjonariuszy od reszty pośpiesznie i w nieładzie wycofującego się plutonu. Trójka milicjantów została powalona na ziemię, poturbowana oraz pozbawiona umundurowania, sprzętu i dwóch pistoletów P-64 z czterema magazynkami z ostrą amunicją. Tak opowiadał o tym jeden z uczestników tego wydarzenia, Kazimierz Kubrak, w dokumentalnym filmie Krzysztofa Ridana pt. „Odwet”:

„[…] W pewnym momencie przeszła nas taka myśl, przecież możemy ich zabić z pełną premedytacją, tak jak oni z pełną premedytacją zabili naszego kolegę. Ich życie było w naszych rękach. Wystarczyło jedno pociągnięcie palcem i zemsta byłaby dokonana. Ale myśmy tego nie zrobili. Myśmy mieli hamulce moralne. Myśmy nie walczyli po to żeby zabijać, tylko walczyliśmy po to, żeby nigdy w życiu nie dochodziło do zabijania, żeby Polak przeciwko Polakowi nie występował. […]”.

Po odbiciu przez spieszące z odsieczą dwa plutony NOMO trzej poszkodowani funkcjonariusze zostali przewiezieni do szpitala. W ciągu kilku minut os. Krakowiaków stało się głównym celem ataków oddziałów ZOMO. W godzinach od 19.00 do 23.00 osiedle zostało podzielone na sektory, w których uzbrojeni funkcjonariusze przetrząsali piwnice, mieszkania i strychy w poszukiwaniu zaginionej broni. O stracie dwóch egzemplarzy broni poinformowano Biuro Kryminalne Komendy Głównej MO w Warszawie.
Zacięte walki w całej dzielnicy trwały do ok. 1.00 w nocy dnia następnego. Wśród cywilów czternaście osób było hospitalizowanych, z czego część ucierpiała w wyniku wstrzeliwania przez funkcjonariuszy ZOMO petard do mieszkań i pożarów wskutek tego wywołanych. W wyniku obrzęku płuc spowodowanego gazem łzawiącym zmarła 63-letnia kobieta, Janina Drabowska, mieszkanka os. Dąbrowszczaków, do której mieszkania zomowcy wstrzelili kilka petard z gazem łzawiącym. Spośród funkcjonariuszy rannych zostało piętnastu, z czego pięciu wymagało hospitalizacji. W trakcie walk i w ciągu kilku następnych dni zatrzymano 313 osób.

Esbeckie śledztwo i gestapowskie metody

Komendant Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Krakowie, płk. Adam Trzybiński, już 1 września powołał specjalną grupę operacyjno-śledczą, w skład której weszło siedemnastu wysokich rangą funkcjonariuszy dowodzonych przez ppłk. Mariana Furgałę, zastępcę szefa WUSW w Krakowie. Grupa Furgały otrzymała do dyspozycji dwa samochody i pomieszczenia służbowe w budynku Dzielnicowego Urzędu Spraw Wewnętrznych Kraków-Nowa Huta. Przydzielono jej Pluton Specjalny ZOMO i Kompanię Wywiadowczą WUSW w Krakowie. Obie jednostki MO zostały przewiezione ciężarówkami na os. Krakowiaków, gdzie kordonem, w pełnym rynsztunku i uzbrojone w karabiny kałasznikowa odcięły część bloków tego osiedla od reszty dzielnicy. Trwające kilka godzin przeszukania restauracji „Teatralna” oraz mieszkań, piwnic i strychów nie przyniosły jednak rezultatu. W celu wykrycia sprawców zaboru broni 5 września zostało wszczęte rozpracowanie operacyjne pod krypt. „Odwet”.

W ciągu kilku dni aresztowano aż 39 mieszkańców osiedla. Sąsiedztwo miejsca zasadzki z miejscem śmiertelnego postrzelenia Ryszarda Smagura skłoniło śledczych do przyjęcia w jednej z trzech wersji wydarzeń, że motywem działania demonstrantów był odwet za śmierć kolegi. Na podstawie informacji agenturalnych, a także wykazu osób karanych przez kolegia za udział w manifestacjach, funkcjonariusze wytypowali dziewięciu podejrzanych. Wśród nich znalazł się m.in. Kazimierz Kubrak, który od dnia manifestacji ukrywał się w krakowskich fortach. W piątek 2 września 1983 r. w jego mieszkaniu pojawili się funkcjonariusze Plutonu Specjalnego MO w celu przeprowadzenia rewizji. Funkcjonariusze nie zastając Kubraka, zatrzymali jego nieletniego wówczas brata i zagrozili rodzinie, że jeśli poszukiwany sam się nie zgłosi, to „brat będzie siedział za niego”. Chłopak był bity podczas przesłuchania, które przeprowadzono bez obecności osoby dorosłej, i przetrzymywano go 72 godziny, bez nakazu zatrzymania. Wypuszczono go dopiero wtedy, kiedy jego starszy brat Kazimierz Kubrak zgłosił się 5 września do siedziby krakowskiego WUSW na ul. Mogilskiej.

Osoby podejrzane o udział w rozbrojeniu milicjantów były biciem zmuszane do zeznań i przyznawania się do tego czynu. Kiedy w czasie sprawy sądowej dwóch oskarżonych wycofało się z zeznań złożonych w trakcie śledztwa, szeroko opowiadając o sposobach przesłuchiwania, prokuratura pod różnymi pretekstami zaczęła przedłużać sprawę, co powodowało przeniesienie terminów kolejnych posiedzeń sądu. Po ogłoszonej w 1984 r. amnestii, 24 lipca, Sąd Rejonowy w Krakowie-Nowej Hucie postanowił umorzyć sprawę i kosztami sądowymi obciążyć skarb państwa. Zaginiona broń nigdy nie została odnaleziona ani wykorzystana.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia