Ogromnym sukcesem komunistów było aresztowanie 19 sierpnia, Władysława Hardka, przewodniczącego Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność” Małopolska oraz członka krajowej struktury podziemnego związku - Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej.
Nadane kilka dni później w Dzienniku TV wystąpienie Hardka, krytykujące kontynuowanie działalności podziemnej i nakłaniające do zaniechania manifestacji, miało zniechęcić hutników i mieszkańców dzielnicy do uczestnictwa w ogłoszonych przez konspiracyjną hutniczą „Solidarność” akcjach, a przede wszystkim w manifestacji ulicznej, czyli kolejnym już Marszu Hutników. Tym bardziej, że w trakcie poprzedniej manifestacji 1 maja 1983 r. zginął Ryszard Smagur, trafiony w krtań pociskiem z pistoletu sygnałowego. Wydaje się, że w odczuciu władz również czerwcowa wizyta Ojca Świętego Jana Pawła II w Ojczyźnie miała przyczynić się do uspokojenie sytuacji w kraju. Mimo to, przygotowania władz do ewentualnej pacyfikacji niezależnych demonstracji były znaczące. Siły krakowskiej prewencji wzmocnione zostały batalionem ZOMO z Zamościa oraz oddziałami ZOMO z Przemyśla, Krosna i Nowego Sącza, a także kompanią Nieetatowych Oddziałów Milicji Obywatelskiej (NOMO) z Myślenic. Jak się później okazało, w tym dniu w skali kraju najbardziej zacięte walki rzeczywiście toczyły się w Nowej Hucie.
Nowa Huta walczy
W środę 31 sierpnia, zapowiedziany przez Międzyzakładowy Komitet Solidarności Nowa Huta Marsz Hutników wyruszył po godz. 14.15 spod bramy głównej Kombinatu. Uczestniczyło w nim ok. 5 tys. hutników. Walki zaczęły się już na wysokości nowohuckiego zalewu, gdzie blokada oddziałów ZOMO próbowała powstrzymać hutniczy marsz i zapobiec przyłączeniu się do niego kilkutysięcznego tłumu mieszkańców dzielnicy i studentów.
Starcia, które rozprzestrzeniły się na obszar całej dzielnicy, trwały nawet w trakcie mszy św. w intencji Ojczyzny, która o godz. 16.00 rozpoczęła się w kościele „Arka Pana”. Demonstranci, aby powstrzymać przemieszczanie się armatek wodnych, ustawili naprzeciwko kościoła barykadę na ul. Cienistej (obecnie ul. Szajnowicza-Iwanowa). Po zakończonej mszy jej uczestnicy przeszli na miejsce tragicznej śmierci Bogdana Włosika, przy bloku na os. Dąbrowszczaków, gdzie odbył się krótki wiec. Następnie przemieścili się w stronę skrzyżowania ulic Majakowskiego (obecnie ul. Obrońców Krzyża) i Kocmyrzowskiej, blokowanego przez kolumny pojazdów i oddziałów ZOMO. W zbliżający się tłum zomowcy zaczęli strzelać petardami z gazem łzawiącym, w odpowiedzi posypał się na nich grad kamieni. Doszło do walk wręcz, w wyniku których oddziały ZOMO wycofały się w stronę swoich pojazdów. Demonstranci rozpoczęli budowę barykady na skrzyżowaniu znosząc zewsząd płytki chodnikowe, ławki, kosze na śmieci. Próbowali to uniemożliwić funkcjonariusze ZOMO wjeżdżając w tłum armatkami wodnymi i skotami. Demonstrantom udało się jednak przejętym autobusem MPK zablokować skrzyżowanie i możliwość przemieszczania się kolumn ZOMO. Milicyjne pojazdy wjechały na chodniki i trawniki między tłum, potrącając tych, którzy nie zdążyli uciec. W pobliżu targowiska jedną z „szalejących” tam armatek wodnych udało się demonstrantom podpalić, trafiając w nią butelkami z benzyną, a przed całkowitym spaleniem uchroniła ją załoga drugiej armatki.
Około godz. 19.00 doszło do jednej z najbardziej spektakularnych akcji w trakcie demonstracji nowohuckich z lat osiemdziesiątych. Grupa kolegów zamordowanego w maju Ryszarda Smagura wciągnęła w zasadzkę pluton NOMO z Myślenic, który zapędził się w pościgu za kilkoma młodymi chłopcami aż do przełączki między blokami nr 6 i 7 na os. Krakowiaków. Z klatek wybiegło wówczas kilkudziesięciu młodych mężczyzn, którzy odcięli trzech funkcjonariuszy od reszty pośpiesznie i w nieładzie wycofującego się plutonu. Trójka milicjantów została powalona na ziemię, poturbowana oraz pozbawiona umundurowania, sprzętu i dwóch pistoletów P-64 z czterema magazynkami z ostrą amunicją. Tak opowiadał o tym jeden z uczestników tego wydarzenia, Kazimierz Kubrak, w dokumentalnym filmie Krzysztofa Ridana pt. „Odwet”:
„[…] W pewnym momencie przeszła nas taka myśl, przecież możemy ich zabić z pełną premedytacją, tak jak oni z pełną premedytacją zabili naszego kolegę. Ich życie było w naszych rękach. Wystarczyło jedno pociągnięcie palcem i zemsta byłaby dokonana. Ale myśmy tego nie zrobili. Myśmy mieli hamulce moralne. Myśmy nie walczyli po to żeby zabijać, tylko walczyliśmy po to, żeby nigdy w życiu nie dochodziło do zabijania, żeby Polak przeciwko Polakowi nie występował. […]”.
Po odbiciu przez spieszące z odsieczą dwa plutony NOMO trzej poszkodowani funkcjonariusze zostali przewiezieni do szpitala. W ciągu kilku minut os. Krakowiaków stało się głównym celem ataków oddziałów ZOMO. W godzinach od 19.00 do 23.00 osiedle zostało podzielone na sektory, w których uzbrojeni funkcjonariusze przetrząsali piwnice, mieszkania i strychy w poszukiwaniu zaginionej broni. O stracie dwóch egzemplarzy broni poinformowano Biuro Kryminalne Komendy Głównej MO w Warszawie.
Zacięte walki w całej dzielnicy trwały do ok. 1.00 w nocy dnia następnego. Wśród cywilów czternaście osób było hospitalizowanych, z czego część ucierpiała w wyniku wstrzeliwania przez funkcjonariuszy ZOMO petard do mieszkań i pożarów wskutek tego wywołanych. W wyniku obrzęku płuc spowodowanego gazem łzawiącym zmarła 63-letnia kobieta, Janina Drabowska, mieszkanka os. Dąbrowszczaków, do której mieszkania zomowcy wstrzelili kilka petard z gazem łzawiącym. Spośród funkcjonariuszy rannych zostało piętnastu, z czego pięciu wymagało hospitalizacji. W trakcie walk i w ciągu kilku następnych dni zatrzymano 313 osób.
Esbeckie śledztwo i gestapowskie metody
Komendant Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Krakowie, płk. Adam Trzybiński, już 1 września powołał specjalną grupę operacyjno-śledczą, w skład której weszło siedemnastu wysokich rangą funkcjonariuszy dowodzonych przez ppłk. Mariana Furgałę, zastępcę szefa WUSW w Krakowie. Grupa Furgały otrzymała do dyspozycji dwa samochody i pomieszczenia służbowe w budynku Dzielnicowego Urzędu Spraw Wewnętrznych Kraków-Nowa Huta. Przydzielono jej Pluton Specjalny ZOMO i Kompanię Wywiadowczą WUSW w Krakowie. Obie jednostki MO zostały przewiezione ciężarówkami na os. Krakowiaków, gdzie kordonem, w pełnym rynsztunku i uzbrojone w karabiny kałasznikowa odcięły część bloków tego osiedla od reszty dzielnicy. Trwające kilka godzin przeszukania restauracji „Teatralna” oraz mieszkań, piwnic i strychów nie przyniosły jednak rezultatu. W celu wykrycia sprawców zaboru broni 5 września zostało wszczęte rozpracowanie operacyjne pod krypt. „Odwet”.
W ciągu kilku dni aresztowano aż 39 mieszkańców osiedla. Sąsiedztwo miejsca zasadzki z miejscem śmiertelnego postrzelenia Ryszarda Smagura skłoniło śledczych do przyjęcia w jednej z trzech wersji wydarzeń, że motywem działania demonstrantów był odwet za śmierć kolegi. Na podstawie informacji agenturalnych, a także wykazu osób karanych przez kolegia za udział w manifestacjach, funkcjonariusze wytypowali dziewięciu podejrzanych. Wśród nich znalazł się m.in. Kazimierz Kubrak, który od dnia manifestacji ukrywał się w krakowskich fortach. W piątek 2 września 1983 r. w jego mieszkaniu pojawili się funkcjonariusze Plutonu Specjalnego MO w celu przeprowadzenia rewizji. Funkcjonariusze nie zastając Kubraka, zatrzymali jego nieletniego wówczas brata i zagrozili rodzinie, że jeśli poszukiwany sam się nie zgłosi, to „brat będzie siedział za niego”. Chłopak był bity podczas przesłuchania, które przeprowadzono bez obecności osoby dorosłej, i przetrzymywano go 72 godziny, bez nakazu zatrzymania. Wypuszczono go dopiero wtedy, kiedy jego starszy brat Kazimierz Kubrak zgłosił się 5 września do siedziby krakowskiego WUSW na ul. Mogilskiej.
Osoby podejrzane o udział w rozbrojeniu milicjantów były biciem zmuszane do zeznań i przyznawania się do tego czynu. Kiedy w czasie sprawy sądowej dwóch oskarżonych wycofało się z zeznań złożonych w trakcie śledztwa, szeroko opowiadając o sposobach przesłuchiwania, prokuratura pod różnymi pretekstami zaczęła przedłużać sprawę, co powodowało przeniesienie terminów kolejnych posiedzeń sądu. Po ogłoszonej w 1984 r. amnestii, 24 lipca, Sąd Rejonowy w Krakowie-Nowej Hucie postanowił umorzyć sprawę i kosztami sądowymi obciążyć skarb państwa. Zaginiona broń nigdy nie została odnaleziona ani wykorzystana.